Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 23

Brat dyrektora każde słowo pacjenta skrupulatnie notował i gestem zachęcił mnie do kontynuowania dialogu z Krzesimirem. Prawdopodobnie jego, jak i mnie zainteresował inny sposób wysławiania przy opowiadaniach zaczynających się od słów „Cie choroba!” i przy udzielaniu odpowiedzi na wszystkie pytania.

- Jak sobie radziłeś, zaraz po zakończeniu wojny, w zrujnowanym kraju, gdzie było ciężko przeżyć z dnia na dzień, a co dopiero rozpocząć cywilną egzystencję?

- Zawsze miałem trochę szczęścia, już po roku zadebiutowałem w prasie, jako satyryk, a pod koniec lat czterdziestych byłem aktorem w teatrze, później występowałem w radio z takimi gwiazdami jak Hanka Bielicka, Kazimierz Brusikiewicz, Adolf Dymsza, Ludwik Sempoliński i w słuchowisku „Podwieczorek przy mikrofonie” oraz telewizji.

- Jakie wykształcenie zdobyłeś, chyba nie ograniczyłeś się tylko do wiejskiej szkoły czteroklasowej w Chlapkowicach?

- Posługuję się chłopskim rozumem i jak wszystkim wiadomo jest to "zdolność zdroworozsądkowego myślenia, wynikająca z doświadczenia życiowego i intuicji, a nie z książkowej wiedzy". Samo doświadczenie to suma błędów i grzechów, jakie popełniliśmy w swoim życiu. Kiedy rozum i intuicja zawodziła i w głupoty obfitowała – odpowiedział po znacznie dłuższym czasie namysłu, niż przy wcześniejszych pytaniach.

Był to swoisty sposób na oznajmienie słuchaczom zakończenia przedstawienia na ten dzień. Pomimo tego, że monologi były inne od wczorajszych, obecni na sali dobrze się bawili do samego wieczora. Krzesimir musiał być bardzo zmęczony kilkugodzinnym przedstawieniem, wyraźnie szykował się do snu, poprzez poprawienie poduszki i przyjmowanie wygodnej pozycji leżącej. Zanim pogrążył się we śnie wyrecytował wierszyk.

Siedzi fizyk na katodzie,

moczy nogi w kwaśnej wodzie.

Pisze dwóje w stanie wolnym,

moczy pióro w kwasie solnym.

Jak dostaniesz cztery dwóje,

dziennik zaraz wyparuje.

Lekarz pełniący dyżur na sali upewnił się, że pacjent zapadł w sen, przełączył oświetlenie na nocne i usiadł w wygodnym fotelu. Pozostali z nocnej zmiany za jego przykładem, postępowali podobnie. Brat dyrektora zamknął notatnik i wyszedł bez słowa, a za nim personel z dziennego dyżuru. Natomiast ja zastanawiałem się gdzie mam zająć dogodne miejsce w strefie wyznaczonej przez organa ścigania, bez zwracania na siebie uwagi szwendających się po nocy pacjentów. Byłem przygotowany na oczekiwanie nawet kilka godzin, na pojawienie się Ernesta. Wybór stolika we wnęce przy barze wydawał się idealny, administracja o tej porze nie pracuje, więc będą mieli trudności z przepędzeniem mnie z tamtego miejsca. Jednak podobnie jak wczoraj wieczorem na korytarzu czekali na mnie znani mi już policjanci, tylko tym razem umundurowani. Kiedy ich spostrzegłem, nie przywitałem się, tylko powstrzymałem swój gniew i siląc się na grzeczność, zapytałem.

- Panowie na mocy nowego postanowienia prokuratorskiego mają mnie odprowadzić do aresztu?

- Jesteśmy tutaj, żeby odwieźć pana do mieszkania po czyste ubranie, a następnie mamy obowiązek dostarczyć do pokoju służbowego na terenie firmy. Podczas trwania śledztwa będzie pan tam mieszkał, prokurator uzgodnił to z panem Targowskim.

Musiałem się zgodzić na ich towarzystwo, lecz jednocześnie byłem pewny, że jestem coraz bliżej rozwiązania zagadki mojego częściowego uwięzienia. Moje przeczucia w ocenie ludzi zaczynają się potwierdzać. Pomocna w tym okazała się plakietka z nazwiskiem nad kieszonką bluzy po lewej stronie, na mundurze jednego z funkcjonariuszy. Nazwisko było identyczne jak kierowniczki sklepu pani Judyty. Rano przekonam się, czy moje domysły przy płaceniu w sklepie za zakupy się sprawdzą.

Podczas szykowania się do snu, układałem plany na czwartkowy dzień. Wszystko podzieliłem na etapy, pierwszym będzie przyciśnięcie Targowskiego po porannej odprawie. Muszę przekonać się czy to on za tym wszystkim stoi. Kolejnym będzie próba sprawdzenia rozpowszechniania po mieście informacji o mnie, w tym celu wykorzystam panią Judytę. Ciekawy jestem, co jej powiedziano o mnie, ostatecznie niczym nie ryzykuję, najwyżej będzie mnie od tej pory unikać.

Ojca Krzesimira rano w firmie nie było, skubaniec musi być doskonale we wszystkim zorientowany, inaczej nawiedzałby mnie jak wcześniej. Dlatego zaraz po odprawie zdecydowałem się potwierdzić, czy jego nieobecność w firmie jest ukartowana. Zaopatrzeniowiec do mojej gry wywiadowczej przyda się idealnie.

- Dzień dobry wszystkim – powiedziałem wchodząc do biura.

- Panie Jacku czy zamówienie na specjalny beton do wylania silosu odpadów niebezpiecznych, na przyszły czwartek, zostało potwierdzone? – zapytałem szefa działu.

- Niestety nie, nawet nie wysłałem, czeka od trzech dni na podpis z adnotacją bardzo pilne.

- Pod nieobecność właściciela proszę poprosić jego ojca, pana Targowskiego, o podpisanie, ponieważ ja nie posiadam takich uprawnień.

Bez chwili zwłoki wybrał numer w telefonie i zaczął rozmawiać na temat podpisu zamówienia opiewającego na siedemset tysięcy złotych. Stojąc bardzo blisko aparatu słyszałem każde słowo i kiedy padło polecenie przywiezienia dokumentów do domku myśliwskiego Targowskich wcale się nie zdziwiłem. Teraz już byłem pewny sterowania przez rodziców przyjaciela, przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości. Jednak nie znałem intencji i motywu, jakimi się kierowali. Jakoś nie chciałem wierzyć, że ich postępowaniem kierowała troska tylko o mnie, a nie o ich interesy. Przez brak dowodów i wątpliwości przemawiających na ich korzyść, zmuszony byłem do powstrzymania się od jakiejkolwiek reakcji do czasu, aż będę miał pewność.

Wizyta w sklepie, oprócz zakupów, miała upewnić mnie w domysłach, robienia ze mnie złego i niebezpiecznego człowieka. Tak jak przypuszczałem pani Judyty wyjątkowo nie było przy kasie. Nawet nie musiałem pytać się gdzie jest, personel odegrał przede mną scenkę i z niej dowiedziałem się o remoncie w magazynie. Kierowniczka na zapleczu pilnuje zgromadzonego towaru przed kradzieżą.

Podobnie jak w poprzednich dniach szykowałem się do odwiedzenia Krzesimira w szpitalu, tylko tym razem w mojej głowie powoli rodził się plan. Pomysł był dość ryzykowny i mogłem przy jego realizacji wyrządzić przyjacielowi wiele złego, zamiast tak jak chciałem dobrego. Jednak, czym dłużej i dokładniej zastanawiałem się nad nim byłem pewny jednego, jeżeli nic nie zrobię to może okazać się, że Klesi nigdy nie będzie taki jak wcześniej. Natomiast ja nie spotkam się z Donatą.

Przed jego salą zastanawiałem się, z kim dzisiaj się spotkam w przyjętej osobowości. Poprzez drzwi słyszałem przytłumione słowa piosenki, poczekałem aż Krzesimir dokończy śpiewać „Graj skrzypku graj”. Pomimo różnych oczekiwań i tak szybko okazało się, że zostałem zaskoczony.

Osobowość siódma

Wchodząc do jednoosobowego apartamentu szpitalnego Krzesimira, powiedziałem zwyczajowe słowa powitania. Zaraz po dzień dobry, korzystając z zaskoczenia, podszedłem do brata dyrektora szpitala, który jak zawsze notował zadawane pytania i odpowiedzi pacjenta. Stanąłem za jego plecami z lewej strony i bez pytania o pozwolenie zacząłem czytać, a przyjaciel w tym czasie rozpoczął wykonywanie nowej piosenki „Mały biały domek”.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 26.07.2017
    Senior Targowski unika spotkania z Arturem, coś jest na rzeczy. Dlaczego Donata nie próbuje się spotkać, czyżby też brała udział w spisku. Bardzo ciekawie opisujesz poszczególne osobowości. :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania