Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 88

Byłem widocznie przemęczony po ostatniej nocy i nawet nie wiedziałem, kiedy usnąłem. Wczesnym niedzielnym rankiem pobudkę zaserwował mi ochrypły męski głos powtarzający kilkakrotnie jedno pytanie.

- Zawieść na poranną mszę?

Wyrwany z głębokiego snu początkowo nie wiedziałem, co się ze mną dzieje i jak oprzytomniałem wkurzyłem się z dwóch powodów. Jeszcze chwilę wcześniej śniła mi się Donata uśmiechnięta, szczęśliwa w blasku słońca. Promienie światła tańczyły w jej szatynowych włosach w rytmie poruszanej głowy. Dodatkowo każda nieprzespana minuta wydłużała moje oczekiwanie na opuszczenie ośrodka. Już z racji tego na przybyłego powinienem przynajmniej warknąć, lub rzucić butem, lecz ograniczyłem się do powiedzenia.

- Dziękuję nie skorzystam z propozycji.

Pod wpływem wizyty i pytania zacząłem zastanawiać się czy kiedykolwiek, choć raz byłem z własnej woli gdzieś na jakiejś mszy w kościele katolickim, lub jakimś innym. Doskonale pamiętam, że często, jako szofer woziłem rodzinę Targowskich na różne uroczystości religijne kilku wyznań. Oni zawsze siadali w pierwszym rzędzie na miejscach zarezerwowanych dla specjalnych gości i byli tam gdzie wypadało się pokazać z jak najlepszej strony. Dzięki takiemu uniwersalnemu podejściu do wiary mieli spore grono znajomych. Obojętnie dla nich było, jaka w danym dniu jest liturgia, wiara, czy sposób modlenia. Ważne dla nich było, co z tego będą mieli, albo uzyskają. Opłacało im się, ponieważ ludzie znacznie lepiej traktują i milej patrzą na braci w wierze niż na innowierców. Natomiast ja w tym czasie byłem gdzieś w pobliżu przy samochodzie i czekałem na przywołanie. Po wypadku Krzesimira, kiedy spotkałem Donatę nie byłem w pobliżu spotkań religijnych i widocznie nie było okazji lub zwyczajnie zabrakło czasu, żeby na ten temat porozmawiać.

Podczas śniadania po raz pierwszy poprosiłem, o przewiezienie mnie do sali telewizyjnej, dla zabicia czasu. Jednak nie dało się tam długo wysiedzieć, ponieważ oglądanie na okrągło tych samych wiadomości wykończyło mnie już po kilkunastu minutach. Nikt nie słuchał moich próśb o przełączenie na jakiś program kulturalny, lub rozrywkowy, albo tam gdzie śpiewali kolędy. Może gdybym zażądał przełączenia na kanał naukowy, to by namiętni telewidzowie uciekli, zostawiając telewizor do mojej dyspozycji.

Musiałem stamtąd jakoś wyjść, lecz największym problemem było wyjechanie z pod telewizora. Naokoło mnie porozsiadali się ludzie i przekrzykiwali się w komentarzach przy niemal każdej wypowiedzi kilku komentatorów omawiających przedświąteczne obrady sejmu. Nagle wpadłem na genialny pomysł, który zaczerpnąłem z porannej pobudki.

- Proszę przełączyć na program pierwszy, tam z pewnością transmitują mszę, albo na telewizję katolicką! – krzyknąłem głośno.

Wystarczyło kilka razy powtórzyć prośbę tonem osła i wylądowałem na korytarzu, a przed nosem zatrzaśnięto mi drzwi, żebym nie przeszkadzał w oglądaniu. Siedząc niewygodnie rozglądałem się za jakimś chętnym do przepchania mojego wózka na powrót do sali, lecz w pobliżu nie było nikogo. Dopiero po dłuższym czasie za swoimi plecami usłyszałem kobiecy głos pełen wyrzutów i pretensji. Sposób mówienia i tonacja bardzo przypominały mi wczorajszą rozmówczynię. W niedługim czasie zostałem ominięty przez dwie panie. Jedną z nich była Ilona, a drugiej nie znałem.

- Dzień dobry – powiedziałem, przerywając w ten sposób monolog markotnej Ilony.

- Dzień dobry – odpowiedziała młoda dziewczyna, której nie znałem, a znajoma o kulach nawet jednym słowem się nie odezwała.

- Przyjechała pani zrobić „Poskromienie Złośnicy”? – zapytałem nieznajomą i patrzyłem na reakcję niepełnosprawnej.

Długo nie musiałem czekać na ripostę w wykonaniu Ilony.

- Co, może chcesz się ze mną ożenić i mnie utemperować?

- Przykro mi jestem zajęty i gdybym nie zgubił gdzieś obrączki mógłbym to udowodnić.

- Mogę pomóc szukać? – zaproponowała panienka.

- Dziękuję poradzę sobie, posłałem już rękę, żeby ją odnalazła. Kiedy długo nie wracała wysłałem w ślad za nią drugą rękę, lecz i ta nie wracała, wiec pobiegła poszukać obie lewa noga. Prawa stała i się nudziła, dlatego dałem jej wolne przedpołudnie, teraz siedzę, czekam, kiedy wszystko powróci do mnie i na powrót stanę się sobą.

- Pan żartuje, a ja naprawdę się przestraszyłam – odpowiedziała pełnosprawna.

- Dopiero od niedawna przestałem wściekać się na cały świat, że jestem kaleką i nic nie mogę zmienić. Teraz szkoda mi Ilony, ponieważ wiem ile przez taką postawę straciłem. Niestety nie można komuś pomóc, jeżeli on tego nie chce. Dlatego proponuję pani, żeby pani pomogła potrzebującemu, który bardzo tego pragnie i będzie za to wdzięczny, a w tym przypadku chodzi o moją skromną osobę.

- Nie mogę zostawić siostry bez pomocy – odpowiedziała przestraszonym głosem.

- Zgadzam się, lecz nie może pani przeżyć za nią życia i ją w stu procentach ochronić nawet przed nią samą. Niedługo po operacji mam nadzieję, że ponownie pojawi się w tym ośrodku Robert i z pewnością pani siostra bardzo mu się spodoba, ponieważ nadają na tych samych falach z tym, że on zalicza się do tych dobrych.

Ilona nie wiedziała jak ma postąpić, czy za moje głupie gadanie powinna mi przylać, nawet uniosła kulę, lub potraktować moje słowa poważnie.

- Coś mi się zdaje, że pewnego dnia pani siostra Ilona, będzie wdzięczna losowi za dar, jaki otrzyma – powiedziałem trzymając głowę uniesioną wysoko i patrząc w oczy młodej kobiety.

- Może odwiozę pana Artura do jego łóżka – zaproponowała pani Adela dzisiejsza moja opiekunka, która chciała sprawdzić czy ktoś czegoś nie potrzebuje na sali telewizyjnej.

Bez niepotrzebnego pożegnania zostawiliśmy siostry na korytarzu. Pracownica ośrodka zaczęła pchać wózek w kierunku mojej sali. Kiedy oddaliliśmy się na bezpieczną odległość, z której obie panie nie mogły nas usłyszeć, zadała pytanie.

- Panie Arturze nie wiedziałam, że ma pan zdolność widzenia przyszłości?

- Niestety nie jestem jasnowidzem i najprawdopodobniej nigdy nie będę, lecz Robert, którego tutaj poznałem uświadomił mi, że ludzie chcą i pragną słyszeć tylko dobre wiadomości. Skoro takich nie byłem w stanie powiedzieć to w zamian dałem nadzieję, teraz nawet nie wiedząc o tym obie będą chciały, żeby moje słowa się spełniły. Tylko proszę mnie nie wydać, że to tylko puste słowa.

- Strasznie pan kręci, nie uda się, z pewnością przejrzały pana podstęp.

- Tego nie byłbym taki pewny, ponieważ dawno naukowo udowodniono, że myśli są odbierane nie tylko przez ludzi, lecz i przez zwierzęta. W tym celu wykonano dwa proste doświadczenia. Grupę studentów na wykładach poproszono o myślenie tylko, jaki ten pies jest brzydki i wprowadzono zwierzę. Piesek był przyjaźnie nastawiony do ludzi i wszedł zadowolony merdając ogonem. Jednak już po chwili jeżył sierść i warczał, a następnie zaczął ujadać. Drugi pies był z natury złośliwy i agresywny, został wprowadzony z wrogim nastawieniem. Zaledwie po chwili zaczął merdać ogonkiem i się cieszyć. Studenci wtedy myśleli, jaki on jest piękny, dobry, cudowny. Dlatego kiedy mówiłem na korytarzu do Ilony i jej siostry, jednocześnie przesyłałem przekaz myślowy. Nawet, gdy moje myśli nie zostały przez nieodebrane, to zauważyły, że wierzę w to, co mówię i jestem o tym przekonany. W ostateczności Ilona nie zapomni moich słów i chcąc je zweryfikować porozmawia z Robertem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 29.01.2018
    Świetna część i jaki ciekawy wykład na poskromnienie złośnicy. Jeszcze do niedawna Artur był w jej skórze. Przemiana wychodzi mu na dobre. I zakończenie o pieskach jest dobrą puentą. Człowiek nieurodziwy powinien być miły, wtedy będzie lubiany, a jego brzydota będzie nie zauważona.
    Pozdrawiam serdecznie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania