Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 70

Tłum ciekawskich, przybyłych na targi medycyny alternatywnej, stale się zwiększał. Z pewnością do wyjścia z domu zachęcało operujące słońce na bezchmurnym sobotnim niebie. Powoli dokuczało mi pragnienie, nie byłem zapobiegliwy tak jak Donata z Marcelem i nie wziąłem z sobą nic do picia. Planowałem spróbować na targach przynajmniej kilku różnych herbatek ziołowych, soczków czy naparów gaszących pragnienie. Stoisk z takimi produktami było wyjątkowo dużo, lecz przy każdym, pomimo wczesnych godzin, utworzyły się spore kolejki. Ochoty na stanie za czymś orzeźwiającym nie miałem, dlatego czule pożegnałem się z Donatą, a z Marcelem dyplomatycznie i opuściłem teren targów. Znacznie taniej i szybciej kupiłem wodę do picia w przydrożnym sklepie niż na targach, gdzie za butelkę litrową wołano dwa razy więcej. Jakoś w cudowną wodę nie chciałem wierzyć i jak dla mnie zwykła mineralna miała wystarczającą ilość minerałów, w niej nie szukałem niewidzialnych wartości.

Czasu do spotkania z Mateuszem miałem sporo, więc postanowiłem go wykorzystać na kawkę i pyszne ciasteczko w cukierni jego mamy, zamiast na byle, jaki obiad w jakiejś restauracji. Samochód zaparkowałem pod dyskontem prawie w tym samym miejscu, co wczoraj i kierowałem się do rynku inną ulicą niż wcześniej. Nawet daleko nie uszedłem jak zatrzymałem się pod wpływem przeczytanej oferty baru, który zapraszał na zupę poziomkową z jajkiem. Cena była niewygórowana, ja nigdy nie słyszałem o takiej, a tym bardziej nie próbowałem. Po chwilowym zastanowieniu ciekawość zwyciężyła i wszedłem do środka. Lokal był malutki, wewnątrz mieściły się zaledwie cztery stoliki i oprócz osoby z obsługi nie było nikogo. Trochę spanikowałem, czy na pewno dobrze robię ryzykuję i usiłuję coś zjeść.

- Dzień dobry, zapraszam na smaczny posiłek – powiedziała do mnie, niewysoka dziewczynka, stojąca za ladą.

- Dzień dobry – odpowiedziałem i dodałem.

- Przyszedłem tutaj spróbować zupy poziomkowej z jajkiem, lecz nie wiedziałem, że kucharka jest taka młoda.

- Ja nie gotuję, tylko moja mama, przyszłam jej pomóc. Dzisiaj mamy oprócz poziomkowej jeszcze dwie zupy żurek i koperkową z ryżem. Proponuje również dorsza zapiekanego z czosnkiem, gołąbki z mięsem i warzywami, pierogi z kaszą jaglaną na słodko. Do picia polecam kompot z malin, napój z mięty i żurawin, wodę i gotowe napoje z witryny chłodniczej.

Dziewczynka była przejęta swoją rolą i widziałem po niej jak bardzo chce pomóc swojej mamie, dlatego powiedziałem.

- Mam niedługo spotkanie i nie wypada żebym na nim było ode mnie czuć czosnkiem.

Dopiero od niej dowiedziałem się, że zupa poziomkowa jest podawana schłodzona z lodówki i na upalny dzień jest doskonała. Natomiast pierogi z kaszą jaglaną mogą zrobić dzisiaj z dodatkiem czarnych jagód, truskawek, wiśni i skoro nie potrafię się zdecydować, które mam ochotę zjeść, to dostanę każdych po sześć. Najwyżej niezjedzone zabiorę do domu. Trochę zdziwiłem się, że owoce są świeże, lecz panienka kelnerka uświadomiła mnie.

- Czarne jagody, wiśnie mamy przywiezione z nizin, natomiast truskawki z okolicznych plantacji założonych, jak najwyżej w górach i dzięki temu owocują znacznie później.

Więcej nie wypytywałem smarkuli, ponieważ na wszystkie moje pytania miała gotową przekonywującą odpowiedź. Czułem się przy niej trochę jak niedouczony szczeniak w sprawach gastronomi, warzyw i owoców. Dlatego podziękowałem jej, zamilkłem i skupiłem się na jedzeniu. Kończyłem przedostatnią porcję przepysznych pierogów, gdy do baru wszedł Mateusz.

- Dzień dobry - powiedział głośno, a do mnie.

- Cześć, nie wiedziałem, że odkryłeś ten przytulny bar.

- Witaj szefie, skusiła mnie zupa, a jak się okazuje to chłodnik i do tego dobry. Nigdy czegoś podobnego nie jadłem, lecz nie żałuję.

Mała pomocnica mamy zjawiła się przy nas bardzo szybko, niosąc z wielką wprawą na talerzu chleb. Postawiła przed Mateuszem, talerz, wyciągnęła z kieszonki fartuszka, zapakowane w serwetkę sztuce i powiedziała.

- Proszę, zamówiony przez pana żurek, zaraz przyniosę herbatę z miętą.

Mateusz z wyraźną ochotą uniósł podpieczoną na złoty kolor przykrywkę i wewnątrz wydrążonego chlebka dostrzegłem żur na bogato. Gęsta zupa zawierała kawałki białej kiełbasy, boczku, jajka i grzybów.

- Następnym razem wstąpię tutaj na żurek – powiedziałem.

- Tylko wcześniej zamów, inaczej możesz się nie załapać zwłaszcza w dzień roboczy – odpowiedział Mateusz po przełknięciu.

- Przecież w tym barze są pustki?

- Zaraz będzie trzynasta, głodni zaczną się z chodzić, dlatego pospiesz się, inaczej będziesz czuł się poganiany.

Wraz z wybiciem trzynastej powoli, lecz systematycznie maleńki bar wypełniał się klientami. Jeszcze przed końcem posiłku jakiś mężczyzna z kobietą zapytali.

- Czy ten stolik zaraz się zwolni?

Pomimo zapewnienia, że tak, stali przy nas i patrzyli, jak jemy, co było to dla nas krępujące, lecz skuteczne. Szybko przełykaliśmy ostatnie kęsy, pod czujnym okiem nowych klientów. Nieletnia kelnerka też musiała nas obserwować, ponieważ niewołana zjawiła się.

- Wystawić panu rachunek? – zapytała mnie.

- Wiola dopisz do mojego, ten pan jest moim gościem – powiedział Mateusz i podał jej pusty talerz, na którym wcześniej znajdował się żurek w chlebie.

Podziękowaliśmy za smaczny posiłek i zwolniliśmy miejsca przy dwuosobowym stoliku. Nowi konsumenci zajęli jeszcze ciepłe krzesełka, jak tylko tego dokonali, spokojnie już bez wcześniejszego zniecierpliwienia czekali na obsłużenie. Kilka osób stało przed lokalem i czekało w kolejce.

- Następnym razem ja zapraszam – powiedziałem do Mateusza i zapytałem.

- Dlaczego, mama tej dziewczynki prowadzi działalność gastronomiczną gnieżdżąc się w takim malutkim barze, zamiast zająć któryś z pustych, wielkich lokali, przecież przy tylu klientach stać ją na to?

- Za ten lokal płaci mojemu dobremu znajomemu niewielki czynsz, on na nim nic nie zarabia, lecz ZUS, podatki, światło, gaz, ogrzewanie, utrzymanie i zakup dobrych produktów sporo kosztuje. Jeszcze ma do spłacenia gigantyczne, nie swoje, długi.

- Stale się słyszy o różnych metodach oszustów, strasznie trzeba uważać – powiedziałem.

- Nikt jej nie oszukał, długów narobił po rozwodzie jej były mąż.

- Jak on narobił, to, co ją to obchodzi – dodałem.

- Widocznie tak jak inni nie masz pojęcia, że w Polsce jest takie prawo, że przez rok po rozwodzie odpowiada się za długi współmałżonka.

- Naprawdę, jest taki przepis? – zapytałem, ponieważ nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem.

- Nie jestem prawnikiem i nie wiem czy jeszcze jest, lecz był i ona nie dość, że wcześniej przez niego maltretowana, teraz musi za niego spłacać. Najłatwiej i najprościej wymiarowi sprawiedliwości było zgodnie z obowiązującym prawem dowalić jej.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 27.11.2017
    Aż mi zachciało się żurku w chlebku. Świetnie opisujesz potrawy, że oprócz wyglądu czytelnik czuje też smak.
    Między wierszami można znaleźć inne sprawy, które nas przytłaczają w codziennym życiu.
    Jak się okazuje, że prowadzenie swojej działalności wcale nie jest takie proste. Musi współgrać z naszym życiem prywatnym.
    Pozdrawiam serdecznie:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania