Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 53

Moje rozważania oraz monolog naukowca przerwało pojawienie się w pokoju Kresowiaka, który wszedł bez pukania jak do siebie i powiedział.

- Waw Premier, dowódca, Orłow i gość specjalny czekają na ciebie przy Mantu.

Wyszliśmy w pośpiechu we trzech z mojego pokoju, byłem ciekawy, kto jest tą czwartą osobą, jednak to nie było najważniejsze. Priorytetem stało się coś innego, nie chciałem żeby czekali na mnie i musiałem koniecznie powiedzieć Premierowi, staremu podporucznikowi o metalu rozpoznanym przez naukowca.

Wspólnie dotarliśmy do statku, przy nim stali Premier, stary podporucznik, pułkownik Orłow i nieznany mi mężczyzna. Kresowiak czekał tylko okazji na szybkie oddalenie się i bez chwili zwłoki z niej skorzystał. Natomiast ja poprosiłem profesora o poczekanie i podszedłem zameldować się do oczekujących.

- Kapral Wawrzyniec Anturawski melduje się na rozkaz.

- Spocznij – odpowiedział dowódca sił kosmicznych i dodał.

- Nie wszystkich znasz, poznaj generała Jacewa mojego odpowiednika w Związku Radzieckim.

Przywitaliśmy się wszyscy uściskiem dłoni i po wypowiedzeniu przez nasze małe gremium słów powitania, poprosiłem o możliwość przedstawienia mojego gościa.

- Mam przyjemność przedstawić profesora Letowskiego, z którym tu przyszedłem. Pułkownik Orłow zna pana profesora, jednak z pewnością wszystkich zainteresuje to, co ma on do powiedzenia. Tymczasem ja sprawdzę statek i powiem później, co skojarzyłem sobie po usłyszeniu sensacji pana Letowskiego.

Obiekt był tylko w fazie czuwania, nikogo wewnątrz nie było, moje koleżanki i KAM gdzieś poszły. Miałem tylko nadzieję, że teraz śpią i wrócą dopiero jak goście opuszczą pokład statku. Teraz uaktywniłem Mantu, upewniłem się w prawidłowym działaniu wszystkich systemów i zapowiedziałem gości. Musiałem poczekać, bo temat wodoru w stanie stałym bardzo poruszył słuchających i rozmawiali na ten temat bardzo długo. Najbardziej jednak uszczęśliwiony był pułkownik Orłow, który tłumaczył pozostałym.

- Będziemy w stanie budować z takiego metalu wielkie pływające miasta, a paliwo będzie czterokrotnie bardziej kaloryczne niż w przypadku ciekłego wodoru i ta łatwość stosowania.

Pod wpływem dobrego humoru głowy Państwa, nawet profesor Letowski został zaproszony przez Premiera do wejścia celem obejrzenia wnętrza statku, tam przedstawiłem wszystkich nieznanych Mantu. Podporucznik i pułkownik Orłow byli traktowani już jak starzy przyjaciele, natomiast pozostała trójka nie mogła się nadziwić poziomowi obcej im techniki. Najbardziej zaskakiwały ich rozwiązania techniczne, tak odmienne od naszych jednak służące temu samemu.

-Kapralu – zwrócił się do mnie Premier. Proszę nam opowiedzieć o cywilizacji, która zbudowała ten statek.

- Rasa ta żyje tysiąc ziemskich lat, prawdopodobnie od milionów lat klonują się, rodzą też potomstwo, podobnie jak człowiek. Najbardziej przypisać można ich do saków, dorosły przedstawiciel Istot ma wzrost około dwóch metrów. Posiadają długie grube włosy koloru białego, występuje różnica w budowie czaszki, w porównaniu do człowieka, u nich jest wydłużona i spłaszczona w części czołowej. Oczy mają większe i inne jak nasze, ostrość widzenia regulowana jest dzięki zmianie odległości soczewki od siatkówki. Palce dłoni są bez paznokci o takiej samej liczbie palców jak u ludzi. Pokryte szarą skórą, lecz są takie niekształtne jak u naszego kościotrupa. Budowa stóp odbiega od naszej, posiadają tylko dwa grube palce, ludzie z uporem ubierali skarpety Istot, pomimo wielkiej niewygody. Jednak tak bardzo chcieli naśladować swoich stwórców, że trwali przy tej modzie przez setki lat. Inaczej mamy zbudowane aksony, ludzkie są bardzo cienkie i widać je tylko w sporym powiększeniu, a ich aksony można zobaczyć gołym okiem. Ich układ nerwowy bardzo różni się od naszego, jednak spełnia identyczne funkcje. W zaplanowany i niezaplanowany sposób dostaliśmy od nich duża część DNA, posiadamy ich inteligencję, ośrodek mowy, w czasach współczesnych i wzrost – odpowiedziałem pobieżnie na pytanie.

- Jak siebie nazywali – zapytał generał Jacew.

- Zawsze jak najładniej: dzieci słońca, jutrzenką nadziei, sprawiedliwym ludem i światłem nadziei, cudowna rasą, pięknym ludem, mądrymi i szlachetnymi, wszystkie najpiękniejsze słowa, gesty i uczynki przypisali sobie. Jednak, jako bogowie ludzi i wszystkich organizmów żywych na planecie Ziemia, postępowali bardzo okrutnie, nie liczyli się z nikim i niczym. Budzili taki strach, że Inkowie i inne ludy obu Ameryk nie używali, koła choć go znali, bojąc się rozgniewać bogów – sam mam wątpliwości czy w tak skrótowy sposób przybliżyłem stwórców.

- Podział władzy jak się kształtował – powiedział Premier.

- Mieli spisany kodeks, który zawierał najważniejsze prawa, obowiązki i przywileje tej rasy. Jednak władza centralna dała pełną swobodę decydowania o wszystkim, w zamian za płacenie podatków, które wpłacali tylko najbiedniejsi. Bogacze byli zwolnieni z obowiązków podatkowych i korzystali często z różnych dotacji, subwencji, przywilejów. Odwdzięczali się Rządzącym zapewniając im niekaralność za masowe przekręty i szwindle.

Istoty potworzyły na szczeblu społecznym grupy przyjaciół, najwięcej było składających się z trójek, wspierali siebie wzajemnie i troszczyli się o własne interesy. Najliczniejszymi grupami były jednak energetyczne, mogły one w zależności od posiadanych umiejętności wpływać na pogodę, nawet powodować zmiany kontynentów. Wszystkie działania podporządkowali swojej kaście, to była dla nich prawdziwa rodzina, prawdopodobnie tej, z jakiej pochodzili nie znali lub o niej nie pamiętali. Wszystkich innych niezaliczanych do sprzymierzeńców zwalczali, jedynym wyjątkiem byli nabywcy ich usług lub towarów – zdawałem sobie sprawę jak mało jeszcze powiedziałem, tylko przerwał mi premier.

- Taki system zarządzania nie może funkcjonować, to jest nierealne, postępowanie w taki sposób tylko niszczy społeczeństwo.

- Nikt takimi drobiazgami się nie przejmował, nawet najgłupsze zarządzenia rządzących były stale przez środki masowego przekazu wychwalane. Zawsze szukali jakiegoś wroga i nim straszono wszystkich zaliczanych do społeczeństwa – znowu padło pytanie Premiera w czasie wypowiedzi i musiałem przerwać.

- Proszę o konkrety, o jakich przeciwnikach pan mówi kapralu, oni w tamtym czasie chyba nie mieli wrogów.

- Zawsze znajdzie się jakiś wróg, może to przeciwnik polityczny, konkurent przemysłowy, opozycjonista czy zwykły mieszkaniec niezadowolony ze sposobu sprawowania rządów. Najczęstszym i dyżurnym wrogiem były zwierzęta, wtedy z takim przeciwnikiem po zaangażowaniu wielkich sił, rozprawiano się błyskawicznie. Teraz możemy jedynie mówić o masowym wymieraniu gatunków, taka eksterminacja określonych ras następowała cyklicznie, co dwadzieścia pięć milionów lat. Jedynie na poparcie swoich słów mogę zaproponować porównanie żyjących współcześnie zwierząt do bardzo podobnych im, które w wątpliwych hipotetycznych kataklizmach wymarły, choć wcześniej występowały na dużych obszarach i na masową skalę. Gdyby biblioteka Aleksandryjska nie została przed wiekami spalona, dziś wystarczyłoby sięgnąć do archiwalnych rękopisów i wszystko zostałoby wyjaśnione oraz udokumentowane.

Podszedłem do turystycznego aluminiowego stolika, była to jedyna rzecz wniesiona niedawno na statek. Zobaczyłem na blacie sporych rozmiarów wydruk z komputera, wziąłem go w ręce, zacząłem przeglądać i mówiłem dalej.

- Ludzkość od tysięcy lat starała się z wielkim zapałem zniszczyć wszystkie dokumenty opisujące okres panowania Istot na ziemi. Dziś dysponujemy zaledwie maleńkim strzępem tamtej wiedzy i nawet to nam bardzo przeszkadza, zamykamy się na wszelkie wykopaliska, odkrycia i ocalałe fragmenty dokumentów. Poprosiłem moje koleżanki z drużyny, o wyszukanie zachowanych śladów Istot. Teraz przeczytam zaledwie kila z tysięcy zachowanych przykładów.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania