Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 75

Wszystkie wersje prototypu samochodu, kolory nadwozi i dużą gamę różnych gadżetów podziwiałem, a było tego naprawdę sporo. Mogłem z czystym sumieniem pogratulować dyrektorowi i załodze nowego modelu Sport Lux, jednocześnie zachęcałem do rozwijania nowoczesnych motoryzacyjnych technologii. Wszelkie nie przyszłościowe rozwiązania technologiczne wytykałem, omawiając ich wady, a te dla nich innowacyjne, dla mnie spraktykowane przez Istoty zachwalałem. Podczas krótkiej wizyty z szefem biura konstrukcyjnego zaplanowaliśmy koncepcyjnie nową Syrenę Super Sport w wersji rodzinnej, która konstrukcyjnie miała być całkowicie odmienna od wszystkich samochodów na świecie. Jednak głównemu konstruktorowi, a później dyrektorowi do spraw produkcji pomysł przypadł wyjątkowo do gustu. Zwłaszcza innowacyjność rozwiązań i ich prostota, szczególnie zastosowanie powszechnie dostępnych tanich, trwałych materiałów. Najbardziej planowane osiągi i sportowy wygląd zrobił na wszystkich spore wrażenie, wiedza, jaką nabyłem u Istot, zaowocowała w tym modelu. Nowinek technicznych, jakie zaproponowałem było tak wiele, że uruchomiono w poniedziałek trzy Politechniki w kraju i dwie w Związku Radzieckim celem ich rozwiązania i dostosowania do naszej motoryzacyjnej techniki. Stale miałem na uwadze wykorzystanie tych rozwiązań przy powstawaniu nowego sprzętu dla sił kosmicznych.

Wizyta w fabryce przeciągnęła się do wieczora i zanim opuściliśmy bramę zakładu zaproszono nas do stołówki zakładowej, normalnie o tej porze nieczynnej, jednak dyrekcja chcąc nas wyróżnić na ten wieczór ściągnęła pełną obsługę, oraz wszystkich majstrów i kierowników działów produkcji. Podczas przyjęcia zaczęto wznosić toasty na przemian za pomyślność załogi zakładu i przybyłych gości. Miałem w pamięci wczorajsze uroczystości i ograniczyłem się do dwudziestu małych kieliszeczków. Była już sobota szósty czerwca dwa tysiące piętnastego roku, jak opuściliśmy bramy zakładu. Oczywiście nie z pustymi rekami, pan dyrektor wraz z całym kierownictwem fabryki podarowali mi Syrenę model Sport Lux wersji E w kolorze karmazynowym. Wszyscy na spotkaniu łącznie z pracownikami stołówki byliśmy pod dobrą datą i chętnych do prowadzenia samochodu po kielichu było wielu. Wpływ na takie niewłaściwe postępowanie miała nasza chora duma narodowa, która nie uwzględniała rzeczy niemożliwych i zakazanych przez prawo. Nie wiem jakby to się dalej potoczyło, gdyby dziewczyny z drużyny zaniepokojone naszą długą nieobecnością, nie przyszły po nas. Obie były trzeźwe, lecz gdy dowiedziały się, że podarowano mi Syrenę Sport i powiedziały, że one mają prawo jazdy, natychmiast podjęły się dostarczenia jej do miejsca zakwaterowania. Jak wicher zgarnęły dokumenty samochodu wraz z aktem darowizny i już za bramą zakładu samowolnie zmieniły miejsce docelowe jazdy na mój rodzinny dom. Jadąc ulicami Bielska Białej telefonicznie uzgodniły dla siebie przepustki do poniedziałku wieczór. Chyba takiego głośnego pisku opon nikt nie słyszał w całym mieście, gdy one opuszczały teren zabudowany. Prawie natychmiast pożegnałem się z piękną Syrenką, jak zobaczyłem, w jakim kierunku jadą, byłem pewny, że jej nigdy całej nie zobaczę. Obie panie podporucznik pojechały najpierw do Lublina do domu Iwy, gdy tam namieszały, to udały się do Elbląga do domu Niny. Najgorsze dla mnie było to, że na trasie Lublin, Elbląg, Nysa nałapały tyle mandatów, że przez rok z żołdu, jako właściciel samochodu je spłacałem. Nawet nie gniewałem się na nie z tego powodu, wręcz przeciwnie ubawiłem się do łez, jak usłyszałem od nich i rodziców otoczkę ich przyjazdu do Nysy pod nasz dom.

Niedzielą późnym wieczorem mieszkańców połowy Nysy obudziły syreny, niedługo pod nasz blok podjechały podporucznicy Iwa z Niną oczywiście w mundurach i pełnym bojowym wyposażeniu. Najgorsze było to, że za sobą ciągnęły tuzin radiowozów. Milicjanci po przyjeździe na miejsce nie wiedzieli jak się zachować, ponieważ zobaczyli umundurowane kobiety w stopniach oficerskich, uzbrojone jak na wojnę. One dwie potrafiły załatwić wszystko i to o każdej porze, przedstawiły elektroniczne dokumenty o konieczności działania zbrojnego w warunkach pokojowych. Radiowozy musiały odjechać, a milicjanci zaniechać czynności.

Tato jak się dowiedział, że to mój samochód zapragnął go sprawdzić podczas jazdy. Mama oczywiście nie pozwoliła mu na to, lecz gdy obiecał, że w drodze powrotnej to ona prowadzi, zmieniła zdanie. Dzieciaki swoimi sposobami wymogły na rodzicach uwzględnienie i ich, dlatego do przejażdżki dołączyła się Kornelia i Ścibor. Wyjątkowo pędzili po autostradzie i kosztów mandatów dołożyli mi na dwa miesiące. Najważniejsze było dla mnie ich szczęście i to się tylko liczyło.

Zanim wróciliśmy do miejsca zakwaterowania, pani Premier Związku Radzieckiego wróciła do swojego kraju, jednak coś powiedziała Mantu, bo ta nie chciała rozmawiać na jej temat. Niczego nawet nie dowiedziałem się od Niny i Iwy jak wróciły z podróży.

Nadmiar obowiązków spowodował, że nie interesowałem się panią Premier. Profesor i jego zespół od poniedziałku ósmego czerwca zabrali się do pozyskiwania wiedzy Istot tak intensywnie, że o bożym świecie zapomniałem. Taki stan trwał do wieczora dwudziestego piątego czerwca dwa tysiące piętnastego roku, mózgowcy maglowali mnie i Mantu zdrowo od wczesnych godzin rannych do późnych wieczornych, wszystko było nagrywane i filmowo rejestrowane. Najważniejsze było poważnie traktowanie przez nich zagrożenia ze strony Istot. W międzyczasie informacje o moim locie kosmicznym zdobył obcy wywiad, natychmiast kontrwywiad przystąpił standartowo do dezinformacji. Nasz sukces został przedstawiony, jako kompletna porażka i to bardzo spodobało się naszym przeciwnikom. Teraz oni są szczęśliwi, że komuchy wysłały w kosmos dziecko autystyczne, które wcześniej im popsuło szyki. Pojazd kosmiczny, jakim leciał głupek, uległ awarii i dostał on bardzo dużą dawkę promieniowania, teraz pożyje maksymalnie pięć lat. Chcąc uniemożliwić rodzinne pozwanie armii do sądu o odszkodowanie i nagłośnienie w mediach. Awansowali chorego na chorobę popromienną do stopnia oficerskiego i dołożyli kilka medali. Kiedy profesor Koralow powiedział mi o krążącej pocztą pantoflową sensacji o takiej treści, bardzo się zdenerwowałem i chciałem żeby zostało to przynajmniej częściowo zdementowane. Wtedy profesor powiedział.

- Posłuchaj Waw, podczas omawiania wiedzy Istot byłeś kilkukrotnie zaskoczony, że posiadamy już pewne materiały, urządzenia czy odkrycia naukowe, które nigdzie nie zostały opublikowane i zaprezentowane, tylko wykorzystywane do celów obronnych. Pamiętasz, co wtedy stale powtarzałeś.

- Dlaczego tego nie ogłosili światu, nagroda Nobla byłaby pewna – odpowiedziałem.

- Właśnie, lecz ja tobie stale mówiłem, nasi wrogowie jak przejmują nasze osiągnięcia, natychmiast chwalą się na cały świat, czego to oni nie odkryli. Dzięki temu wiemy, co zostało u nas wykryte i prawie natychmiast to staje się bezużyteczne – dodał.

Musiałem sobie wszystko wtedy przemyśleć, skoro dowódca Polskich Sił Kosmicznych ukrywa się za stopniem podporucznika. Duża cześć naukowców pracująca nad polepszeniem obronności kraju swoje tytuły naukowe i odkrycia ma tajne, to ja mogę być dla dobra ojczyzny dotknięty autyzmem.

Piątek 26 czerwca 2015 roku piękny wschód słońca zapowiadał ciepły dzień, tuż przed godziną szóstą od strony Kędzierzyna Koźla wjechał do Nysy na peron drugi pociąg. Drzwi wagonów po zatrzymaniu składu zostały automatycznie otwarte, z środkowej jego części z wagonu pierwszej klasy wysiadłem w mundurze z dystynkcjami majora i wszystkimi medalami. Zgodnie z planem pociąg postał minutę na stacji i odjechał do Kudowy Zdrój przez Kamieniec Ząbkowicki i Kłodzko. Natomiast chwilę postałem na peronie odruchowo rozglądałem się za zmianami, jakie przez te lata mojej nieobecności nastąpiły, oczywiście nic na dworcu od tego czasu, a minęło dwa miesiące się nie zmieniło. Kiedy to dotarło do mnie, udałem się do wyjścia z dworca. Podróżni, a zwłaszcza osoby odbywające kiedyś zasadniczą służbę wojskową, moje przejście zauważali. Zwłaszcza oznaczenia, wśród których był krzyż Virtuti Militarni pierwszej klasy, gwiazda Bohatera Związku Radzieckiego, oznaczenia pilota i kosmonauty i szereg innych najwyższych odznaczeń bratnich armii. Najprawdopodobniej przechodnie zastanawiali się, jak w wieku około trzydziestu lat można osiągnąć tak wiele.

Powolnym krokiem sporo nadkładając szedłem w kierunku szkoły podstawowej numer 1 w Nysie przy ulicy Marszałka Stalina 7, do tej wizyty, jako jedyny uczeń podchodziłem z sentymentem. Pozostali absolwenci podstawówki z pewnością cieszyli się z dzisiejszego zakończenia szkoły i planowali swoja przyszłość. Mogłem im jedynie pozazdrościć braku doświadczeń życiowych i tej dziecięcej niewinności, którą ja utraciłem. Przed samą szkołą rodzice uczni widząc mnie, pomyśleli, że dyrekcja załatwiła jakąś sławną osobę na zakończenie roku szkolnego. Powoli dochodziła ósma, więc udałem się prosto do sali gimnastycznej, to właśnie w niej miało odbyć się jak pod koniec każdego czerwca zakończenie roku szkolnego.

Dyrektor szkoły zgodnie ze zwyczajem miał wręczyć uroczyście najlepszemu uczniowi dyplom i świadectwo ukończenia ósmej klasy. Tego roku najlepszym uczniem był Wawrzyniec Anturawski, jednak wczesną wiosną wyjechał do szkoły wojskowej. Prawdopodobnie i tam mu się powodzi, miał zostać najmłodszym kosmonautą, jednak czynniki oficjalne nic o tym nie wspominają.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania