Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 37

Sprawy w szpitalu załatwiłem najlepiej jak mogłem. Nadszedł najwyższy czas żebym wracał do Donaty, która została sama w domu. Przed wyjściem ze szpitala chciałem dla niej w kwiaciarni kupić kwiaty, lecz mi się to nie udało. Krzesimir był szybszy, zdążył już z pomocą prawników zablokować moje konto bankowe, karta przy próbie wyjęcia gotówki, została przez bankomat zatrzymana. W portfelu nawet na bilet autobusowy mi nie zostało po opłaceniu taksówki i wcześniejszego przejazdu. Ponownie za sprawą Targowskich wracałem do domu pieszo.

Wszedłem do budynku mocno spragniony, chciałem się czegoś napić i w końcu zjeść jakieś śniadanie. Natychmiast zapomniałem o swoich planach, po tym jak zobaczyłem siedzącą na schodach Donatę.

- Co się stało, zatrzasnęłaś drzwi?

- Obudziło mnie głośne stukanie i ciągłe dzwonienie do drzwi mieszkania. Szybko ubrałam się i otworzyłam. Przed drzwiami stało kilka osób, jeden wymachiwał mi przed oczami jakimś nakazem. Siłą wyciągnęli mnie na korytarz. Dwóch wysokich i mocno zbudowanych swoimi ciałami przycisnęli mnie do ściany, pozostali weszli do mieszkania. Przed drzwiami pozostał jeden, który zmienił zamki w drzwiach. Długo nie trwało jak ci z mieszkania wyszli, zamknęli drzwi i nakleili plombę komornika. Oni sobie poszli, a ja zostałam na schodach, tak jak stałam i nie mam nawet swojej komórki, żeby do ciebie zadzwonić. Jeżeli mi dasz swój telefon, to przedzwonię do Ernesta albo mamy i poproszę ich o jakiś transport – odpowiedziała roztrzęsiona jeszcze Donata.

Mój, smartfon przez operatora został zablokowany, pozostałem dosłownie na lodzie. Gotówka, którą miałem w domu na wszelki wypadek, po wymianie zamków była poza moim zasięgiem. Pozostała mi jedyna możliwość skorzystania z telefonu u jakiegoś sąsiada. Miałem nadzieję, że ktoś pozwoli Donacie na skorzystanie z jego aparatu. Niestety nikt nie zareagował na dzwonek do drzwi, lub nie chciał nam otworzyć.

Nadmiar emocji często wyłącza myślenie i moim przypadku było podobnie. Kiedy to sobie uświadomiłem, aż palnąłem się ręką w czoło.

- Przecież dzisiaj jest poniedziałek i bank jest otwarty – powiedziałem sam do siebie, a do Donaty.

- Krzesimirowi nie udało mi się, aż tak bardzo dokuczyć, dobra nasza, idziemy po pieniądze.

Wyciągnąłem do niej dłoń i kiedy podała mi swoją, pomogłem jej wstać ze schodów. Donata stanęła, poprawiła na sobie ubranie przypadkowo i w pospiechu dobrane. Kiedy zorientowała się, że mam jakiś plan, uśmiechnęła się do mnie i w dobrych nastrojach opuściliśmy dom, w którym kilka lat mieszkałem. Wychodząc na ulicę doskonale zdawałem sobie sprawę, z zamknięcia pewnego etapu swojego życia i rozpoczęcia nowego.

- Kiedyś, jak byłem mały, Marcel przypadkiem zobaczył rodzinę Targowskich i po tym spotkaniu zaproponował mi założenia konta numerycznego. Usilnie przy tym nalegał, żebym nikomu nigdy nie wspominał o posiadanych pieniądzach na czarną godzinę, jak to określił – powiedziałem do mojej dziewczyny.

- Kim jest Marcel? – zapytała Donata.

- Moim prawdziwym przyjacielem, ktoś taki jak ojciec, niedługo go poznasz. Inaczej sobie wasze spotkanie zaplanowałem, jednak dzisiejsze atrakcje przyśpieszyły bieg wydarzeń i wymusiły pewne działania.

Dochodziliśmy do wejścia do banku, więc przerwałem, dalszą część opowiem podczas drogi. Musiałem w tym momencie skoncentrować się na hasłach i numerze rachunku. Zgodnie z zasadami podszedłem do przedstawicielki banku urzędującej w punkcje obsługi klienta i poprosiłem o wypłatę z konta numerycznego. Kobieta wydawała się zaskoczona moimi słowami, ponieważ od czterech lat pracuje w tej fili i o takiej ofercie nie słyszała. Podałem dokładną datę założenia konta i jego numer. Szybko okazało się, że ta placówka od czasu założenia konta była kilkakrotnie łączona, czy przejmowana przez inne większe banki. Decyzję czy zostaną mi wypłacone pieniądze musiał podjąć dyrektor oddziału, który jak się wkrótce okazało nie miał takich uprawnień. Dlatego dostałem polecenie zajęcia miejsca w holu banku i czekanie na postanowienie samego prezesa banku. Bardzo długo im zeszło, dopiero na godzinę przed zamknięciem przyszła zgoda na wypłatę, po uiszczeniu wszelkich opłat z tytułu przechowywania depozytu i denominacji złotego. Nagle po przeliczeniu kosztów z wszystkich przez ten czas obowiązujących regulaminów, mój stosik pieniędzy wyparował. Ponad dziewięćdziesiąt osiem procent potrącono i zostało mi wypłacone niespełna dziesięć tysięcy złotych. Zgodnie z obowiązującym prawem zrobiono ze mnie dziada. Widocznie w chwili obecnej taka jest polityka banków „zabrać biednym, dać bogatym”, ponieważ koszty operacyjne trzeba uiścić.

Byłem strasznie rozgoryczony takim potraktowaniem przez instytucję. Marcelowi za namówienie mnie do tego konta nie miałem za złe. Kiedy on zakładał rachunek chciał najlepiej dla mnie, ja byłem wtedy niepełnoletni i pieniędzy po ojcu do banku osobiście nie mogłem włożyć. Wtedy nikomu jeszcze nawet przez myśl nie przychodziło, że po latach bankowcy wykręcą taki numer. Donata pocieszała mnie jak umiała, jak ochłonąłem, żal mi się jej zrobiło, że przeze mnie tyle wycierpiała. Dzielnie, bez słowa skargi, czy narzekania znosiła wszystkie niedogodności przez cały dzień. Pomimo wszelkich trudności czułem się szczęśliwy i dumny, że przy mnie jest taka wspaniała osoba. Podziękowałem jej czułym pocałunkiem najlepszym, na jaki mnie było stać.

- Teraz idziemy coś zjeść i koniecznie potrzebujemy czegoś do picia, inaczej umrzemy z pragnienia. Następnie zaopatrzymy się w jakieś nowe ubrania i kupimy stary, ale sprawny samochód – powiedziałem.

- Może pojedziemy do mojego domu – zaproponowała Donata.

- Głupio taki powrót wypadnie, mam inny plan, zaufaj mi.

Dość szybko znaleźliśmy fajną restaurację, wewnątrz stylizowaną na secesję z miłą obsługą. Jedzenie musiało być znakomite sądząc po ilości gości. Ceny w karcie też okazały się przystępne, co było miłą niespodzianką w najbliższych okolicach rynku. Kelnerka wskazała nam wolny stolik w swoim sektorze i po chwili przyjęła zamówienie. Zanim kuchnia przyrządziła nasze dania, dostaliśmy napoje i deskę z przystawkami. Najbardziej smakowała mi kiełbaska wykonana w tym lokalu, smalec ze skwareczkami domowej roboty i własny chlebek. Donacie zasmakował ser z ich dojrzewalni, znajdującej się w pierwszej wiosce za miastem. Długo nie czekaliśmy na nasze potrawy, lecz byliśmy wcześniej tak wygłodzeni, że wszystkie przystawki pochłonęliśmy z wilczym apetytem. Przez to większość naszych dań kazaliśmy zapakować do styropianowych pojemników na wynos.

Samochodu długo nie szukałem, wystarczyło wyjść na parking przeznaczony dla gości lokalu i popatrzeć czy na którymś nie ma oferty sprzedaży. Pośród stojących pojazdów wypatrzyłem dwa, jeden był strasznie brudny i zaniedbany wewnątrz, już samo to sugerowało tragiczny stan techniczny. Drugie auto, choć w przeciwieństwie do pierwszego miało ślady korozji na karoserii jednak zadbane było i przez to wyglądało obiecująco. Donata została przy samochodzie, a ja wróciłem do lokalu i poprosiłem personel o ustalenie właściciela. Osobą sprzedającą okazała się miła starsza pani, która eksploatowała pojazd od nowości. Swoją niespodziewaną propozycją zakupu samochodu, nie przeszkodziłem jej podczas jedzenia. Była już po posiłku i czekała na rachunek. Auto było w dobrym stanie technicznym, systematycznie serwisowane, istna perełka pośród starych samochodów. Podczas spisywania umowy uzyskaliśmy spory rabat, po tym jak zaproponowałem odwiezienie, byłej już właścicielki do jej domu. Nawet nie musieliśmy tankować, zbiornik był prawie pełny.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 02.08.2017
    Przyjaciel puścił Artura z torbami. Ciekawe, co zrobią. W końcu Donata ma dom i pewnie zaproponuje chwilowo mieszkanie. I jeszcze bank? Z tego wynika, że Targowscy mają wtyki wszędzie. Pozdrawiam 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania