Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 74

Złapał mnie skurcz prawej nogi. Bolało strasznie. Próbowałem wyprostować nogę, lecz nic nie pomagało. Mogłem z tego, co pamiętam z wcześniejszych podobnych przypadków, usiąść i próbować rozmasować, lecz z tym miałem problem, bo spałem. Koniecznie musiałem się obudzić, żeby tego dokonać, więc wzmagałem się z czymś mi w tym mocno przeszkadzającym. Nagle otwarłem oczy, ale intensywne światło zmusiło mnie do przymknięcia powiek. Odczekałem chwilę, próbując zlokalizować wcześniejszy ból. Kolejna próba patrzenia była znacznie lepsza, było jasno, lecz już nie tak intensywnie. Obok mnie po prawej stronie zobaczyłem pochyloną nade mną Donatę.

- Kochanie, nie uwierzysz, kiedy ci opowiem, jaki miałem głupi sen, w którym wydawało mi się wszystko takie realne – powiedziałem zachrypniętym głosem, gdyż miałem wysuszone gardło.

- Co, ci się przyśniło?- zapytała.

- Jechaliśmy samochodem, ktoś nas zepchnął moją byłą beemką z drogi i mieliśmy wypadek. Spałem wyjątkowo mocnym snem i obudził mnie skurcz nogi. Najdziwniejsze jest to, że jak się zbudziłem, nie czułem żadnego bólu.

Donata usiadła na krzesełku stojącym obok łóżka, na, którym leżałem. Już miałem zapytać, gdzie ja jestem, ponieważ pomieszczenia nie znałem, lecz przeszkodziła mi w tym mucha, która usiadła na moim nosie. Uniosłem prawą rękę chcąc ją przegonić, lecz jej nie widziałem, ale ją czułem, a mucha przemieściła mi się pod oko. Odruchowo chciałem sprawdzić dziwne zjawisko i lewą rękę przysunąłem do twarzy. Dłoni nie zobaczyłem, moja ręka kończyła się na wysokości obandażowanego łokcia.

- Ki diabeł? – powiedziałem, zaskoczony.

Wtedy usłyszałem głośny głos Donaty.

- Doktorze!

Okrzyk oderwał mnie od rozmyślań o rękach i skupiłem się na pomieszczeniu. Byłem pewny. Leżałem na sali szpitalnej, obok łóżka stała szafka i krzesło jeszcze chwilę wcześniej zajęte przez moją dziewczynę, która gdzieś wyszła. Ponownie powróciłem myślami do rąk i zanim przyszedł lekarz byłem pewny, że prawej od ramienia nie mam, a lewej od łokcia.

- Jak się pan czuje? – zapytał mężczyzna w białym fartuchu.

Nie miałem ochoty i głowy, żeby z nim rozmawiać. Wzrokiem poszukałem Donaty i zapytałem.

- Co się stało?

- Mieliśmy wypadek, mi się prawie nic nie stało, wstrząśnienie mózgu, pęknięte dwa żebra, kilka szwów, lecz ty ucierpiałeś bardziej.

Nie chciałem pozwolić jej na rozczulanie się nade mną, więc zapytałem.

- Jak teraz się czujesz?

- Dobrze – odpowiedziała.

Dalej pragnąłem przekonać ją, że ze mną jest wszystko w porządku i nie musi się więcej martwić.

- Nie przejmuj się, jestem młody i mam jeszcze nogi. Naoglądałem się programów w telewizji i ludzie potrafią sobie radzić samymi stopami, nawet prowadzą samochód. Wystarczy tylko się nauczyć, a skoro inni takie umiejętności opanowali, to i ja potrafię.

Chociaż w pocieszaniu Donaty rozkręciłem się na dobre, jej wyraz twarzy starał się z każdym moim słowem bardziej smutny. Jeszcze chwila i wybuchłaby płaczem, już miałem przestać terkotać, jak w moje ględzenie wtrącił się lekarz.

- Powinien pan wiedzieć, że obie nogi też pan stracił.

- Jak stracił, przecież czuję jak mnie bolą, gdy łapią mnie skurcze.

- Są to bóle fantomowe i występują po amputacjach.

- Nie wierzę, pokaż pan!

Lekarz przyciskiem w pilocie uniósł mnie do pozycji półsiedzącej i odchylił kołdrę. Musiałem przez dłuższy czas oswajać się z widokiem, jaki ujrzałem. Tam gdzie powinny być stopy czy kolana była tylko biel prześcieradła, a cały ja kończyłem się przy czterech literach. Byłem tak zaszokowany, że nawet przez myśl mi nie przeszło, zapytać się o własną męskość. Nagle cały mój świat runął, byłem pozbawiony rąk, nóg, został mi korpus i głowa. Strasznie mało by żyć i jednocześnie za dużo, żeby umrzeć. Łzy płynęły mi po twarzy i nawet nie osuszyły je pocałunki i słowa Donaty.

- Kochanie jestem przy tobie, będzie ciężko, lecz razem damy sobie radę.

Przestałem reagować na słowa i gesty. Nawet nie wiem jak długo trwało, zanim pytanie z pewnością wielokrotnie powtarzane mojej ukochanej dziewczyny dotarło do mnie.

- Czy jakbym ja nie miała rąk i nóg zostawiłbyś mnie?

- Oczywiście, że nie, kocham ciebie i to się tylko liczy, nie jest ważny brak przysięgi małżeńskiej – odpowiedziałem oburzony na tak głupie pytanie.

- Podobnie czuję i ja. Proszę uszanuj moje uczucia.

Tylko już do mnie w tym momencie nic nie docierało. Nawet nie wiedziałem, że nagle dokonała się w mojej głowie psychiczna zmiana, było dla mnie tego „dobrego” za dużo. Przede wszystkim nie chciałem być dla nikogo balastem, zwłaszcza dla mojej dziewczyny. Nigdy nie mogłem zgodzić się na zniszczenie jej młodego życia i przyszłości przez opiekowanie się mną.

- Zostaw mnie, tak będzie lepiej, nie chcę być dla ciebie ciężarem.

Donata nie rezygnowała i nie chciała poddać się łatwo, próbowała dotrzeć do moich złych krzywdzących ją myśli, lecz ja nie pozwoliłem jej na to. Niestety postąpiłem jak najgorszy cham, wygoniłem ją z mojego życia pozbawiając miłości i szpitalnej sali nie przebierając w najbardziej wulgarnych słowach. Strasznie swoim postępowaniem skrzywdziłem najbliższą mi osobę, która była dla mnie ważniejsza od powietrza do oddychania, jedzenia i picia do przetrwania. Najgorsze w moim postępowaniu było to, że robiłem wszystko złe, dla jej dobra. Podobnie potraktowałem Marcela, być może jeszcze bardziej okrutnie niż Donatę, ponieważ on długo nie rezygnował ze mnie i starał się ochronić mnie, przed samym sobą.

Mateusza, jego mamę, Ernesta i panią Esterę przegoniłem obelgami, w ten prosty sposób w niedługim czasie zostałem sam. Personelowi szpitala i jakimś specjalistom od chorób psychicznych również sromotnie się oberwało.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 11.12.2017
    Bardzo smutny ten rozdział. Nie wiem jak Artur pokona ten swój ból. Został strasznie skrzywdzony przez wypadek. Jednak miłość Donaty pozwoli mu przejść przez to wszystko. Ten chwilowy bunt minie. Będą już razem. Właśnie w takiej chwil poznajemy co tak naprawdę w życiu się liczy. Poznajemy bliskich i przyjaciół, poznajemy ludzi. Ale tylko tych którzy nie odwracają się, ale idą dalej z nami. Dziękuję za przemyślenia. Pozdrawiam serdecznie 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania