Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 105

Musiałem podzielić się swoimi spostrzeżeniami i chciałem powiedzieć o zmianach, jakie dostrzegłem w dzieciach pani Premier. Kiedy odwróciłem się do niej, zobaczyłem jak usiłuje od skafandra odpiąć hełm. Bez pytania o zgodę pomagam jej w tym, dla mnie to żaden problem posiadam wieloletnią praktykę w ubieraniu i ściąganiu stroju skonstruowanego przez Istoty. Kiedy unoszę okrycie głowy kosmonauty, dostrzegam przed sobą młodą, piękną panienkę wyglądającą na starszą siostrę gromady dzieci, która nas otacza, a nie pięćdziesięcioletnią kobietę. Widok był niesamowity, wyjątkowy i niezwykły przez to nie wiedziałem, co mam powiedzieć o tym, co widzę przed moimi oczami. Skłaniałem się do uznania własnego szaleństwa i pewnie do tego by doszło. Gdyby nie pojawiła się obok nas Mia ze swoimi dziećmi. Sama podpłynęła ponad głowami dzieci z białymi włosami prosto do mnie, a one nawet nie przestraszyły się nieznanego im widoku. Bardziej zainteresowały ich dzieci świetliste niż ich matka. Mia dłuższą chwile intensywnie mi się przypatrywała i w końcu zapytała.

- Waw, to ty?

- Nie, moja babcia i proszę nie udawaj, że mnie nie poznajesz – odpowiadam i zastanawiam się, co to wszystko właściwie ma znaczyć.

Muszę koniecznie sprawdzić czy nic złego się nie stało z Ena, a ona mi głowę zawraca. Zatopiony w myślach ściągam skafander i pod nim dostrzegam na sobie ubranie podobne do tego, jakie mają dzieci. Mundur oficera polskiego, jaki miałem przed podróżą gdzieś znikł. Chcąc sprawdzić wbrew logice czy przypadkiem nie został w skafandrze, zaglądam do jego wnętrza. Środek jest czysty niezniszczony, sprawdzam wierzch i stwierdzam to samo. Nigdzie nie dostrzegam najmniejszego zużycia wszystko nowiusieńkie prościutko z fabryki. Nadmiar wrażeń powoduje, że zaczyna kręcić mi się w głowie, kiedy indziej usiadłbym na trawie i poczekał jak przejdzie. Jednak obawa, o Ena popycha mnie do działania, z największą starannością przeciskam się obok dzieci stojących przy wyjściu i wchodzę do Mantu niezwłocznie.

Wystrój wnętrza podważa moją pewność siebie, ponieważ wygląda tak jak zapamiętałem je, gdy pierwszy raz zobaczyłem. Trzy fotele załogi stoją tam gdzie stały, pojemniki z tlenem podobnie, sprzęt laboratoryjny, narzędzia i części zamienne na swoich miejscach, wygląda tak jakby czas się cofnął.

- Ena – wołam.

- Jestem – odpowiada.

Jednak głos jej dobiega nie z głośnika, który jest naprzeciwko mnie, tylko z lewej strony bardziej z tyłu. Kiedy się odwracam dostrzegam postać Ena, wygląda dokładnie tak jak ją zapamiętałem, kiedy jeszcze była człowiekiem. Zanim Istoty nie pozbawili jej życia i nie przerobili jej umysłu na komputer biologiczny wtopiony w Mantu. Odruchowo wyciągam rękę i próbuję ją dotknąć. Jednak moja dłoń tylko przeszywa powietrze, a gdy ją cofam obraz ponownie powraca na swoje miejsce. Moje nadaremne wysiłki dotknięcia jej kwituje śmiechem nastolatki, jaką w tym czasie była. Radość jej jest zaraźliwa i po chwili cieszę się razem z nią, dopiero po pewnym czasie zadaje pytanie.

- Jak ci się udało wszystko tak zmienić?

- To nie ja zrobiłam, jedynie, co pamiętam to rozpoczęcie procedury startowej przemieszczenia w czasie i wprowadzanie korekty miejsca pojawienia się na Ziemi w 2325 roku. Nagle straciłam świadomość i odzyskałam ją tutaj już odmieniona, jak ostatnie dziecko opuściło pokład. Nagle mogę korzystać bez ograniczeń z energii ziemi, zbiorniki paliwa mamy pełne monopoli magnetycznych. Najciekawsze jest to, że już nie jestem zamknięta w Mantu. Mogę w takiej postaci jak mnie widzisz przemieszczać się poza statek do kilometra o ile nie ma wiatru. Właściwie, co mam ci opowiadać, przecież i ty uległeś zmianie podobnie jak wszyscy przebywający w tym czasie w Mantu.

Z uśmiechem na ustach wyświetliła przede mną lustro, patrzyłem na swoje odbicie bardzo odmienione. Moja twarz teraz przypominała mi czasy z końca podstawówki, przed rozpoczęciem przygody życia. Wyglądałem ponownie młodo, najwyżej na dwadzieścia lat, włosy gęste koloru mlecznego okrywały głowę. Nawet oczy zmieniły barwę na intensywny niebieski, a brwi i rzęsy były blond. Przestałem odczuwać ból reumatyczny i łupanie starcze w kościach, znowu byłem sprawny fizycznie. Moje rozważania nad sobą przerwał radosny śmiech wielu dzieci dobiegający na zewnątrz. Po raz pierwszy wspólnie z Ena wyszliśmy z Mantu, może nie dosłownie, bo ona płynęła w obrazie imitującym chodzenie.

Dzieci biegały po trawie w koło uśmiechniętej Nadziei krzycząc radośnie, w ten sposób wyrażały swoją radość i szczęścia bycia zdrowym. Nagle znikły ograniczające ich bariery, teraz dopiero mogły skakać, robić fikołki, śpiewać czy tańczyć, a jeszcze przed chwilą ułomności ograniczały im wysiłek tylko do patrzenia, marzeniu o chodzeniu, lecz i to dane było nielicznym. Poprzez wyginanie własnego ciała, sprawdzały, czego mogą teraz dokonać. Wcale nie dziwiłem się takiemu zachowaniu, ja też odczuwałem wielkie uniesienie z odzyskania możliwości ponownego przeżycia życia zgodnie z moim pragnieniem i planami. Teraz jest szansa, że odpowiednie wychowanie nowego pokolenia gwarantowałoby przynajmniej na początku harmonijną egzystencję z naturą, choć i tego nie byłem do końca pewny.

Sprawy przyziemne przerwały moje bujanie w obłokach, musiałem zatroszczyć się w pierwszej kolejności o picie i jedzenie dla tak licznej gromadki. Chcąc tego dokonać udałem się do maleńkiej osady, którą wybudowałem w niedalekiej dolinie przy jeziorze. Liche i w niewystarczającej ilości chatki nie zapewniały wszystkim dzieciom przybyłym przyzwoitego noclegu na najbliższe noce. Mogłem jedynie postarać się jak najszybciej postawić nowe, na razie jest ładna pogoda to od biedy można przespać się pod gwiazdami. Przynajmniej głodne i spragnione nie będą, mam trochę zgromadzonych zapasów. Myśli moje kierowały się do sposobu przetransportowania jednorazowo jak największej ilości produktów. Kiedy wyszedłem na wzniesienie widok, jaki ujrzałem poniżej zatrzymał mnie w pół kroku, ponieważ w dole dostrzegłem zamiast kilku lichych chat, wspaniały niewysoki jednopiętrowy budynek wkomponowany idealnie w krajobraz.

Nadmiar wrażeń, jakich doświadczyłem jednego dnia skłonił mnie do powrotu w kierunku Mantu i bawiących się tam dzieci. Zaledwie odszedłem od gromadki kilka minut wcześniej, więc gdy powróciłem w ich zachowaniu nic się nie zmieniło. Natomiast ja musiałem porozmawiać koniecznie z Mia i wyjaśnić zmiany, jakie dokonały się w osadzie. Oczywiście w moje opowiadanie, co ujrzałem nie uwierzyła i osobiście udała się to sprawdzić. Zaraz po powrocie powiedziała zaskoczonym głosem.

- Byłam ze swoimi dziećmi cały czas w osiedlu i jak wylądowaliście to przylecieliśmy wszyscy tutaj. Wtedy tam było tak jak pozostawiłeś, a teraz chatki znikły i pojawił się dom. Niestety nie potrafię wyjaśnić jak to się stało, lecz jest tam bezpiecznie i bez obaw możecie iść.

Tym razem przerwałem Nadziei zabawę z dziećmi i opowiedziałem, co dziwnego stało się z moim osiedlem. Maluchy na czas naszej rozmowy przerwały zabawę i z zainteresowaniem wsłuchiwały się w moje rewelacje. Zanim zakończyłem przekazywanie relacji Mia, one już pognały w kierunku domu. Tylko skąd wiedziały gdzie się znajduje, tego nie wiedziałem, jednak byłem pewny, że jednym słowem nie wspomniałem o jego lokalizacji.

Sami poszliśmy w ślad za dziećmi, Ena, Mia i jej dzieci pospieszyły, o ile można tak nazwać, przodem. Natomiast ja idąc obok kobiety, miałem okazję podziwiać jej kształty. Nawet ubrana w kombinezon prezentowała się znakomicie, wcześniej też jej niczego nie brakowało. Musiałem przerwać podziwianie byłej już pani Premier i próbować dowiedzieć się z od niej czy jakiegoś nietypowego szczegółu nie zauważyła. Nawet nie powinienem rozpoczynać tego tematu, ponieważ oprócz miłej rozmowy pełnych niewiadomych to nie przybliżyło mnie do wyjaśnienia zagadki. Ciągle napotykam na zmiany, których nie potrafię logicznie wytłumaczyć.

Kiedy dotarliśmy w miejsce, z którego schodzi się do doliny, zatrzymała nas Ena z kolejnymi nowymi rewelacjami.

- Nie uwierzycie, jak dzieci weszły do tego dziwnego budynku, każde poszło do swojego pokoju. Nikt nie szukał i błądził, zachowywały się tak jakby w nim od zawsze mieszkały. Może spróbujecie zgadnąć ile jest w sumie pokoi.

Teraz zajmę się sprowadzeniem Mantu w idealne przyszykowane dla niego miejsce obok domu – powiedziała i udała się w pobliże jakby wyszlifowanej skały w kształcie kwadratu.

Zanim doszliśmy do kamienia, wylądował na nim Mantu. Lądowisko jak się przekonałem było bardzo dobrze dopasowane do jego rozmiarów i wznosiło się około metra nad powierzchnią gruntu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania