Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 22

Odświeżony, ubrany w czyste ubranie, zjawiłem się na porannej odprawie. Ojca Krzesimira pomimo dokładnego patrzenia w kilku kierunkach nie zauważyłem i już z tego faktu humor mi się poprawił. Szybciej niż pod nadzorem rozdzieliłem zadania, przydzieliłem na WZ materiały i wolny od zawodowych trosk pogoniłem do zaprzyjaźnionego sklepu. Zakupy postanowiłem zrobić inne niż zazwyczaj, może, dlatego, że słyszałem kiedyś jak dobre jedzenie potrafi wpłynąć korzystnie na wisielczy nastrój. Sporo czasu mi zajęło wybranie z witryny ciasteczka do szóstej dzisiejszej kawy, jaką zamierzałem wypić zaraz po śniadaniu. Wcześniej miała być bagietka z ziarnami, łagodny ser kozi z ziołami, a do picia wyciskany sok pomarańczowy. Pod wpływem impulsu wziąłem z półki miód lawendowy. Obciążony sprawunkami podszedłem do kasy, przy której jak zwykle siedziała pani Judyta.

- Dzień dobry pani – powiedziałem pierwszy z delikatnym uśmiechem, do którego się zmusiłem.

Starałem się wyglądać swobodnie, jednocześnie nie za bardzo, żeby nie skrócić dystansu, jaki od dawna nas rozdzielał. Grzecznie odpowiedziała na przywitanie, lecz nie była dla mnie taka serdeczna jak bywało wcześniej. Niestety nie wiem czy współczesnym kobietom bardziej podoba się jak one występują z inicjatywą rozpoczęcia rozmowy, lub w jakiś nieznany mi sposób dowiedziała się, co mnie spotkało. Teoretycznie mieszkam w całkiem sporym mieście i mało, kto zna swojego sąsiada z budynku, lecz gdy kimś zainteresują się organa ścigania, nagle rozpoznają go wszyscy. Dwa razy zauważyłem, jak wychyliła się z nad kasy by spojrzeć na moje stopy, czego nigdy wcześniej nie robiła. Właśnie w ten sposób zdobyłem dowód, że niepochlebne wieści o mnie szybko się rozchodzą. Zakupy jutro potwierdzą moje domysły i prawdopodobnie pani Judyty nie będzie przy kasie, w tym czasie zastanę ją wyjątkowo zajętą na zapleczu, kiedy przyjdę do sklepu.

Podczas posiłku postanowiłem zadzwonić do Ernesta Rożka, opowiedzieć mu z detalami, o nieszczęściu, jakie mnie spotkało i poprosić, żeby w moim imieniu przeprosił siostrę za moją przedłużającą się nieobecność. Telefonem stacjonarnym wybrałem jego numer i po chwili słuchawce usłyszałem.

- Nie ma takiego numeru.

Dokładnie sprawdziłem cyfry, wszystko się zgadzało, ponowiłem próbę i wyszło tak samo. Odruchowo dla sprawdzenia aparatu wykonałem kilka innych połączeń, efekt identyczny. Zmieniłem aparat na komórkowy i usłyszałem.

- Linia zajęta nagraj wiadomość.

Nawet jednym słowem się nie odezwałem, ponieważ niczym osaczony zwierz wyczułem zagrożenie z nieznanego mi jeszcze kierunku. Musiałem to sprawdzić, poprosiłem księgową o wybranie numeru na jej aparacie do mojego lekarza rodzinnego. Połączenie uzyskała bez problemu, podała mi słuchawkę, gdy tylko jej dotknąłem nastąpiło przerwanie rozmowy. Kilkukrotne podobne próby z innych telefonów kończyły się identycznie. Widocznie obroża na mojej nodze i operatorzy sterujący nią swoim działaniem odseparowali mnie od wszystkich na odległość głosu. Zły jak osa zakończyłem pracę na ten dzień, złapałem dyplomatkę z pilnymi dokumentami do przeczytania i podpisu. Marynarkę zarzuciłem na ramię i wyszedłem z biura, wcześniej zamierzałem iść do szpitala i przy wejściu głównym zaczekać na Rożka, kiedy będzie tamtędy przechodził w drodze do, lub z pracy, albo wyjdzie po chorego pacjenta.

Kiedy szedłem, w miejscach gdzie nie widziałem przechodniów, próbowałem zboczyć troszkę z wyznaczonej trasy. Efekt dźwiękowy, jaki się wtedy rozchodził z pewnością był słyszalny daleko. Chcąc nie wzbudzać u ludzi sensacji musiałem trzymać się przypisanego szlaku. Niezatrzymywany po drodze przez żadnego znajomego dotarłem do szpitala i zająłem miejsce z widokiem na wejście. Tylko udawałem, że przeglądam zabrane z biura dokumenty, a w rzeczywistości pilnie śledziłem osoby przechodzące przez drzwi wejściowe w obu kierunkach. Długo nie cieszyłem się ze swojego stanowiska obserwacyjnego, niczym duch przede mną pojawił się dyrektor szpitala.

- Czekasz na kogoś? – zapytał.

- Dzwonili z biura, potrzebują dokumentu, którego przez nieuwagę zabrałem razem innymi wychodząc z pracy – odpowiedziałem.

Mój plan spotkania Rożka się nie powiódł, punkt operacyjny został spalony, dopadło mnie takie odczucie. Zaraz po tym pomyślałem, że zaczynam świrować i wpadać w obsesję maniakalno prześladowczą. Jeszcze trochę i mnie zamkną nie w areszcie tylko u czubków.

- Nie musisz tu siedzieć, przecież znajdą ciebie u Krzesimira – dodał.

- Ma pan rację, przy okazji odwiedzą swojego pracodawcę – mówiłem, wstając i kierując się w stronę sali gdzie przebywał przyjaciel.

Baru po drodze nie odwiedzę, głodny nie byłem, a w dyplomatce mam jeszcze dwie małe wody i bagietkę z ziarnami. Niczym na stracenie powlokłem się do przyjaciela i miałem nadzieję na znalezienie tam siebie wolnego od trosk. Wchodząc powiedziałem jak zawsze wszystkim.

- Dzień dobry.

Osobowość szósta

W odpowiedzi na słowa przywitania, od Krzesimira usłyszałem.

- Cie choroba, ale się, porąbało.

Na tym nie zakończył tylko mówił dalej.

- Właśnie przyszedł do mnie komornik z wielką torbą, no i wybiła moja ostatnia godzina. Zaraz najdzie oborę i chlewik, wszystkie ogony zagarnie, lecz na spłatę kredytu com ubiegłego roku wziął nie starczy. Zgiń, przepadnij siło nieczysta chciałoby się rzecz, kiedy taka władza zjawia się u chłopa, tedy wiadomo jest nie dobrze. Blady strach pada na niego i na całą gromadę. Przeto nigdy nie wiadomo, komu co zagarnie.

Tonika mowy sugerowała, że ma jakieś korzenie w gwarze sieradzkiej, góralskiej, mazurskiej, opolskiej.

Mój wredny nastrój dał o sobie znać, odreagowałem na przyjacielu, zwracając się bezpośrednio do niego bez wcześniejszej konsultacji z lekarzem.

- Kim ty jesteś?

- Jestem Kmicic.

- Czyli urodziłeś się w siedemnastym wieku?

- Urodziłem się jedenastego stycznia w tysiąc dziewięćset dwudziestym szóstym roku w Ostrowie Wielkopolskim w rodzinie kupieckiej – odpowiedział przyjaciel pewnym głosem.

- Co robiłeś podczas drugiej wojny światowej?

- Walczyłem w oddziale „Cichego” na Lubelszczyźnie w Narodowych Siłach Zbrojnych, a od lipca czterdziestego czwartego roku w oddziale specjalnym Batalionów Chłopskich „Ostera ” w powiecie kraśnickim.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 26.07.2017
    Bardzo nietypowe zachowanie znajomych Artura. Wszyscy wiedzą tylko nie sam zainteresowany. Martwi mnie, że Ernest nie spotyka się z nim tak jak było do tej pory. Dziwne? Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania