Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 12

Zaczynałem notować na ostatniej niezapisanej części koperty o malarstwie impresjonistów, których wielbicielem jest, jak w tej chwili się okazuje przyjaciel. Nawet pod wpływem twórczości innych mistrzów pędzla, sam zaczął malować i wystawiał swoje prace w Piwnicy pod Baranami, oraz w galeriach w Myślenicach i Tychach. Kiedy wspominał o synu odnalezionym po ośmiu miesiącach poszukiwań, do sali wszedł dyrektor szpitala prowadząc gromadkę dzieci. Wszystkie ubrane były w różnokolorowe piżamki, kilkoro trzymało w rączkach pluszowe zabawki. Większość z nich na wskutek choroby było łyse, lub wypadały im włosy. Pośród nich na samym początku była wczorajsza znajoma Alinka, która za rączkę prowadziła mniejszego od siebie chłopczyka. Miał on poparzoną znaczną część twarzy i szyję. Pozostałe części ciała były przykryte ubraniem i zostały przed moim wzrokiem zasłonięte. Kształt blizn wskazywał na wylanie wrzątku na siebie przez malca. Inne dzieci z grupy też miały widoczne oznaki nękających je chorób, lub kalectwa.

Zaskoczył mnie widok przybyłych, ponieważ nie przypuszczałem, że dyrektora na taki ludzki odruch jest stać. Reakcje będących na sali medyków znających szefa znacznie lepiej jak ja, bardziej wskazywały na przeżywany szok niż na niedowierzanie. Jednak on nie dał nikomu szansy na ochłonięcie i złapanie oddechu, tylko głośno powiedział.

- Dzieci przyprowadziłem.

Maluchy ze wszystkich stron bez skrępowania i obawy zbliżyły się do łóżka Krzesimira. Stanęły jak najbliżej leżącego i przyjęły pozę wyczekiwania, przy tym żadne nie odezwało się nawet słowem. Przyjaciel na ten widok przerwał odpowiadanie na pytania lekarza i spojrzał na dzieci. Nastąpiła chwila wzajemnego wyczekiwania, którą przerwała Alinka.

- Zaśpiewa nam pan tak jak wczoraj jakąś piosenkę?

- Ja wczoraj wam śpiewałem? – zapytał Klesi wyraźnie zdziwiony.

Alinka zaczęła szczegółowo opowiadać o wczorajszym dniu. Miała doskonałą pamięć i najważniejsze duże fragmenty rozmowy przytaczała i śpiewała piosenki. Krzesimir czuł się zagubiony małym recitalem dziecka i wzrokiem szukał wsparcia wśród białego personelu będącego na sali. Nawet, jeżeli ktoś przejawiał chęć w udzieleniu mu pomocy. Natychmiast wzrokiem i chrząkaniem został powstrzymany przez brata dyrektora. Musiała być to jakaś dalsza część badania stanu zdrowia psychicznego pacjenta i sposobu reagowania na próby oraz przypominania mu, co robił, mówił oraz kim właściwie jest.

Zawsze wcześniej myślałem, że ludzie w wyniku utraty pamięci nie pamiętają zdarzeń i osób przed wypadkiem. Czyżby u przyjaciela występowała teraz pamięć jednodniowa i w momencie budzenia się wszystko wczorajsze ulegało zatarciu. Niestety nie miałem przygotowania zawodowego do oceny tego zjawiska. Moja wiedza opierała się jedynie na amerykańskim filmie komediowym, a było to dalece niewysterczające.

Dyrektor skorzystał z zamieszania, jakie sam spowodował przy łóżku pacjenta i korzystając z okazji, że jestem zaczął omawiać ze mną szczegóły jutrzejszego wesela córki. Starałem się nie okazywać mu swojego niezadowolenia i braku zainteresowania tym, co do mnie mówi. Jednym uchem słuchałem jego, a drugim starałem się usłyszeć pytania i odpowiedzi przyjaciela.

Trochę czasu zajęło dzieciom nakłonienie do kontynuowania przez Krzesimira wczorajszego występu. Kiedy ich wysiłek nie przyniósł im oczekiwanej satysfakcji i nie wywołał spodziewanego efektu, zaczęły powoli odchodzić od łóżka zrezygnowanym krokiem ze spuszczonymi główkami. Wtedy na ten widok przyjaciel jakby przebudził się ze snu, lub z dużym opóźnieniem dotarła do niego prośba malców i zaśpiewał.

Bo ja tego znieść nie mogę

Że nie dbacie o przyrodę

Z mego okna widok marny

Chodnik szary asfalt czarny

Stoi słupek zamiast drzewa

Nic nie rośnie nie dojrzewa

Krasnoludek się zatruje

No a kto postawi dwóję?

Kto? No, kto?

Chore pociechy natychmiast po tych słowach wróciły z uśmiechniętymi buziami w pobliże łóżka i zasypały Krzesimira prośbami o więcej piosenek. Zanim dyrektor mnie wyciągnął z sali z powodu hałasu spowodowanego wzajemnym przekrzykiwaniem małych pacjentów. Zdążyłem dowiedzieć się, że przyjaciel zna wiele piosenek dla dzieci i zostały one wydane na płycie "Piosenki dla dzieci i rodziców".

Zostałem przez dyrekcję prawie zaciągnięty do część administracyjnej szpitala, która prezentowała się podobnie doskonale jak oddział dla VIP-ów. Nowoczesny sprzęt komputerowy swoimi parametrami przeznaczony był bardziej dla wymagającego gracza, a jako maszyna do pisania nie wykorzystywał nawet w ułamku procenta swoich możliwości. Wyposażenie i wystrój musiało być zaprojektowane przez amatora podającego się za architekta wnętrz. Biurka zazwyczaj służące do pracy i wykonane w sposób ergonomiczny tutaj służyły w większości dla ozdoby, ponieważ nikt niebyły w stanie przepracować przy nich ośmiu godzin.

Sekretarka siedziała nadal przy swoim stanowisku, rozmawiała przez telefon, pomimo, że powinna już dawno być w domu z dzieckiem. Kogoś przepraszała za spóźnienie i prosiła o opiekę nad córeczką do jej powrotu. Przypadkowo się o tym dowiedziałem, ponieważ zostałem przepuszczony przodem przez dyrektora, a on w tym czasie miał o coś pretensję do księgowej. Jedyna dla mnie korzyść z tej sytuacji była taka, że bardzo dobrą kawę z ekspresu dostałem prawie od ręki.

Dopiero jak opuszczałem szpital miałem czas pomyśleć o jutrzejszej ceremonii i ciekawy byłem jak Donata z matką poradziły sobie z zakupami. Niestety wcześniej jakoś nie zadbałem i nie poprosiłem o numer jej telefonu. Koniecznie muszę naprawić swój błąd i nakłonić ją podczas wesela żeby mi go podała. Podczas drogi powrotnej do domu rozmyślałem nad ostatnimi wydarzeniami, było tego tak wiele, że pomyliłem już w mieszkaniu przy wyciąganiu z zamrażarki kolejność przeznaczonych do jedzenia produktów. Zamiast piątkowej panierowanej ryby z ryżem, musiałem zjeść schabowego z frytkami. Oczywiście bez surówki, o której wcześniej nie pomyślałem, a gotowe kupione w słoikach wyszły kilka dni temu. Głowy do uzupełnienia zapasów nie miałem i przez to zrobił się bałagan. Jednak przed spaniem nie zapomniałem o przyszykowaniu garnituru na jutro. Przynajmniej rano jak wstanę jedyną moja troską będzie przetrzeć z kurzu samochód, zanim pojadę do Rożków. Jeszcze sprawdziłem dla pewności prognozę jutrzejszej pogody na wszystkich dostępnych stacjach telewizyjnych i w Internecie.

Rano o świcie byłem przez dłuższy czas pod wpływem snu, w którym przyśniła mi się Donata. Byliśmy oboje nad jeziorem podczas pięknej pogody, promienie słoneczne odbijały się blaskiem od niewielkich fal na wodzie. Czasami wyskakująca ryba w pogoni za owadami burzyła harmonię tafli tworząc okręgi na powierzchni. Mogłem jedynie spojrzeć w górę i w dół, a nie na boki, choć próbowałem. Niebo było błękitne z niewielkimi obłokami, obserwowałem to siedząc na czerwonym kocu. Nie udało mi się zobaczyć Donaty, choć byłem pewny, że jest obok i rozmawia przynajmniej z dwoma osobami. Niestety nie rozumiałem słów i ich znaczenia, lecz musiały one być dla mnie miłe, ponieważ pod wpływem ich byłem rozbawiony. Pokrzepiony nocnym snem i miłymi doznaniami rozpocząłem sobotni dzień.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 22.07.2017
    Nowa osobowość i niepamięć dnia poprzedniego. Dziwne te opowieści, jeszcze dziwniejsze notowanie tych wynurzeń Krzesimira. Niczego więcej o jego stanie zdrowia nie dowiadujemy się. Artur nad miast myślami jest przy Donacie. Pozdrawiam 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania