Wiieeersz <*> ȤƖoժoաɑϲíɑłɑ Łɑաƙɑ
To jest opko. w formie wiersza
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem ławką wyciosaną z lodu.
Stoję na jakimś zadupiu,
a mroźny wiatr wyje między szczebelkami.
Mam w sobie bąbelki powietrza.
Puste i pełne zarazem.
Pode mną truchło ptaka,
z otwartym dziobem.
Może na końcu wzywał pomocy.
Nie odczuwam lęku przed całkowitym roztopieniem,
byle przy okazji nie roztopiło sensu,
jakie samo by ukształtowało.
Właśnie usiadło na mnie dwoje ludzi.
On i ona.
Nie wiem czy dobrzy czy źli, w co wierzą lub nie,
Może po prostu zwyczajni.
Kiedyś usiadł ktoś inny.
Zmroził spojrzeniem, że aż zaczęłam skrzypieć.
Walnął kamieniem, porozrzucał kryształki duszy,
podeptał brudnym butem.
Nie zniszczył tak naprawdę.
Tyle zła nie ma żaden człowiek.
Leżały osobno, lecz nadal we mnie.
Teraz jest inaczej.
Ta miłość mnie wewnętrznie rozpala.
Choć nie całkiem przezroczysta, bo też ma pęknięcia.
Tak samo jest ze mną.
Nie jestem idealną ławką i nigdy nie byłam.
Ostre żyletki lodu ranią wiele ptaków.
Cóż mam na to poradzić.
Przecież nie mogę stąd odejść, lecz one mają wybór.
Mogą lecieć gdzie chcą.
Byłam wredna jak potrzaskana łomem.
Specjalnie je kusiłam swoim blaskiem,
rozświetlonym od środka złudzeniem światła.
Tak naprawdę był pustym bąbelkiem,
z zatrutym powietrzem.
Jeszcze przed chwilą, bym tego nie powiedziała.
Miałam zamrożoną prawdę lustra.
Stoję tu już bardzo długo.
Czekam bym przestała się ślizgać ,
po cienkim lodzie samej siebie.
Ci dwoje chyba to sprawią.
Ogrzeją zmrożone serce.
Zmienią?
Tak.
To chłodna kalkulacja.
Od czegoś trzeba zacząć.
Mam nadzieje, że pomoże.
Chociaż taka.
Faktycznie topnieje.
Chyba płaczę... jeszcze zimnymi łzami,
ale jest już lepiej.
Nie zdają sobie sprawy, ile dobra uczynili.
Gdybym była kożuchem, to bym na nich zawisła,
by podziękować.
Ogrzać.
Są czymś zdenerwowani lub poruszeni.
Żadne z nich nie ciska w mnie kamieniem.
Odchodzą.
Stają się dwoma punkcikami,
na wspomnieniu jeszcze nie białym,
ale jaśniejszym od cienia,
którego rzucam na ziemię.
Całą krainę ogrzewa coś, czego nie potrafię nazwać.
Po oparciach spływają strumyczki.
Lecz nie to, jest prawdziwą przyczyną przemiany,
której jeszcze do końca nie rozumiem.
W pobliżu wyrasta szary kwiatek.
Z każdą chwilą staję się bielszy.
Bąbelki we mnie nie są już puste,
gdyż nie ma ich wcale.
Jestem źródłem.
Wchłaniam się w zimne ciało ptaka.
Ożywa.
Rozpościera błękitne skrzydła.
Odlatuje, tworząc za sobą wstęgę rzeki.
Może kiedyś ci dwoje,
a później inni ludzie,
popłyną w niej z dzisiaj do jutra
do roztopienia...
Komentarze (14)
Ogólnie jednak ławka za dużo gada. Ale pewnie musi, na tym swoim zadupiu.
A może przytnij tu i tam?
A kożuch tu jest najmniej istotny. Przyciąć nie mogę, gdyż bym przyciął całościowy zamysł.
Szczególnie w sensie końcowych fragmentów. Zresztą jak na opko. to wcale aż takie długie nie jest.
Pozdrawiam?:)
Np. tutaj:
Pode mną truchło ptaka,
twarde i ciemne z otwartym dziobem.
Może na końcu wzywał pomocy.
- opis truchła jest tak obrazowy, że nie potrzeba dopowiadać, dlaczego zamarzł z otwartym dziobem.
A jeśli już chcesz dopowiedzieć, to wystarczyłoby: "Wzywał pomocy".
Byłoby to suchą wypowiedzią. Oświadczeniem, które wydaje sam chłód. Lodowa ławka.
Albo ten wers:
Po długim czasie oczekiwania, usiadło na mnie dwoje ludzi.
Nie wiem, o czyim oczekiwaniu napisałeś. Czy to dwoje ludzi oczekiwało czegoś? Czy ławka? może wystarczyłoby tyle:
Usiadło na mnie dwoje ludzi.
Albo jakoś inaczej napisz o długim czasie oczekiwania.
Co do kożucha - wiem, że to nie jest najistotniejsze. Ale mnie ujęło. Bo jest symboliczną przemianą osobowości. Chłód zapragnął być ciepłem.
(Nie oceniałam za pomocą gwiazdek, ta jedynka nie jest ode mnie, ale szkoda, że ktoś, kto tak surowo ocenia, nie potrafi jednocześnie wysłowić swojej opinii).
Jedynka nie od Ciebie. Wiem na 100%:)↔Pozdrawiam?:)
Ciekawa historia!
Pozdrawiam ?
Pozdrawiam?:)
Stają się dwoma punkcikami,” tym właśnie wiersz mnie kupił.5. Pozdrawiam ?
5, pozdrawiam ?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania