Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 26

Popatrzyłem na zegarek zrobiło się późno, nastał już wieczór nic dziwnego, czas przy czymś zajmującym mija błyskawicznie. Przyszła pora pożegnać się z naukowcami i opuszczenie pawilonu A. Wszyscy już na mnie czekali w specjalnym pomieszczeniu przed wyjściem, wsiedliśmy do naszych samochodów i wracaliśmy tą samą drogą, którą rano przyjechaliśmy do Legnicy. Podczas jazdy byłem bardzo zamyślony nad tym, co widziałem, zastanawiałem się, ile wieków do przodu zobaczyłem dzisiaj. Czy ziemia będzie jeszcze istnieć w tamtym czasie, co dzieje się, lub stało z Polską? Wrak rozbitego statku kosmicznego, jaki zobaczyłem, leżał tam wiele lat, a może wieków trudno mi ocenić nie znając tamtej planety. Wskaźniki skoro je rozpoznałem, musiały być niezmienione, od czasu ich skonstruowania, a w długim czasie jest to niemożliwe. Sam miałem wiele pytań i żadnych odpowiedzi.

Przed hotelem pożegnaliśmy się z Rosjanami i umówiliśmy się na dzień jutrzejszy. Poszliśmy prosto do pokoju, dalej byłem wizją tak skołowany, że nic nie zjadłem i nie czując głodu, poszedłem spać. Miron bardzo przestraszył się mojego zachowania, kiedy spałem i przeżywałem w śnie dzisiejszą wizję raz jeszcze. Postawił wszystkich znanych mu i dostępnych na nogi.

Piątek 27 luty 2015 wstaję już trzeci raz w hotelu Piast II w Legnicy, jestem bardzo głodny. Śniadanie obfite czeka na mnie w pokoju, rzucam się na nie i pochłaniam wszystko z wielkim apetytem. Kuzyn nic niemów tylko mnie obserwuje, powoli zauważam ulgę na jego twarzy.

- Wczoraj jak wyszedłeś od tych mózgowców, to się trochę przestraszyłem. Wyglądałeś i sprawiałeś wrażenie nieobecnego w swoim ciele – powiedział Miron.

- Wędruję od jednego naukowca do drugiego i widzę rzeczy, które mnie przerastają. Sporo tam się uczę i zaczynam się zastanawiać, jak tą wiedzę mam spożytkować. Czego ode mnie się oczekuje, w tym działaniu musi być jakiś sens? Zauważyłem już, że w naszym kraju niczego nie robi się bez powodu – odpowiedziałem.

- Jest niewielka zmiana planów, po śniadaniu pojedziemy do powstałej zaledwie pięć lat temu Politechniki Legnickiej im. Ziem Odzyskanych, która jest niedaleko lotniska na ulicy gen. Świerczewskiego. Później udajemy się z powrotem do Wrocławia i dzisiaj wieczorem wracasz do domu, musimy się jeszcze spakować – odpowiedział kuzyn.

Jak się pakowałem, przyszedł do naszego pokoju pułkownik Orłow i powiedział.

- Jak jesteście gotowi to jedziemy do Instytutu.

Wyszliśmy z hotelu z bagażami, samochód stał już przy wejściu, za kierownicą ten sam kierowca. Obstawa również pozostała niezmieniona, zajęliśmy miejsca w pojazdach i pojechaliśmy do Politechniki. Miron korzystając z okazji poszedł na lotnisko, sprawdzić swój samolot, a ja wszedłem z pułkownikiem do budynku. Czekał tam na nas osobiście dziekan i zaprosił do pracowni. Orłow stanął z boku, mnie natomiast naukowcy zaznajamiali z efektem stojącej fali, która jest jednocześnie zbiorem cząstek. Dokładnie zapoznawali z dualizmem korpuskularno-falowym i jeden z nich mówił, że jest to inny objaw kwantowej nieoznaczności. Czas nauki pochłonął mnie do trzynastej trzydzieści, jak wyszedłem z laboratorium. Poszedłem za przykładem innych prosto do stołówki, na czekający już tam na mnie zarezerwowany posiłek, dostałem gulasz z dzika i comber z jelenia. Jak jadłem, dosiadł się do stolika Miron, zamówił tylko gulasz z dzika. Najadłem się porządnie i byłem tymi potrawami zaskoczony. Nigdy nie przypuszczałem, że studentów tak wspaniale karmią. Wstydziłem się zapytać czy te potrawy są stale w menu, może to głupie, albo dziecinne sam nie wiem.

Zaraz po obiedzie pojechaliśmy do Wrocławia, tak jak wczoraj wjechaliśmy ulicą Osobowicką. Prosto pod pawilon B zajmowany przez Politechnikę Wrocławską z Wybrzeża Stanisława Wyspiańskiego 27, byliśmy tam oczekiwani. Naukowcy wcześniej zostali poinformowani o naszym przybyciu, z wielkim zapałem wpajali mi wiedzę o czterowymiarowych stanach fotonów. Jest to funkcja falowa oddająca rzeczywisty stan albo obiektywna rzeczywistość nie istnieje. Zobaczyłem, że światło jest jednocześnie falą i cząstką (natura korpuskularna-falowa). Jak wyszedłem z głową pełną wprasowanej wiedzy, na korytarzu czekał na mnie stary podporucznik. Podszedł do mnie i z troską w głosie powiedział.

- Jak się czujesz Waw, napełniliśmy ciebie wiedzą. Teraz pojedziesz do domu, uporządkuj ją sobie i nadrób zaległości w szkole oraz w kontaktach towarzyskich.

- Chciałem z panem porozmawiać mam wrażenie, że to ważne – powiedziałem.

- Czy to dotyczy tego, co zobaczyłeś wczoraj w pawilonie A.

- Tak – odpowiedziałem.

- Jeżeli o to chodzi, to spokojnie może poczekać. Obiecuję, że jak następnym razem się spotkamy i będziesz tego jeszcze chciał, wszystko ci wyjaśnię. Dowiesz się znacznie więcej od tego, co zobaczyłeś, teraz wracaj do domu do Nysy. Tam czekają na ciebie z utęsknieniem, odpoczywaj, nadrabiaj zaległości w szkole i ciesz się życiem.

Odprowadził mnie do czekającego samochodu, podziękował kuzynowi i Rosjanom za ochronę i opiekę nade mną. Porozmawiał jeszcze dłuższą chwilę na osobności z pułkownikiem Orłowem. Sprawnie wyjechaliśmy razem całą grupą, w takim składzie jak rano przyjechaliśmy i tak jechaliśmy do skrzyżowań autostrad. My skierowaliśmy się na A 5, obstawa zjechała na A 4 i udała się prosto do Legnicy. Polonezem rozwinęliśmy maksymalną dopuszczalną prędkość autostradową 140 km/h. Wygodnie dojechaliśmy do zjazdu w Ząbkowicach Śląskich. Dojazd do Nysy na Zacisze nie zajął nam dużo czasu. Tato powiadomiony wcześniej przez Mirona telefonicznie, jak mijaliśmy Kamieniec Ząbkowicki, czekał już przed domem. Bardzo ucieszył się na mój widok, uściskał mnie i zabrał sam moje bagaże. Kuzyn wszedł do naszego mieszkania, tylko po to by przywitać się i przekazać mnie reszcie rodziny. Pożegnał się również szybko jak wszedł. Wrócił z kierowcą do Legnicy po swój samolot.

Rodzice czekali na mnie z kolacją, dzieciaki wcześniej nic nie jadły i jak wróciłem z łazienki odświeżony. Rzuciły się na jedzenie, pochłaniały wszystko, co dostały i wyjątkowo nie grymasiły. Patrzyłem na Ścibora i Kornelię, przypomniałem sobie gdzieś usłyszane kiedyś powiedzenie „Głód jest najlepszym kucharzem”. Mama wspaniale gotuje, tylko często brakuje jej czasu. Praca zawodowa jest jej pasją, traktuje ją jak misję. Uwielbia pomagać potrzebującym ludziom, zabiera jej to dużo czasu, wtedy sprzątająca u nas pochodząca z Rumuni pani Loredana, jej pomaga. Potrafi przyrządzać takie rumuńskie specjały, że mama jej zazdrości. Największym smakoszem jej potraw jest Ścibór, wcina wszystko z wielkim apetytem i prosi zawsze o dokładkę. Pracuje u nas zaledwie od roku, przez ten czas zżyliśmy się razem, my ją a ona nas traktujemy jak rodzinę. Było nam przykro, lecz rozumieliśmy, że święta bożego narodzenia nie spędzała z nami. Pracowała wtedy w Paczkowie, jest tam hospicjum im. Jana Pawła II. Zgodnie z życzeniem papieża w całym kraju nie postawiono żadnego pomnika, nie nazwano ulicy i placu jego imieniem. Tylko szpitale i hospicja mogą nosić jego imię, różne organizacje i stowarzyszenia próbują naciągać na nadanie nazw jego imienia, lecz episkopat bardzo się temu sprzeciwia. Wpływ na takie decyzje ma stanowisko społeczeństwa, które osoby dążące do wypaczania wypowiedzianych słów papieża, traktuje prawie jak zbrodnię.

W czasie kolacji opowiadałem tylko o Kołobrzegu i jak dzieciaki poszły spać, to rodzicom opowiedziałem tylko trochę więcej szczegółów. Ograniczyłem się do miejsc gdzie byłem, spałem i co jadłem, żadnej wiedzy naukowej i wojskowej im nie powiedziałem. Bałem się ich reakcji, kto przy zdrowych zmysłach uwierzy, choć w jedno moje słowo gdzie byłem i co widziałem. Rozmawialiśmy prawie do trzeciej, dopiero wtedy poszliśmy spać.

Sobota 28 luty 2015 Gnojki znowu nie zawiodły, swoim zachowaniem. Kornelia przed samą północą poszła spać, a już o piątej rano wcisnęła się do sypialni rodziców. Protestowała, jak chcieli ją odesłać do jej pokoju, ulegli jak zwykle przed żądaniami córeczki. Minęła zaledwie szósta, gdy Ścibór obudził wszystkich, buszowaniem w kuchni, jak zwykle był głodny. Naciągnąłem z przyzwyczajenia poduszkę na głowę i zastanawiam się po raz wtóry jak to jest. Przez cały tydzień jak trzeba rano wstawać do szkoły, to smarków wyciąga się z tapczanów na siłę. Jak nastanie dzień wolny i można odespać cały tydzień, to organizują wczesną pobudkę. Istny dom wariatów, kiedy to się w końcu skończy, czy nigdy nie będzie normalnie. Naszła mnie refleksja, co się stanie jak pewnego dnia wszyscy będą spali u siebie do godzin przedpołudniowych. Jak będzie wtedy wyglądała nasza rodzina i co się zmieni.

Nadmiar myśli wzmocniony ostatnimi dniami, odegnał resztki snu z moich oczu. Wstałem i poszedłem do kuchni, tam brat pałaszował resztki wczorajszej kolacji. Nastawiłem wodę na herbatę i zacząłem szykować śniadanie dla wszystkich. Przy robieniu kanapek zastał mnie tato, zdziwił się trochę, jak zobaczył moje zajęcie kuchenne.

- W domu nastąpiły jakieś zmiany, wróciłeś odmieniony na lepsze, czy gorsze – powiedział śmiejąc się z własnych słów i ciesząc się z mojego powrotu.

Słowa taty dały mi następny powód do rozmyślań przez całe śniadanie. Sam musiałem przyznać przez samym sobą, że uległem wewnętrznym zmianą. Ostatnie dni spowodowały u mnie inne spostrzegania świata i mieszkających w nim ludzi. Teraz musiałem skupić się na odrobieniu zaległości w szkole, do tego potrzebowałem na początek pomocy Arona i zapisanych tematów lekcyjnych w jego zeszytach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • NataliaO 29.07.2015
    nadrobiłam zaległości z tym opowiadaniem, czytam i czytam wciąga, jest fajne. Lubie to opowiadanie, bo ma w sobie płynność;
    5:)

    Sam musiałem przyznać przez samym sobą, że uległem wewnętrznym zmianą. Ostatnie dni spowodowały u mnie inne spostrzegania świata i mieszkających w nim ludzi - Mądre słowa chłopca, który zmienia się w mężczyznę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania