Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 35

Noc była upojna, pełna wzajemnego poznawania ciał i spełniania pragnień. Dopiero promienie słońca, wpadające przez okno na moją twarz, obudziły mnie. Otwarłem oczy i spojrzałem na zegar wiszący na ścianie, było już późno, zaspałem pierwszy raz do pracy. Natychmiast zerwałem się z wersalki, by po chwili opanować swoje nerwowe ruchy z obawy, że obudzę Donatę wtuloną w poduszkę. Jej długie szatynowe włosy wachlarzem rozłożyły się wokół głowy. Okryłem kołdrą jej nagie ciało i szybko zacząłem się ubierać, w odzież wyciąganą w pospiechu z szafki oraz szafy. Zaledwie po chwili byłem gotowy do wyjścia, prysznic, golenie i mycie zębów miałem wykonać w pokoiku służbowym na terenie firmy po odprawie. Zanim zamknąłem za sobą drzwi zostawiłem Donacie na stole klucze zapasowe i pieniądze, gdyby chciała wyjść do sklepu po zakupy. Jeszcze stojąc przed zamkniętymi drzwiami już dzwoniłem po taksówkę, która podjechała w momencie, kiedy wychodziłem z budynku. Przed firmą wysiadałem z auta, spóźniony tylko dziesięć minut. Jednak nie zostałem przez ochronę przepuszczony przez bramę.

- Przepraszam, panie Arturze, nie może pan wejść na teren zakładu, z polecenia pana Krzesimira.

Nawet nie byłem zaskoczony tym, co mnie spotkało, ponieważ znałem przyjaciela od lat i wiedziałem jak postępuje z wrogami, za jakiego w tej chwili mnie uważa. Pozostało mi jedynie wsiąść do autobusu komunikacji miejskiej i pojechać do niego do szpitala. Wiedziałem, że nie zostanę do niego wpuszczony, lecz chciałem żeby wiedział, że przegiął. Od tej chwili nasze drogi się rozchodzą i nasze stosunki już nigdy nie będą takie jak dawniej.

W szpitalu doszedłem najdalej pod drzwi pojedynczej sali Krzesimira, przed nimi stał szpitalny ochroniarz. Nawet nie próbowałem wejść do środka tylko czekałem, na pojawienie się kogoś z dużej grupy personelu wynajętego przez Targowskich. Drzwi sali się otworzyły i wyszła przez nie, zapłakana Alinka, którą poznałem, jako pierwszą z chorych dzieci. Pochyliłem się i zapytałem.

- Alinko, co się stało, że płaczesz?

- Pan Krzesimir już nie jest taki dobry jak dawniej, znowu mnie wygonił brzydkimi słowami. Więcej do niego nie przyjdę, kiedyś śpiewał pięknie dla mnie i tak ślicznie rysował. Mam wszystkie jego rysunki, jak wyjdę ze szpitala, poproszę dziadka, żeby je oprawił i powiesił w moim pokoju – mówiła łkając.

Z chyliłem się do jej poziomu i objąłem jej ciałko wyniszczone przez chorobę. W ten sposób chciałem jej przekazać, że jest ktoś, komu na niej zależy. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie zbawię całego świata, lecz jeżeli choć przyłożę do tego malutki kamyczek, to już będzie duży sukces. Może inni w końcu postąpią podobnie i w ten sposób powstanie mur odgradzający nas od zła.

- Nie gniewaj się na pana Krzesimira, jemu teraz tylko wydaje się, że jest zdrowy, a w rzeczywistości jest chory bardziej jak był. Daj mu czas to może zmądrzeje – powiedziałem cichutko do jej uszka.

Prawym rękawem piżamki otarła oczka i uśmiechnęła się do mnie spękanymi przez trawiącą ją gorączkę ustami. W tym czasie podszedł do nas brat dyrektora szpitala. Alinka jak go zobaczyła złapała mnie za rękę i schowała się za mnie.

- Cześ Artur, trochę się narobiło zamieszania, Krzesimir aż kipi ze złości, robi wszystko żeby ciebie zniszczyć i upodlić.

- Czyli całkowicie wrócił do zdrowia psychicznego, proszę się nie dziwić, on jest taki jak większa część społeczeństwa wyznająca zasadę „Kto nie jest z nami, jest przeciwko nam”. Wszystkich, co mają własne zdanie i poczucie praworządności się niszczy, a własnych świństw się nie widzi, a wręcz się je usprawiedliwia. Krzesimir zawsze postępował w taki sposób i dla ogółu było to normalne postępowanie, przecież on wyznaje i stosuje też zasadę „moje ja” ważniejsze od wszystkiego. Poznał go pan dopiero, jako pacjenta, który przejął osobowości ludzi znanych, cenionych, podziwianych i lubianych, lecz on w tej chwili nie ma nic z nimi wspólnego. Proszę mu powiedzieć, że byłem u niego i więcej nie przyjdę. Życzę powodzenia panie doktorze.

Uścisnęliśmy sobie na pożegnanie ręce, następnie on wszedł na salę do pacjenta, a ja powiedziałem do dziecka trzymającego mnie za rękę.

- Alinko, jak pójdziesz ze mną na salę piętro wyżej, to zapoznam ciebie z panią, która pięknie śpiewa i może ona ci się spodoba.

Mała istotka uśmiechnęła się po tych słowach do mnie, pokiwała łysą główką ozdobioną zawiązaną chustą na tak i poszliśmy odwiedzić solistkę. Sam widok siedzącej na łóżku kobiety w pozie medytacji, już zapowiadał zmiany w jej psychicznym podejściu do choroby. Wczoraj leżała wykończona i w pełni zrezygnowała z walki o przetrwanie, poddała się całkowicie. Dziś może i śmiesznie wyglądała dla innych w pozie lotosu z zamkniętymi oczami, lecz emanowała od niej wola przetrwania i koncentracji. Przyłożyłem palec do ust, w ten sposób pokazałem Alince, żeby zachowała ciszę. Innej pacjentce leżącej na tej samej sali ukłoniłem się. Choć staliśmy cichutko piosenkarka wyczuła naszą obecność, moim zdaniem poprzez zapach, lub powiew wiatru, ponieważ powiedziała.

- Podejdźcie, widzę was wzrokiem astralnym.

- Co to jest ten wzrok? – zapytało, zaskoczone dziecko.

Gdzieś kiedyś coś na ten temat słyszałem, lecz zbyt mało z tego zapamiętałem, żebym był w stanie wytłumaczyć dziecku, na czym to polega, albo, co to jest. Na całe szczęście nie musiałem tego robić, kobieta uniosła powieki i powiedziała.

- Szósta czakra – Anja, znana jest pod inną nazwą trzecie oko, które nazywane jest też „okiem duszy”.

Musiałem się mocno powstrzymać żeby nie zareagować na jej słowa jakimś gestem lub grymasem. Dlatego, że osoby, które w takie rzeczy wierzą, są szczególnie wrażliwe na okazywanie niezrozumienia i negacji ich przekonań. Chcąc zmienić temat, szybko zapytałem.

- Jak się dzisiaj czujesz? Wydaje się, że znacznie lepiej.

Zanim odpowiedziała na pytanie, popatrzyła na mnie uważnie i stwierdziła.

- Pachniesz kobietą.

- Przepraszam, nie zdążyłem się wykąpać, zaspałem do pracy i planowałem w chwili wolnej wziąć prysznic, lecz sprawy się inaczej potoczyły niż chciałem.

Najbardziej zaskoczył mnie jej znakomity węch, który nie został przytępiony łykanymi farmaceutykami i środkami dezynfekcyjnymi o intensywnym zapachu. Utrzymywanie czystości w szpitalu było wykonywane po łebkach, jednak obficie polewano brudne kąty i z nich waliło, aż dech zapierało. Najważniejsze były pozory sterylności i je doskonale zachowywano.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 26.07.2017
    Przykre to jest , jeśli przyjaciel odwraca się od ciebie. Tyle dobrego co zrobił Artur dla Krzesimira przekreślił jeden epizod zniszczonych samochodzików. W dodatku wyszły inne cechy rozpuszczonego, bogatego chłopca. Jestem już na bieżąco i czekam na dalszy ciąg. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania