Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 97

Ceremonia rozpoczęła się od słów kapłana.

- Pan z wami.

Postali uczestniczący w uroczystości raczej wiedzieli, co mają odpowiadać i jak się zachowywać, a mi pozostało jedynie postępować podobnie. Początkowo myślałem, że tylko ja jestem niezaznajomiony z liturgią, lecz po bliższym przypatrzeniu się wiernym po pewnym czasie, dostrzegłem kilka osób, które naśladowały innych jak ja.

Widok z pod ołtarza na siedzących w ławkach miałem doskonały. Kilku młodych dobrze zbudowanych facetów w eleganckich garniturach, zajmujących pojedynczo ławki przy samym wyjściu głównym z kościoła, nie wyglądało na osoby zaproszone. Podobnie jak ja byli niepewni swoich gestów i kolejności wykonywanych czynności, brakowało przy nich partnerek, a modnie skrojone garnitury na nich bardziej przypominały mundury niż szykowne ubranie. Kiedy patrzyłem w ich kierunku czułem nieokreślony niepokój. Byłem tak pochłonięty obserwacją nieznajomych, że zapominałem gdzie jestem i Donata musiała stale nakłaniać mnie do brania czynnego udziału w mszy.

Może niepotrzebnie się martwiłem i byli to partnerzy druhen panny młodej, które przyjechały prawie z całego kraju i były to przyjaciółki mojej dziewczyny. Donata podczas licznych pobytów na leczeniu nawiązała sporo przyjaźni z dziewczynami przewlekle chorymi. Jakaś część znajomości nie przetrwała próby czasu, lecz tych kilka panienek stworzyły za pośrednictwem Internetu swoisty klub towarzyski. Często chwaliły się swoimi chłopakami, sukcesami i dzieliły smutkami. Nawet najbardziej chore przyjęły zaproszenie Estery, która poznała i polubiła każdą, a teraz wykorzystała okazję swojego ślubu do pochwalenia się córką. Pragnęła na naszym przykładzie dodać, często zrezygnowanym, dziewczynom otuchy oraz nadziei, że los jest zmienny i wszystko może się obrócić na lepsze.

- Pamiętajcie, że nigdy nie wolno się poddawać i musicie walczyć o każdy dzień, ponieważ ten następny może okazać się tym kończącym wasze nieszczęścia - powtarzała takie i podobne słowa otuchy.

Akurat mi nie trzeba takiego postępowania tłumaczyć, ponieważ doskonale wiem, że psychiczne nastawienie chorego jest najważniejsze. Jeżeli ktoś jest przekonany o nieskuteczności kuracji z pewnością tak się stanie.

Musiałem przerwać bujanie w obłokach i aktywnie uczestniczyć do końca mszy, zakończonej przysięgą i nałożeniem obrączek. Kiedy składałem podpis oczy wszystkich skierowane były na mnie, lecz nie było to krępujące, ponieważ dla mnie najważniejsze było, że mogę tego dokonać.

Prosto z kościoła długą kolumną samochodów pojechaliśmy pod hotel. Nastąpił tam moment składania życzeń i wręczania prezentów dla państwa młodych. Wszyscy chętni ustawili się w długiej kolejce. Ja z Donatą korzystając z chwili czasu usiedliśmy na przyhotelowej ławce. Jednak kilkugodzinny pobyt poza domem oprócz konieczności skorzystania z toalety wymagał też uzupełnienia płynów, dlatego wybrałem się po butelkę wody dla Donaty. Ekskluzywny hotel w swoim holu nie posiadał automatu do napojów, w tym celu trzeba było iść do baru. Zanim tam dotarłem miałem przyjemność oglądania akcji w wykonaniu małoletniej Wioli. Smarkula szła w dłuż nakrytych stołów i wytykała wszystkie zauważone błędy obsługi, część sztućców i talerzy kazała wymienić na czyste, ponieważ jej doskonały wzrok wyłapywał najmniejszą plamkę i szczerbinkę, dwa razy był to pęknięty talerz. Prawdopodobnie oprócz niej nikt nie zauważył uchybień, lecz ona dążyła do perfekcji.

- Cześć Artur – powiedziała jak mnie zauważyła.

Kilka dni wcześniej podczas omawiania przygotowań do wesela, zaproponowałem, jako starszy, żeby zwracała się do mnie po imieniu. Wszystkie te jej panowania doprowadzały mnie do kompleksów, że jestem taki stary, a po za tym to bardo mądra dziewczynka, która konieczni chce być już dorosła. Ten okres w życiu panienek szybko mija i później każda robi wszystko by być jak najmłodsza, więc była to jedyna okazja do ominięcia w niedługim czasie słowa pani.

- Cześć piękna – odpowiedziałem.

Natychmiast po moich słowach na jej buzi zagościł uśmiech i oczka jej się zaiskrzyły.

- Co ciebie sprowadza, szukasz swojego miejsca?

- Nie, idę do baru po wodę dla Donaty.

Błyskawicznie zakręciła się na pięcie i do dwóch szklanek nalała ze dzbanuszka wody z cytryną i miętą. Jedną wręczyła mi i powiedziała.

- Napij się, a ja zaniosę Donacie, gdzie jest?

- Siedzi na lawetce przed hotelem i czeka na swoją kolej do złożenia życzeń.

Jeszcze nie skończyłem mówić jak ona zaczęła kierować się do wyjścia zgrabnie omijając wchodzących pierwszych gości. Swoją szklaneczkę przechyliłem i wypiłem duszkiem, a pustą wręczyłem jednemu panu z obsługi, żeby nie kłaść na stole przy czyimś miejscu. Moje przemieszczanie się do drzwi tak płynnie nie wyglądało jak Wioli. Musiałem się chamsko przeciskać miedzy napływającymi do środka całą szerokością. Kiedy dotarłem do Donaty, której towarzyszyła pod moją nieobecność Wiola, usłyszałem.

- Teraz mogę ciebie spokojnie zostawić skoro dotarł Artur, pędzę do swoich obowiązków – powiedziała Wiola i śmignęła obok mnie.

Odruchowo popatrzyłem na nią.

- Nie oglądaj się za innymi dziewczynami, tylko, choć do swojego grubasa i razem pójdziemy złożyć życzenia nowożeńcom, którzy już tylko na nas czekają.

Donata, co raz częściej na siebie mówiła, że jest brzydka, gruba i w ten sposób wymuszała na mnie zapewnienia, jaka jest mądra, piękna, cudowna i wspaniała. Ilość słów, które musiałem powiedzieć dla poprawy jej nastroju zależała od ilości ograniczeń spowodowanych przez ciążę. Znacznie lepszy i szybszy efekt uzyskiwałem, gdy to ja, jako pierwszy mówiłem do niej komplementy, tylko nie zawsze byłem szybszy w zapewnieniach.

Oboje byli tacy szczęśliwi podczas przyjmowania życzeń. Prezent był wyjątkowo drogi, lecz od wszystkich jeden i zgodnie z życzeniem Estery oraz Marcela była to góra, a właściwie nieczynny kamieniołom białego marmuru przetykanego złotymi żyłkami. Jeszcze kilkanaście lat temu wysadzano skałę, a urobek mielono na gres. Jednolitość marmuru przez silne ładunki wybuchowe została zniszczona i obecnie mało prawdopodobne jest by udało się wydobywać duże bloki marmuru tak jak kiedyś. Może gdzieś w głębi złoża uchowała się jednolita skała, lecz oni chcieli wykupić nieczynny kamieniołom, żeby w przyszłości uniemożliwić uruchomienie kopalni. Gdyby tego nie dokonali to wcześniej czy później musiałoby wydobycie nastąpić i szkody na nawierzchni lokalnych dróg byłyby ogromne.

Biesiada rozpoczęła się od tradycyjnego rosołu z makaronem, którego nie jadłem bojąc się poplamić garnitur i koszulę. Inni nie poszli za moim przykładem i kilka osób poplamiło ubranie tłuszczem. Najbardziej narzekały kobiety i nie dziwiłem się, skoro sukienki sporo kosztowały i części z nich nie uda się doczyścić. Ogólne obżarstwo przerwał wodzirej organizując pierwszy konkurs z udziałem nowożeńców i pozostałych, mocno przy tym zachęcał choćby do odejścia od michy. Początkowo nieśmiała zabawa za sprawą orkiestry i prowadzącego w krótkim czasie przerodziła się w spaniałą imprezę. Nawet najstarsi i mniej sprawni częściej gościli na parkiecie niż przesiadując przy stole. Zespół grał znane utwory z różnych stron świata i rozszedł się pomruk wśród bawiących, kiedy lider zapowiedział przerwę. Wtedy nikt oprócz mnie i Donaty nie wiedział, co za chwalę nastąpi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 01.03.2018
    Program taki sam jak na wszystkich weselach. Kolejka do składania życzeń i potem ten tradycyjny rosół. Chociaż już coraz częściej pojawiają się zupy - krem. Co się wydarzy? Bo zostawisz czytelnika w zawieszeniu.
    Pozdrawiam cieplutko

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania