Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 78

Natychmiast w mojej głowie zrodziła się wątpliwość, co do prawdziwości jego słów, ponieważ nie da się nie zauważyć zniknięcia kilku miesięcy z życia. Widocznie rehabilitant dostrzegł na mojej twarzy niedowierzanie, więc podszedł i bez pytania o pozwolenie obrócił wózek dla niepełnosprawnych, na którym siedziałem. Kilka metrów popchnął go do przodu, aż za drugie drzwi wejściowe będące naprzeciw tych drzwi, jakimi mnie przywieziono. Tam z prawej strony korytarza w oszklonej części budynku zobaczyłem udekorowane drzewko. Dookoła choinki bliżej i dalej siedziało na wózkach, podobnych do mojego, kilka osób. Jeszcze więcej ludzi siedziało na krzesłach przy pobliskich stolikach. Spora część pensjonariuszy przebywała w towarzystwie pełnosprawnych odwiedzających oraz ubranych w czerwone koszulki z napisem wolontariat.

- Cholera, a więc to prawda –wyrwało mi się głośno.

Rehabilitant podszedł z przodu i zapytał.

- Naprawdę pan nie wiedział o nadchodzących świętach?

- Nie wiedziałem – odpowiedziałem zmienionym przez emocje głosem.

Okazuje się, że w pewnych stanach psychicznych wszystko jest możliwe. Nawet wyłączenie w świadomości upływu czasu. Dlatego chcąc ochłonąć z nadmiaru wrażeń i pragnąc sobie uporządkować własny mały świat poprosiłem o przewiezienie i umieszczenie z powrotem w łóżku. Jednak na spełnienie mojej prośby musiałem poczekać, gdyż chętnych na rozmowę z moim rozmówcą nagle było wielu i nie chcieli spokojnie czekać na swoją kolej. Najbardziej niecierpliwym z nich był pan w wieku dobrze po sześćdziesiątce, który wyrwał się przed szereg i przerywając wszystkim głośno mówił.

- Pan najlepiej wie, że po amputacji zaleca się jak najszybsze rozpoczęcie rehabilitacji. Zaraz po zabiegu rehabilitant powinien przypilnować rozpoczęcia ćwiczeń oddechowych oraz krążeniowych, ponieważ mają one zapobiec późniejszym niewydolnościom organizmu spowodowanym długotrwałym unieruchomieniem, a w moim przypadku nic się nie dzieje.

Rehabilitant dzielnie stłumił w sobie słowa krytyki, które spowodowały nabrzmienie żył na jego szyi i siląc się na spokój odpowiedział.

- Panie Zbyszku, po przygnieceniu stopy amputowano panu jeden palec, którego nie dało się uratować.

Po tych słowach harmider w grupie rozpoczął się w sposób urągający zasadom dobrego smaku i wychowania. Część osób, która w tej pyskówce nie chciała brać udziału odeszła. Natomiast ja niestety zmuszony byłem do pozostania i wysłuchiwania wszystkich nieprzyjemnych komentarzy pod adresem Rządu, Ministerstwa Zdrowia, Narodowego Funduszu Zdrowia, dyrekcji placówki i samego rehabilitanta oskarżanego o wszelakie zło tego świata. Musiałem uzbroić się w cierpliwość i czekać, aż ktoś zlituje się nade mną i zabierze w inne miejsce. Zanim jednak tak się stało niepełnosprawny wymachujący kulą dla podkreślenia ważności własnych słów, uderzył mnie. Siła ciosu musiała być spora, ponieważ przewróciła wózek. Próbowałem podczas upadku odruchowo zasłonić się rękami, lecz tylko kikut lewej ręki przyszedł mi z pomocą, jednak nie był dość wystarczającą ochroną. Uderzyłem twarzą o kafelki i momentalnie z nosa oraz rozbitego prawego łuku brwiowego zalałem się krwią. Dookoła mnie błyskawicznie zrobiło się pusto. Najwięksi pieniacze, którzy wcześniej mieli problemy z poruszaniem, widząc, co się stało szybko zmykali. Nawet poruszający się o kulach nie mieli problemów z uciekaniem. Rehabilitant pozostał sam i widząc wkoło mojej głowy krew wezwał pomoc.

Umyty z podklejonym łukiem brwiowym oraz podbitym przez własny kikut lewym okiem prezentowałem się wyjątkowo mało okazale. Dostrzegłem własną pokiereszowaną twarz, gdy przez chwilę miałem okazję podziwiać swoje odbicie w lustrze. A i tak się cieszyłem, że zębów przy walnięciu w posadzkę nie straciłem.

Wieczorem zostałem sam tylko z własnymi myślami. Telewizor na sali zawieszony na ścianie naprzeciw mojego łóżka był niewłączony, ponieważ pieniędzy na opłacenie niemiałem. Nawet gdybym je posiadł nie byłem w stanie ich unieść i wrzucić do urządzenia odblokowującego oraz posługiwać się pilotem. Radia czy odtwarzacza na wyposażeniu nie było, więc nie mogłem nikogo poprosić o przysługę włączenia. Książka i gazeta podobnie jak pozostała reszta były nieosiągalne. Wspominać tego, co minęło więcej nie chciałem, dlatego w pozycji półsiedzącej skupiłem się na początku w słuchaniu dochodzących dźwięków. Jednak pod wpływem nadejścia nocy i one prawie zamarły.

W nienajgorszym stanie dotrwałem do rana wołając tylko dwa razy nocny personel z prośbą o pomoc w skorzystaniu z toalety.

Dzień wigilijny rozpoczął się, jak inni mówili na luzie. Większa część personelu pobrała wolne i szykowała się do spędzenia świąt w gronie najbliższych, a nie uciążliwych podopiecznych. Pozostawieni przez rodziny w ośrodku snuli się bez celu, jedynie unieruchomieni pozostali na swoich miejscach.

Koniecznie muszę znaleźć sobie jakiś cel w życiu, inaczej zwariuję. Ciągłe patrzenie w okno prawie niczego nowego nie przynosiło. Widok na zewnątrz powoli ulegał zmianie, zbliżał się wieczór. Krzątanina na korytarzu przybrała na sile, widocznie organizują jakąś uroczystą kolację. Miałem tylko nadzieje, że nie zapomną o mnie i zawiozą do stołu. Właśnie w taki dzień nie chciałem być sam, w końcu usłyszałem otwierane drzwi i ucieszyłem się.

Rozbłysło światło i usłyszałem kilka głosów.

- Niespodzianka!

Nagle zjawili się, byli wszyscy najbardziej mi życzliwi, zaczynając od Donaty, Marcela, przyszli Ernest, pani Estera, Mateusz i jego mama pani Ilona. W moich oczach zagościły łzy wzruszenia, toteż z ledwością wyksztusiłem.

- Myślałem, że po wszystkich moich przykrych słowach nie będziecie chcieli mnie widzieć.

- Głuptasie, czy ty myślisz, że zostawiłabym swoją największą i jedyną miłość bez walki – powiedziała Donata tuląc mnie i obsypując pocałunkami.

- Arturze, nawet nie wiesz ile razy moja córka pod wpływem depresji spowodowanej, długotrwałym bólem, nawrotem choroby, złymi wynikami badań i niepomyślnymi konsultacjami lekarskimi chciała ze sobą skończyć – mówiła pani Estera stojąc blisko przy Marcelu zamiast przy synu.

- Przyjechaliśmy żeby spędzić z tobą wigilię i bardzo ucieszyliśmy się, jak dowiedzieliśmy się, że w końcu wróciłeś – powiedział Marcel.

Kiedy Donata po dłuższym czasie uznała, że wyściskała i wycałowała mnie dostatecznie, odsunęła się i umożliwiła innym zbliżenie. Kolejno podchodzili do mnie i przytulali to, co ze mnie zostało. Jedynie słowami i kikutem mogłem odwzajemnić ich gesty. Chcąc być szczery powiedziałem głośno własne czarne myśli.

- Nie chcę być dla was ciężarem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 27.12.2017
    Rozczuliłam się bardzo i nie widzę co piszę. Tylko miłość może góry przenosić i nic się nie liczy w życiu, jeżeli masz przy sobie bliskich i przyjaciół.
    Dziękuję.
    Ukłony;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania