Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 39

Ostatnie słowa zaintrygowały mnie najbardziej i miałem zapytać o szczegóły. Tylko wtargniecie do sali mamy, przerwało naszą rozmowę. Wyglądała jak lwica, chciała rozszarpać wszystkich tych, co skrzywdzili jej dziecko.

Siergiej doskonale wyczuł emocje, choć jej nie znał, błyskawicznie się pożegnał. Wyszedł z sali, a ja wysilając się na spokój powiedziałem.

- Mamo uspokój się, jestem cały i zdrowy, nic mi się złego nie stało. Możesz sama sprawdzić, jak mi nie wierzysz.

Popatrzyła na wszystko krytycznym wzrokiem i po sprawdzeniu ręką temperatury mojego czoła, uspokoiła się. Wtedy do sali wszedł tato i moje rodzeństwo. Kornelia zaraz za drzwiami głośno mówiła.

- Przylecieliśmy wojskowym śmigłowcem z prawdziwymi żołnierzami. Naprawdę uwierz mi, wcale nie kłamię. Spytaj się mamy i taty, nawet tego wrednego Ścibora.

Tego należało się spodziewać. Młodsze rodzeństwo jak mnie nie ma, rozpoczęło walkę o pierwszeństwo. Nikt na świecie nie jest w stanie zapamiętać i zapanować nad utarczkami słownym Korneli i Ścibora. Uratowało mnie, a właściwie nasz wszystkich wejście rodziców taty. Dziadkowie mający wieloletnie doświadczenie w wychowaniu własnej trójki dzieci. Wspomożeni przez mądrość wiekową przerwali tą rywalizację rodzeństwa. Babcia zabrała Kornelię do całodobowego sklepu dla pań, mieszczącego się przy centralnym dworcu Państwowej Komunikacji Autobusowej i jednocześnie przy dworcu Polskich Kolei Państwowych Łódź Fabryczna przy ulicy Moniuszki. Jest to niedaleko od szpitala, lecz pojadą tam taksówką. Dziadek zaprosił Ścibora go do restauracji „Magnolia” przy ulicy Armii Czerwonej 4. Specjalizują się tam w kuchni węgierskiej, głodomór jedzący ostre potrawy będzie miał tam pole do popisu. Lokal też jest niedaleko szpitala i skorzystają również z taksówki.

Miałem szczęście i chwile oddechu od nadopiekuńczości mamy. Zjawił się dowódca dla innych stary podporucznik. Mama natychmiast zaatakowała go, że zawiódł jej zaufanie i zabiera natychmiast syna do domu. Spokojnie wysłuchał rozhisteryzowanej kobiety i powiedział do moich rodziców.

- Państwa syn w wojsku się realizuje, zdobywa perspektywiczny zawód. Dzisiejszy incydent powstał w wyniku przestępczych porachunków. Waw i jego nauczyciel byli tylko przypadkowymi świadkami strzelaniny. Opiekun chroniąc waszego syna sam zginął, tylko szokiem można wytłumaczyć późniejsze zachowanie Wawa. Dokładamy zawsze wszelkich starań by nasi uczniowie czuli się bezpiecznie. Możecie spytać syna.

Potwierdziłem słowa dowódcy i opowiedziałem jak wracaliśmy z Częstochowy po locie w kosmos TU-404. Poprosiłem opiekującego się mną nauczyciela o odwiedzenie babci i dziadka. Chciałem im zrobić niespodziankę, dlatego wcześniej nie dzwoniłem. Zaraz po wyjściu z dworca rozpętała się strzelanina. Biały zasłonił mnie własnym ciałem i po tych słowach znowu się rozpłakałem. Mamie przykro się zrobiło, przypisała winę sobie za moją reakcję. Nawet nie podejrzewała, że ją i tatę okłamałem. Chroniłem ich i bałem się powiedzieć im prawdę.

Stary podporucznik tylko rozłożył ręce i z miną niewiniątka powiedział.

- Proszę dać synowi czas na odpoczynek, rozmawiałem właśnie ze szkolnym lekarzem, według niego szybko wszystko wróci do normalności. Waw i inni żołnierze wiedzą, jaką najwyższą cenę mogą zapłacić chroniąc innych. Przykro jest mówić o tym w takim miejscu i takiej chwili, lecz taka jest prawda.

- Teraz proszę pozwolić specjalistom zając się waszym synem. Gwarantuję, jak jutro przyjdziecie z wizytą, to Waw będzie w znacznie lepszej kondycji psychicznej – dodał.

Rodzice po tych słowach pożegnali się i wyszli. Obiecali zjawić się w szpitalu klinicznym jutro zaraz po śniadaniu. Dowódca pozostał, rozmawialiśmy jak przyjaciele o tym, co zaszło. Nasza rozmowa została przerwana, przyszedł pułkownik Orłow. Opowiadał o pierwszych ustaleniach śledztwa w sprawie strzelaniny. Informacje wstępne były bardzo niepokojące, za zamachem stała ta sama organizacja, z jaką Rajmund miał już do czynienia. Najpóźniej w poniedziałek wieczorem ma być gotowy w tej sprawie raport. Wcześniej ma się obyć pogrzeb Białego, zgodnie z jego wolą zostanie pochowany w grobowcu rodzinnym na cmentarzy żydowskim przy ulicy Kaufmana.

Zaraz jak tylko wyszli zjawiła się cała drużyna z własnym prowiantem i śpiworami. Sprawnie rozłożyli biwak w sali, teraz tutaj zrobiło się naprawdę ciasno. Niestety nikt z przybyłych nie przejmował się warunkami lokalowymi, wszystkim podobało się bycie razem. Jedzenie podawaliśmy sobie na wzajem ten, co wyciągnął coś z plecaka, wołał. Chętni zgłaszali się głośno i przeważnie łapali później lecącą przesyłkę.

Brakowało nam Białego i musieliśmy poradzić sobie z jego stratą. Opowiadałem wszystkim jak się zachowywałem i jaki mam żal do siebie. Nikt mnie nie pocieszał, nie żałował i nie współczuł. Pewnych przeżyć nie można wymazać z pamięci i je zbagatelizować.

- Słuchajcie, dla czego Biały ma być pochowany na cmentarzu żydowskim. Przecież on był katolikiem – powiedziałem.

Iwa wszystko wiedziała i nam wyjaśniła.

- Jego żona była żydówką. Została pochowana razem z córeczką w rodzinnym grobowcu, po tym jak zginęły w wypadku.

- To nie był wypadek – powiedziała Nina.

Wszyscy zainteresowali się tymi słowami, nadstawili uszy i prosili o wyjaśnienie.

Dziewczyny uzupełniając się nawzajem, zaczęły mówić szczegółowy życiorys Białego. Rajmund był zawsze wyjątkowo inteligentny, już w dzieciństwie przejawiał zainteresowanie informatyką. Urodził się i wychował w Łodzi, jak tylko zaczął studiować na Politechnice łódzkiej przy ulicy Gdańskiej 155 i Żwirki 36. Wspólnie z kolegami założył w 1992 roku Fabrykę Komputerów „Ner”. Mimo młodego wieku potrafił przekonać do swojego pomysłu pracowników przemysłu bawełnianego. Zainwestowali oni w nowo powstający zakład, a jeszcze bardziej w grupę zapaleńców. Chcących stworzyć w Łodzi polski przemysł komputerowy. Jak widać na przestrzeni lat inwestycja nie tylko się zwróciła, lecz umożliwiła Polsce zajęcie czołowego miejsca w światowej elicie państw wysoko uprzemysłowionych.

Większość założycieli fabryki przyjęła propozycję pracy u konkurencji i wyjechali za granicę. Rajmund nie tylko pozostał, lecz powołał nowy zespół konstruktorski. Stworzony z najlepszych informatyków i elektroników, opuszczających mury wyższych uczelni krajowych. Zadowolił się stanowiskiem w firmie innowatora konstruktora i nie przyjął propozycji pracy za astronomiczne wynagrodzenie na obczyźnie. Konkurencja wynajęła zespół mający za zadanie wywrzeć na nim presję. Tak bardzo się starali i stale zwiększali nacisk na niego, że w konsekwencji doprowadzili do śmierci jego najbliższych. Rząd i wojsko chcąc zapewnić mu bezpieczeństwo umieścili go w podziemnym mieście. Był tam bezpieczny miał pełną swobodę pracy i komunikowania się ze swoim zakładowym zespołem. Wszystko w jego życiu się zmieniło jak myśmy tam się pojawili, potraktował nas jak młodsze rodzeństwo.

- Szkoda, że tam nie został, żyłby dzisiaj. Dlaczego on właściwie chciał jechać do Łodzi – powiedział Pionier.

- Chciał jechać na grób najbliższych, dziś mija rok od tej tragedii – dodała Nina.

Pytanie, kto krył się za tym atakiem, na razie pozostało bez odpowiedzi. Wspólnie postanowiliśmy przed snem, że winni śmierci zostaną ukarani.

Niedziela 17 maja 2015 jest wieczór jutro z rana mam być wypisany ze szpitala. Wcześnie rano drużyna pożegnała się i wyparowała. Zaraz po śniadaniu zjawili się rodzice, ciągnąc za sobą dzieciaki. Niedługo po nich weszli dziadkowie obładowani owocami i sokami. Tymi kupnymi i własnej roboty. Znalazł się nawet słoik kompotu czereśniowego z ubiegłego roku. Wredny Ścibór złapał go, jako pierwszy i uciekł z nim na koniec sali. Skręcało mnie ze złości, słysząc jak się obżera. Stale kręcił się tłum ludzi sprawdzających jak się czuję i czy czegoś mi nie potrzeba. Dopiero po południu zostałem sam. Rodzice musieli wracać do Nysy, rano obydwoje idą do pracy, a dzieciaki do szkoły. Jutro cała moja klasa z podstawówki będzie znała szczegóły mojego pobytu w szpitalu. Dobrze, że nie znają prawdy i związanych z nimi szczegółów. Rodzice odmówili wojsku zaproponowany powrót śmigłowcem. Wybrali pociąg, dziadkowie poszli ich odprowadzić.

Nareszcie mogłem przedzwonić do Ateniady, tak bardzo byłem ostatnio zajęty i zaniedbałem ją. Złapałem jak jechała autobusem na ostatnia próbę przed wieczornym występem. Dzisiaj mają zaproszenie do Prudnika do Domu Kultury, dają występ dla pracowników sławnego zakładu przemysłu bawełnianego „Frotex”. Najprawdopodobniej też będą pracownicy fabryki obuwia i przemysły drzewnego, jest przyjęte zapraszać przez organizatora pracowników z innych zakładów pracy.

Mogliśmy rozmawiać z przerwami do czasu rozpoczęcia próby, później ona i ja nie mięliśmy czasu na dalszą rozmowę. Dalej miałem wizyty, tylko personel szpitala na ich ilość kręcił nosem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania