Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 95

Wystarczył mi ten jeden oddech, na następne się nie odważyłem, uszczelniłem ponownie hełm w obawie przed bakteriami, jakie ewoluowały przez ostatnie trzysta lat. Kompletnie nic nie wiedziałem o niebezpieczeństwach, które mi w tej rzeczywistości zagrażają, a że są to jestem tego zupełnie pewny. Uzbrojony w odbezpieczoną broń osobistą powoli oddalałem się od statku, zanim to zrobiłem, upewniłem się czy Ena zamknęła za mną wejście i przyszykowała wsparcie bojowe na wypadek mojej szybkiej ewakuacji. Zachowując ostrożność zbliżyłem się do pozostałości po drzwiach wychodzących na płytę lotniska. Obawiałem się niespodzianek pozostawionych dla potencjalnych intruzów. Prawdopodobieństwo, że je tutaj spotkam wydawało mi się duże, ponieważ musiała istnieć tutaj ochrona lotniska. W przypadku wybuchu zbrojnego konfliktu najprawdopodobniej została wzmocniona o dobrej klasy sprzęt wojskowy. Następny krok stawiałem dopiero, gdy upewniłem się, że jest bezpieczny. Nie zamierzałem siebie karcić za nadmierną ostrożność, w przypadku zranienia miałbym utrudniony powrót. Jeżeli kiedykolwiek wrócę do swoich czasów to muszę wiedzieć, co się dokładnie wydarzyło. Sporą część lotniska sprawdziłem, a zwłaszcza pasaż handlowy i oprócz śladów intensywnego pożaru niczego innego nie znalazłem. Wszystkie elektroniczne nośniki informacji zostały kompletnie zniszczone, a poszukiwania jakiejkolwiek informacji pozostawionej kredą czy farbą na ścianie podobnie były bezowocne. Musiałem wrócić do Mantu, ponieważ kończyło mi się powietrze w kombinezonie i czułem się zmęczony po wielogodzinnej wędrówce pełnej napięcia. Drogę powrotną pokonałem znacznie szybciej, ponieważ wracałem po własnych śladach. Jednak i tym razem nie trafiłem na żadną wskazówkę o naszej przeszłości.

Odleciałem z lotniska jeszcze przed zmierzchem, zacumowaliśmy na orbicie geostacjonarnej nad obszarami, które są najbardziej obiecujące. Zgodne z moimi mapami był tutaj stan Montana, teraz oprócz zniszczeń w infrastrukturze i niejadalnej roślinności wygląda obiecująco. Jeżeli przetrwali na Ziemi ludzie i zwierzęta to tutaj ich powinienem odnaleźć. Może nie osobiście, bo to może być niebezpieczne, lecz Mia będzie idealnym zwiadowcą. Zanim położyłem się spać wszystko dokładnie w trójkę uzgodniliśmy i zaplanowaliśmy kolejność podejmowanych czynności.

Kiedy się obudziłem, to był już 28 lipiec 2315 roku, po uwzględnieniu stref czasowych, sprawdzam z ciekawości, jaki to jest dzień tygodnia, z obliczeń wynika środa. Mia jeszcze nie wróciła z rekonesansu, więc spokojnie jem śniadanie. Powodów do zdenerwowania i trosk nie mam, ponieważ na to, co się stało z Ziemią nie miałem i nie mam żadnego wpływu. W oczekiwaniu na powrót pramatki świetliste j porządkuje wszystkie zgromadzone dotychczas informacje, a jest tego niewiele.

Najbardziej ucierpiała Europa wschodnia i Związek Radziecki, musieliśmy pierwsi zostać zaatakowani zmasowanym uderzeniem. Znaczne obszary zostały zalane przez morza i tam gdzie był ląd teraz można pływać. Jednak na pozostałych, niezatopionych resztkach kontynentu promieniowanie nadal jest tak wysokie, co gwarantuje zniszczenie wszelkich form życia na tym terenie. Moje czarne myśli o losach rodziny i KAM-a przerwało pojawienie się Mia.

- Musiałam czegoś nie dostrzec, ponieważ to niemożliwe, żeby nigdzie nie trafić na ludzi, ani, ptaków, gadów i tysięcy innych organizmów żywych, jakie fruwały, pełzały i skakały przez miliony lat po ziemi. Czegoś takiego się nie spodziewałam, chyba, że ludzie zniszczyli planetę i siebie żeby dać nauczkę Istotom. Jeżeli taki był ich plan, to trzeba przyznać, wywiązali się znakomicie. Istoty obserwując taką akcję nie prędko tutaj się pojawią, prawdopodobnie wykreślili ten układ słoneczny ze swoich map kosmicznych, jako niezdatny do zamieszkania.

- Może nie ludzie zniszczyli własną planetę tylko Istoty w odwecie za opór, na jaki napotkali z naszej strony – powiedziałem to w obronie własnego gatunku, lecz sam nie byłem przekonany co do trafności tej opinii.

- Posłuchaj, Waw, z Istotami miałam do czynienia przez miliony lat i nawet, gdy niszczyli zamieszkałe przez siebie planety, to dbali o bezpieczeństwo elit. Teraz na Ziemi nic nie funkcjonuje tak jak dawniej.

- Musiało przetrwać życie na najmniej zniszczonych obszarach, oprócz Montany zachowało się Ohio, Illinois, Indiana, Wirginia, cześć Nebraski, południe Kanady, spory kawałek Argentyny, część Afryki. Z tego, co mi wiadomo na terenach amerykańskich była przeogromna ilość schronów atomowych i super wyposażonych kompleksów podziemnych, zdolnych do zapewnienia bezpieczeństwa setkom tysięcy elit, przez okres minimum dwudziestu lat.

- Zgadzam się z tobą majorze z jednym, ale. Schrony zostały zbudowane z myślą o wojnie jądrowej, tylko nikt nie przewidział gigantycznego pożaru obejmującego całą planetę. Ogień musiał pochłonąć sporą część tlenu z atmosfery i przygasł dopiero, gdy go brakło. To tłumaczyłoby przyczynę wyginięcia zwierząt wodnych oddychających tlenem. Ryby przetrwały kataklizm w głębokich zbiornikach wodnych i dopiero z nich powróciły do płytszych akwenów. Prawdopodobnie szczury, jako jedyne zwierzęta przetrwały, ponieważ posiadają one zdolność przeżycia w warunkach napromieniowania i głęboko pod ziemią w zamkniętych jaskiniach znalazły powietrze na przetrwanie. Rekonesans wykonałam nie tylko nad terenami wcześniej zamieszkałymi, lecz też nad byłymi obszarami rolniczymi. Teraz, to, co powiem z pewnością ciebie zaskoczy. Nigdzie nie trafiłam na dzikie zboża, czy rośliny uprawne. Jak zabraknie jedzenia na Mantu to będziesz odżywiał się rybami, planktonem i szczurami.

- Musiały zachować się jakieś rośliny jadalne, nawet po wielkich pożarach kiełkują nasiona będące głęboko w ziemi – odpowiedziałem z nadzieją w głosie.

- Nawet, jeżeli tak było, to wędrujące głodne szczury wszystko zjadły – dodała Mia.

- To, co one teraz jedzą? – zapytałem.

- Przystosowały się do nowego dostępnego pokarmu, spożywają korzenie i rośliny, jakie przetrwały, a one dla ciebie są niejadalne lub trujące. Dodatkowo wykształciły u siebie zdolność pływania i polują pod wodą na ryby. Miałam okazję obserwować taki połów i muszę stwierdzić, że był widowiskowy i dokładnie zaplanowany.

- Gdzieś z pewnością ocalał, choć jeden bank nasion i dzięki niemu można będzie odbudować roślinność ze zniszczeń.

- O tym zapomnij sprawdzałam znane mi lokalizacje na całym możliwym terenie.

Potrzebowałem czasu na spokojne przemyślenie tych pełnych grozy informacji, więc zapytałem.

- Co sądzicie, obie, o energii ziemi?

- Dla mnie jest ona nieprzydatna, wręcz szkodliwa i na całe szczęście nie muszę z niej korzystać. Dalej mam prawie pełne zbiorniki monopoli magnetycznych i wisząc tak na orbicie mogę trwać nawet kilkanaście miliardów lat. Przez ten czas prawdopodobnie powstanie jakaś cywilizacja na Ziemi i obserwując ją będę miała przynajmniej rozrywkę – powiedziała Ena.

- Natomiast mi ona bardzo odpowiada i korzystając z niej jestem w stanie odbudować rasę gnip – oświadczyła Mia.

Tymi słowami byłem kompletnie zaskoczony, lecz ostatecznie skoro nie istnieje człowiek, to niech na Ziemi zapanuje świetlista rasa. Być może oni będą bardziej inteligentni i przewidujący, i nie zniszczą siebie i planety. Właśnie miej więcej takimi słowami powiedziałem to Mia.

- Mówiąc to chyba zapomniałeś o treści paktu dawno zawartego między ludźmi i gnip, a odnowionego w Warszawie. W nim zobowiązaliśmy się do udzielenia każdemu człowiekowi wszelkiej niezbędnej pomocy podczas sytuacji zagrożenia.

- Chyba on przestał obowiązywać skoro pozostałem na świecie sam.

- I tu się właśnie mylisz, jesteśmy zobowiązani do reaktywowania człowieka w czasach po katastrofie. Naprawdę, choć ty jeszcze tego nie dostrzegasz jesteśmy sobie nawzajem potrzebni, ponieważ w niczym nie konkurujemy, nasza wzajemna współpraca może przynieść same korzyści.

- Może od razu przytacham tutaj jakiegoś człowieka i dam mu do ręki guzik, którym wysadzi Ziemię i będzie w końcu spokój?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania