Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 95

Donata, dla lepszego widoku moich, jeszcze nieudolnych, pierwszych prób z protezami, została posadzona na krześle przez Marcela, które wcześniej postawił na solidnym drewnianym stole i przymocował pasami. Jeszcze dla bezpieczeństwa stanął z tyłu i przytrzymywał ją rękami, obok nich stanęła Żaneta. Naprzeciw nich, pod drugą ścianą, stanęła Estera z Ernestem, Mateuszem i jego mamą. Mnie posadzono na środku pomieszczenia, a wokoło kręcili się naukowcy, rozkładając przyniesiony z sobą sprzęt, narzędzia i klamoty. Sam moment mocowania protez był przynajmniej dla mnie mało widoczny, lecz poczułem przytwierdzony do mnie spory ciężar.

Minęły miesiące, od kiedy po raz ostatni odczuwałem w dłoniach kształt trzymanego przedmiotu i w myślach dawno pożegnałem się z możliwością powrotu tego uczucia. Jednak nasi specjaliści bardzo starali się przywrócić mi tę zdolność, więc w tym celu skonstruowali i wszczepili mi interfejs neuronowy, który współpracuje z określonymi nerwami pomijając wszystkie niepotrzebne będące w pobliżu. Byłem tak zafascynowany, że nawet nie odczuwałem dyskomfortu spowodowanego niedopasowaniem przymocowań protez do noszenia.

Niewielka piłka, wykorzystywana do ćwiczeń i rehabilitacji, trzymana przeze mnie w sztucznych dłoniach z wdziękiem poddawała się naciskom. Mogłem ją bardziej zgniatać lub mniej, a na jej powierzchni nie widziałem najmniejszych śladów zniszczenia, kiedy się odkształcała. Kobieta z zespołu siedząca przy mnie z notatnikiem w rękach, skrupulatnie zapisywała działające siły i informowała na głos pozostałych podając wartości w kilogramach. Mnie najbardziej interesowały skrajne naciski i próbowałem je odróżnić, początkowo nie potrafiłem zapanować nad protezami, więc zaczęliśmy trening od najlżejszego ścisku poprzez zwiększanie go.

Konstruktorzy, kiedy ugniatałem piłkę z zadowoleniem obserwowali prawidłowy proces przesyłania sygnałów między nerwami i mózgiem. Kilka razy dokonywali rozłączeń połączeń, wtedy zanikała współpraca między mną, a oprogramowaniem sterownika. Kiedy przywracali połączenie i decydowałem się zgodnie z poleceniem na wykonanie jakiegoś ruchu, specjalne algorytmy odczytywały wysyłane przeze mnie sygnały i odzwierciedlały w serwomechanizmach protezy zamierzony mój ruch. Obserwatorzy oceniali reakcję, komentowali i notowali wszelkie prawidłowe wykonanie czynności oraz omawiali na bieżąco niepowodzenia.

Dopiero jak uznali, że z protezami rąk uzyskali wszystko, co możliwe na pierwszy raz uruchomili moje nowe nogi. Zgodnie z wcześniejszymi poleceniami skupiłem się i kazałem lewej nodze unieść kolano z pozycji siedzącej. Biodro i stopa wykonały prawidłowy ruch na sposób zbliżony do prawdziwej nogi. Już nie byłem taki zaskoczony jak za pierwszym razem, ponieważ przyzwyczajam się do myśli, że generuje niewielki impuls elektryczny w grupie własnych nerwów, który jest wykrywany przez czujniki protezy i stanowi sygnał do rozpoczęcia ruchu.

Bioniczne protezy mogły powstać dopiero po wnikliwej analizie badań naukowych dotyczących najczęstszych rodzajów aktywności ruchowych i sprawdzeniu, jakie sygnały docierają do nerwów z mózgu przy każdej z nich. Jednak żeby tego dokonać trzeba było połączyć geniusz człowieka, który stworzył oprogramowanie do skonstruowanych przez siebie siłowników i jego myśl uruchamiającą cały mechanizm. Minie zaledwie kilka lat od wprowadzenia na rynek sztucznych kończyn i niewiele osób zauważy różnicę przy posługiwaniu się protezą wszczepioną od naturalnej nogi czy ręki. Wcześniej czy później powstanie cyborg, a ja ze swoimi kończynami już jestem kandydatem numer jeden i wcale nie jestem nieszczęśliwy z tego powodu. Najważniejsze dla mnie jest to, że przełamałem barierę uzależniania się od innych osób, choćby najbardziej skłonnych do poświęceń i ukochanych.

Trudno mi ocenić, które z nas, ja czy Donata, było bardziej szczęśliwe wieczorem z tak udanego dnia. Ona cieszyła się z mojej radości, a ja z powrotu do normalnej egzystencji. Pozostało mi jeszcze opanowanie do perfekcji wszystkich ruchów i wtedy pewny siebie pójdę z moją dziewczyną tak jak kiedyś do lasu na spacer.

Zimowe dni szybko minęły, ostatnie resztki śniegu pod wpływem promieni słońca rozpuściły się i spłynęły potokami daleko od gór. Pierwsze kwiatki rozkwitły i dały początek wiośnie, jeszcze tej nie kalendarzowej, tylko biologicznej. Ten czas wypełniłem pracą, stałym treningiem z protezami i oczekiwaniem na nasze dziecko, które solidnie kopało mamusię, tak bardzo spieszyło się na świat. Donata w końcu nie miała powodów do zmartwień i w miarę swoich możliwości pomagała mamie w przygotowaniach do ślubu, po tym jak Marcel się oświadczył. Ceremonia miała odbyć się na Wielkanoc i nawet ja z tej okazji zaopatrzyłem się w nowy garnitur, który doskonale skrywał mechanizmy protez. Ubrany w niego wyglądałem na całkiem sporego osiłka i w rzeczywistości mechanicznie taką siłą dysponowałem. Fizycznie teraz byłem znacznie silniejszy, jak kiedyś. Sporo trenowałem z potrzeby utrzymania na sobie sporego ciężaru i rozbudowałem niezłe mięśnie nie tylko brzucha. Koordynacja ruchów protez nie stanowiła już dla mnie żadnego problemu, wyjątkowo szybko zżyłem się z nimi i powoli nie wyobrażałem sobie bez nich życia. Ludzie, kiedy widzieli jak ćwiczę i mogli ze mną porozmawiać, często zadawali mi jedno pytanie.

- Z czego, po założeniu protez, cieszyłem się najbardziej?

Każdy spodziewał się usłyszeć coś innego, bardziej przyziemnego lub wyjątkowo odlotowego na miarę skoku z trampoliny.

- Mogę teraz bez niczyjej pomocy korzystać z toalety i dla mnie jest to powód do prawdziwej dumy, ponieważ oznacza to samodzielność.

Serwisowanie protez było dość uciążliwe i pracochłonne, ponieważ wykonane były z materiałów większości z odzysku albo jedynie dostępnych. Drukarki 3D same nie były w stanie wykonać niezbędnych elementów, więc liczyło się tylko tu i teraz, a o resztę zaczniemy martwić się później. Dlatego dość często dochodziło do awarii mechanizmów, lecz najlepiej wykonane prototypy podobno tak mają.

Największą trudność sprawiała mi ponowna nauka tańczenia, była bardziej kłopotliwa od prowadzenia dużego samochodu terenowego, który zakupiony dla mnie przez Marcela stał pod domem. W moich wolnych chwilach razem Marcelem wyjeżdżałem w pola i tam ponownie przysposabiałem się do jazdy. Musiałem trochę się sprężać z opanowaniem do perfekcji szoferowania, ponieważ urząd po otrzymaniu informacji o moim wypadku i utracie kończyn, chce mi odebrać prawo jazdy. Wyjątkowo urzędnicy się pośpieszyli i przysłali mi stosowne pismo. Nawet ubawiłem się z tego powodu, ponieważ obawiali się, że osoba pozbawiona rąk i nóg wsiądzie za kierownicę samochodu i zacznie jeździć po szosach stanowiąc zagrożenie dla innych użytkowników dróg.

Lekcje tańca prowadziła Donata, w tym celu siadała wygodnie na krześle przy stole, na którym stawiała herbatkę i pilotem włączała odpowiednią jej zdaniem muzykę. Wydawała polecenia rozpoczynające się od postawy sylwetki, odpowiednich kroków i wymądrzała się przy tym jakby przez całe życie prowadziła kursy tańca towarzyskiego. Tańczyłem dla bezpieczeństwa innych sam, dopóki nie opanuję dobrze, a właściwie super stawania kroków i uścisków dłoni oraz nacisku rąk. Niestety mechanizmy mają to do siebie, że z nimi trzeba stale uważać, chociaż są zamontowane ustawiane bezpieczniki na wypadek nieskorygowanego ruchu.

Ślub Marcela i Estery miał być dla nich niezapomnianym wydarzeniem i najbliżsi oraz zaproszeni goście robili wszystko, żeby tak się stało. Mama Mateusza zadeklarowała się wykonać ciasta i trzy warstwowy tort, którego dolna warstwa była o smaku, jaki preferował pan młody, środkowa ulubiona pani młodej, a na samej górze została objęta tajemnicą. Kuchnię poprowadzi oczywiście nie, kto inny tylko pani Krysia ze swoją utalentowaną córką Wiolą, chociaż wesele odbędzie się w hotelowej sali specjalnie wynajętej na tą okazję.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 23.02.2018
    I proszę jak szybko toczy się przystosowanie Artura do życia z nowymi kończynami. Bardzo ciekawe jest to komunikowanie się z mózgiem.
    Na weselu pewnie zatańczy. A ten satyryczny kawałek o prawie jazdy jest bardzo śmieszny.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania