Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 80

Ten, co nigdy nie doświadczył nawet chwilowego braku możliwości wykorzystywania do jakiś czynności własnych rąk, prawdopodobnie nigdy nie zrozumie kaleki, a tym bardziej tak mocno pokiereszowanego jak ja. Nawet najprostsze czynności przy mnie wymagały interwencji drugiej osoby, ciężko jest się pogodzić z czymś takim i dlatego powiedziałem o tym przy tej niezwykłej kolacji.

- Zastanawiałem się i wiem jak temu zaradzić. Znalazłem doskonałe rozwiązanie. – powiedział Mateusz przegryzając krokieta.

- Chcesz kogoś zatrudnić przy mnie na stałe? – zapytałem.

- Na początek i owszem. Jednak po dopasowaniu protez i rehabilitacji już sam będziesz w stanie dość sprawnie funkcjonować.

Nie tylko mnie, lecz i pozostałych oprócz brata Donaty zainteresowała jego wypowiedź. Tym razem Ernest włączył się do rozmowy.

- Sprawdziłem i zasięgnąłem opinii od kolegów specjalistów. Dowiedziałem się, że osoby, które straciły kończyny w wypadkach, a nie z powodu choroby, mają możliwość lepszego protezowania. Ich kończyny mają bardziej sprawne mięśnie, często bez żadnych ograniczeń ruchowych i szybciej adaptują się do protez.

- Tylko ja nie chcę mieć drewnianych nóg i rąk udających prawdziwe kończyny, takie jak za dofinansowanie nabywa większość ludzi będących tutaj. Natomiast porządne protezy kosztują nawet tysiące złotych, a ich późniejsze serwisowanie jest bardzo drogie.

- Jakoś nie dziwię się kupowaniu drewnianych kończyn, skoro do protezy ostatecznej modularnej z koszem biodrowym, albo krótkim kikutem limit dopłaty wynosi siedem i pół tysiąca. Proteza całej kończyny górnej jest ograniczona limitem trzy tysięcznym. W skrajnych przypadkach cztery sześćset. To, czego można oczekiwać za te pieniądze pochodzi jedynie chałupniczej pracy stolarskiej i rymarskiej – dorzucił własne zdanie do rozmowy Marcel.

Prawdopodobnie po sprzedaniu całego majątku odziedziczonego po rodzicach stać mnie by było na jedną rękę i nogę renomowanej zagranicznej firmy. Jednak nie mogłem pozwolić sobie na ten chwilowy luksus i w ten sposób doprowadzić Donatę i Marcela do życia w nędzy. Z niespodziewaną pomocą przyszedł Mateusz.

- Moja firma dalej potrzebuje Contact Center takiego jak ty, ponieważ wszyscy zatrudnieni po tobie, rozczarowali mnie i pozostałych współpracowników. Jak zwykle na rozmowie o kwalifikacyjnej o zatrudnieniu dużo obiecywali i myśleli, że w takiej dziurze jak nasza nie poznamy się na ich niekompetencji. Dlatego proponuję żebyś wrócił i kontynuował pracę. Z pewnością Donata będzie tobie bardzo pomocna, dopóki będzie w stanie, a moja mama w swojej kawiarni rozstanie się z nią trochę wcześniej. W zamian zakupię dla ciebie najlepsze i najnowocześniejsze protezy rąk i nóg, będziesz je spłacał w comiesięcznych ratach.

Byłem tak zaskoczony możliwością dostania doskonałych protez, że przez dłuższy czas nie docierała do mnie pełny sens wypowiedzi Mateusza. Dopiero gesty jego mamy i miny kierowane do niego, zmusiły mnie do ponownego zastanowienia się nad jego słowami. Propozycja powrotu, pomimo mojego kalectwa, nie umknęła mojej uwadze, podobnie jak zakup protez i możliwość pomocy Donaty w pracy również. Jednak słowa odnoszące się do wcześniejszego odejścia z kawiarni jego mamy i ograniczony czas, jaki ma do dyspozycji zaniepokoiły mnie bardzo.

- Od mojego wypadku nastąpiły jakieś zmiany? Czy możecie powiedzieć o nich, jeżeli dotyczą w jakiś sposób mnie? – zapytałem.

Pierwsza odezwała się mama Mateusza mówiąc.

- Donata bardzo rozpaczała i nie mogła znaleźć sobie miejsca, a mi pomoc w kawiarni była potrzebna. Dlatego zaproponowałam jej pracę i ona ją przyjęła, na tym skorzystałyśmy obie…

Gdybym miał rękę pacnąłbym się w czoło, za to, jaki jestem głupi. Niestety musiałem swoje obawy ograniczyć do słów.

- Źle się czujesz, nastąpił nawrót choroby? – zapytałem Donatę przekręcając w jej stronę głowę najdalej jak byłem w stanie.

- Choroba nie wróciła. Tylko czasami mam mdłości, lecz w tym stanie to normalne – odpowiedziała, czerwieniąc się.

Trudno mi powiedzieć, czy w tych sprawach wszyscy faceci są debilami, czy tylko ja. Dopiero miny innych i uśmiechy oraz zmieszanie Donaty nasunęły mi pewne podejrzenie.

- Czy ty, przypadkiem nie jesteś w ciąży? – zapytałem, jednak w tym momencie dotarł do mnie obraz jej zaokrąglonego brzuszka.

W odpowiedzi uśmiechnęła się do mnie najpiękniej jak tylko moja ukochana potrafi. Figlarne ogniki zatańczyły w jej oczach, a ja poczułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i w tym nie przeszkadzało mi moje kalectwo. Miałem cel żeby żyć już nie tylko dla siebie i Donaty, lecz jeszcze dla naszego dziecka.

- Chłopczyk czy dziewczynka? - zapytałem.

- Nie sprawdzałam, chciałam żeby płeć maluszka była, tak jak kiedyś do porodu, niespodzianką. Jeżeli jako ojciec życzysz sobie tego… – nie kończyła zdania, tylko zawiesiła w tym momencie głos.

Takie podejście do Donaty naszego dziecka bardzo mi odpowiadało. Podczas oczekiwania na jego przyjście na świat można podwójnie planować, by na koniec i tak się cieszyć. Inaczej jest, gdy z góry wiadomo, kto się urodzi i połowa czaru znika. Kiedyś przyszli rodzice często podczas ciąży w żartach przekomarzali się, do kogo będzie podobne i jakie nadadzą imiona. Teraz z pomocą techniki od początku znana jest płeć, żadnej niespodzianki nie ma, a rozgoryczenie z powodu kolejnego chłopczyka czy dziewczynki w rodzinie wolniej zanika, gdy nie trzyma się oseska w ramionach.

- Nie – odpowiedziałem – poczekam na dziecko niespodziankę.

Powoli kolacja zbliżała się do końca, dochodziła dwudziesta druga, a do tego czasu mogliśmy biesiadować. Jednak zanim to nastąpiło wszyscy przy stole rozmawiali ze sobą, często przekrzykując innych i zagłuszając ich. Taka atmosfera bardziej mi odpowiadała niż ta z poprzednich cateringowych wigilii u Targowskich, gdzie każdy miał przydzielone miejsce przy stole i rolę, jaką miał zagrać, a najbardziej dokuczał mi panujący chłód oraz cisza. Niczego tam nie było spontanicznego, o kolędach puszczanych cichutko w odtwarzaczu na skraju słyszalności nawet nie watro wspominać.

Tutaj przy tym prowizorycznym stole było zgoła inaczej, na zmianę, co jakiś czas ktoś inny rozpoczynał śpiewać kolędę, a inni z lepszym lub gorszym skutkiem do niego, albo jej się przyłączali. Najbardziej odstawałem od reszty w znajomości tekstów, osłuchanie na nic mi się nie przydało, gdy nie znałem słów. Jednak, co jakiś czas śpiewałem fałszując przy tym niemiłosiernie.

Nastąpił moment rozstania i zanim rozpoczęło się gruntowne przywracanie sali do poprzedniego stanu powiedziałem.

- Dziękuję wam za przyjazd, najlepszą moją wigilię, a zwłaszcza za atmosferę świąteczną.

Tak szybko mijał czas, musieli się pożegnać i udać się w kilku godzinną podróż do swoich domów. Zostawałem ze ściśniętym sercem i dzielną miną sam do pierwszego dnia roboczego wypadającego niefortunnie w poniedziałek, ponieważ jest dopiero środa. Wcześniej narozrabiałem, więc nawarzone piwo musiałem wypić. Moje skupienie się na nie okazywaniu słabości i już tęsknoty, przerwał nieznany mi damski głos.

- Nie cierpię takich ośrodków, zbyt długo w nich przebywałam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 01.01.2018
    Świetna część. Popatrz jakie życie potrafi być przewrotne i lubi nas zaskakiwać. Wypadek ochronił maleńką istotę i jej matkę. Artur ma cel i powinien teraz żyć. Wokół ma ludzi którzy są prawdziwymi przyjaciółmi. Wraca do pracy. Mateusz okazał się ponad wszystko lepszym pracodawcą niż Krzesimir.
    Fragment o protezach bardzo ciekawy, tylko zawsze taki skomplikowany. Tylko dla bogaczy są przeznaczone. Biednego nie stać na nie. NFZ powinien refundować całkowicie koszt. Ale to chyba u nas nigdy nie będzie rozwiązane.
    Zdrowia, szczęścia i samych sukcesów w Nowym 2018
    Ukłony:))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania