Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 77

Błyskawicznie uzgodnili lokal, choć zdania były podzielone część chciała iść do restauracji w hotelu Piast przy ulicy Krzywoustego 14, niedaleko naszej szkoły. Jednak z pewnych względów, czyli zapewnienia i możliwości swobodnej rozmowy wybór padł na Motel przy ulicy Świerczewskiego 1a, do którego musieliśmy dojechać komunikacją miejską, choć to nie stanowiło żadnego problemu. Zanim wsiedliśmy do autobusu numer pięć przedzwoniłem do restauracji motelowej i zarezerwowałem osiemnaście miejsc, oprócz naszego wychowawcy przybyło dwoje nieplanowanych gości, dyrektor szkoły i pani zastępca.

Moje koleżanki i koledzy szkolni cieszyli się z ukończenia szkoły podstawowej, natomiast ja patrzyłem na życie już inaczej. Mogłem jedynie pozazdrościć im tak jasnych planów życiowych i pewności ich zrealizowania. Przypatrywałem się im i słuchając prowadzonych rozmów, zdałem sobie sprawę, jaki jestem stary. Jeszcze tak niedawno myślałem i zachowywałem się podobnie jak oni, teraz nas więcej dzieliło niż łączyło. Mentalnie było mi bliżej do naszych opiekunów i to właśnie z nimi wdałem się rozmowę. Nawet nie musiałem specjalnie się wysilać nie odpowiadając na pytania, które mogły naruszyć tajemnicę państwową, lecz na zdecydowaną większość ich odpowiadałem.

- Waw ile masz naprawdę lat? – spytał dyrektor.

- Dwadzieścia jeden od niedawna i mam taki wpis w książeczce wojskowej, musieli mi w tym celu zmienić datę urodzenia. Teraz zgodnie z dokumentami moja mama urodziła mnie, jako nastolatka, a ja obecnie wyglądam znacznie starzej niż ona – odpowiedziałem.

- Naprawdę jesteś pilotem i kosmonautą? – zaciekawił się wychowawca patrząc na mój mundur.

- Przeszedłem odpowiednie szkolenie, które było bardzo krótkie, lecz udowodniłem zwierzchnikom, że potrafię pilotować nawet miotłę, jeżeli ona lata. Jednak prawa jazdy nie mam, choć posiadam sportowy samochód, obecnie użytkowany przez moją rodzinę.

- Daleko leciałeś statkiem kosmicznym? – zapytała pani dyrektor.

- Najdalej do Jowisza, choć na nim nie lądowałem, lecz byłem na Marsie, Wenus i naszym Księżycu.

Podczas imprezy w Motelu moi koledzy i koleżanki zadawali pytania, najwięcej dotyczyło mojej choroby nabytej podczas lotu. Mogłem przy udzielaniu nieprawdziwych, lecz spójnych odpowiedzi, pogratulować naszemu kontrwywiadowi doskonałej pracy. Całą imprezę zasponsorowałem, choć inni dziwili się mojej hojności. Musiałem tak postąpić, ponieważ człowiek śmiertelnie chory nie robi oszczędności.

Zabawa trwała do wieczora, na dłużej nie pozwoliłem młodzieży niepełnoletniej, było już po dwudziestej, gdy pożegnałem ostatnich odchodzących do swoich domów. Na koniec uregulowałem rachunek i dopiero wtedy mogłem wrócić do dawno niewdzianej rodziny. Kierownik sali wezwał dla mnie taksówkę z pobliskiego postoju, wsiadłem do niej i kazałem się zawieźć na ulicę Zacisze 14. Będąc na miejscu zapłaciłem za kurs i wysiadłem z samochodu, taksówka odjechała, a ja w drzwiach wejściowych budynku spotkałem naszego sąsiada, pana Mariana, który pracuje na kolei, na nastawni dysponującej w Kamieńcu Ząbkowickim, jako dyżurny ruchu, wracającego właśnie z dniówki. Dostrzegł mnie pierwszy i ustąpił miejsca przy wejściu mówiąc.

- Pan pierwszy.

- Dzień dobry panie Marianie, a właściwie dobry wieczór – powiedziałem.

Kompletnie zaskoczyły go moje słowa, wyraz twarzy świadczył o tym dobitnie.

- Pan mnie zna? – zapytał zdziwiony.

- Oczywiście, jak wszyscy w naszym bloku i połowa Nysy. Jest pan pierwszym bohaterem, jakiego poznałem –odpowiedziałem.

- Pan sobie ze mnie żartuje panie majorze, patrząc na pańskie odznaczenia to pan jest bohaterem nie ja – dodał.

- Pozwolę sobie na opowiedzenie historii, jaką usłyszałem już pierwszego dnia po przeprowadzce do Nysy. Miał pan zmianę w nocy z 7 na 8 lipca 1997 roku na nastawni dysponującej w Kamieńcu Ząbkowickim, gdy maszynista pociągu pośpiesznego relacji Kraków Główny – Jelenia Góra na radiu zgłosił panu bardzo wysoki stan wody. Powódź powoli zalewała tory i groziła zerwaniem mostu kolejowego na Nysie Kłodzkiej przy wiosce Byczeń. Nakazał pan kontynuować dalszą jazdę pociągiem pośpiesznym do stacji Kamieniec Ząbkowicki, a w tym czasie zorganizował pan wszystkie lokomotywy i pracowników związanych z ruchem pociągów na stacji do formowania długiego składu towarowego. W międzyczasie sprawdził pan, czy łączność telefoniczna z miastem działa i jak okazało się, że przewody telefoniczne zostały zerwane, pozostałych pracowników stacji rozesłał pan w najniższe części miasta z informacją o zbliżającej się powodzi. Sformowany skład, składał się na przemian z wagonów z węglem i kamieniami z tym, że w środkowej części, która miała być na moście były same kamienie. Miało to zapobiec tarciu węgla o siebie i powstaniu samoistnego pożaru pod wpływem wibracji spowodowanej naporem wody na most. Jak tylko pociąg pospieszny wjechał bezpiecznie na stację, wysłał pan pierwszą lokomotywę luzem celem zabrania maszynistów z trzech lokomotyw ciągnących skład. Specjalny skład towarowy ruszył pchany jeszcze dwoma lokomotywami, za pociągiem pojechała lokomotywa luzem, która miała zabrać mechaników z końcowych lokomotyw. Pociąg towarowy został ustawiony w centralnej części na moście, a pozostałe wagony zabezpieczały oba brzegi. Wszystkich wagonów było sto dwadzieścia siedem, w większości małe wagony do przewozu tłucznia i jak zostały wraz z lokomotywami ustawione, zahamowane i zabezpieczone. Wtedy lokomotywy zostały wygaszone i mechanicy z czoła pociągu udali się do Nysy lokomotywą wysłaną przodem. Tam czekali na opadnięcie wody, a druga część z końca składu wróciła do Kamieńca Ząbkowickiego. Nikt oprócz pana nie spodziewał się tak wysokiej wody. W momencie przejścia fali powodziowej przez Nysę Kłodzką przepływ wynosił ok. 1300m³/s wody. Na Nysie Kłodzkiej przekroczenie stanów alarmowych wynosiło od 290 do 300cm.W Kamieńcu Ząbkowickim Nysa zalała znaczną jego część powodując wielkie straty materialne. Kamieniec zalany był także przez rzekę Budzówkę, która w pewnym punkcie Kamieńca łączy się z Nysą Kłodzką. Nadmiar wody z Nysy cofnął się i Budzówka wystąpiła z koryta, powodując ogromne szkody. Powodzią i podtopieniami objęte zostały miejscowości: Kamieniec Ząbkowicki, Pilce, Byczeń, Chałupki, Mrokocin, Pomianów Górny, Ożary, Starczów i Topola. W powodzi dzięki panu i wojska z pułku mechanizowanego z Kłodzka nie było ofiar w ludziach i ocalił pan most kolejowy.

- Myślałem już, że nikt tego nie pamięta – opowiedział zaskoczony.

- To jeszcze nie wszystko, w nagrodę za ocalenie mostu kolejowego, dostał pan do wyboru mieszkanie w tym bloku. Zaskoczył pan wszystkich wybierając mieszkanie na parterze od północy z oknami zasłoniętymi przez rosnące drzewa, a nie najładniejsze – dodałem.

- Pan mnie naprawdę zna, wielka szkoda, że ja pana nie znam – powiedział.

- Zna mnie pan doskonale jestem Wawrzyniec Anturawski – odpowiedziałem.

Mogłem spodziewać się tak gwałtownej reakcji u kogoś, kto już od początku potraktuje moje słowa poważnie. W odpowiedzi na moje słowa usłyszałem,

- Orzesz ty! - po chwili zapytał.

- Czy oprócz stopnia i medali, jest jeszcze coś za swoje zasługi dostałeś?.

- Jeszcze żołd, lecz nie robiłem tego dla siebie, tylko dla kraju i ludzi – zgodnie z moim wewnętrznym przekonaniem powiedziałem.

- Podobnie i ja postąpiłem, lecz teraz się cieszę, że znam prawdziwego bohatera. Nawet nie pytam, czego dokonałeś, twój wygląd, stopień, a zwłaszcza odznaczenia same mówią za ciebie – mówiąc to podszedł do mnie ze łzami w oczach i wyściskał jak najlepszego przyjaciela.

Przed wejściem do swojego mieszkania życzył mi wszystkiego, co najlepsze, a bogactwo użytych przy tym słów bardzo mnie miło zaskoczyło. Podczas jazdy windą na szóste piętro do naszego mieszkania, próbowałem sobie przypomnieć całe składane życzenie pana Mariana. Moje rozmyślania zostały przerwane po otwarciu drzwi windy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania