Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 30

- Energia życiowa, zwana praną, jest pobierana w znacznej części z przestrzeni. Największy udział w naszym samopoczuciu mają cząsteczki witalności, które wnikają w nas w promieniach słońca. Dlatego od zarania dziejów ludzie przejawiali największą aktywność życiową w dzień, kiedy powietrze i przestrzeń są nasycone dużą ilością prany. Prana wchłaniana jest w sposób naturalny wraz z oddechem oraz poprzez czakry. Na ogół wyróżnia się siedem czakr głównych, które są niewidoczne dla ludzkiego oka i mają postać wirów energii. Każdy z tych siedmiu wirów umiejscowiony jest przy jednym z siedmiu gruczołów dokrewnych (przysadka mózgowa, szyszynka, tarczyca, grasica, nadnercza, trzustka, gruczoły płciowe). Jedną z ich funkcji jest pobudzenie wydzielania hormonu przez gruczoł, a jak wiemy, hormony regulują wszystkie funkcje zachodzące w organizmie człowieka.

Osoba zdrowa posiada energię wirującą w czakrach jednakowo i z dużą prędkością. Umożliwia to przepływ witalnej energii ku górze, zasilając ciało i umysł. Kiedy jednak jeden z tych wirów zwalnia obroty lub zostaje zablokowany, wtedy przepływ energii witalnej zostaje zakłócony, staje się początkiem złego samopoczucia i w konsekwencji występują dolegliwości fizyczne.

W miarę jej mówienia, rodziły mi się w głowie kolejne pytania, ponieważ ona opowiadała z takim przekonaniem, jakby widziała, lub czuła w sobie kanały energetyczne. Dlatego zadałem pytanie.

- Co blokuje najbardziej te wiry energii?

- Najbardziej szkodzą nam trucizny w środowisku, a zwłaszcza te wymyślone przez naukowców w laboratoriach. Nasze organizmy na przestrzeni wieków podtruwane były tylko przez szkodliwe substancje pochodzenia naturalnego, które znajdowały się bogactwach naturalnych, w trujących roślinach i towarzyszyły erupcji wulkanów. Wtedy medycyna wschodu potrafiła być wyjątkowo skuteczna, lecz często proces lecenia był długotrwały, ponieważ regulowała i wykorzystywała proces samo leczenia wspomagany ziołami.

Obecnie oprócz zagrożeń związanych z komunikacją, paleniem tytoniu, czy potężnym arsenałem jądrowym i innymi tego typu, czekają na nas inne znacznie potężniejsze. Może zacznę od rtęci, której połowę pobieramy spożywając mięso, jedną trzecią w roślinnych produktach spożywczych, a pozostałą część wchłaniamy w nadmiarze ze skażonej atmosfery. Kolejną trucizną wyróżnioną nagrodą Nobla jest DDT, środek niszczący wyjątkowo skutecznie szkodliwe i pożyteczne owady. Często był rozpylany z samolotu i już po kilku dniach przenikał do mikroorganizmów, osadów dennych, a z stamtąd wędruje do początkowych organizmów łańcucha pokarmowego pomimo upływu wielu lat od zakazu jego stosowania. Jakby tego było mało to zastosowano w przemyśle PCB i po czasie biolodzy nazwali ten wynalazek (najbardziej diabelska trucizną), rozprzestrzenianą przez wiatr na cały świat. Nową cudowną zabawką po tamtych okrzyknięto Dieldrynę i w Holandii przez jej stosowanie doprowadzono do tak dużego skażenia, że przez dziewięć lat nie było możliwe eksportowanie sałaty głowiastej.

Tym mówieniem nakręcała się coraz bardziej, gotowa była na wymienianie różnych świństw do wieczora, o ile jej nie przerwę. Prawdopodobnie chce zapoznać mnie z masą zagrożeń, jakie czyhają na każdym kroku na współczesnego człowieka.

- Przepraszam, że przerywam, lecz może skupisz się na samym sposobie leczenia, a nie przez cały czas rozmyślasz nad przyczynami powstania choroby – tymi słowami, wtrąciłem się do jej wypowiedzi.

Przestała mówić i pogrążyła się w myślach, dopiero jak sobie coś przekalkulowała, powiedziała.

- Masz rację, powinnam skoncentrować się na medytacji i starać się uruchomić proces samo leczenia, teraz mogę się skupić, skoro mnie nic nie boli.

Już nie chciałem jej mówić, że z pewnością w niedługim czasie przyjmie nową porcję leków, które wymuszają swoim składem chemicznym, „współpracę” z organizmem. Dlatego lekarstwa mają skutki uboczne i wszelkimi naturalnymi metodami staram się ich unikać. Kiedyś w tym celu kopiłem sobie książkę o zapomnianej, dawnej medycynie i zawsze po nią sięgam, gdy coś mi dolega.

- Teraz odpoczywaj, a ja pójdę do Donaty.

- Odwiedzisz mnie jeszcze?

- Oczywiście i poproszę swoją dziewczynę, żeby mi towarzyszyła.

- Bardzo lubię Donatę i wiele jej zawdzięczam, lecz ona absorbuje całkowicie ciebie, wtedy dla mnie nie ma już miejsca – odpowiedziała, przynajmniej dla mnie zagadkowo.

- Dobrze, teraz odpoczywaj, a najlepiej zaśnij – powiedziałem.

Miałem nadzieję wychodząc od niej, że odnajdzie stan wyższej świadomości, lub przynajmniej leki zaczną w końcu pozytywnie działać. Wcześniejsze liczne niewłaściwe i szkodliwe metody leczenia doprowadziły do wyniszczenia jej organizmu, teraz pozostały na wyleczenie niewielkie szanse. Chętnie będę ją odwiedzać, skoro przyjaciel nie chce mnie widzieć i przynajmniej w taki sposób jej pomogę.

Przed wyjściem ze szpitala, w kwiaciarni usytuowanej w holu kupiłem trzy wiązanki kwiatów. Jedną poprosiłem o dostarczenie na salę solistki, a dwie zabrałem ze sobą. Tak przyszykowany na wizytę w domu panny, autobusem komunikacji miejskiej w porze obiadowej dojechałem pod dom Rożków. Zanim doszedłem do drzwi wejściowych, te się otwarły i wybiegła z nich rozradowana Donata. Pełna radości wpadła w moje ramiona nie zważając na to, że zgniata kwiaty. Jej śmiech był zaraźliwy i po chwili ja pozbawiony wcześniejszych trosk, cieszyłem się tą chwilą. Uczucie ciepła, miłości, szczęścia zawładnęło mną całkowicie, czułem się wspaniale jak rzadko, kiedy wcześniej.

Donata podczas uroczego śmiechu pięknie mrużyła orzechowe oczy, jej szatynowe włosy falowały przy każdym poruszeniu głową, po chwili opadały na ramiona i ponownie się unosiły. Twarz jej promieniowała, a uśmiech sięgał moich zmysłów. Patrząc na nią miałem uczucie jakbym otworzył pudełko pełne szczęścia i jego zawartość otoczyła mnie z każdej strony.

Sądząc po solidnie zdewastowanych kwiatkach, nasze witanie się przed wejściem trochę trwało, Dopiero poczucie obowiązku oraz jej chęć nakarmienia mnie, przerwało Donacie wylewne przywitanie.

- Obiad już z pewnością wystygł, więc wejdźmy do środka i spróbujemy z niego coś uratować – powiedziała Donata biorąc w ręce to, co zostało z jednego bukietu.

Dopiero w tedy spojrzałem na drzwi wejściowe i dostrzegłem przed nimi matkę dziewczyny. Kobieta uśmiechała się i widać było po niej, że podziela naszą radość.

- Dzień dobry, mam dla pani kwiaty po przeżyciach – powiedziałem z uśmiechem na przywitanie.

Kiedy Donata odeszła trzy kroki ode mnie, ona podeszła i wycałowała mnie solidnie w policzki jak żadna wcześniej kobieta, żeby po chwili odsunąć się i wycierać łzy.

- Chyba pierwszy raz w życiu płaczę ze szczęścia – powiedziała i dodała.

- Artur, zapraszamy do stołu, córka od rana stale sprawdzała na telefonie gdzie jesteś i dopiero jak wyszedłeś od Krzesimira, biegała po kuchni niszcząc wszystko zamiast gotować.

- Byłem w szpitalu, lecz nie wpuszczono mnie do Krzesimira, wydał zakaz, ponieważ nie chce mnie widzieć po tym, co zrobiłem z jego zabaweczkami. Wykorzystałem ten czas i odwiedziłem leczącą się tam, poznaną przez nas na weselu, piosenkarkę. Mam nadzieję, że choć pocieszyłem chorą.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 26.07.2017
    Cud, że wraca do zdrowia. Wykład o energii życiowej i gruczołach bardzo ciekawy. Ale warunki środowiskowe w jakich przyszło nam żyć nie pozwalają na normalną egzystencję. Czy Prana u nas miałaby zastosowanie? Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania