Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 94

Szampański nastrój przybyłych udzielał się jak fala tsunami pozostałym imprezowiczom i sprawił, że jeszcze chętniej zaczęli oblewać nadejście nowego roku. Trzeźwych w towarzystwie ubywało w zastraszającym tempie i zaczynałem obawiać się czy dotrwa do rana jakiś niepijący kierowca. Donata przez dłuższy czas odmawiała alkoholu dla dobra dziecka i uchylała przed wzniesieniem toastu. Jednak urobili ją i uległa namowom na dwie lampki białego półsłodkiego wina. Natomiast mama Mateusza i Estera, które same przybyłym gościom zaproponowały przejście na ty, uzyskały to, co chciały, lecz przez wypicie brudenszaftu.

Przy stole zapanował gwar spowodowany spożywaniem alkoholu. Uporządkowana wcześniej rozmowa przestała obowiązywać i wszyscy mówili na raz i w wyniku tego przekrzykiwali się nawzajem. Zachowując jak najdalej idącą ostrożność, żeby nie spaść z krzesła, powoli skręciłem tułowiem, przemieszczając się tak, że byłem w stanie dostrzec Marcela. Minę miał nie tęgą, ponieważ jego sympatia wkręciła go w rolę szofera, chociaż nigdy nie lubił prowadzić wszelkich pojazdów mechanicznych. Jedyną jego pasją były konie i powożenie zaprzęgami. Miał nawet w domu kilka pucharów za zdobycie kilka razy pierwszego miejsca na zawodach międzynarodowych. Po wyrazie jego twarzy zorientowałem się, że został wkręcony inteligentnie w szoferowanie przez Esterę, a że raz danego słowa nigdy nie zmieniał, dlatego podobnie jak ja patrzył i słuchał pijackiej gadki.

- Marcel, pojawiła się realna szansa, że za rok to ja będę w stanie odwozić uczestników sylwestra – powiedziałem dość głośno, żeby mnie usłyszał, oraz nawiązał rozmowę i przestał tak otwarcie pilnować Estery.

Przesunął bliżej mnie krzesło, na którym siedział i w niewielkiej odległości już bez problemów byliśmy w stanie rozmawiać.

- Bardzo mnie ucieszyła wiadomość o tych geniuszach, którzy jak się nie zapiją na śmierć, są w stanie, jako jedyni w Polsce skonstruować dla ciebie nowe ręce i nogi. Być może te ich wynalazki okażą się na tyle skuteczne, że wyposażony w nie będziesz w stanie bezpiecznie prowadzić samochód i tego tobie życzę w tym nowym roku.

Biesiadnikom ubywało kondycji i wraz pierwszymi, którzy ze zmęczenia zasnęli przy stole, zapadła decyzja o zakończeniu imprezy. Panie przystąpiły do robienia porządków w lokalu, a trzeźwiejsi panowie z pomocą Marcela dostarczali do domów bardziej wykończonych.

Opuściliśmy cukiernię, jako ostatni żegnając się z mamą Mateusza, która pomimo zmęczenia wyczerpującą nocą była zadowolona i pojechaliśmy do naszego domu. Marcel z Esterą wykąpali mnie i położyli do łóżka, zanim poszli do siebie. Donata zmęczona szybko usnęła, natomiast ja byłem rozbudzony i gotowy do przytwierdzenia do mnie protez, których jeszcze nie było. Musiałem uzbroić się w cierpliwość i czekać na obudzenie się ze snu naukowców.

Wieczorem przyjechał Mateusz i konstruktorzy, którzy podobnie jak ja byli niecierpliwi i nie chcieli czekać z rozpoczęciem niezbędnych pomiarów oraz z podziałem zadań do popołudnia jutrzejszego dnia.

Bez pytania i zbędnych ceregieli rozebrali mnie do gołego, posadzili na wysokim krzesełku ukradzionym prawdopodobnie z baru. Mentalnie poczułem się jak goły facet, który przypadkowo będąc w hotelu pomylił drzwi wychodząc z łazienki i wylądował tak jak go Pan Bóg stworzył na korytarzu przed zatrząśniętymi drzwiami do swojego pokoju. Dobrze, że Mateusz wcześniej uprzedził mnie o ich zachowaniu dalekim od delikatności i taktu. Widocznie dla nich liczył się tylko pośpiech oraz skuteczność. Kiedy chodzili w koło gapiąc się na mnie i głośno mówiąc, co zamierzają, miałem nieodpartą chęć schować się do mysiej dziury albo zapaść się pod ziemię.

- Na początku, koniecznie trzeba będzie zrobić prototypy przenośne i zastanowić się po pierwszych próbach czy je zostawić, czy zastąpić wszczepionymi – stwierdził najstarszy, którego pozostali nazywali profesorem, choć takiego tytułu naukowego nie posiadał.

Początkowo próbowałem nadążyć i zapamiętać, co przy mnie mówili, lecz oni dyskutowali o czymś nazywanym interfejs neuronowy. Jego zadaniem jest dostarczanie informacji sensorycznych ze sztucznych rąk oraz nóg do mózgu. Interfejs będzie w stanie połączyć mój układ nerwowy ze sztucznymi sensorami wbudowanymi w protezę, i dzięki niemu będę w stanie w rękach kontrolować skomplikowane ruchy palców, nadgarstka, łokcia i barku, natomiast w nogach palców w stopie, kostek, kolan oraz biodra. Jeżeli zostaną zrealizowane ich założenia konstrukcyjne to będę w stanie poczuć, co trzymam w swojej protetycznej ręce, a pod stopą wyczuję, jaki jest rodzaj gruntu. W tym celu moje nowe dłonie, stopy będą wyposażone w sensory wykrywające informacje dotykowe, wysyłane podobnie, jak w prawdziwych w czasie rzeczywistym do mojego mózgu. Widocznie los tak chciał, że zostanę testerem pierwszej w Polsce bionicznej protezy sterowanej myślą.

Pierwszy dzień współpracy z naukowcami dobiegł końca dopiero po dwudziestej drugiej za sprawa Mateusza. Dosłownie przegonił ich z naszego domu, inaczej pracowaliby pewnie przez cała noc, albo jeszcze dłużej. Najprawdopodobniej do czasu aż protezy byłyby przetestowane na wszelkie sposoby. Dopiero jak ostatni z gości opuścił nasz dom z ulgą wypuściłem powietrze i bez ich aktywnego udziału skorzystałem z łazienki. Przez dłuższą chwilę, siedząc na muszli pozbywałem się też emocji, jakie mi wcześniej przy tych czynnościach towarzyszyły. Prawdopodobnie nie wszyscy ludzie podczas wizyty w ogólno dostępnej toalecie bez boksów byliby jednakowo skrępowani podczas załatwiania potrzeb fizjologicznych. Z pewnością znalazłaby się jakaś część, która zachowywałaby się swobodnie, a jeszcze inna dostałaby zaparcia z tego powodu. Widocznie ja byłem umieszczony gdzieś w środku tych dwóch skrajności, lecz oglądanie mnie czujnym okiem naukowym nie należało do przyjemności, a zwłaszcza profesjonalne komentarze towarzyszące temu wszystkiemu.

Końcem stycznia w ostatni weekend, dokładnie w sobotę pierwsze prototypy przenośne moich kończyn zostały przypięte. Różniły się bardzo od tego, co widziałem w ośrodku rehabilitacyjnym, tam większość protez była wykonana przez warsztaty stolarskie lub rzeźbiarskie. Zasadniczo obrobiony kawałek twardego drewna z przytwierdzonymi do niego skórzanymi paskami miał w myśl decydentów z funduszu zdrowia zastąpić utraconą kończynę. Jedynie bogatszych stać było na zakup zamocowanego na sprężynach wspornika, który ułatwiał im chodzenie. Bardziej zaawansowany model zrobotyzowanej protezy widziałem przez przypadek tylko raz. Mechanizm należał do polityka, biedaczek stracił kończynę pędząc na złamanie karku, bo tak mu się spieszyło do domu po nudnej debacie partyjnej. Proteza wzbudziła u rehabilitantów nie lada sensację, ponieważ posiadała szereg serwomechanizmów, czujników i wbudowane oprogramowanie sterujące, zarządzające pracą siłowników, które ułatwiały poruszanie.

Moje sterowane myślą bioniczne protezy są prawdziwym wytworem przyszłości. Nowe nogi po pełnej synchronizacji i nauczeniu posługiwania się nimi, umożliwią mi płynne przechodzenie z pozycji siedzącej do stojącej i na odwrót. Przemieszczanie ma wyglądać dla osoby stojącej z boku naturalne, jakbym korzystał z prawdziwych nóg. Konstruktorzy zapewniają mnie, że w niedługim czasie opanuję wchodzenie po schodach noga za nogą. Jedynie zdradzać mnie będzie rozchodzący się dźwięk pracujących serwomechanizmów, inaczej nikt nie zorientowałby, że to są protezy. Może za kilka lat niepełnosprawni wyposażeni w takie protezy zagrają w mistrzostwach świata w piłce nożnej i pokażą pełnosprawnym jak należy wygrywać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 23.02.2018
    Artur jednak jest w czepku urodzony. Tak szybko wszystko się toczy, że za chwilę będzie chodził. Ciekawie bardzo opisałeś proces tworzenia protez. Tylko nieliczni mogą korzystać z takich dobrodziejstw.
    Pozdrawiam serdecznie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania