Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 60

W ten prosty sposób bezwiednie została moim królikiem doświadczalnym. Musiałem wyjaśnić jej gestami miejsca stosowania kosmetyków i pory, o jakich należy je nakładać.

Tego dnia miałem po raz pierwszy spędzić noc na posłaniu, choć od mojego przybycia na Atlantydę minął prawie rok. Na dodatek był to też pierwszy dzień, kiedy byłem syty i mogłem przed snem skorzystać z kąpieli w łaźni ogólnej. Wielki basen głęboki na metr dwadzieścia wypełniony był wodą ze źródeł geotermalnych, wszystkim wyższym kąpiącym woda sięgała do brody. Tylko mi jedynemu wystawały z wody ramiona, o tyle byłem wyższy od najwyższych, a miałem dopiero szesnaście lat. Nawet pomagałem kobietom, które opiły się wody, wyjść na brzeg basenu. Początkowo czułem się skrepowany nagością i wspólną łaźnią dla kobiet i mężczyzn. Podczas szorowania starego brudu wżartego w moje ciało, czułem cały czas wyraźny zapach siarki unoszący się z wody. Woda była na tyle głęboka, że postanowiłem popływać, moje pływanie zwabiło do łaźni chyba wszystkie zwierzęta będące w tym czasie w posiadłości. Widocznie nikt z nich nigdy nie widział pływającego człowieka, co okazali, kiedy wyszedłem z wody. Byłem cały czerwony ze wstydu, gdy goły stałem się obiektem powszechnego zainteresowania i obmacywania. Najszybciej jak tylko mogłem oswobodziłem się z rąk dotykających mnie ludzi i różnych hybryd człowieka z prawdziwym zwierzęciem, szybko zaszyłem się w przydzielonym mi pokoiku. Musiałem bardzo uważać przy wieczornych ćwiczeniach i ograniczyłem się do tych wewnętrznych niewidocznych dla obserwatora. Wkrótce się okazało, że miałem uzasadnione obawy, każdy mój ruch w tej budowli był bacznie obserwowany na polecenie pana.

Następne moje dni wyglądały podobnie. Z samego rana wychodziłem poza teren posiadłości, Ona czekała na mnie nieopodal granicy, a ja znikałem w zaroślach, skryty przed wzrokiem donosicieli. Pod koronami gęstych drzew wykonywałem ćwiczenia fizyczne i spotykałem się z KAM-em. Następnie szybko zbierałem zioła, oliwki i wracałem do czekającej opiekunki. Zawsze jak mnie zobaczyła zasapanego i spoconego to się dziwiła jak zbieranie roślin tak może kogoś bardzo zmęczyć.

Nie chwaląc się ona sama pod wpływem moich kremów i balsamu odmłodniała, wyprostowała zgarbione plecy od ciężkiej pracy. Skóra twarzy, rąk i nóg odzyskała świeżość po dobrym nawilżeniu. W całej posiadłości zaczęto plotkować na temat mój i nauczycielki, jak to młody na wpół Istota wpływa na starą babę. Zaczęto mi przypisywać pewne cechu stwórców i ich nad przyrodzone moce.

To oni nie ja mają zdolność bycia jednocześnie w dwóch różnych miejscach. Ustaliłem, że nazywamy to bilokacją i taką umiejętność posiadają osoby żyjące nam współcześnie. Zdolności takie zostały udokumentowane nawet przez kościół Rzymsko Katolicki, tam zjawisko bilokacji łączą z osobami wyróżniającymi się żarliwą wiarą.

Widziałem jak przechodzili przez ściany i nie pozostawiali żadnych śladów swojego przejścia. Moim zdaniem występowało w tym przypadku zjawisko hiloklastii, czyli przenikania jednej materii przez drugą. Najprawdopodobniej polega to na dematerializacji lub przechodzenie w hiperprzestrzeń.

Codziennie gotowałem dla coraz większej rzeszy łakomczuchów. Pierwsza jadła zawsze pani i pupilek, pozostali czekali na swoja kolej. Stale musiałem wymyślać nowe potrawy, zaskakujące swym smakiem jedzących. Wtedy bardzo żałowałem, że nie mam książki kucharskiej, takiej, jaką miała moja mama. Swoje obiadki wzbogaciłem o dania z ryb i mięsne z małą ilością warzyw. Przed moją kuchnią codziennie ustawiano ławy i stoły, nigdy nic się nie zmarnowało wszystko było zjedzone.

Moją sielankę, popisy kulinarne i wyrób kosmetyków, trwającą pawie pół roku, przerwał pan. Wcześniej nawet nie spróbował moich potraw, jednak z pewnością doniesiono mu o mojej zażyłości z jego żoną i jej koleżankami zamieszkującymi pobliskie posiadłości oraz całą rzeszą kobiet innymi ras. Przez ten czas opanowałem bardzo dobrze język Istot, mogłem nawet plotkować, a właściwie pozyskiwać cenne informacje. Moja nauczycielka wróciła do swoich stałych obowiązków. W końcu dowiedziałem się, dlaczego ona ma taki posłuch u ludzi z tego domostwa, ponieważ jest z nich najstarsza i wszystkich ich wychowała. Jako nieliczna traktowana jest w pewnych sprawach na równi z Pupilkiem i pełni tutaj ważną rolę piastunki oraz babci. Zadziwiająca jest dziwna troska Istot o ludzkie dzieci, które są odbierane matkom i wychowywane w żłobkach, a później w przedszkolach. Nigdy nie zaznają miłości matczynej, nawet ich matki nie maja prawa przyznawać się do swoich dzieci, takie wykroczenie karane jest śmiercią kobiety. Nie istnieje instytucja ojca, on ma tylko wypełnić swoje obowiązki, lub zaspokoić swój popęd i go nigdy nie ma.

Istota pan tego domostwa wysłał mnie, jako swojego pracownika do kosmicznych kopalń. Przeszkolenie, jakie otrzymałem przed tą pracą było niewystarczające, wręcz dywersyjne dla osoby, która wcześniej nie poznałaby zasad i ograniczeń kosmicznych. Byłem w dobrej sytuacji miałem przewagę w stosunku do innych szkolonych w ten sposób, że wcześniej otrzymałem solidne przeszkolenie astronauty. Nadzorcami i zarazem szkolącymi były Istoty z pierwszego pokolenia, nieposiadające własnego majątku. Często pochodzili z rodzin wielodzietnych i chcąc się utrzymać musieli podjąć jakąś pracę. Miałem możliwość obserwowania ich, nie przejawiali oni ponad normalnych zdolności Istot klonowanych. Mogę tylko przypuszczać, że same klony poddawane są genetycznym modyfikacjom, posiadają zdolności rozrodcze i swojemu potomstwu przekazują zmodyfikowane geny.

Pierwsze minuty podczas szkolenia pozwoliły mi dokonać oceny i wyłonić prawdziwych przywódców kosmicznej misji kopalnianej oraz ich naśladujących sługusów. Pozostało mi jedynie wykorzystać przewagę mojego wyglądu i wzbudzić w nich paniczny strach przed grupą górniczą. Musiałem bez świadków kilku wyeliminować i w ten sposób uzyskałem, co chciałem. Prawdopodobnie nie przeżyłbym więcej niż te dwa lata pracy górnika kopalń kosmicznych, pomimo wyłożenia przeze mnie podwójnej warstwy areożelu w skafandrze kosmicznym.

Pierwszą moją prace wykonywałem na księżycu, tam transportowce dostarczały wyjałowioną ziemię. Naszym zadaniem, jako grupy było rozsypywanie jej na powierzchni księżyca równą warstwą. Razem z innymi pozyskiwałem też grudki czystego żelaza, te żelazo nie rdzewiało na ziemi. W laboratorium stanowiskowym udało mi się podpatrzeć analizę jednej z próbek zawierało 99, 72% czystego żelaza, reszta to niewielkie dodatki siarki, krzemu węgla i fosforu. Nadzorcy nawet nie wzięli pod uwagę możliwości przez zwierzę odczytania wskazań analizatora i uszło mi to na sucho. Nie wiem jak jest teraz, lecz wtedy Księżyc był tak wydrążony w środku, od wydobywania z niego surowców, że przy mocniejszym uderzeni w jego powierzchnie dzwonił jak dzwon. Następnie układaliśmy urobek metali ziem rzadkich w stosach, podobnie postępowano z pierwiastkami: cyrkon, beryl, itr, tytan. Zaraz przy wejściu do kopalń, sterty były sporych rozmiarów i po wszystko miał przybyć duży transportowiec z Syriusza B. Zamiast niego przyleciało pięć małych kosmicznych myśliwców lub niszczycieli. Bronią laserową stopili wszystko, naskładana była tego taka wielka ilość, że powstały płynne jeziora.

Podobnie postąpili ze stosami radioaktywnych pierwiastków takich jak uran, potas, tor. Tylko dla odmiany w nie strzelano, prawdopodobnie bali się niekontrolowanej reakcji. Wtedy z całej zmiany górniczej ocalałem ja i Istota, kierownik robót klonowany już dwa razy. Dosłownie jak na komendę schowaliśmy się w nieczynnym szybie kopalnianym. Bardzo szybko uzupełniono straty i wtedy awansowałem do rangi starszego górnika. Moim zadaniem było nadzorować wywózki urobku, do czego służyły specjalne pojazdy napędzane silnym polem magnetycznym. Były też i inne, w których źródłem napędu są miejsca silnej koncentracji masy. Powodują one silne przyciąganie zmieniające nawet tor lotu pojazdów z urobkiem i powodują jego przyspieszenie.

Pod powierzchnią Księżyca w wielkich wyrobiskach po ich zalaniu powstały ogromne podpowierzchniowe jeziora i najciekawsze jest to, że nieodkryte do dzisiaj.

Cały czas nie pracowałem, były też chwile przyjemne. Miałem możliwość podróżować na Księżycu po moście długości 19 kilometrów, wtedy tam była jeszcze sztuczna kopuła i płynęła w tym miejscu woda. Pod koniec pracy w kopalniach pozostawiłem pamiątkę po sobie na srebrnym globie, na szczycie niewielkiego wzniesienia umieściłem kawałek szkła.

Nie tylko taką pamiątkę pozostawiłem w tamtych czasach po sobie, przelatując, jako pasażer, pewnego razu nad wschodnim łańcuchem górskim Ural. Po otwarciu luku, wyrzuciłem z transportowca połowę ładunku zawierającego elementy techniczne wykonane w nanotechnice. Największe z nich wykonane były z miedzi, a mniejsze wykonano z wolframu i molibdenu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania