Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 66

Ręka kobiety trzymająca uchwyt do ciast, w którym było ciastko armeńskie, po moich słowach zawisła w powietrzu, zawahała się, odłożyła smakołyk, uniosła wzrok, spojrzała na mnie i powiedziała.

- Nigdy wcześniej pana nie widziałam, z pewnością przyjezdny i to z daleka, dlatego nie zna pan historii regionu. Nawet młodzież wychowana tutaj nie uwierzy w to, co teraz powiem. Zwiedziłam nie wszystkie zakłady, ale znaczną część. Byłam w Kudowskich Zakładach Przemysłu Bawełnianego, w Przedsiębiorstwie Produkcji Galanteryjno – Odzieżowym w Lipcach, Świdnickich Zakładach Przemysłu Wełnianego „Siwela”, w Tkalni Jedwabiu ”Floreta” w Kamiennej Górze, we Wrocławiu w Przędzalni Czesankowej „Wel – Tex”, w Zakładach Bawełnianych „Doltex” w Bogatyni, w Zakładach Przemysłu Bawełnianego „Piast” w Głuszycy, w Zakładach Przemysłu Dziewiarskiego „Ana” w Skierczynie, Zakładach Przemysłu Odzieżowego „Krotex” w Krosnowicach, w Zawidowskich Zakładach Przemysłu Wełnianego, w Walimskich Zakładach Przemysłu Lniarskiego „Walim”, w Zakładach Dziewiarskich „Hanka” w Legnicy i oddziale w Bolesławcu, „ Milana” Radków, „Rafio” Świebodzice, „Delana” Dzierżoniów, „Mira” w Zgorzelcu, „Watra” Lubawka, „Rami” Radków. Jednak po ukończeniu edukacji zatrudniłam się w zakładach „Bobo” i zajęłam się projektowaniem odzieży dla dzieci. Może i pana w dzieciństwie, rodzice ubierali w nasze produkty. Praca tam była taka fascynująca. Ach, jaka byłam dumna, gdy widziałam tłumy przed sklepami patronackimi i dzieci paradujące w moich kreacjach. Wszystko wydawało się takie wspaniałe i pewne, aż do zlikwidowania zakładów. Nagle zostałam bezrobotna. – ostatnie zdanie mówiła ze łzami w oczach, aż taka była przejęta, jakby to było wczoraj, a nie wiele lat temu.

Podczas szczegółowego zapoznawania nas z długą listą zakładów pracy, które kobieta, jako uczennica zwiedziła, jej pamięć była dla mnie, co najmniej zastanawiająca, dlatego zapytałem.

- Przecież mogła pani zatrudnić się, w którymś przez panią wymienionych.

- Wszystkie zostały zniszczone, nie został nawet jeden – odpowiedziała i płacząc pobiegła na zaplecze.

- Nie mogłeś się powstrzymać, musiałeś to mówić – powiedziała Donata z naganą w głosie.

- Nie chciałem jej sprawić przykrości, po prostu nie wiedziałem, że w tym regionie jeszcze niedawno był taki przemysł i do tego rozbudowany. Nigdy nie słyszałem, że w naszym kraju oprócz Łodzi była produkcja tkanin oraz szycie odzieży, a nie tak jak teraz dystrybucja sprowadzanych z zagranicy.

Zabraliśmy ze sobą do stolika ciasteczka, które zostały nałożone na talerzyki, nie czekając na podanie przez kelnerkę,. Miała być jeszcze do nich kawa, lecz nie czekaliśmy zanim ją ktokolwiek poda i zaczęliśmy raczyć się łakociami. Smakowały wyśmienicie i prawie po każdym moim kęsie padały słowa zachwytu w stronę pani cukiernik. Nie chcąc wychodzić na głodomora w oczach innych gości, musiałem powstrzymać swoje łakomstwo po słowach mojej dziewczyny, odkładającej widelczyk na podstawkę.

- Mam dość, zaraz pęknę.

Podobnie jak ona przerwałem zmiatanie z talerzyka i uniosłem głowę, popatrzyłem na uradowaną twarz Donaty. Całą sobą uśmiechała się do mnie, jej piękne orzechowe oczy jeszcze bardziej podkreślały, emanujące od niej szczęście. Nawet szatynowe włosy unosiły się delikatnie z ramion i delikatnie zwiększyły swoją objętość. Skóra twarzy po kilku dniach spędzonych w promieniach słońca przybrała ciemniejszą karnację upodobniając ją do mieszkanek południa. W tym momencie czułem, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem i nic nie było ważniejsze od blasku jej oczu.

Magię chwili przerwała kelnerka stawiając na stoliku przed nami zamówioną kawę, podziękowałem jej, a do Donaty powiedziałem.

- Jestem taki szczęśliwy, że jak tylko zarobię przyzwoite pieniądze, natychmiast pobiegnę do tego jubilera, którego szyld sklepu widzę za twoimi plecami i kupię pierścionek zaręczynowy.

- Z jakim oczkiem? – zapytała nie przestając się uśmiechać.

- Oczywiście z diamentem i postaram się żeby był jak największy.

- Dlaczego nie szmaragd czy szafir?

Niestety nie wiedziałem, co mnie nakłoniło w myślach do pierścionka z takim, a nie innym oczkiem. Może podświadome moje przekonanie o jego wysokiej wartości materialnej, miało decydujący wpływ na dokonany wybór.

- Będzie taki, jaki tylko sobie wymarzysz – odpowiedziałem dyplomatycznie.

- Wyczytałam kiedyś w tygodniku zapis rozmowy z autorytetem w dziedzinie jubilerstwa, twierdził on, że każdy kamień promieniuje inną energią. Najważniejsze w doborze jest, żeby energia jego była zgodna z energią wytwarzaną przez nas, wtedy kamień będzie nam pomocny. Tylko teoretycznie wszystkie znaki zodiaku mają przyporządkowany swój szczęśliwy klejnot. Jednak kamienie szlachetne i minerały posiadają przede wszystkim magiczną moc. Ważne jest, żeby nosić przy sobie odpowiedni kamień, który zapewni przychylność losu i ochroni posiadacza przed nieszczęściem. Wyjątkowo często się zdarza, że znak zodiaku, pod którym się urodziliśmy nie jest naszym dominującym znakiem, dlatego kamienie szlachetne oraz minerały powinny być dobierane indywidualnie, a nie ograniczyć się tylko do wybierania jakiegoś z gotowej tabeli. Prawdopodobnie powielany w nich jest zakorzeniony schemat, w którym szafir jest idealny dla nerwusów, szmaragd leczy paranoje, agat pomaga w leczeniu alkoholizmu, ametyst jest dobry na bezsenność, bursztyn posiada wszechstronne zastosowanie, cytryn to kamień mądrości, hematyt dodaje odwagi, turkus chroni przed złym towarzystwem, karneol jest pomocny przy bezpłodności i impotencji. Perły mają moc oczyszczania charakteru i duszy tylko nie wiem, z czego. Oczywiście jest też mój ulubiony przez cały czas choroby kryształ górski, pochłaniający toksyczną energię lekarstw.

- Kochanie obiecuję, że zanim ofiaruję tobie pierścionek zaręczynowy, to ty dokonasz jego wyboru, a ja stanę na uszach….

- Przepraszam za swoje zachowanie na stoisku – przerywając mi, powiedziała pani cukiernik, która wyjątkowo emocjonalnie przeżyła likwidację branży włókienniczej i dziewiarskiej na Dolnym Śląsku.

- Proszę przyjąć w ramach przeprosin świeżo upieczony apfelstrudel.

Oboje spojrzeliśmy na trzymaną przez nią prostokątną blaszkę, w której była podłużna rolada zrobiona, tego byłem pewny, z ciasta francuskiego posypanego na wierzchu kruszonką z orzechów laskowych. Jak na komendę pochyliliśmy się i powąchaliśmy. Oprócz jabłek wyczułem aromat rumu i goździków.

- Pięknie pachnie, lecz nie musi pani za nic przepraszać. Już jak pani mówiła, wyczułam, że bardzo kochała pani to, co wtedy robiła. Arturowi i naszemu pokoleniu poświęcenie się dla pracy z wielką pasją, często bezinteresownie, albo za niewielkie wynagrodzenie, jest obce.

- Czy nie zechciałaby pani z nami usiąść i spróbować swojego, z pewnością doskonałego, strudla jabłkowego? – zapytała.

Zaraz po słowach usiąść, wstałem i podsunąłem krzesło dla mistrzyni wypieków, a Donata w tym czasie rozłożyła serwetki na stoliku, żeby blat nie zniszczył się przypadkiem od foremki. Kobieta usiadła z nami i gestem przywołała kelnerkę, która domyśliła się, co ten gest oznacza i po chwili przyniosła czyste talerzyki, widelczyki i nóż do krojenia.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 13.11.2017
    Niestety wiele zakładów zlikwidowano i to bardzo dobrych. Nie wiem czemu to służyło?
    Miłość potrafi czynić cuda, ale tutaj też inny czynnik powoduje rozkwit Donaty. Natura jest tym lekarzem. Co do kamieni to prawda, każdy ma właściwości, mówią, że kamienie żyją. A na koniec zapach strudla zrobił swoje. Pozdrawiam serdecznie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania