Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 68

Pojazd transportowy w środku wyraźnie zwolnił, teraz to była prędkość piechura, więc mogłem patrzeć i podziwiać ustawione po obu stronach sprzęty. Bardzo chciałem poznać przeznaczenie maszyn, lecz nie mogłem zadać nawet jednego pytania. Musiałem być cierpliwy, słuchać wszystkiego, co przy mnie mówiono i mieć nadzieję na usłyszenie czegoś dla mnie ważnego.

- Na co patrzysz? – zapytała panienka.

Przed kilkunastoma minutami dowiedziałem się, że ma na imię Gula, jednak nie mogłem do niej się zwrócić imieniem, dlatego powiedziałem.

- Panienko, nie mówiłem tego pani, przez kilka lat byłem górnikiem w kosmosie, zanim poprzedni pan mnie nie odwołał z tej pracy. Wiem ile trudu i wysiłku kosztowało wydrążenie tak wielkiej góry. Transport urobku musiał być też bardzo trudny, natomiast budowa rusztowań stanowiła spore wyzwanie dla obsługi technicznej – grzecznie z szacunkiem odpowiedziałem.

- Nie wiem jak to robisz, zawsze mnie tymi swoim odpowiedziami rozśmieszysz, tę górę nie wydrążono, tylko zwyczajnie zbudowano – powiedziała to z uśmiechem.

- Nie to niemożliwe góry się nie da zbudować, można ją najwyżej usypać, przecież jest to góra, sam widziałem. Panienka ze mnie sobie żartuje – odpowiedziałem i ukłoniłem się na sposób muszkietera.

Panowie Inti, IIIapa, Huaca widząc mój ukłon rozbawili się, prostym sposobem wprowadziłem ich w dobry nastrój. Nawet pogratulowali panience doskonałego wyboru zabawki, a ojciec pochwalił ją za moją kuchnię i łakocie.

Wtedy zdałem sobie sprawę, że ojciec panienki tylko raz zniżył się do poziomu i porozmawiał ze mną. Więcej do mnie się nie odezwie i jego współpracownicy również, to ja mam zgadywać ich zachcianki i potrzeby. Postępowanie takie dla mnie było niemożliwe do zaakceptowania, jednak w tej sytuacji, w jakiej byłem nic na to nie mogłem poradzić. Panienka w dowód uznania za pogratulowanie jej mojego wyboru, zaczęła wyjaśniać.

- Górę tą zbudowano z wielkich bloków kamiennych, w swoim kształcie są do siebie idealnie dopasowane. Na miejscu budowy tylko je poskładano w takiej kolejności, jak zaprojektowano i teraz widzisz efekt pracy konstruktorów – powiedziała panienka.

- To i tak jest gigantyczna praca, w kamieniołomach musieli wyciąć odpowiednie bloki w skale z wielka dokładnością – odpowiedziałem z ukłonem.

- Tak robiono kiedyś, obecny rozwój techniki pozwala zagospodarować wcześniejsze wyrobiska i z nich tworzy się odpowiednie bryły. W ten sposób likwidujemy niechciane wyrobiska i zapewniamy pełniejszą ochronę ekologiczną planety. Jedynie bloki te różnią się od kamienia naturalnego tym, że magazynują znacznie większe ilości wody. Jeżeli buduje się piramidy to ta technika nie przeszkadza tylko pomaga, inaczej jest tutaj, potrzebujemy w tym miejscu pomieszczenie suche i przewiewne. W tym celu zastosowano hydroizolacje i wentylacje, jak na chwile się skupisz to poczujesz różnice – uświadomiła mnie panienka.

Faktycznie byłem taki zafascynowany i spięty, że nie poczułem wcześniej różnicy. Wewnątrz sztucznej góry było chłodno, przyjemnie i dość sucho. Szkoda zawiłego wprowadzania mnie w aspekty techniczne, wystarczyło powiedzieć, że pomieszczenie jest klimatyzowane. Natomiast górę wyprodukowano w technice dla nas znanej pod nazwą odlew betonu. Widocznie każda cywilizacja rozwiązuje problemy techniczne spotykane na swojej drodze postępu technicznego w najbardziej znany im sposób.

Moje rozważania i dociekania nad przeznaczeniem urządzeń, przerwało dotarcie do celu podróży. Platforma transportowa zatrzymała się przed stanowiskiem dyspozytorskim. Mogłem to śmiało stwierdzić, ponieważ wcześniej widziałem stanowiska kontroli lotów i dyspozytornie w podziemnym mieście. Nawet moje centrum kontroli, dronów było podobne do tego, co tutaj zobaczyłem, jednak nie dałem po sobie znaku, że rozpoznałem w tym momencie coś mi znanego. Gdybym tak postąpił w najlepszym wypadku wylądowałbym w klatce.

Ojciec panience powiedział, co mi wolno i gdzie jest toaleta, moje miejsce do spania, to właśnie od niej dowiedziałem się o automacie żywnościowym podającym gotowe produkty i wykorzystującym do produkcji materię jądrową, czyli sama chemia. Oczywiście tego mi już nie powiedziała, prawdopodobnie nawet sama o tym nie wiedziała.

Krótki instruktaż i zostałem sam, po ich wyjeździe z hangaru, teraz tak nazywałem wnętrze góry. Światło ogólne zgasło, paliło się tylko stanowiskowe, a w około panowały ciemności. Ostrożnie z zachowaniem największej uwagi przystąpiłem do szukania latarki, byłem przekonany o jej istnieniu, ponieważ ktoś, kto może być nawet w sytuacjach awaryjnych pozbawiony oświetlenia przyszykowuje się na taką ewentualność. Z największą starannością rozpocząłem poszukiwania i jak już znalazłem latarkę to nie mogłem wyjść z podziwu, że jest tak odmienna od wynalezionej przez ludzi. Była to na pierwszy rzut oka bryła kryształu górskiego i po potarciu jednej strony zaczynała świecić. Samoczynnie ustawiała się w powietrzu z lewej strony powyżej ramienia i świeciła zawsze z tej strony, ponieważ Istoty były lewo ręczne. Widocznie taki sposób oświetlenia był dla nich najbardziej odpowiedni. Mając zapewnioną widoczność mogłem rozpocząć rekonesans, jednak w pierwszej kolejności ściągnąłem mój strój muszkietera i założyłem zwykłą tunikę, w jaką ubiera się zwierzęta. Stopy zabezpieczyłem sandałami, bałem się na coś ostrego stanąć. Skaleczenie mogło zdradzić moje oddalenie od miejsca, w którym miałem przebywać. Starałem się poruszać po okręgu, zawsze zachowując najwyższą uwagę. Zanim zrobiłem kolejny krok, dokładnie sprawdzałem przestrzeń przed sobą. Małymi kroczkami powoli przemieszczałem się do przodu. Szczególnie zwracałem uwagę na fotokomórki gęsto rozstawione w okolicy centrum. Przez jeden dzień zrobiłem pełen okrąg w koło centrum, nie dałem się zaskoczyć jak przybyli naukowcy, chwile ich poobserwowałem i poszedłem spać, taki byłem zmęczony ciągłym napięciem. W momencie ich przybycia system bezpieczeństwa był wyłączony ze względów praktycznych. Przez pierwszy dzień sprawdzałem, czy zainteresują się mną i jak było do przewidzenia najważniejsza dla nich była praca. Nawet nie zaszczycili mnie jednym spojrzeniem, panienka też mnie nie odwiedziła. Podobnie w takiej atmosferze mijały kolejne dni, musiałem się śpieszyć żeby zdążyć przed przybyciem mojej ochrony. Siódmej nocy dotarłem do pierwszego statku kosmicznego tego byłem pewny. Kolejne dwa dni zajęło mi wejście do jego wnętrza, miałem fart, był to Mantu. Powoli przystąpiłem do rozpracowania zainstalowanego komputera. Zaskoczyła mnie odmienność jego funkcjonowania. Teraz miałem do czynienia z komputerem biologicznym, żadnych układów scalonych, mikroprocesorów, tylko coś przypominającego budową mózg. Podczas przebywania w świecie istot, wiedziałem, że jest to Istota albo człowiek. Mózg Istoty musiałem wykluczyć, ponieważ prawo tego zabraniało, jednak wykorzystanie zwierzęcia do zbudowania komputera biologicznego było jak najbardziej wskazane. Powoli zachowując największą ostrożność usunąłem blokadę pozbawiająca wolną wolę tak ważną w wydawaniu komend. Komputer biologiczny odzyskał wolność, jakiej nie miał podczas swojego życia w ciele człowieka. Podobnie postąpiłem z bliźniaczą jednostką stojącą nieopodal, jednak tamten mózg uległ zbyt dogłębnego wypaczeniu. Strasznie pragnął krwawego odwetu na Istotach, za to, co jemu zrobili. Dopiero jak przyrzekłem, że tego samego pragnę i do tego dążę, moje zapewnienie uspokoiło jego aktywność. Naprawdę mało brakowało, a uparciuch zniszczyłby cały mój plan, jednak się opłacało, teraz zyskałem chwilowego sojusznika.

Pełen skupienia obserwowałem z ukrycia poczynania wybitnych naukowców Istot, ponieważ przebrali się w hermetyczne kombinezony z butlami tlenu na plecach. Bardzo skrupulatnie sprawdzili szczelność połączenia hełmów. Dopiero po uzyskaniu pewności pełnej szczelności, wyszli z centrum, a ja w bezpiecznym oddaleniu skrycie przemieszczałem się za nimi. Gęsiego kierowali się do wzniesionej wewnątrz wolnostojącej przezroczystej budowli, gdy otworzyli drzwi i wesz lido środka. Zaledwie po chwili poczułem zapach zgniłych jaj, czyli tamto pomieszczenie jest wypełnione siarkowodorem i to w dużym stężeniu. Byłem w stanie go wyczuć, czyli stężenie, jakie do mnie dotarło było maksymalnie do 0, 2mg/m3, zanim bliżej podszedłem pod szklany domek odczekałem dobrych kilka minut, obawiałem się stężenia powyżej 6mg/m3.

Bardzo wolniutko wykorzystując za osłonę stojące sprzęty dotarłem w pobliże, zaglądając do środka zauważyłem, nad czym pracują. Na środku laboratorium, w śluzie podzielonej na cztery, stał na około półtorametrowych ośmiu nogach przypominający pająka stworek. Mózg miał umieszczony dokładnie w centrum korpusu, natomiast, gdy unosił się na czterech nogach do postawy stojącej, pozostałe nogi rozprostowały palce i powstawały w prosty sposób chwytne pięciopalczaste dłonie. Z korpusu wysuwała się głowa trochę przypominającą żółwią, tył przekształcał się w zadek. Kolejno z czterech stron świata pojawiały się i zanikały głowy, tylko nieznacznie różniły się od siebie. Następowała jednocześnie zmiana składników chemicznych służących do oddychania, był to nasz tlen z azotem, po nim był siarkowodór, następnie dwutlenek węgla i cyjanowodór.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania