Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 62

Zachowywaliśmy się z Marcelem bardzo cichutko, starając się jej nie przerywać, choćby przypadkowo, żeby mogła wyrzucić z siebie wszystko, co ją fascynowało, irytowało, lub gnębiło. Bardzo często, nawet nie wiedząc o tym, gromadzimy w sobie informacje i przeżycia, które są dla nas wyjątkowo ważne. Często potrzebujemy do wysłuchania nas kogoś życzliwego i z nim dzielimy się tym wszystkim. Wtedy po takiej rozmowie łatwiejsza i przyjemniejsza jest nasza egzystencja. Donata niczego nie zauważyła i kontynuowała dalej.

- O innym ciekawym zagadnieniu można dowiedzieć się za oceanem, ponieważ nie tylko w naszym kraju, lecz w całej Europie pomija się to milczeniem. Chodzi mianowicie o dokształcanie się lekarzy. Z badań wynika, że „dziesięć lat po otrzymaniu dyplomu lekarz zazwyczaj cofa się do stanu relatywnej nieznajomości nowoczesnego rozumowania naukowego”. Winę za to ponoszą sami lekarze, którzy przeznaczają na naukę zaledwie dziewięć godzin tygodniowo. Bardzo często dokształcanie ogranicza się do przekartkowania kilku ulubionych pism medycznych, a zazwyczaj cała nowa wiedza pochodzi ze spotkań z przedstawicielami firm farmakologicznych i wycieczek zagranicznych, fundowanych przez te firmy.

- Czy twój brat właśnie tak postępuje? – wiedziałem, że brzydko się zachowałem przerywając wypowiedź Donaty, lecz musiałem zadać to pytanie.

- Ernest wkłada dużo wysiłku w samodoskonalenie w tym celu prenumeruje, lub wypożycza najnowsze książki i czasopisma medyczne. Chociaż stara ukrywać przede mną i mamą, a zwłaszcza przed znajomymi swoje uczucia do pacjentki, to euforia, jaka go ogarnęła po przeczytaniu wydania „Medical Hypotheses”, w którym natrafił na wyniki badań uczonych z School of Veterinary Studies w Murdoch, uświadomiła nam jak bardzo mu na niej zależy, nie zaniedbując w tym czasie innych potrzebujących. Artykuł omawiał przyczyny zachorowań na stwardnienie rozsiane (SM), które jest chorobą autoimmunologiczną. Oznacza to, że w tego typach schorzeniach układ odpornościowy zaczyna niszczyć komórki i tkanki własnego organizmu. Celem ataku stają się osłonki mielinowe chroniące nerwy należące do ośrodkowego układu nerwowego i zostaje upośledzony przekaz informacji do i z mózgu. W tej chorobie można wykazać dwa komponenty: genetyczny i środowiskowy. Winą na zapadanie na SM obarczono koty, które w krajach europejskich szczególnie w miastach mieszkają w domach. Populacja kotów w siedmiu procentach cierpi na chorobę zbliżoną do stwardnienia rozsianego. Naukowcom udało się nawet wykryć koci wirus występujący w ośrodkowym układzie nerwowym i podczas przytulania zwierzątka, zarażeniu ulegają ludzie.

- Przepraszam, że przerywam – powiedział Marcel i dodał.

- Czy ten koci wirus całkowicie wyklucza w tym swoim oddziaływaniu na ludzi reakcję na hapteny, które zwierzęta ssaki również wydzielają?

- Niestety tego nie wiem, lecz Ernest z pewnością odpowie chętnie na takie pytanie – odpowiedziała moja dziewczyna.

Miałem po dziurki w nosie medycyny dawnej i tej współczesnej, starając się nie urazić swoim nie podzielaniem ich entuzjazmu, nieśmiało zaproponowałem.

- Może zakończymy na dzisiaj nasze spotkanie, ponieważ zrobiło się późno, a na jutro o ile sobie przypominam, Marcel coś planował do zrobienia.

- Kiepski ze mnie gospodarz, tak zagalopowałem się w mojej fascynacji, że zapomniałem o gościnności. Oczywiście kończymy na dzisiaj z tematami medycznymi, lecz zanim wyjdziecie nakarmię was – zadecydował.

Bardzo szybko poodkładał teczki z fascynującą go zapomnianą medycyną. Następnie z chłodziarki wyciągnął średniej wielkości błyszczący stalą garnek przykryty szklaną pokrywką i umieścił go na kuchence gazowej, rozpalając pod nim niewielki płomień, powiedział.

- Poczęstuje was zupą z bazylii, mam nadzieję, że wam będzie smakować.

- Co w niej jest? – zapytałem zaniepokojony nieznaną mi potrawą.

- Ziemniaki, fasolka szparagowa, pomidory obrane ze skóry, biała fasola namoczona dzień wcześniej przed gotowaniem, ryż, ząbek czosnku, kilka listków bazylii, szczypiorek, olej lniany, sól.

Zanim przeanalizowałem składniki zupy, w których niczego niepokojącego i nadzwyczajnego nie zauważyłem, Marcel wyjął z chłodziarki opakowanie z jajkami, z szafki miskę i wbił do niej cztery jajka. Trzepaczką zaczął je rozbijać na jednolitą masę, dodał sól, pieprz i łyżkę drobno posiekanych listków natki pietruszki, zerwanych z doniczki stojącej na parapecie okna. Bardzo szybko domyśliłem się, że będzie z tego omlet i nie pomyliłem się. Patelnię, umieścił na rozgrzanym palniku i wrzucił do niej kawałek masła. Kiedy tłuszcz osiągnął odpowiednią temperaturę, wlał masę jajeczną, poruszając naczyniem. Lekko wilgotną powierzchnie posypał natką i podał nam do jedzenia z kawałkiem masła na wierzchu, gdy spód był przyrumieniony. Omlet mi smakował z wyjątkiem zbyt surowej jak dla mnie posypki, natomiast Donacie bardzo.

W tym czasie zupa została podgrzana na delikatnym ogniu i dostaliśmy ją do jedzenia zaraz po omlecie. Tym razem po spróbowaniu zawartości pierwszej łyżki nie miałem nic do zarzucenia, smakowała doskonale.

Podczas jedzenia zapytałem Marcela.

- To jest twoja specjalność?

- Nie, najbardziej lubię robić risotto z grzybami i tymiankiem, pieczeń wołową z jałowcem, mięso jagnięce po turecku, pieczeń baranią po angielsku.

- Gdzie ty w Polsce dostajesz baraninę i jagnięcinę?

- Teraz jest kłopot z zaopatrzeniem w ten rodzaj mięsa. Mam znajomego, który dość systematycznie jeździ w interesach do Austrii i mi przywozi. Kiedyś w epoce Gierka, hodowano nie tylko w Tatrach, ale również w Sudetach duże stada owiec. Mięso, i skóry na futra były w ciągłej sprzedaży, a bryndza dostępna była sezonowo za to w dużych ilościach. Bardzo lubiłem jeść ten słonawy ser, o którym dziś mogę tylko pomarzyć.

Wyszliśmy z jego domu dość późno, lecz i tak ograniczyliśmy czas pobytu, ponieważ ja z Marcelem musimy wcześnie wstać, żeby z rana zasmrodzić kawał lasu.

W piątkowy poranek ledwo zwlokłem się z pościeli, prawie o świcie. Zastanawiałem się jak to jest możliwe, że w mieście byłbym z tego powodu zadowolony, tam z utęsknieniem oczekiwałem ranka. Cichutko wymknąłem się z pościeli, pozostawiając śpiącą Donatę, jak dzień wcześniej.

Marcel gotowy do pracy, już czekał na mnie przed domem z dwoma górskimi rowerami, w miejscu doskonale widocznym z okna salonu. Drugi raz w przeciągu krótkiego czasu wychodziłem z domu głodny do pracy, ponieważ wcześniej nie chciało mi się wstać i zaspałem gdyż po usłyszeniu budzika postanowiłem, że pośpię jeszcze minutkę. Koniecznie w takich sytuacjach muszę wyrobić w sobie nawyk szykowania dzień wcześniej śniadania, ciągle zapominam, że w lesie nie ma sklepu i zakupów nie zrobię, jak dawniej po drugiej stronie ulicy.

Zaraz po słowach przywitania i usprawiedliwienia się za moją opieszałość, przejąłem od niego jeden rower i pojechałem za nim. Kilka górek i wzniesień wystarczyło, żebym zdał sobie sprawę z mojej kiepskiej kondycji fizycznej w porównaniu do starszego przyjaciela. Kiedy dojechaliśmy do pierwszych budynków gospodarczych wzniesionych w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku z dala od wioski, a teraz popadających w ruinę, zsiadając z roweru, sapiąc ze zmęczenia, zapytałem.

- Gdzie jesteśmy?

- W naszym obiekcie kupionym od agencji rolnej skarbu państwa. Kiedyś działało tutaj Państwowe Gospodarstwo Rolne, które przez pracowników było systematycznie rozkradane, a wydajność na papierze w sprawozdaniach rosła. Podczas transformacji, pod wpływem rolników indywidualnych, cofnięto dotacje i szybko splajtowali. Całe tysiąc hektarów ziemi leżało do czasu unijnych dotacji odłogiem, które przejęli hurtem i do tego gratis, działacze partyjni, nie tylko z chłopskiej partii, a koledzy politycy im to umożliwili. Budynki popadały w ruinę. Te wymurowane z cegły rozebrali, a wylanych z betonu nikt ich nie chciał, więc sprzedali je nam. Tutaj mieści się nasza skromna baza sprzętowa, chroniona niczym fort Knox, inaczej okoliczna ludność wszystko wyniesie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 31.10.2017
    To prawda, że nasi lekarze, oczywiście nie wszyscy po studiach siedzą na laurach. Jedynie od czasu do czasu sięgną po jakieś czasopismo specjalistyczne. Za oceanem w Stanach co pięć lat lekarze zdają egzamin.
    Czytając przepis na zupę poczułam głód i zazdrość, że tak można żyć z dala od ludzi, zdrowo i pracowicie. Marcel jak widać dobrze zajął się majątkiem Artura. Miłego

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania