Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 89

Miejsce przy stoliku restauracyjnym zająłem po zachodniej stronie mola w taki sposób, który umożliwiał mi widok na Międzyzdroje, a w dalszej perspektywie na Świnoujście. Jednocześnie miałem możliwość patrzenia na przypływające i odpływające statki wycieczkowe. Zanim wypiłem zamówione piwo, kilka jednostek wypuściło i przyjęło sporą liczbę turystów z portu molo Wisełka.

Tato w stroju plażowym odnalazł mnie w restauracji i prawie siłą zaciągnął na plażę. Zanim tam dotarłem, zakupiłem po drodze spodenki kąpielowe w jednym z licznych punktów sprzedaży umieszczonego w ciągu komunikacyjnym mola. Zaraz na miejscu w przymierzalni przebrałem się, a w torbę reklamową zapakowałem swoje ubranie. Kiedy wyszedłem na sklep, tak jak się spodziewałem od razu zrobiłem na obecnych spore wrażenie. Może nie ja, tylko moje ciało, całe pokryte bliznami, które zawdzięczałem gościnie u Istot. Jedynie moja twarz, szyja i dłonie były wolne od ran, ponieważ taki mieli w tamtych czasach kaprys.

Słońce nie ubłagalnie zbliżało się ku zachodowi, powoli plaża pustoszała z kąpiących i opalających. Ich miejsce na piasku zajmowali nowi wczasowicze, którzy przyszli zobaczyć zachód słońca. Natomiast my korzystając ze zmniejszonej liczby chętnych na przewóz do Wisełki, pojechaliśmy do hotelu „Mewa”. W recepcji otrzymaliśmy klucze do zarezerwowanego apartamentu. Wszyscy byliśmy bardzo głodni, woda i powietrze nadmorskie skutecznie wzmocniło apetyt. Wyjątkowo nikt nie ociągał się z pójściem na kolację, lecz już na dole nie obyło się jednak bez problemów z wyborem restauracji. Moloch posiadał pięć sal jadalnych serwujących odmienne specjały. Oczywiście jak było do przewidzenia, każdy chciał iść gdzie indziej. Najlepszym kompromisem dla nas okazał się powrót do apartamentu i zamówienie jedzenia. Wybrane potrawy dostarczono zgodnie z żądaniem, lecz straciliśmy możliwość oglądania w czasie posiłku występów artystycznych, które rozsławiły ten hotel.

Podczas trwania kolacji, przy stole moje rodzeństwo z rodzicami prowadziło jak każdego dnia żywiołową rozmowę. Tematy były dla nich wyjątkowo ważne, lecz dla mnie stały się mało istotne. Powoli zaczynałem zdawać sobie sprawę jak bardzo oddaliłem się od najbliższych, ich problemy nie były już moimi. Koniecznie chciałem zmienić własny kiepski nastrój, więc wybrałem się sam na dyskotekę.

Salę dyskotekową od reszty obiektu oddzielały dwie pary szklanych drzwi doskonale wyciszających. Dopiero po przejściu ostatnich, nagle było słychać głośną muzykę i z zewsząd docierały krzyki bawiących się osób. Nastrój taneczny wzmacniały błyskające dookoła światła i refleksy świetlne. Parkiet w zdecydowanej większości zapełniała bawiąca się młodzież, osób po trzydziestce było stosunkowo nie wiele. Natomiast zauważyłem kilku mężczyzn w średnim wieku, którzy starali się nawiązać znajomość z młodymi dziewczynami. Udawało się to tylko tym wyglądającym na zamożnych, lub facetom chcących uchodzić za nadzianych.

Najmodniejsze tegoroczne utwory rozbrzmiewały i w ich rytm wszyscy skakali. Jednak ja poczułem się wewnętrznie rozdarty, ponieważ żyłem nimi już, jako szesnastolatek i teraz całkiem inaczej je odbieram. Słuchając muzyki czułem się jak człowiek, który po latach słyszy utwory swojej młodości. Wisielczy nastrój jeszcze bardziej mi się pogłębił, chciałem poszukać w tym szumie ustronnego miejsca i wszystko sobie na spokojnie przemyśleć. Zająłem skrajne miejsce przy barze, z dala od tańczących i poprosiłem o kieliszek czerwonego wytrawnego wina. Moje zamówienie widocznie było bardzo nie typowe w tym miejscu, ponieważ musiałem je powtórzyć. Rozmyślania nad własnym losem przerwała mi mocno umalowana panienka, pytając.

- Kotku może zabawimy się?

Kij ma zawsze dwa końce, więc odpowiedziałem jej wskazując palcem na kieliszek wina.

- To jest wszystko, na co mnie stać.

Tak jak się spodziewałem, oczekiwała innej odpowiedzi i tak szybko znikła w tłumie, jakby wyparowała. Natomiast ja dalej zastanawiałem się, kim jestem, czym się stałem i jaka jest moja przyszłość. Nie mogłem oczekiwać zrozumienia moich rozterek u innych osób, ponieważ nikt nigdy nie przeżył tego, co było moim udziałem.

- Problemy w domu z żoną i dziećmi i – powiedziała do mnie szatynka, około trzydziestoletnia, która siedziała na krzesełku obok mnie, nawet nie wiem ile czasu.

- Dałbym wiele żeby tak było – odpowiedziałem.

- Potrafię słuchać – patrząc prosto w moje oczy, powiedziała.

- Gdybym mógł mówić na pewne tematy i ktoś by to zrozumiał z pewnością lepiej mi by było. Niestety wiele nieomówionych spraw jestem zmuszony pozostawić dla siebie.

- Chętnie podzielę się z panem moją historią, ja nie mam problemu z opowiedzeniem jej o ile zechce pan wysłuchać.

Zaczęła mówić o swoim życiu, rozpoczynając od wczesnego dzieciństwa. Mogłem jej pozazdrościć, co, jak co potrafiła pięknie opowiadać. Dość szybko doszedłem do wniosku, że dziewczynka z bogatą osobowością i do tego utalentowana, bardzo szybko spotka się z niezrozumieniem rodziców i środowiska. Tylko nie byłem w stanie stwierdzić ile tych przykrości, i to, co ją spotkało zawdzięcza sobie. Właśnie mówiła o swoim byłym małżeństwie o zdradach męża, ciągłych awanturach, przemocy domowej, kiedy za naszymi plecami odezwał się męski głos.

- Przyjechałaś tutaj kurwić się?

Odwróciłem głowę i zobaczyłem podchmielonego i agresywnego mężczyznę. Najszybciej i prawdopodobnie najtrafniej określiłbym go, jako damskiego boksera. Takich typów jest pełno na świecie, zawsze mili dopóki nie wrócą z pracy do domu, lub nie wypiją czegoś na odwagę. Wtedy ich hamulce i zdrowy rozsadek zostają wyłączone i przeistaczają się w ludzkie monstra.

- To jest mój były mąż – kobieta mówiła to zbyt pospiesznie, jakby się go obawiała.

Popatrzyłem na nią i dostrzegłem w jej oczach paniczny strach, więc powiedziałem, jednocześnie podniesioną ręką wzywając ochronę.

- Słyszał pan słowo „były”?

Doskoczył z podniesioną ręką do dawnej żony i chciał ją jak kiedyś uderzyć. Wystarczył, wyglądający na zwykły ruch, gest mojej dłoni, a on momentalnie stanął sparaliżowany. Jeszcze nie zdawał sobie sprawy z ciosu, jaki otrzymał.

- Jak pan to zrobił?!

- Nie jak tylko, co – powiedziałem.

Nic nie mówiąc, spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.

- Za trzy dni pani były mąż umrze i nikt nie będzie wiedział, jaka jest przyczyna zgonu. Nie czekałem na jej komentarz do moich słów. Tylko wstałem z krzesełka barowego, zapłaciłem za dwie lampki wina i skierowałem się do wyjścia.

Zaraz za drzwiami dyskotekowymi jak tylko hałas zanikł, usłyszałem.

- Proszę zaczekać i ze mną porozmawiać.

Odwróciłem się twarzą do niej.

- Kim pan jest!?

Mogłem się wytłumaczyć z wypowiedzianych nieopatrznie słów, lub opowiedzieć coś nieistotnego i niemożliwego do zweryfikowania. Jednak pod wpływem wściekłości na swój czyn, postanowiłem powiedzieć coś niewiarygodnego.

- Jestem śmierć, przyszedłem dzisiaj do baru po pani byłego męża. W końcu wysłuchałem pani prośby zgodnie z przysłowiem „śmierć nieruchliwa, lecz sprawiedliwa”.

Kiedy to mówiłem, to do drzwi dyskoteki z noszami prawie biegła obsada karetki pogotowia. Kobieta tylko kręciła, ciągle głową, spoglądając na mnie i sanitariusza z lekarzem. Jeszcze do niej nie dotarły moje słowa. Dziś myśli, że to kpina, a za trzy dni przekona się o prawdziwości moich słów. Jednak po latach będzie opowiadała jak to na dyskotece hotelowej w Wisełce spotkała śmierć. Korzystając z jej oszołomienia odszedłem w kierunku zachodnim do podziemnego miasta, gdzie jest moje miejsce. Rano przed śniadaniem przedzwonię do rodziców i usprawiedliwię się z nieobecności na resztę niedzieli.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • NataliaO 26.10.2016
    Jestem śmierć, przyszedłem dzisiaj do baru po pani byłego męża. W końcu wysłuchałem pani prośby zgodnie z przysłowiem „śmierć nie ruchliwa, lecz sprawiedliwa”. - Co tu dużo mówić ; 5:))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania