Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 20

Na scenę wyszedł bardzo młody człowiek, posiadający tytuł profesora, z wyglądu miał jakieś trzydzieści lat. Był średniego wzrostu, szatyn, szczupłej budowy ciała, na twarzy miał dwudniowy zarost.

- Witam bardzo serdecznie wszystkich przybyłych i zapraszam do oglądania zarejestrowanego materiału- powiedział, popatrzył na ostatni rząd i kontynuował wypowiedź dalej.

- Posiadamy drugi ośrodek umiejscowiony w górach wałbrzyskich, tam powtórzyliśmy doświadczenie i rezultat jego dziś pokazujemy. Uprzedzam, nie jest to materiał filmowy, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Został on nagrany techniką empatii, oglądając materiał widzimy wszystko oczami przypadkowego bohatera, słyszymy to, co on mówi i to, co słyszy, dodatkowo my jeszcze słyszymy jego myśli. W materiale zostały usunięte sceny intymne i służące do bezpośredniej identyfikacji tej osoby. Zapobiega to przypadkowemu rozpoznaniu siebie. Tytuł na końcu spotkania wyjaśnimy, o ile będzie taka potrzeba.

Rozpoczął się pokaz, kamerę miałem od początku spotkania stale włączoną. Światła przygasły jak tylko naukowcy opuścili scenę, zaczęto wyświetlać zarejestrowany dokument.

POLSKA-dystrykt polska

Urodziłem się w 1980 roku w okresie burzliwym w historii kraju, przyszedłem na świat w Świdnicy w rodzinie inteligencji pracującej. Rodzice poznali się na studiach tylko, że mama była na dziennych. Tato, jako sierota z domu dziecka miał bardziej utrudniony start do kariery, w domu dziecka ukończył technikum i jako dorosły poszedł na swoje. Podjął pracę w „Pafalu” tam spotkał mistrza produkcji przedwojennego fachowca, on był wdowcem i jak to z samotnikami bywa z dnia na dzień stali się sobie bardzo bliscy. Mieli wspólne zainteresowania do techniki i w ciągu krótkiego czasu tato zyskał ojca Michała i mieszkanie. Nowy syn zachęcany pochwałami, rozpoczął studia zaoczne. Pewnego dnia we Wrocławiu wracał wieczorem z zajęć, zobaczył jak trzech oprychów zaczepia dwie dziewczyny wychodzące z biblioteki. Jako dżentelmen i obrońca słabszych z bidula „ przybył z odsieczą”, nie wiadomo jak ten ratunek skończyłby się, gdyby nie interweniował pieszy patrol Milicji. Chuliganów szybko zatrzymano i „suką” odwieziono na dzielnicowy komisariat. Tacie podziękowano tylko, bo ten nie zgodził się na opatrzenie rozbitego łuku brwiowego i odwiezienie go na dworzec PKP. Jedną z ocalonych okazała się moja mama i przy udzielaniu pomocy bohaterowi, polegającej na trzymaniu własnej chusteczki przy jego brwi. Jak to dziewczyna zakochała się i to z wzajemnością. Jąkając przedstawili się sobie i tak to Małgosia i Tytus stali się parą, nowo poznany adorator odtransportował tramwajem do akademika swoją wybrankę i jej koleżankę, a sam pociągiem przez Sobótkę wrócił do domu. Ojciec Michał mimo późnej pory czekał zmartwiony na chodniku przed domem i na dokładkę do piątej rano wysłuchiwał, jaką to cudowną dziewczynę poznał jego syn. Trwało by to pewnie dłużej tylko, że obaj musieli iść do pracy na pierwszą zmianę. Kochankowie spotykali się regularnie do końca studiów i po ich ukończeniu pobrali się. Dokładnie w rok po ślubie urodził im się pierwszy syn mój brat, zamieszkali razem z dziadkiem Michałem. Zmarł on po roku, w wyniku przeprowadzanych na nim w czasie wojny eksperymentów medycznych przez nazistów. Rodzice mamy mieszkali w Wałbrzychu w dzielnicy podgórze, dziadek pracował w nadzorze na kopalni „Julia”, a babcia była szefową zbytu w koksowni „Mieszko”. Moja mama pracowała w „Reniferze” i znając języki angielski, niemiecki i włoski, po ukończeniu handlu zagranicznego zawierała kontrakty na sprzedaż wyrobów skórzanych. Zawsze była dumna i szczęśliwa, gdy udało się jej zwiększać eksport. Tato był bardzo zapracowanym inżynierem i pracował dalej w „śfupie”. Miałem o jedenaście lat starszego brata, który to mówił mi jak było w Polsce, zanim się urodziłem. Rodzice bardzo rozpieszczali Marka i zawsze jak był mały otrzymywał wszystko, co najlepsze. Słodyczy nigdy mu nie brakowało i rozdawał swoim dwóm najlepszym kolegom Arturowi i Zbyszkowi. Dodatkowo był ulubieńcem dziadków, jako jedyny wnuk, korzystał z tego w pełni dopóki się nie urodziłem. Potem nastąpił podział babcia bardziej kochała mnie, a dziadek więcej za swoją książeczkę górniczą kupował Markowi. Mama twierdziła, że brat był bardzo zazdrosny o uczucia rodziców, lecz gdy postanowił iść w ślady dziadka i zostać górnikiem szybko wydoroślał. Babcia mówiła na starszego wnuka „stary maleńki” i przy tych słowach zawsze się uśmiechała. Jako najmłodszy otrzymywałem dużo miłości, słodyczy i prezentów, pamiętam jak mama zawsze narzekała na kolejki w sklepach. Dobrze się stało, że kartki się skończyły i z roku na rok można było więcej kupić. Tak przetrzymałem żłobek i przedszkole nie mogłem doczekać się szkoły, lecz wcześniej mój brat skończył technikum górnicze i wystrojony w mundur czekał na uroczyste wręczenie świadectw. Tego dnia dziadek również wystrojony w strój galowy, był obecny na uroczystym zakończeniu roku. Z tej okazji grała orkiestra górnicza, uczestnicy gali byli zachwyceni. Marek szczęśliwy swoją czapkę z pióropuszem nałożył mi na głowę. Rodzicom oznajmił, iż zamierza studiować zaocznie na Akademii Górniczo Hutniczej, podobnie jak wcześniej kończył swoje studia tata. Świętowanie trwało bardzo długo, końca uroczystości nie pamiętam, bo usnąłem. Niedługo po tej uroczystości pojechaliśmy na wczasy z zakładu pracy taty, nad morze wszyscy razem do Kołobrzegu, były to piękne słoneczne dwa tygodnie spędzone na plaży. Bardzo podobały mi się przelatujące wojskowe odrzutowe samoloty z pobliskiego lotniska, za miastem w kierunku zachodnim i wschodnim były tereny wojskowe, plażą nie można było daleko chodzić. Byliśmy na festiwalu piosenki żołnierskiej i wojskowej, a bilety były z zakładu pracy babci. Opaleni wróciliśmy do swoich domów i ja pierwszego września rozpocząłem naukę w szkole podstawowej. Zmiany w moim życiu nastąpiły po roku 1989, pewnego dnia babcia oznajmiła, że likwidują jej zakład pracy i jako długoletniemu pracownikowi zaproponowali jej pracę w koksowni „Bolesław Chrobry”, jako referent. Była bardzo smutna jak to mówiła, lecz ja miałem dużo ważniejszych spraw na głowie. Wszystkiego zaczęło przybywać w sklepach i mama już nie musiała tak długo robić zakupów. Każdym mijającym dniem w moim domu zauważałem coraz większe oszczędności na wyżywieniu, obiady stały się jedno daniowe, lecz moim zdaniem wynikało to, że brat studiuje i jemu rodzice pomagają. Zdziwiłem się pewnego dnia jak dziadek powiedział o likwidacji książeczek górniczych, później zmiany następowały coraz szybciej. Zaczęto likwidować wszystkie kopalnie w województwie wałbrzyskim i usłyszałem jak dziadek mówi, że ma szczęście, bo ma wypracowane lata i przechodzi na emeryturę. Zaledwie po roku babcia przy spotkaniu rodzinnym powiedziała, o wysyłaniu jej na zasiłek przedemerytalny, bo koksownia musi zwolnić trzydzieści procent wszystkich zatrudnionych. Były też i ważne chwile dla mieszkańców Świdnicy, byliśmy świadkami wyjazdu wojsk radzieckich, stacjonowały od zakończania drugiej wojny. Ciągle następowały zmiany, Rząd przystąpił do kolejnego etapu prywatyzacji i wydano wszystkim pełnoletnim świadectwa udziałowe, prawie wszyscy zaraz pod bankiem je sprzedawali. Następnie powołano Narodowe Fundusze Inwestycyjne i w skład ich wprowadzono najlepsze zakłady pracy. Bardzo szybko okazało się, że wszystko zostało rozgrabione i te fabryki zostały zlikwidowane. Mój brat w tym czasie ukończył studia i miał wielkie szczęście, bo znalazł prace w Australii. Wyjechał wyjątkowo szybko, pożegnał się tylko z nami i już go nie było. Już tam zaczął zarabiać godne pieniądze i jak to bywa, na emigracji po czterech latach założył rodzinę. Dziadek bardzo przeżywał wyburzanie kopalń i likwidacje zakładów kooperujących. Babcia powiedziała na jego pogrzebie, że gwoździem do trumny dziadka było powstanie bieda szybów i rządowy sposób ich likwidacji. Administracja centralna nie zapewniła pracy dla bezrobotnych, lub zasiłków, tylko zaczęto karać tych biednych głodnych ludzi. W taki sposób rozwiązano problem wałbrzyskiego bezrobocia. Została sama i nie potrafiła pogodzić się z biedą, jaka zapanowała w Wałbrzychu. Moi rodzice też stracili pracę, ich zakłady polikwidowano. Szybko skończyły się zasiłki dla bezrobotnych, mnie i rodziców utrzymywała babcia ze swojej emerytury i brat. Skończyłem edukację, w tym czasie powstały zakłady w specjalnych strefach ekonomicznych. Rodzice byli za starzy i za dobrze wykształceni, dlatego nie dostali tam pracy. Mama znalazła zatrudnienie w firmie porządkowej, a tata stróżuje pod nazwą ochrona. Jak miałem dwadzieścia cztery lata to staliśmy się członkiem Unii Europejskiej i wydawało się wtedy, że nastąpią pozytywne zmiany, zaczną powstawać nowe zakłady, a te ze specjalnych stref będą płacić podatki? Stało się jednak inaczej, nic oprócz stref nie powstało, a im Rząd jeszcze pomógł, bo wprowadził umowy śmieciowe. Właśnie na takiej pracuję w jednym z takich zakładów, tam poznałem swoją żonę. Dostała pracę tam tylko dla tego, że podobnie jak ja schowała dyplom do szuflady i w dokumentach ma wpisane wykształcenie podstawowe. Dalej mieszkamy z moimi rodzicami, wspólnie wychowujemy naszego synka Michasia, którego prababcia bardzo rozpieszcza. Minęło dziesięć lat jak jesteśmy w Unii, Rząd w Warszawie ciągle stara się o większą integracje z Unią, chce zlikwidować tym samym resztkę naszej państwowości. Poprosiliśmy mojego brata o pomoc w imigracji do Australii, bo po ograbieniu funduszów emerytalnych i fatalnej opieki medycznej, nie widzimy żadnych perspektyw dla siebie i naszego synka.

Spotkanie z fizykami zakończyło się bardzo emocjonalnie, żeby nie krzyki histeryczne jakieś kobiety, to panowałaby grobowa cisza. Pani ta zobaczyła swojego brata, jak grzebie w śmietniku i wyciąga puste puszki po piwie, butelki i inny złom. Nikt nie zauważyłby tego człowieka, bardziej wszystkich znających Wałbrzych wzruszyła ruina dzielnicy Podgórze, puste miejsca po kopalniach i zakładach kooperujących.

Ustalono, że brat tej histeryczki zginął w ubiegłym roku w katastrofie swojego śmigłowca. Był on znanym i cenionym inżynierem górnictwa. Zajmował eksponowane stanowisko w Zjednoczeniu. Kobieta powinna się cieszyć tym, kim naprawdę był jej brat, a nie rozpaczać nad nędzarzem z innego wymiaru.

Starałem się jak najbardziej wczuć w bohatera tego przekazu i mam nadzieję, że dokładnie wszystko opisałem. Ateniada w dużej części nie zgadza się z moim sposobem odebrania przekazu, lecz mi się zdaje, że ona odebrała go zbyt emocjonalnie i nie zachowała dystansu do wyświetlanego przekazu. Moją ocenę popiera Aron, obejrzał on zarejestrowany materiał i przeczytał mój opis. Na Koniec czytania powiedział coś, co mną wstrząsnęło.

- Pamiętaj „Biednych nikt nie kocha, nikt o nich nie pamięta”, „Biednych się nie widzi i biedę się zwalcza, niszcząc biedaków” tak było, tak jest i tak będzie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania