Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 92

Sen był głęboki i wyjątkowo ożywczy i skłonił mnie po zbudzeniu do zastanowienia się nad pewnymi wyjątkowo ważnymi detalami, jakie potrzebne mi będą w najbliższych dniach. Nikt z rozmawiających ze mną przynajmniej w początkowym czasie, nie może zorientować się, że jestem kaleką, ponieważ do wykonywania nawet najprostszych czynności potrzebowałem do obsługi urządzeń obu rąk. Niestety w moim fachu klienci żądali i oczekiwali przede wszystkim dyskrecji, dlatego nie mogli zauważyć przy rozmowie istnienia trzeciej osoby, a w moim przypadku przysłuchiwać się będzie jeszcze ktoś czwarty. Musiałem opracować system min, które rozmówcy nie zaniepokoją, jednocześnie pozwolą Donacie siedzącej naprzeciw mnie za kamerą, pokazać Mateuszowi odpowiednią kartkę i to on po odczytaniu ma wykonywać polecenia. Chcąc mieć pewność, co do skuteczności planu, wołaniem obudziłem Donatę.

Wyrwana ze snu, mocno zaspana, aż podskoczyła, uprzedziłem jej pytanie mówiąc.

- Kochanie przepraszam, że ciebie obudziłem, lecz sprawa jest wyjątkowo pilna, a bez twojej nieocenionej pomocy niestety nie uda mi się dokonać cudu w ciągu jednego pełnego dnia i kilku godzin w sylwestra.

Szybko oprzytomniała i zapytała.

- Co mam zrobić?

- Usiądź naprzeciw mnie z czymś do pisania, słuchaj mnie i notuj.

Początkowo wprowadziłem ją, jak mi się wydawało w mój genialny plan, lecz moja dziewczyna szybko dostrzegła w nim niedociągnięcia i pewne grymasy mojej twarzy uznała, że bardziej nadają się do straszenia niż do okazywania przyjemniejszych doznań. Przez kilka godzin do piątej opracowywaliśmy i udoskonalaliśmy technikę. Kiedy przyszedł Marcel przeprowadziliśmy na nim próbę generalną i kiedy nie zauważył w mojej mimice niczego niepokojącego, uznaliśmy, że jesteśmy gotowi.

Poranna toaleta nie stanowiła problemu, lecz ubieranie mojego korpusu w koszulę z krawatem i marynarkę przypominało z daleka groteskę. Jednak klient zobaczy jedynie twarz i górny fragment mnie, więc nie powinien się domyśleć mistyfikacji, oczywiście jak wszystko pójdzie dobrze. Przed przyjazdem Mateusza byłem przyszykowany do pracy, jedynie założenie pampersa zostało odłożone na ostatnią chwilę.

Mateusz zapakował mnie do samochodu na tylne siedzenie, Donata usiadła obok. Miała mnie w czasie jazdy przytrzymywać i po założeniu mi słuchawek przypilnować odtwarzania nagrań, jakie dostarczył na moją wcześniejszą prośbę Mateusz. Musiałem szybko nadrobić zaległości, które powstały przez czas mojej niechęci do świata. Jeszcze nie wiedząc o tym właśnie w tak mało widowiskowy sposób rozpoczęliśmy bój o przyszłość. Zanim przystąpiliśmy do decydującej rozgrywki, przećwiczyliśmy z Mateuszem w jego firmie nasz opracowany system kodowy, jemu zajęło to chwilę, ponieważ polecenia odczytywał z kartki pokazywanej przez Donatę.

Pierwszego klienta wybrałem z grona dobrych znajomych, który zawsze był mi życzliwy. Zbliżający się sylwester był doskonałym pretekstem do rozmowy rozpoczętej od składania życzeń. Przyjacielską rozmowę po odpowiednim czasie skierowałem na tematy zawodowe i przyjąłem z radością pozytywny jej dla mnie przebieg. Jeszcze nie gratulowaliśmy sobie sukcesu, ponieważ pierwsza jaskółka nie czyni wiosny, tylko rozgrzani i zachęceni nim przystąpiliśmy do kolejnej batalii. Wykorzystywałem po raz pierwszy do swoich celów wszystkie znane mi i stosowane przez innych metody, lecz nikogo nie oszukiwałem i złotych gór nie obiecywałem. Dopiero po zakończonym dniu pracy mogliśmy sobie wstępnie pogratulować, ponieważ konkurencja z pewnością przez najbliższą noc się zmobilizuje i przystąpi do kontrataku. Jutrzejszy dzień okaże się tym decydującym i przed nocą sylwestrową będziemy wiedzieli czy nowy rok przywitamy będąc na tarczy.

Przed samym zakończeniem udanego dnia zaczął sypać gęsty śnieg. Płatki były grube i wilgotne, kiedy spadły na zamarzniętą ziemię powodowały, że robiło się bardzo ślisko. Podczas niesienia mnie do samochodu uważnie się rozglądałem i grubość świeżego puchu oceniłem na jakieś piętnaście centymetrów. Najwyżej pięć minut minęło od czasu jak Mateusz omiótł auto, lecz w momencie otwarcia drzwi sporo śniegu wsypało się do wnętrza. Niewielka część dostała mi się za kołnierz, odruchowo się wyprostowałem i przyrżnąłem mocno głową w karoserię.

- Przepraszam, nie chciałem. Wszystko w porządku? – zapytał Mateusz, który mnie wkładał do środka.

- Nie masz, za co przepraszać to moja wina, lecz mam nadzieję, że w karoserii nie zrobiłem wielkiego wgniecenia i guz będzie niewielki – odpowiedziałem.

Nieprzerwanie, obficie padło i przez szyby samochody widziałem jedynie płatki śniegu. Ujechaliśmy niedaleko, najwyżej dwa kilometry od firmy Mateusza za miastem, utknęliśmy w zaspie, którą w większości sami stworzyliśmy pchając śnieg przodem samochodu. Zmierzch zapadał, a śnieg powodował, że dzień bardziej nadawał się do lepienia bałwanów niż do jazdy. Zanim Mateusz ściągnął do pomocy znajomego z zakładu energetycznego, mój pampers założony na wszelki wypadek okazał się pomocny.

Duża terenówka z napisem pogotowie energetyczne podjechała i po wzięciu naszego samochodu na hol, bez trudu ciągnęła go przez głęboki śnieg. Bardziej bałem się, że wyrwie hak z naszego auta, niż o to, że ugrzęźnie w zaspie. Właśnie wtedy postanowiłem kupić sobie taki pojazd w następnej kolejności po rękach i nogach.

Sylwestrowy dzień w pracy rozpoczął się od pytań o mój stan zdrowia. Mogłem się tylko domyślać, kto udzielał szczegółowych informacji o mnie, lecz dowodów nie miałem. Podczas pytań w rodzaju, kto obsługuje, w odpowiedzi oddalaliśmy moją sylwetkę i przy mnie pojawiała się po chwili Donata w widocznej ciąży. Kiedy pierwszy klient, jako pierwszy zrezygnował, już myślałem, że będzie tragicznie, lecz kolejni taki obraz przyjmowali ze zrozumieniem. Zamiast totalnej porażki odnieśliśmy wielki sukces i do samego wieczora zgłaszali się do nas nowi. Tylko nastąpiła w prezentacji zmiana. Byłem widoczny dla klienta ja z swoim kalectwem i Donata obsługująca sprawy techniczne. Mateusz stał poza kamerą i gestami pokazywał mojej dziewczynie kolejność czynności.

Sylwestra mogliśmy całym zespołem obchodzić hucznie w cukierni mamy Mateusza, ponieważ sukces był wyjątkowy. Tym bardziej, że został osiągnięty, jak twierdził Mateusz, rzutem na taśmę. Z tej okazji został dla naszej trójki przyszykowany czterowarstwowy tort, udekorowany figurkami trzech muszkieterów i napisem „Trzymajcie tak dalej”. Jednak w mojej ocenie największa zasługa należała się Donacie, ponieważ tylko ona robiła to dla innych, a nie dla siebie. Mateusz pracował na utrzymanie i rozwój własnej firmy. Jego pracownicy z chęci zysku i utrzymania miejsca pracy. Natomiast ja wysilałem się dla nowych rąk i nóg, dzięki, którym przyszłego sylwestra chciałem spędzić na parkiecie tańcząc z moją żoną, a nie jak teraz patrząc jak bawią się inni.

Wszyscy siedzieliśmy przy wspólnym stole i dzięki temu została wygospodarowane wolna przestrzeń do zabawy. Donata była stale blisko mnie i co chwilę pytała czy mi czegoś nie podać. Estera z Marcelem tańczyli przytuleni do siebie i zakochani. Zapatrzeni w siebie nie dostrzegali innych bawiących.

- Piękna z nich para – powiedziałem do Donaty jak zobaczyłem jej wzrok wodzący za nimi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 15.02.2018
    Fajna i pracowita część. Doborze, że Artur ma chęć pracować i ma plany. Wychodzenie z takiej traumy jest długotrwałe, czasem nigdy nie możemy się pogodzić z kalectwem. Artur szybko zaczął racjonalnie myśleć. Ale nie każdy ma tyłu przyjaciół i ludzi wokół siebie.
    Pozdrawiam serdecznie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania