Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 96

Strasznie byłem ciekawy jak mała pomocnica mamy wywiąże się z trudnego obowiązku koordynowania dowozem jedzenia i nadzorem obsługi. Tym bardziej, że kelnerami i kelnerkami mają być pracownicy hotelu, którzy na wieść o tym, kto ma w czasie wesela wydawać im polecenia mocno się dąsali. Najprawdopodobniej zrobią wszystko, żeby dokuczyć smarkuli i podważyć jej pewność siebie. Gdyby tak się stało, takie wydarzenie może później wpływać w jej dorosłym życiu na podejmowane decyzję.

- Mateuszu, Wiola jest za młoda na obarczanie ją taką odpowiedzialnością, przecież to jeszcze dziecko i wieczorem powinna iść spać, a nie pracować na weselu – swoje obawy wyrażałem głośno i to nie jeden raz.

- Arturze, nie martw się na zapas, zobaczysz w trakcie uroczystości jak ona sobie doskonale radzi – odpowiadał pewny siebie Mateusz.

Miałem na ślubie wystąpić w roli świadka razem z Żanetą i później zgodnie ze zwyczajem przyjętym na weselach mieliśmy siedzieć z Donatą i Żanetą niedaleko Marcela. Z drugiej strony państwa młodych, obok Estery miał zasiąść Ernest, Mateusz oraz jego mama. Natomiast po obu stronach pozostali goście w tym goszczący konstruktorzy protez. Wszelki alkohol miał być nalewany w barze postawionym z tej okazji w rogu sali, zgodnie z indywidualnym życzeniem każdego biesiadnika. Orkiestra została umieszczona na niewielkim podwyższeniu w drugim końcu pomieszczenia, a środek przeznaczony był do tańczenia.

Od samego rana byłem podenerwowany i przejęty czy zapanuję nad ręką w czasie podpisywania dokumentów po ceremonii. Donata mnie uspakajała, żebym nie martwił się na zapas i nie wyolbrzymiał problemu, ponieważ od mojej psychiki zależy czy protezy będą wykonywały prawidłowo wszystko, co chcę. Kiedy dostrzegłem jej zdenerwowanie, którego z upływem godzin nie potrafiła ukryć, powstrzymałem się z wyrażaniem swoich obaw. Chcąc udowodnić, przede wszystkim sobie, że potrafię zapanować nad protezami zrobiłem samochodem przejazd kontrolny i wykonałem przed moją dziewczyną taniec.

Państwo młodzi podczas szykowania się do ceremonii, zgodnie z wcześniejszym wyjątkowo dokładnym zaplanowaniem wielu czynności, skrupulatnie realizowali kolejne pozycje z długiej listy. Wszystko przebiegło sprawnie, aż do jednej rzeczy, moim zdaniem drobiazgu w postaci spinek do mankietów, których braku nikt by nie zauważył, ponieważ wystarczyło tylko podwinąć rękawy koszuli, gdzieś się zapodziały. Nagle spokój i opanowanie diabli wzięli, zaczęła się bieganina i prowizorka. Nie dziwiłem się, że Marcel ganiania jak kot z pęcherzem, lecz Estera już raz uczestniczyła w takiej ceremonii i powinna być bardziej opanowana. Ostatecznie liczą się tylko uczucia, a wszystko dookoła to tylko dodatki i te ciągłe powtarzanie przesądu.

- Pan młody przed ślubem nie powinien widzieć panny młodej.

Donata przyłączyła się do poszukiwań, nie zważając na hapteny matki i Ernesta, zaglądała w najmniej dostępne zakamarki niszcząc sobie przy okazji kreację oraz misternie ułożone włosy. W tym całym zamieszaniu początkowo stałem na środku salonu i wszystkim poszukującym przeszkadzałem, ponieważ była to najkrótsza droga do przemieszczania się we wszystkich kierunkach. W tamtym miejscu sądząc po ilości przeciskających się obok mnie, najwięcej szukali. Poganiany przeszedłem pod ścianę w pobliże półki z pamiątkami i przez dłuższą chwilę spoglądałem na zegar odmierzający czas. Nawet nie próbowałem kolejny raz namawiać Marcela do zmiany koszuli na taką z krótkim rękawem, albo oderwania rękawów z tej, co ma na sobie, skoro mu się podwijanie nie podoba. Prawdopodobnie nie zdążyliby na własny ślub, gdybym przypadkiem nie dostrzegł spinek leżących na wierzchu, a i tak grupowe zakładanie ich dwa razy dłużej trwało, niż jakby się nie śpieszyli. Dopiero wtedy poszukiwacze przystąpili do sprawdzania swojego wyglądu i kreacji. Najbardziej sądząc po wyglądzie i efektach doprowadzania się do porządku ucierpiała Donata. Specjalnie szyta na wesele sukienka miała centralnie na okrągłym brzuszku tłustą plamę. Kiedy pozostałe panie zdały sobie sprawę, że ich wysiłki w czyszczeniu materiału nie przynoszą pozytywnych efektów, zaczęły pocieszać moją dziewczynę. Dyplomatycznie trzymałem się jak najdalej od centrum wydarzeń, bojąc się, żeby jeszcze bardziej nie zdenerwować Donaty. Jedynie mogłem najszybciej jak to możliwe dostarczyć czystą sukienkę ciążową, a najlepiej dwie. Natychmiast po podjęciu decyzji udałem się do naszego domu, starałem się iść najszybciej jak umiałem, lecz prędkość mnie nie zadawalała. Spróbowałem przyśpieszyć, delikatny bieg mi nie wychodził, więc stopniowo zwiększałem szybkość. Dopiero po złapaniu swojego rytmu poczułem, że panuję nad protezami.

Najwyżej nie było mnie trzy, cztery minuty, lecz przez ten czas nikt nie zauważył mojej nieobecności, dlatego zaskoczyłem wszystkich wręczając trzy moim zdaniem najładniejsze sukienki ciążowe zabrane z szafy. Wyboru dwóch nie byłem pewny, wziąłem je na wszelki wypadek, lecz trzecia miała zostać ubrana na poprawiny. Prawdopodobnie od zawsze potrzeba jest matką wynalazków, więc błyskawicznie Donata została przebrana przez panie, podmalowana i z poprawioną fryzurą mogła udać się na uroczystość.

- Dziękuje kochanie – powiedziała do mnie moja ukochana stając przy mnie podczas szykowania się do wyjścia.

Marcel też mi podziękował, a Estera swoją wdzięczność wyraziła pocałunkiem. Wczułem się trochę skrępowany ich wylewnością, widocznie nigdy nie można przywyknąć do najprostszych odruchów.

Samochodu nie prowadziłem, bałem się kierować pojazdem w kolumnie, za kierownicą siedział Mateusz obok niego Żaneta. Zadowoliłem się siedzeniem na tylnym siedzeniu razem z Donatą. Jechaliśmy w kolejności, jako druga limuzyna za państwem młodych. Podjechaliśmy pod główne wejście zabytkowego kościała. Przed wielkimi drzwiami czekał na państwa młodych, niewysoki dość okrąglutki ksiądz z dwoma ministrantami. Bardzo serdecznie przywitał się z przybyłymi, z Marcelem był od wielu lat na ty, a z Esterą od niedawna, widocznie zdążył ją polubić. Zanim wprowadził nowożeńców do kościoła, podszedł do mnie i Donaty.

- Moi drodzy, a kiedy was mam się spodziewać? – zapytał z ciepłym uśmiechem na ustach.

Czułem się skrępowany jego słowami, ponieważ nie wiedziałem, co i w jaki sposób powinienem mu odpowiedzieć. Odruchowo spojrzałem na Donatę, spostrzegłem, że i ona podziela moje zażenowanie. Ksiądz powstrzymał nas gestem uniesionej ręki i dodał.

- Jak będziecie gotowi to pamiętajcie, że czekam, żeby pobłogosławić was świętym węzłem małżeńskim – w ten sposób przerwał naszą nieśmiałą próbę powiedzenia czegoś.

Następnie poprowadził Marcela i Esterę pod ołtarz. Kazał im spocząć na przyszykowanych dla nich rzeźbionych, zabytkowych krzesłach, a do mnie i Donaty powiedział.

- Siadajcie na wygodnych siedziskach po drugiej stronie ołtarza i pamiętajcie, nie klękajcie podczas nabożeństwa.

Zajęliśmy miejsca wskazane przez księdza i razem z pozostałymi przybyłymi, siedzącymi w ławkach, czekaliśmy na przebierającego się kapłana. Zanim powrócił z ministrantami wysłuchaliśmy dwóch utworów zagranych przez organistę. Dzwonki oznajmiające początek uroczystości przerwały muzykę i wszyscy siedzący wstali.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 01.03.2018
    Jak zwykle nerwowa atmosfera i lekki bałagan. Ale jak widać Artur jeden zachował zdrowy rozsądek. Świetnie sobie radzi z nowymi kończynami. Teraz rzeczywiście czekamy na ich ślub.
    Pozdrawiam serdecznie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania