Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 82

Chyba po raz pierwszy w życiu milicjant odmeldował się przepisowo i nawet poprawnie wykonał w tył zwrot. Byłem pewny, że po takiej musztrze, pod tym swoim niebieskim mundurkiem, jest mokry od potu. Wyszedł z wagonu starając się nie okazywać paniki, podał moje dokumenty kapralowi z WSW, następnie dołączył do kolegów z patrolu. Kiwnął jeszcze na zaprzyjaźnionych sokistów, żeby wzięli z nich przykład, a sami najszybciej jak mogli zniknęli za stojącym pociągiem towarowym. Kierownikowi pociągu po takim przebiegu interwencji pozostało jedynie nakłonić kanarów do wejścia do wagonu i dać sygnał do odjazdu.

Kapral w czapce z białym otokiem z ciężkim sercem podszedł do mnie, zameldował się przepisowo i poinformował o obowiązku powiadomienia swojego zwierzchnika. W sposób dyskretny zwrotami slangowymi służby zasadniczej dał mi do zrozumienia, że jego najwyższy dowódca, w stopniu kapitana, to wredna świnia. Następnie dołączył do szeregowców z jego patrolu i stanęli w trójkę w najdalszej części wagonu. Kierownik i konduktorka obserwując przedstawienie w wykonaniu żołnierzy mieli niezły ubaw.

Postanowiłem przytrzeć nosa karierowiczowi z wojska, który wykorzystując swoją pozycję gnębił wszystkich słabszych od siebie. Już samo wskoczenie w mundur do tego powinno wystarczyć, więc poprosiłem pracownika wagonu restauracyjnego o możliwość przebrania. Bardzo uczynnie zaproponował mi swój przedział służbowy, zabrałem walizkę, o kuferek z KAM-em byłem więcej niż spokojny. Zanim przystąpiłem do wyciągania rzeczy z walizki podziwiałem pięknie wypraną, wyprasowaną i fachowo złożoną przez mamę, moją garderobę. Nawet nie wiedziałem, kiedy ona znalazła na to czas i jak to zrobiła. Sprawnie po wojskowemu przebrałem się, spojrzałem jeszcze dla pewności w lustro i zadowolony ze swojego wyglądu wyszedłem w mundurze pobrzękując odznaczeniami. Kiedy pani konduktor mnie zobaczyła, rozpromieniła się niczym słońce na niebie, jej obrońca okazał się prawdziwym bohaterem. Natomiast żołnierze WSW w swoim kąciku skurczyli się jeszcze bardziej, gdyby mogli najchętniej wyskoczyliby z pociągu, żeby tylko mieć to już za sobą.

Miałem świadomość, że tak rodzi się legenda opowiadana później przez lata, lecz jeszcze to nie był jej koniec, a zaledwie część.

Drużyna konduktorska poszła do swoich zajęć służbowych i byłem święcie przekonany, że zjawią się w kulminacyjnym momencie. Poprosiłem kelnera o kawę, a dla patrolu wojskowego żeby podał coś od „siebie” do picia i jedzenia o ile będą mieli ochotę. W takiej to miłej atmosferze dojechaliśmy do Rybnika, patrol WSW natychmiast wysiadł z wagonu jak tylko pociąg zatrzymał się w peronie. Prawie natychmiast podjechał do nich radiowóz, była to Nyska, na sygnale z napisem WSW, wysiedli z niej kapitan i porucznik z białymi otokami Wojskowej Służby Wewnętrznej. Zaraz też pojawili się kolejarze z dyżurnym ruch na czele i obserwowali, co będzie się działo.

Oficerom WSW pilno było do szybkiego załatwienia sprawy i nie chcieli słuchać meldunku kaprala, tylko z impetem wpadli do wagonu restauracyjnego. Podczas ich wchodzenia ja wstałem z krzesełka i zaledwie po chwili obaj żałowali, że nie chcieli posłuchać, co kapral miał im do zameldowania. Kapitan zatrzymał się w miejscu jak tylko mnie zobaczył, stanął na baczność i z ledwością zdołał jedynie wykrztusić.

- Kapitan Lisdecki i porucznik Sieński z Wojskowej Służby Wewnętrznej – i nie zmieniając pozycji, zapytał.

- Co obywatel major może powiedzieć w sprawie wypadnięcia bosmana marynarki wojennej z pędzącego pociągu?

- Tylko tyle, że jest to zwykły cham, niegodny nosić wojskowego munduru, a swoim zachowaniem splamił honor polskiego żołnierza – odpowiedziałem.

Więcej tematu Kapitan nie drążył, tylko obrócił się na piecie i zniknął z pociągu. Kierownik jakby nic się nie stało, dał sygnał do odjazdu i ruszyliśmy w dalszą podróż już niczym niezakłóconą. Kiedy dojeżdżaliśmy do stacji Czechowice Dziedzice i szykowałem się do przesiadki na pociąg do Bielska Białej, kolejarze Polskich Kolei Państwowych zgotowali mi miłą niespodziankę, zorganizowali dwóch swoich kolegów, którzy wracali po służbie do domu w Bielsku Białej, do przeniesienia mojego bagażu. Choć było to zupełni zbyteczne, pomimo sporej wagi kuferka i na krótki dystans mogłem przenieś go sam, lecz oni w ten sposób chcieli wyrazić swoją wdzięczność. Kolejarska eskorta nie ograniczyła się do stacji końcowej mojej podróży, tylko wykorzystując prywatny samochód naczelnika stacji Bielsko Biała, dostarczyli mnie z bagażami wprost pod drzwi wejściowe do miejsca zakwaterowania.

Mogłem jedynie współczuć przyszłemu mężowi pani konduktor, już zawsze będzie porównywany ze mną i często w myślach prześle mi kilka przykrych słów. Mam jednak nadzieję i życzę jemu i jej żeby obydwoje sprostali swoim wymarzonym ideałom.

Pozostało mi jeszcze dwie godziny przepustki, lecz przed udaniem się na spoczynek, poszedłem z KAM-em sprawdzić, co słychać nowego u Mantu. Byliśmy jeszcze w sporej odległości, a już dochodziły do nas od strony statku podniesione głosy. Wchodząc do środka, trafiliśmy temat, który wzbudzał wielkie emocje. Wnętrze statku było ponad miarę zapełnione i nikt z obecnych nie zauważył mojego wejścia. Dlatego przeciskając się powiedziałem.

- Dobry wieczór wszystkim.

- Dobrze, że wróciłeś, zaraz dowiesz się wszystkiego – odpowiedział stary podporucznik.

Nagle wszyscy na raz chcieli mi opowiedzieć, o czym w tej chwili rozmawiają, powstał z tego jedynie niezrozumiały głośny bełkot. Dowódca jednym słowem uciszył wszystkich i zaczął wyjaśniać od początku omawiany temat.

- Cyber podczas twojej nieobecności starał się ustalić, jaką moc obliczeniową ma kapitan Ena Nea Mantu i poprzez przeprowadzane testy wyszło 1 jottaflops, czyli 1024 flopsów. Samego flopsa można zinterpretować, jako jednostkę o wymiarze 1/s operacji zmienno przecinkowych na sekundę. Informacja ta była dla nas kompletnym zaskoczeniem, ponieważ nasz najlepszy superkomputer wykonuje, 115 petaflops czyli 1015 jednym słowem 115 biliardów operacji zmiennoprzecinkowych na sekundę. Jednak zanim mnie powiadomili o swoich ustaleniach, wysłali tropiciela – mściciela. Jego zadaniem było ustalenie, jakimi superkomputerami dysponują nasi ziemscy przeciwnicy. Wynik jego rekonesansu zaskoczył nas całkowicie, ponieważ łączna moc obliczeniowa przekroczyła 765 zettaflops, czyli 1021, a my oprócz kapitan Mantu nie mamy niczego, co bylibyśmy w stanie im przeciwstawić. Wszystkie superkomputery państw układu warszawskiego mają moc obliczeniową 834 petaflops. Niestety to nie koniec złych wiadomości, ponieważ w trakcie montażu jest kilkadziesiąt nowych superkomputerów. Z chwilą ich ukończenia, państwa nam nieprzychylne dysponować będą mocą 14 jottaflopsów.

- Jak to możliwe, że nasze wywiady nie zauważyły wzrostu wydatków militarnych, przecież kwoty wydawane na ten cel musza być ogromne? – zapytałem zaskoczony.

- Oficjalnie są to projekty cywilne finansowane przez różne konsorcja i korporacje. Zostało nazwane to czwartą rewolucją przemysłową, opartą na samouczących się superkomputerach. Najważniejszym zadaniem programistów obsługujących ten sprzęt, jest zastępowanie w wielu zawodach pracowników sztuczną inteligencją. W niedługim czasie ponad siedemdziesiąt procent personelu medycznego zostanie zwolnionych. Edukacja będzie prowadzona tylko drogą elektroniczną. Administracja zredukowana o przeszło sześćdziesiąt procent. Lotnictwo cywilne początkowo zostanie odchudzone o połowę pilotów, jeden zostanie w kokpicie dla poprawy samopoczucia pasażerów, w ciągu dekady i oni odejdą. Pozostały personel lotniczy uszczuplony zostanie nawet o dziewięćdziesiąt procent. Bankowość odchudzą o trzydzieści procent pracowników. Komunikacja w szybkim czasie zostanie pozbawiona kierowców, których za kierownicami zastąpią automaty. Redukcje pracowników nastąpią też w innych dziedzinach i żeby rozładować złość bezrobotnych skierowaną na winnych ich biedy, zawczasu zostały naukowo przyszykowane sposoby kierowania niezadowoleniem tłumów i ich agresja zostanie skierowana na blok wschodni. Ludzie zostaną w tak perfidny sposób zmanipulowani, że będą całkowicie przekonani o naszej winie ich tragedii – zakończył wyjaśnianie stary podporucznik.

- Jednym słowem stale się starają żeby nam dupę skopać, a gęby mają pełne zapewnień o zamiłowaniu do pokoju i dobrej woli – powiedział to stojący w wejściu statku pułkownik Orłow.

- Koniec na dziś, wszyscy oprócz dyżurnego na statku spać. Jutro jest nowy dzień i jak wypoczniemy szybciej znajdziemy rozwiązanie tych świeżo odkrytych problemów – rozkazał dowódca.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • NataliaO 24.08.2016
    Problemy, jak to w życiu bywa nie ma łatwo. Jak zwykle dobrze się czytało; 5:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania