Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 53

Takiej strasznej nawałnicy nie przeżyłem nigdy wcześniej, oczywiście zdarzały się burze z większymi, lub mniejszymi wyładowaniami, lecz tutaj staliśmy pod gołym niebem, a nie w budynku chronionym przez piorunochron. Prawdopodobnie będąc pod dachem przy tak gwałtownej nawałnicy nie odważyłbym się podejść nawet do okna w obawie rozbicia szyby przez wichurę.

Najbardziej bałem się w tym momencie o Donatę, która podobnie jak ja czuła się zagubiona i znalazła się na skraju paniki. Właśnie dla niej musiałem być silny i nie mogłem okazać strachu. Dlatego zmobilizowałem wszelkie zasoby odwagi, jakie w sobie kiedykolwiek miałem i jeszcze więcej zaczerpnąłem z energii wszechświata. Podszedłem spokojnie do niej, objąłem ją i przytuliłem. Tak spleceni w wzajemnym uścisku stanęliśmy w ścianie deszczu.

- Panowie zabierzcie Esterę i Ernesta do dwuosobowej szoferki waszego pickupa. Będzie wam ciasno, lecz to lepsze niż stanie na otwartym teranie - Marcel błyskawicznie podjął decyzję, a do mnie i Donaty powiedział.

- Pochylcie się i chodźcie zemną.

Nawet chwili nie dał nam na zastanowienie, tylko mnie złapał za prawą rękę, a Donatę za lewą i pociągnął za sobą. Gdyby nam wcześniej nie powiedział o zmniejszeniu swojej wysokości w tym momencie już by nie musiał. Chociaż pochylił się najniżej jak był w stanie, to my oboje wędrowaliśmy na kuckach za nim, a on nadawał tylko kierunek. Mijaliśmy kolejne wysokie drzewa, lecz Marcel wybrał znacznie dalsze i nie za wysokie. Właściwie przy każdym kroku towarzyszył nam błysk, grzmot i wibracja ziemi. Zanim dotarliśmy do drzewa i mizerną ochronę jego gałęzi, byliśmy kompletnie przemoczeni. Prawdopodobnie nawet nie było na nas suchej jednej nitki. Jednak Marcel nie pozwolił nam na zbliżenie się do pnia drzewa na mniej niż półtora metra.

Burza jak gwałtownie się zaczęła tak się zakończyła. Po około dwóch minutach od spadnięcia ostatnich kropel, zaświeciło słońce. Kiedy wyszliśmy z pod drzewa spojrzałem na niebo, granatowe chmury, ozdabiane rozbłyskami, bardzo szybko oddalały się na południe, było to niezwykłe dla mnie, ponieważ w dole między drzewami wiał delikatny wiaterek.

Pozostali za naszym przykładem opuścili ciasną szoferkę i szli zaniepokojeni w naszym kierunku. Oni w przeciwieństwie do nas byli nie mniej wystraszeni, lecz dla odmiany susi. Wyglądaliśmy jak zmoknięte kury, kiedy z bliska zobaczyli nas zdrowych, napięcie puściło ich i zaczęli się śmiać.

- Baliśmy się, że wam się coś stało, ponieważ tak daleko odbiegliście – powiedziała uśmiechnięta Ernesta oglądając córkę z każdej strony.

- Szukałem odpowiedniego drzewa, żeby się pod nim schronić – odpowiedział Marcel.

- Wszystkie tamte były nie odpowiednie? – zapytałem wykonując w ich kierunku gest ręką.

- Gdziekolwiek będziesz zawsze pamiętaj, że w czasie burzy należy unikać dębów, sosen, świerków i wierzb, ponieważ kora tych drzew jest popękana i głęboko rzeźbiona. W wyniku tego jest pełna szczelin, gdzie bardzo chętnie rozwijają się mchy i porosty, a zwłaszcza od strony północnej. Narosty zazwyczaj mają w sobie dużo wilgoci, a szczególnie w deszczu, co sprzyja powstaniu korzystnej dla pioruna jonizacji powietrza. W wyniku uderzenia pioruna woda zgromadzona przez drzewo, mchy i porosty pawie natychmiast wyparowuje. Przemieszczenie się po pniu potężnego ładunku elektrycznego powoduje głębokie pęknięcie kory. Drzewa porażone piorunem są do końca swojej egzystencji naznaczone zostają osmaloną blizną. Najlepiej rozglądaj się za nie wysokimi młodymi bukami, klonami i jesionami, ponieważ one mają gładką korę, więc woda deszczowa spływa szybko po pniu w dół do ziemi i tam w przypadku uderzenia kierowany jest również piorun. Nawet, kiedy błyskawica razi takie drzewo, przeważnie nie powoduje wielkiego zniszczenia. Oczywiście niebezpieczeństwo porażenia potężnym ładunkiem elektrycznym istnieje i z tego powodu nie wolno zbliżać się do pnia.

Ktoś kiedyś powiedział, że na naukę nigdy nie jest za późno i przynajmniej w moim przypadku tak było. Niestety nie byłem w stanie sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek w szkole, ktoś kiedyś na lekcji uczył jak należy zachować się w czasie burzy poza terenem zabudowanym. Prawdopodobnie program w nowoczesnym systemie oświatowym nie przewiduje potrzeby zapoznawania dziecka rozpoznawania i unikania zagrożeń nie cywilizacyjnych.

Nagrzana słońcem ziemia po deszczu zaczęła intensywnie parować. Nad koronami drzew uniosła się para i tworzyła mgłę, a po niżej pod wpływem wilgoci rozchodził się intensywny zapach porośniętego poszycia. Prawie natychmiast począwszy od roślinności wszystko ożyło, a owady i ptaki pochowane przed deszczem opuściły swoje kryjówki.

Deszcz przerwał fachowcom tylko na trochę rozmieszczanie kłód bartnych, szybko ustalili z Marcelem miejsca i kolejność rozwieszania. Chcieliśmy uczestniczyć w niezwykłym dla nas przedsięwzięciu do końca, lecz przemoczeni udaliśmy się do swoich domów. Marcel po upewnieniu się, że nawałnica szybko nie wróci, pozwolił nam iść samym, a sam skierował się do swojego. Estera i Ernest chcąc dać nam jak najwięcej prywatności i swobody postanowili iść z Marcelem. Natomiast ja z Donatą objęci jak na zwykłym spacerze poszliśmy. Podczas drogi do domu dobry humor i nastrój nas nie opuszczał. Wcześniej baliśmy się o nasze bezpieczeństwo, tylko nie o siebie. Kiedy minęło zagrożenie i burza stała się to tylko niebezpieczną przygodą, doskonale zdaliśmy sobie sprawę, jak wiele mogliśmy stracić, gdyby któremuś z nas stało się coś złego.

Daleko nie odeszliśmy od miejsca wieszania pierwszej kłody bartniczej, gdy uniesieni uczuciem zaczęliśmy się kochać na jeszcze mokrej leśnej trawie niedaleko ścieżki. Widocznie mokre ubranie, choć ściśle przylegało do ciała, to nie dość skutecznie ostudzało nasze pragnienie. Donata pachniała wilgocią i jakąś kompozycją leśnych roślin i ziół zgniatanych w tym momencie przez nas. Resztki roślin i igliwia przyklejało się do naszej mokrej skóry, lecz w tym momencie nie czuliśmy uciążliwości z tym związanej.

Oblepieni trawą i liśćmi, z widocznymi zadrapaniami, niosąc większość przemoczonej i brudnej odzieży w rękach dotarliśmy do domu, gdzie pozbyliśmy się reszty krępującego nas ubrania prosto do pralki. Nic nie wkładając na gołe ciała poszliśmy razem do łazienki. Wspólny prysznic nie tylko odświeżył nas i zajął więcej niż trochę cudownego czasu, lecz pozwolił na bycie w prawdziwej bliskości.

Dopiero jak nasyciliśmy się sobą ubraliśmy się i przed powrotem do reszty towarzystwa rozwiesliśmy pranie na obrotowej drewnianej suszarce zamontowanej z boku domu przez praktycznego, przewidującego Marcela.

Podczas drogi przez las po raz pierwszy byliśmy sami i przez to byliśmy zmuszeni dokładnie przyglądać się drzewom i mijanym punktom wyróżniającym się czymś od reszty. Podczas rozmowy oboje doszliśmy do wniosku, że w górach i lesie zawsze trzeba być czujnym. Jednak czegoś nauczyliśmy od aury i od tej pory będziemy systematycznie rozglądać się po lesie oraz obserwować chmury, oraz czy nie ma gdzieś jakiegoś innego zagrożenia.

Kiedy z niemałym trudem i kluczeniem odnaleźliśmy pozostałych, zastaliśmy wszystkich siedzących pod brzozami na ładnej zieloniutkiej trawie, jedzących jakieś batoniki domowej roboty z różnymi ziarnami.

- Proszę poczęstujcie się – powiedział łysawy, starszy pan z ekipy fachowców, wyciągając w naszą stronę otwarty plastikowy pojemnik w połowie wypełniony.

- Dziękuję panu, chętnie spróbuję – odpowiedziałem zaraz po podobnych słowach mojej dziewczyny.

- Ostatnio spotykam tylko ludzi, którzy zdrowo się odżywiają – dodałem.

- Proszę, zwracajcie się oboje do mnie po imieniu. Leszek jestem – dodał.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 27.09.2017
    Proszę i znowu coś nowego się dowiedziałam o drzewach w czasie burzy. Natura jest tak tajemnicza, a zarazem przyjazna człowiekowi, jeśli on umie się z nią obchodzić. Może kiedyś błysnę elokwencją o drzewach w czasie burzy. Pozdrawiam serdecznie
    wkradła się literówka - rozwiesiliśmy pranie...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania