Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 15

Rozdział V

Przydzielono nam pięć domków typu Aił, wybudowanych w tym przypadku w kształcie krzyża. Dla wygody połączonych ze sobą oszklonymi, ogrzewanymi łącznikami. W centralnej największej części mieścił się salon z aneksem kuchennym, pozostałe przeznaczone były na sypialnie i łazienki. Domek centralny wyposażony był w piec gazowy dwufunkcyjny i w nim podgrzewana była woda użytkowa oraz na ogrzewanie podłogowe. Wszystkie sypialnie posiadały sprzęt telewizyjny, z bogatą filmoteką oraz odbiorniki audio najnowszej generacji.

Nasze bagaże były transportowane najpierw z lotniska dla helikopterów samochodem terenowym, a później skuterem śnieżnym. Obsługa ośrodka wniosła wszystko w czasie, kiedy dokonywaliśmy meldunku i zostawiła nasze dobra w części centralnej, zrobiła się z tego spora górka.

Dostałem do dyspozycji własną sypialnię, jak tylko przyszedłem do przydzielonego nam kompleksu, wyszedłem na taras widokowy. Wybudowany został przed moim domkiem i z niego patrzyłem na wprost, a tam rozpościerał się wspaniały widok. Mogłem podziwiać pełną panoramę ośrodka „Srebrny Ałtaj”, położonego, poniżej w centrum kotliny. Malowniczy piękny krajobraz gór rozpościerający się zaraz za budynkami, hipnotyzował swoim urokiem. W oddali widać było częściowo trasy narciarskie, nawet z daleka dostrzec można było, jak wspaniale są przygotowane. Do najbliższego wyciągu był spory kawałek do pokonania. Natomiast do stacji gondoli jest zaledwie sto metrów. Stałem zauroczony otoczeniem i rozkoszowałem się chwilą, pomyślałem o Ateniadzie. Wyciągnąłem telefon bezprzewodowy z kieszeni, wybrałem jej numer, po chwili usłyszałem jej głos.

- Zaraz odzwonię.

Wszedłem do domku gdzie mieściła się moja sypialnia, zacząłem rozpakowywać swoje bagaże. Zdążyłem, poukładać wszystkie rzeczy w szafie i bieliźniarce, jak zadzwonił telefon. Dzwoniła moja dziewczyna.

- Przepraszam nie mogłam wcześniej rozmawiać, akurat dojechaliśmy autobusem do w hotelu „Biełucha”. Wszyscy chcieli jak najszybciej wysiąść, po tak długiej podróży, było straszne zamieszanie. Obsługa hotelu rozprowadzała wszystkich, do wcześniej przydzielonych pokoi. Zakwaterowano mnie z Berenke.

- Chyba jej nie znam – odpowiedziałem.

- Poznałeś ją jak pomagałeś nam przy sprzęcie. Ona przyjechała z całą rodziną z Macedonii, przypomnij sobie – powiedziała.

Rozmawiałem z Ateniadą jeszcze przez godzinę, było tyle ważnych spraw do załatwienia i opowiedzenia, one wydarzyły się w ostatnim czasie. Rozmowa trwałaby jeszcze dłużej, tylko rodzice na zmianę wołali mnie na posiłek. Zakończyłem rozmowę telefoniczną i zacząłem zastanawiać się, która jest właściwie godzina i kiedy ostatnio jadłem. Same przeloty zajęły dwanaście godzin, tylko na pokładzie samolotu podano nam jak dla mnie lekką przekąskę. Dodałem jeszcze przesiadkę, czas na zameldowanie i spędzony przy przydziale kwater, doliczyłem jeszcze rozpakowywanie. Wyszło mi po sumowaniu wszystkiego, że jest pora obiadowa dla mojego organizmu. Błyskawicznie ubrałem się i poganiałem wszystkich maruderów do pośpiechu. Poszliśmy do restauracji na posiłek lodową ścieżką, przy niej umieszczone były odlewane posagi z lodu. One przedstawiały postacie z bajek rosyjskich. Staraliśmy się, przypomnieć sobie tytuły tych bajek i jakimi bohaterami były w nich lodowe rzeźby. Sama restauracja nawiązywała wystrojem do pałacu Dziadka Mroza, a w niej było tak jak lubię. Żadnych kelnerów tylko bufet, każdy nakładał sobie ulubione potrawy. Wielkość porcji też określało się samemu, nikt nie krepował się chodząc kilka razy po dokładkę ulubionych specjałów. Byłem najlepszym przykładem takiego zachowania, często pod przymusem ograniczałem swój apetyt. Zniecierpliwiona rodzina mnie wołała i dla ich dobra rezygnowałem z dodatkowej porcji. Po pierwszym smacznym posiłku wróciliśmy do naszego domku, musieliśmy wypocząć i odespać trudy podróży.

Niedziela 18 styczeń 2015 wieczór, właśnie wróciliśmy z pobytu w Związku Radzieckim. Jesteśmy trochę zmęczeni, lecz szczęśliwi. Wypoczynek w „Srebrnym Ałtaju” był wypełniony atrakcjami i rozrywką. Wszyscy zaczęliśmy nasz wypoczynek od szkółki narciarskiej, musieliśmy przypomnieć sobie swoje wcześniejsze umiejętności. Szkolenie nastawione było na rozwijanie prawidłowych zachowań narciarskich i doskonalenie techniki jazdy. Uczuliśmy się kontroli nart, równowagi, koordynacji, pewności i kontroli jazdy oraz awaryjnego hamowania. Zaczęliśmy zjazdy od tras niebieskich, tam nie było kolejek przy wyciągach. Początkowo najwygodniej było dla nas korzystać z gondolek, później swobodnie czuliśmy się na wyciągach. Dopiero jak byliśmy pewni swoich umiejętności to zmieniliśmy trasy na bardziej trudne i jeździliśmy czarnymi. Tam dojazd zapewniony był, wyciągiem krzesełkowym z osłoną i podgrzewanymi kanapami. Sylwestra spędziliśmy do dwudziestej trzeciej, jeżdżąc na torze saneczkowym ładnie oświetlonym. Prosto z sanek poszliśmy na bal sylwestrowy, bawiliśmy się na wielkiej imprezie w budynku głównym ośrodka, do białego rana wspólnie z innymi turystami, ubranymi na sportowo podobnie jak my. Poznałem w tańcu fajną Rosjankę Lenę i razem spędziłem z nią początek nowego roku. Odpoczywałem po trudach zabawy prawie cały dzień pierwszego stycznia, poszliśmy wszyscy wieczorem na posiłek do najbliższego kompleksu gastronomicznego Aił-4. Jeżdżąc codziennie na nartach właśnie w takich kompleksach jadaliśmy, one są usytuowane bezpośrednio przy trasach narciarskich. Specjalność kuchni w każdym kompleksie gastronomicznym, różni się od siebie. Osobiście delektowałem się kuchnią mongolską, tak bardzo odmienną od często spotykanych w innych nacjach.

Plany wycieczek zrobione przed wyjazdem, łowienie ryb przez tatę i zwiedzania odpuściliśmy sobie na następną wizytę w lecie. Jedyną odmianą wcześniej nieplanowaną było codzienne chodzenie przed snem na piętnaście minut do syberyjskiej bani, zamiast używania tradycyjnego prysznica.

Każdego dnia przy różnym naświetleniu podziwialiśmy malownicze krajobrazy, zawsze czekał na nas zmrożony śnieg i szusowanie po stokach z wiatrem na twarzy. Nasza ulubiona trasa narciarska była niemal całkowicie opustoszała, zawdzięczała to największemu oddaleniu od ośrodka. Otoczona jest ze wszystkich stron górami, umożliwiała narciarzom odcięcie się od zgiełku dzisiejszego świata.

Dbając o pozostałe mięśnie, pod wieczór chodziliśmy na pełnowymiarowy przeszklony basen. Pływając mogliśmy podziwiać wspaniałą panoramę gór podczas zachodu słońca, rozciągającą się za oszklonymi ścianami.

W czasie całego naszego pobytu w Ałtaju była świetna narciarska pogoda. Piękne słoneczne dni z temperaturą poniżej zera, rzadko sypał śnieg, warunki narciarskie były wyśmienite, a trasy dobrze przygotowane. Siedząc na krzesełkach, lub w gondolach oglądaliśmy przejeżdżających dołem narciarzy. Potem sami byliśmy oglądani przez innych, jak sami sunęliśmy po białym śniegu.

Mama nieświadomie dotrzymała słowa i dopasowała się do swojego starego kombinezonu narciarskiego. Teraz dwa najnowsze okazały się za dłużę, lecz jej to nie przeszkadzało. Była bardzo zadowolona z siebie, wszystko jadła, na co miała ochotę. Systematycznie szczuplała i nie miała efektu jo jo. Tato też stracił swój brzuszek, widać wysiłek fizyczny przynosi korzyści. Oderwali się od biurek i teraz wrócą do pracy w pełni sił.

Przez całe ferie nie spotkałem się z Ateniadą, nasz kontakt ograniczał się jedynie do rozmów telefonicznych. Planowany wyjazd do Ałtaju miał nas zbliżyć, a niestety nas rozdzielił. Dobrze, że zespół „Nysa” wraca już pojutrze, będę mógł znowu spotkać się ze swoją dziewczyną.

Poniedziałek 19 styczeń 2015 brak dalej zimy, śniegu jak na lekarstwo. Dzisiaj w szkole jak zwykle po feriach pełne rozprężenie. Wszyscy opowiadają gdzie byli i co robili, nauczyciele w czasie obiadu musieli się zmówić. Zaraz po obiedzie zadali nam pracę domową, mamy napisać ręcznie na cztery strony „ Jak spędziłam/spędziłem ferie”. Zastosowali stary sprawdzony numer i teraz wszyscy myślą, jak najlepiej napisać zadanie. Cisza w szkole znowu nastała, już nikt z wypiekami nie opowiada jak to super było.

Wieczorem uruchomiłem swój komputer, załadowałem symulator lotu. Nastawiłem samolot Mig- 23MF parametry, masa startowa 15700 kg, napęd 1xChaczaturow R-23, ciąg 83,6kN, mogłem osiągnąć pułap 18500m,przelot miał się odbywać nad centralna Polską w letni dzień przy dobrej pogodzie. Znowu zabawę popsuł mi jakiś haker, przelatywał mi dwa razy Mirage F.1 przed nosem samolotu. Próbowałem go prześcignąć i rozwinąłem maksymalną prędkość 2500 km/h, nie udało mi się to był szybszy o 73 km/h. Zwiększyłem pułap na maksymalny, lecz on wniósł się jeszcze wyżej na 20000m. Początkowo miałem przewagę prędkości wznoszenia o 25 m/s, lecz nic to nie dało. Byłem tak zły na siebie, za nie uzbrojenie mojego Miga. Brakowało mi 1x23mm GSh-23l, 2xR-23R, 2xR-23T, dopadnę jeszcze drania, gorzko pożałuje. Drugi raz błędu nie uzbrojenie, nie popełnię. Wybiorę lepszy i nowocześniejszy samolot, nie zapomnę o uzbrojeniu. Mam jeszcze do zrealizowania talon, na odebranie w Łodzi replik instrumentów pokładowych. Wybiorę kabinę symulator samolotu Su-47 Berkut napęd 2xSołowiow D-30F6, ciąg 2x83,4kN, ciąg przy dopalaczach 2x142,2kN, prędkość maksymalna 2500 km/h, prędkość wznoszenia 230m/s pułap 20000m. Uzbroję go w działko GSz-301 i rakiety powietrze-powietrze KS-172, R-37, R-77, R-27, R-73. Samolot swój żywot zakończył w fazie prototypów. Dlatego wszystkie dane techniczne są dostępne i nie stanowią tajemnicy wojskowej. Sprawdziłem w katalogu, symulator jest dostępny w Łódzkich zakładach KZM przy Limanowskiego, on współpracuje z Fabryką komputerów „Ner”.

Środa 21 styczeń 2015 chłodno i temperatura dodatnia, uzgodniłem z rodzicami czwartkowy wyjazd do Łodzi. Pomogła mi w tym tradycja, dzisiaj jest dzień babci, a jutro dzień dziadka. Dziadek wyjdzie po mnie na dworzec kolejowy Łódź Kaliska późnym popołudniem. Jestem tak podekscytowany perspektywą, zobaczenia wszystkich produktów fabryki, że nie mogę wysiedzieć spokojnie w szkole.

Czwartek 22 styczeń 2015 ładny ciepły zimowy dzień i ja właśnie w takim pięknym dniu idę na stacje kolejową. Pojadę pociągiem do Kamieńca Ząbkowickiego, tam przesiądę się kilka minut po południu na pociąg Sudety. Dojadę nim bezpośrednio do Łodzi, na stacji spotkam się z dziadkiem, ma pomnie wyjść. Przejazd mam mieć wygodny rodzice za sponsorowali mi pierwszą klasę, legitymacja szkolna uprawnia mnie do ulgi trzydzieści siedem procent na klasę drugą. Dopłatę zrobiłem z taryfy normalnej, koszt samego przejazdu jest niewielki, państwo pilnuje cen biletów. Przejazd pociągiem osobowym z Kamieńca Ząbkowickiego do Gdańska w drugiej klasie, bilet normalny kosztuje równowartość dwóch jajek, tak jest od czasów, kiedy mnie jeszcze na świecie nie było. Bilet na pociąg pospieszny kosztuje podobnie jak na pierwszą klasę osobowego tylko pięćdziesiąt procent więcej od drugiej.

Czekam na peronie drugim w Kamieńcu na pociąg z Kudowy Zdroju do Warszawy wschodniej i jak tylko zatrzymuje się, zajmuję miejsce. Rozsiadłem się wygodnie w przedziale sześcioosobowym przy oknie, twarzą w kierunku jazdy. Pociąg jest średnio zapełniony, tak będzie do Wrocławia, tam się dosiądą inni podróżni i do Warszawy będzie jechać jak zwykle komplet pasażerów. Staram się czytać książkę „ Zbiór Opowiadań” z państwa utopii autorstwa MarBe, lecz mi to specjalnie nie wychodzi. Mijane po drodze krajobrazy i miasta przyciągają jak magnes moją uwagę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania