Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 96

Mówiąc to byłem wściekły na siebie, że w jakiejś, wcale nie małej części, przyczyniłem się do tego, co stało się z Ziemią. Jednak z drugiej strony nigdy nie powstałaby cywilizacja człowieka i on sam nie miałby możliwości dokonania tylu naukowych odkryć, oraz doznań miłosnych. Mogliśmy, jako gatunek rozumny opanować w sposób cywilizowany kosmos, a skupiliśmy się na zagarnianiu do siebie jak najwięcej. Tylko, dlaczego postąpiliśmy tak okrutnie z miejscem naszego zamieszkania? Mieliśmy do życia wszystko, co niezbędne, lecz stale było nam za mało i ten wieczny doskwierający niedosyt. Cokolwiek dostał człowiek, stale był niezadowolony i chciał jeszcze więcej. Poza zyskiem nic dla niego się nie liczyło i te niesamowite dążenie do władzy, choćby przeogromnie tragicznym kosztem.

Przebywając teraz na bezludnej i bezkresnej, byłej indiańskiej ziemi, którą zagarnęli dla siebie biali, czułem się jakbym przebywał na wielkim śmietnisku, pomimo upływu wielu lat, od kiedy nie ma na niej człowieka. Przez to największym problemem było przy przemieszczanie, a zwłaszcza znalezienie odpowiedniego i bezpiecznego miejsca do posadzenia Mantu. Najmniejszy podmuch wzbijał w powietrze opakowania foliowe i jakieś stare syntetyczne fragmenty ubrań.

- Słuchajcie dziewczyny, czy jest, choć minimalna szansa na naprawę zniszczonej Ziemi. Teraz na niej brakuje dosłownie wszystkiego. Jakieś zielska rosną zamiast polnych kwiatów, nie ma owoców, brakuje śpiewu ptaków, szumu lasu, a zapachy to istna kloaka – powiedziałem do Ena i Mia.

One nie tylko, że nie wyśmiały mojego pomysłu, jeszcze go podchwyciły i zaczęły chaotycznie sporządzać listę wszystkiego niezbędnego do reaktywacji ekosystemu. Potrzebowaliśmy roślin, owadów do zapylania, zwierząt i ptaków do spożywania i późniejszego rozsiewania nasion. Jeszcze to wszystko trzeba było umieścić w odpowiedniej strefie klimatycznej i wysokości nad poziomem morza. Poczynając od życia wokół biegunów, następnie tundra, lasy strefy borealnej, lasy liściaste, rozległe tereny trawiaste, pustynie, lasy równikowe.

Najgorszy zawsze jest początek i w naszym przypadku jest identycznie. Naszym zdaniem, najlepszymi specjalistami rozpoczęcia odnowy byliby biolog i zoolog, lecz niestety nikogo takiego nie ma. Osobiście nie poznałem ludzi o takiej specjalizacji zawodowej i nawet ryzykując podróż powrotną nie miałbym możliwości konsultacji bez zwracania na siebie nadmiernej uwagi. Dlatego musi wystarczyć nam do odbudowy wiedza Mia, ponieważ to ona jest z nas najstarsza i z pewnością przez ten czas spotkała wiele pouczających sytuacji. Tylko czy posiada zdolność wydobywania z pamięci niepotrzebnych kiedyś informacji, a teraz będących na wagę złota?

Gromadzenie wiedzy rolniczej zacząłem od siebie, choć umiejętności swoje wyniosłem ze szkolnych lekcji. Kwantowy komputer osobisty postawiłem w taki sposób, żeby Ena miała wgląd w monitor. Podzieliłem problemy do rozwiązania na działy: przygotowanie ziemi pod uprawę, pielęgnacja roślin, zbiory plonów, przetwarzanie płodów. Podobnie postąpiłem ze zwierzętami hodowlanymi i dzikimi. Krok po kroczku tworzyliśmy naukowe podstawy przyszłego rolnictwa jednocześnie mając świadomość, że jakikolwiek specjalista z pewnością nasze wysiłki by wyśmiał. Traciliśmy czas na rozmowach i wzajemnych sporach, a do przyszykowania pola do uprawy nie mieliśmy nawet motyki, sztychówki i grabi. Wypalone wraki traktorów, maszyn rolniczych nie mogły nam nawet posłużyć, jako materiał na wykonanie prymitywnych narzędzi. Wykonałem ich szkic i Mia skrupulatnie przeszukiwała, jako pierwsza gruzowiska po farmach i podmiejskich osiedlach mieszkaniowych. Kiedykolwiek zauważyła coś obiecującego natychmiast dawała mi znak i wtedy ja przerzucałem gruzowisko. Pierwszy sukces odnieśliśmy prawie po roku i to przypadkowo. Natrafiliśmy na pozostałości marketu budowlanego i to w jego szczątkach narażając własne życie, wygrzebałem kilka sprawnych narzędzi ogrodniczych. Zawdzięczamy to nietypowej konstrukcji hali wykonanej nie wiedząc, czemu z betonu, to ona zawalając się ochroniła dział narzędzi częściowo przed ogniem, lecz to już wystarczyło. Ten sukces dodał nam skrzydeł i po wydaniu na świat pierwszego w tym czasie dziecka Mia, z nową energią wznowiliśmy poszukiwania. Mały świetlisty, ku uciesze Ena latał po pokładzie i odbijał się jak piłka od wszystkiego, nie czyniąc sobie i sprzętowi krzywdy. Matka jego była przeszczęśliwa, ponieważ to jej pierwsze dziecko, które posiada zdolność zmieniania barwy i przez to jest najbardziej podobny do niej. Prawdopodobnie jej radość była zaraźliwa i przeniosła się na naszą dwójkę. Nagle i dość zaskakująco w głębokich rozpadlinach skalnych spostrzegłem karłowatą brzozę. Drzewko rosło tam pomimo wyjątkowo tak mi się zdawało nieprzyjaznym warunkom. Pomimo realnego niebezpieczeństwa z największą starannością wyciągnąłem je ze skał i posadziłem w klimacie umiarkowanym niedaleko rzeki. Mogłem tylko przypuszczać, że nasionko przetrwało w szczelinie skalnej zasuszone wiele lat i dopiero, kiedy dostało sygnał o bezpiecznym wzroście wykorzystało swoją szansę. Odkrycie to nasunęło mi pewne spostrzeżenie i musiałem to sobie przemyśleć.

Przesuniecie biegunów Ziemi wyniosło dziewięćdziesiąt procent i teraz Antarktyda, Ameryka północna, Azja znajdują się na równiku, natomiast centralna Afryka blisko bieguna południowego. Terytorium przeszukiwania przeniosło się na ograniczone terytorium do głębokich wąwozów i rozpadlin skalnych. Każde źdźbło trawy, czy jakąś zachowaną roślinkę przenosiłem na dogodniejsze miejsce do jej rozwoju. Kiedy minęło dziesięć lat od chwili naszego pojawienia się na tej zniszczonej planecie, byłem pewny, że to, co przetrwało cudem i było do uratowania zostało odszukane.

Niewielkie wysepki ocalonej trawy rozrosły się i teraz były to już łąki. To właśnie z nich pozyskiwałem materiał do dalszych nasadzeń. Drzewa wiatropylne wydawały pierwsze nasiona i również one przystąpiły do ekspansji na nowe tereny. Jednak nasza lista braków była przeogromna, wiec skusiłem się na pierwszą wyprawę do moich czasów. Wcześniej podróż starannie przygotowałem i nie zapomniałem o równowadze materii.

Było mi ogromnie wstyd, że zachowałem się jak złodziej i ukradłem jeden ul pszczół, sporo różnych nasion kwiatów, zbóż, sadzonki drzew owocowych, a ze szkółki nadleśnictwa drzewka i krzewy leśne, nawet spory kawałek darni dzikiej łąki. Kolejne wyprawy przynosiły nowe zdobycze, przy okazji moich nocnych pozyskiwań pojawiły się owady nocujące na roślinkach. Oczywiście były te pożądane i szkodniki, choroby, zarodniki grzybów leśnych. Zaraz po przemieszczeniu się do 2325 roku, wsadzałem je i podlewałem. Następnie sprawdzałem jak przyjęły się po dziesięciu latach. Jeżeli czegoś nie było to dostarczałem to ponownie. Nie tylko podprowadzałem rośliny i zwierzęta z planety Ziemia moich czasów, lecz zagłębiałem się w poszukiwaniach w innych eonach. Można to określić, jako światy alternatywne, tam tez znikało nagle bydło z pastwisk, pasieki pszczół, czy rośliny w jedną noc. Nikt nie mógł przypuszczać, że moich wizyt w tych miejscach prawie w jednym czasie było nieraz nawet kilkanaście.

Zaprzestałem swoich podróży po zaobserwowaniu zmian, jakie następowały na Antarktydzie, wcześniej omijanej przeze mnie, jako jałowej. Najpierw powoli, a później z wielkim impetem opanowała ją roślinność subtropikalna. Skłoniło mnie to do zapoznania się z jej historią, ponieważ musiałem wyjaśnić sobie ten ewenement. Lekcja historii Ziemi, jaką przy tej okazji odrobiłem okazała się wyjątkowo pouczająca. Zaledwie pięćdziesiąt sześć milionów lat temu Antarktydę porastały subtropikalne lasy. Odchylenie osi naszej planety sprawiło, że kontynent pogrążył się pod grubą na cztery kilometry warstwą lodu. Początkowo padający śnieg przykrył kołderką wszystko i późniejszy nawet siarczysty mróz nie zniszczył nasion zagrzebanych w ziemi. Setki ton ciężaru wprasowały roślinność głęboko, lecz kiedy nastąpiło obecne przesuniecie biegunów lody zaczęły topnieć. Poziom oceanów podniósł się o sto metrów, gdy dołączyły roztopione lodowce Arktyki. Europa została w znacznym stopniu zalana i pozostałe lądy położone niżej. Jednak przeklęta przeze mnie Atlantyda ponownie wynurzyła się z morza przez wcześniejsze przemieszczanie sie płyt tektonicznych i wybuchy wulkanów.

Przez przypadek prawdopodobnie rozwiązałem zagadkę panującego upału na Ziemi. Temperatura średnia w tropikach teraz sięga czterdzieści stopni, a na biegunach dochodzi nawet do dwudziestu stopni. Największy wpływ na to miała emisja gazów cieplarnianych i ona okrywa teraz Ziemię jak kołderka. Winnemu temu jest dwutlenek węgla będący obecnie w dużych ilościach w atmosferze. Deszcze wypłukują go z atmosfery, lecz brak roślinności na ziemi powoduje małe jego zagospodarowanie. Jedynie oceany pochłaniają go w niewielkim stopniu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • NataliaO 16.12.2016
    Kurczę, bardzo dobrze mi się czytało; było w tym coś jakby prostego i magicznego, jak zawsze mądre ;) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania