Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 41

- Waw mam problem, od kiedy stałeś się sławny w środowisku dopuszczonym do największych tajemnic w kraju. Stale jestem zasypywany propozycjami, odnośnie wykorzystania twoich umiejętności. Jestem przeciwny w obecnej chwili, na angażowanie ciebie. Staram się tłumaczyć wszystkim zainteresowanym, że ty masz dopiero piętnaście lat i jesteś niepełnoletni. Niestety nie interesuje ich twój wiek, tylko umiejętności i dodatkowe twoje te „coś”. W najbliższy piątek dwudziestego dziewiątego z naszego ośrodka w Elblągu ma odbyć się próbny lot statku kosmicznego. Największym problemem naszym jest, że w tym pojeździe zamontowano nowo powstały komputer kwantowy. Niestety w mojej ocenie nie jest on przetestowany do końca. Brak mu wielogodzinnej, a nawet kilkumiesięcznej pracy w warunkach kosmicznych. Wykonano wszystkie możliwe symulacje na ziemi i w ocenie ekspertów wojskowych i cywilnych jest on w pełni sprawny. Naukowcy z Wrocławia, których już poznałeś, nadzorujący projekt budowy komputera, nie zgadzają się na innego pilota oblatywacza oprócz ciebie. Tylko tobie powierzą swój największy skarb, owoc ich długoletniej pracy. Wywnioskowałem, że na ich stanowisko ma wpływ to, co zobaczyłeś we Wrocławiu w pawilonie A.

Popierają ich, z całym zaangażowaniem ci Lubinia pracujący w szybie „Bolesław”, których też poznałeś. Oni mają największy wkład w powstanie układu napędowego. Jestem ciekawy, co w tej sprawie od ciebie usłyszę i twoich rodziców – przerwał jak go znam swoją wstępną wypowiedź podporucznik.

Byłem zafascynowany możliwością samodzielnej podróży kosmicznej, o jakiej marzy w mojej ocenie każdy chłopak. Jednocześnie zdawałem sobie sprawę z odpowiedzialności, jaką ponoszę. Nigdy nie przechodziłem profesjonalnego szkolenia pilotów, cała moja wiedza to amatorszczyzna. Współczułem dowódcy presji, jaką wywierają na nim mózgowcy. Wiedziałem, że statek będzie sterowany i nadzorowany z ziemi. Z Wojskowego Katowickiego Centrum Kontroli Lotów mieszczącego się przy ulicy Armii Ludowej, niedaleko stacji kolejowej Katowice Murcki. Wcześniej na tym terenie była Cegielnia Murcki tylko jak powstał rezerwat przyrody „Chojniec”, została w szybkim czasie postawiona w stan likwidacji. Armia szukająca miejsca na wybudowanie centrum, właśnie tam znalazła jej zdaniem doskonałe tereny odosobnione. Miejsce ustronne, prawie niezamieszkałe, a jednocześnie doskonałe skomunikowane. Niedaleko jest linia kolejowa, a ulice prawie pozbawione ruchu samochodowego. Dobrze rozbudowane i wysoko uprzemysłowione Katowice, zapewniają stały napływ specjalistów wysoko wykwalifikowanych różnej specjalności.

Moje rozmyślania zakłócił dowódca, swoją kontynuacją obaw dotyczącą mojej skromnej osoby.

- Jestem zmuszony poprosić ich o wyrażenie opinii i zgody na twój lot. Obawiam się reakcji zwłaszcza twojej mamy, w przypadku wypadnięcia jednego włosa z twojej głowy. Jej reakcja po ostatnich wydarzeniach w Łodzi, dała mi sporo do myślenia. Więcej rodziców twoich nie okłamię, nie zamierzam naginać faktów i w ten sposób chronić tajemnice wojskową. Teraz ciebie poproszę o przemyślenie moich słów i o skontaktowanie się z rodzicami. Omówisz z nimi to, co ci powiedziałem, możecie domagać się wszelkich wyjaśnień od pułkownika Orłowa i ode mnie telefonicznie o ile to będzie konieczne. Dostępny jestem stale pod numerem telefonu dyżurnego, jaki poda ci komendant szkoły. Czekam na odpowiedź do wtorku wieczorem, przemyśl to pozbawiony emocji – pożegnał się ze mną i kontynuował dalszą rozmowę tylko z pułkownikiem Orłowem.

Regulaminowo się pożegnałem i jak tylko wyszedłem na korytarz, biegiem wystartowałem do swojej kwatery. Pomimo późnej pory nawiązałem połączenie z rodzicami, tato właśnie kładł się spać. Mama już spała, położyła się wcześniej. Jutro ma być o piątej rano na stacji w Nysie, przyjeżdża nowa grupa imigrantów zarobkowych. Trzeba zapewnić im zakwaterowanie, wyżywienie, pomoc medyczną o ile będzie potrzebna. W takie dni jak jutrzejszy wychodzi bardzo wcześnie, wraca zawsze bardzo późno, wykończona fizycznie i psychicznie.

Nie miałem jak to nastolatek żadnych skrupułów jak ją obudziłem, przecież mogłem poczekać dwa dni. Tyle dostałem czasu do namysłu i na przekazanie odpowiedzi. Teraz dla mnie liczyła się tylko możliwość samodzielnego lotu kosmicznego. Zostanę kosmonautą pierwszym w rodzinie, był to w tej chwili priorytet. Tato zrozumiał to błyskawicznie i prawie siłą wyciągnął mamę z łóżka. Stanęła przed kamerą komputera zaspana, wyrwana z głębokiego snu. Moje słowa o podróży kosmicznej podziałały na nią jak kubeł zimnej wody. Niczego innego nie spodziewałem się od niej jak tych słów.

- Waw syneczku to takie niebezpieczne, jesteś jeszcze taki młody, całe życie przed tobą, jak coś ci się stanie to ja chyba umrę. Wróć do domu, skończysz szkołę i wtedy, jako dorosły polecisz w kosmos.

Mam szczęście, że tato poparł moje pragnienie i to on zaczął przekonywać mamę, jakie to dla mnie jest wielkie wyróżnienie.

- Kochanie nasz syn będzie pierwszym na świecie kosmonautą w wieku piętnastu lat. Teraz przy tej technice jest to naprawdę bezpieczne.

W podobnym tonie rozmowa moja i taty z mamą trwała do jedenastej. Musiała być bardzo głośna, lub tematy były bardzo ciekawe. Do rozmowy przyłączyła się rozbudzona Kornelia i wybudzony Ścibor. Wszyscy wzięli moja stronę i po drugiej mama poddała się argumentom, lub ich ilościom.

Chciałem wykrzyczeć całemu światu lecę w kosmos, ograniczyłem się z tą wiedzą do drużyny „ASEKUROCAL”. Pierwszego obudziłem Muchę, o dziwo nawet się nie złościł. Wysłuchał wiadomość mocno zaspany, lecz budził Kresowiaka już całkiem rozbudzony. Zanim pierwsze moje emocje opadły, cała drużyna stała wkoło mnie. Dziewczyny były w piżamie, nieuczesane i bez makijażu i o „dziwo” im to nie przeszkadzało? Płeć męska podobnie się prezentowała, czyli istne dno randkowe.

Zasypywany byłem pytaniami, odpowiedziałem tylko, co wiedziałem. Było tego naprawdę niewiele w piątek dwudziestego dziewiątego w naszym ośrodku w Elblągu ma odbyć się próbny lot statku kosmicznego.

- O rany tam pracuje mój tato – powiedziała Nina.

Momentalnie została zasypana pytaniami, typu gdzie, jak, co. Nikt normalny nie potrafi na nie odpowiedzieć. Okazało się, że ona jednak stając w przykrótkiej koszuli nocnej, nie zważając na wędrujący wzrok płci męskiej w okolice krocza. Stanęła na wysokości zadania.

- Ośrodek badawczy został wybudowany trzynaście lat temu na południu Elbląga. Powstał zaraz za autostradą nad jeziorem Drużno.

Jej wypowiedź przerwał Pionier, znający widać topografie miasta i chcący popatrzeć na ciekawy widok, jaki prezentowała sobą Nina.

- Z tego, co pamiętam na południu miasta jest stacja kolejowa, dalej ulica lotnicza, później aeroklub elbląski i autostrada. Dalej tylko pola do samego jeziora. Moja mama ma kuzyna w Elblągu i jak byłem mały byliśmy na pogrzebie jego ojca, chowali go na cmentarzu koło pomnika armii czerwonej.

- Głąbie jeden słuchaj uważnie, co mówię – powiedziała Nina i wykonała taki gest rękoma, że koszulka się podniosła i odsłoniła jej „klejnot”.

Faceci są jednak wredni i wykorzystali sytuacje, na przemian zadawali z premedytacją prowokujące pytania. Nina odpowiadała nie panując nad sobą i coraz bardziej gestykulując. Podglądacze bawili się doskonale, zachwyceni byli widokiem, jaki obserwowali. Dopiero Iwa popsuła im całą zabawę słowami.

- Nina jesteś ubrana w koszulkę nocną i mnie masz majtek, oni podglądają ciebie.

- Świnie jedne – odpowiedziała Nina, owijając się w pasie leżącym ręcznikiem. Tylko na jej twarzy jak to mówiła nie zauważyłem złości. Prędzej powiedziałbym, że zagościł w jej oczach figlarny ognik.

Rozmowa zmieniła ton na bardziej rzeczowy i trwała do wczesnych godzin rannych. Niespełna godzinę przed pobudką roześlijmy się do swoich kwater.

Poniedziałek 25 maj 2015 podoficer dyżurny nie musiał dzisiaj ogłaszać pobudki. Wszyscy już staliśmy przed kwaterą pułkownika Orłowa, czekaliśmy tylko na niego żeby wyszedł z kwatery. Jak mówią, kto szuka ten znajdzie i my trzymając bagaże w rękach? Doczekaliśmy się pułkownika Orłowa, jak wychodził ze swojej kwatery na poranną zaprawę.

- Panie pułkowniku jesteśmy gotowi na wyjazd do Elbląga – powiedziałem, stając regulaminowo na baczność.

Ten złapał się teatralnie rękami za twarz i powiedział.

- Boże, za jakie grzechy muszę tak cierpieć, jeszcze śniadania nie zjadłem.

Moim zdaniem takie słowa w ustach komunisty zakrywały na kpinę, z naszego zachowania.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania