Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 21

Rozdział VII

Niedziela 8 luty 2015 jest minus jeden, na trawiastym brzegu rzeki Nysy Kłodzkiej utrzymuje się niewielki śnieg. Siedzę w swoim pokoju, podziwiam widoki z okna i nie mogę dojść do siebie po wczorajszej prezentacji. To, co zobaczyłem i doświadczyłem, przechodzi ludzkie pojecie. Podczas snu przeżywałem to jeszcze raz, tylko tym razem to mnie to wszystko dotknęło. Byłem tym człowiekiem, straciłem nadzieję na lepszą przyszłość, zaufanie do Państwa, radość życia.

- Waw wołam ciebie na śniadanie, pukam, a ty nie reagujesz. Może jesteś chory – powiedziała mama bardzo głośno, zaraz po otwarciu drzwi mojego pokoju.

- Nie mogę dojść do siebie po wczorajszym pokazie, proszę przeczytaj, ja to widziałem i zapisałem – powiedziałem, podając mój opis.

Mama usiadła na moim łóżku i czytała.

- Muszę to pokazać ojcu, choć na śniadanie wszystko nam dokładnie opowiesz – powiedziała po zapoznaniu się z pisemnym moim przekazem pokazu.

Przy stole jak tylko tato przeczytał, podane przez mamę kartki z moim opisem. Zaczął zadawać mi pytania, dzieciaki nic nie rozumiały, chcąc zapoznać ich z materiałem. Wyświetliłem jeszcze wszystkim na telewizorze w jadalni zarejestrowany materiał. Oglądnęli go bez słowa, potem cisza trwała dłuższą chwilę. Rozpoczęła się ożywiona dyskusja, dalej to przeżywałem i tłumaczyłem sobie własne odczucia odbioru.

Sobota 14 luty 2015 ładna pogoda plus dwa stopnie, słonecznie z małym wiaterkiem, idealna pogoda na latanie. Dziś chcę wypróbować mojego nowego drona pościgowego, przez cały ten czas od chwili dostarczenia go, szykowałem się na ten dzień. Zapoznawałem się z dokumentacją techniczną i stale napotykałem się na nowinki ze świata nauki. Nikomu nie pozwoliłem nawet go dotknąć, wszystko konstrukcyjnie w nim wyprzedza naszą epokę, tajemnica goni tajemnicę. Założyłem mu specjalne blokady, ponieważ zgodnie z umową. Wszyscy, którzy mi pomagali od początku, mogą pilotować mojego dużego drona o rozpiętości skrzydeł 4 metry i prędkości maksymalnej 175 km/h. Jego prędkość wznoszenia wynosi 6 minut na pułap 2000 m, 24 i pół minuty na pułap 5000 m. Maksymalny pułap wynosi 5500 m, przeznaczony jest do obserwacji.

Już w aeroklubie „Nysa” siadam przy moim stanowisku operatora i uruchamiam poprzez łącza mój komputer domowy oraz stację obsługi. Podnosi się klapa i wyjeżdża dron pościgowy, oglądam go przed startem bardzo dokładnie. Nic specjalnego w nim nie widać, zwyczajna kupa metalu. Ręcznie wyprowadzam go z hangaru i ustawiam na płycie startowej dla modeli latających. Wracam do stanowiska i proszę wierzę o zgodę na start. Kierunek Bory Niemodlińskie nad Korfantowem, do Krapkowic tam wykonam zwrot w lewo wzdłuż autostrady A4 do Niemodlina. Kontroler lotów akceptuje mój plan lotu na trzy pętle nad lasem i powrót na lotnisko w Nysie.

Uruchamiam drona, dostaje obraz z kamer, wszystkie parametry techniczne mieszczą się w normie. Barometr cyfrowy termograf, czujnik sejsmiczny, czujnik grawitacyjny, urządzenie do komunikacji satelitarnej z mocną anteną. Spoglądam na niego przez szklaną ścianę hangaru i widzę jak martwy metal ożywia. Jakbym nie znał szczegółów dokumentacji technicznej, nigdy nie uwierzyłbym w to, co teraz widzę. Trzykrotnie zwiększa swoje rozmiary, już nie przypomina zabawki. Rozpoczynam start, krótki rozbieg i już jest w powietrzu. Wznoszę się na tysiąc metrów i spokojnie z prędkością ekonomiczną kontynuuję lot. Wszystko przebiega zgodnie z planem, dolatuję do Krapkowic robię zwrot przez lewe skrzydło. Lecę z lewej strony wzdłuż autostrady, obserwuję przemieszczające się w dole samochody. Ciekawe jest to do Niemodlina, w locie powrotnym po pętli oglądam las. Wypatruję zwierząt i przebywających w lesie ludzi w tym celu przyglądam się obrazowi w podczerwieni. Widać nawet przelatujące wróble tak doskonały jest obraz z kamer. Zabawiając się nakładam obraz radarowy i podczerwieni na siebie. Przypadkiem dostrzegam pewna anomalię, jeden z małych ptaszków leci prosto i nie daje obrazu w podczerwieni. Polecam komputerowi pełny obraz zwierzątka, dostaje coś innego. Widzę drona budową bardzo zbliżonego do tego, jaki strąciłem nad Bardem. Już pobieżna analiza wykazuje, że został wyprodukowany w technologii „stealth”. Posiada barwy maskujące i jest jeszcze większy od wcześniej poznanego. Zgodnie z poleceniem łączę się z kontrolerami wojskowymi, informuje ich, co zauważyłem. Dostaje polecenie przekazania mojego drona operatorowi wojskowemu, po przejęciu sterowania przez armię. Pozostaje mi jedynie wyłączyć stację obsługi, komputer domowy i moje stanowisko operatora.

Teraz już spokojnie mogę iść na spotkanie z moją dziewczyną Ateniadą, dzisiaj są walentynki po drodze kupię kwiaty i słodki sercowy prezent. Jestem zorganizowany, dlatego zamówiłem miesiąc temu stolik w modnej kawiarni, podają tam doskonałe ciasta i desery lodowe. W planach jest jeszcze kino, a dziś grają dobrą polską komedię romantyczną, czyli popołudnie należy do nas.

Piątek 20luty 2015 bezśnieżnie z temperaturą około zera, jak tylko wróciłem wieczorem po szkole i treningu judo do domu. Zaraz zostaję zagoniony do stołu przez mamę, zjemy wcześniejszą kolację wszyscy razem. Po jedzeniu muszę szykować się do drogi, zostałem wczoraj zaproszony przez wojsko, na jutro rano do Kołobrzegu. Walizka została wczoraj spakowana, lecz dzisiaj jest znacznie bardziej wypełniona. Mama po przyjściu z pracy, musiała uzupełnić w niej jej zdaniem brakującą moją garderobę. Przejazd mam z Wrocławia Głównego bezpośrednim nocnym pociągiem, do niego odwiezie mnie tato swoją syreną sport. Dopilnuje początku mojej samodzielnej podróży w wagonie sypialnym, wszystko to robimy dla uspokojenia mamy.

Sobota 21 luty 2015 jest jeszcze ciemno jak pociąg wiedza na stację, niebo zakrywają gęste chmury, gonione przez wiatr od morza. Przyjechałem do Kołobrzegu wcześnie rano zgodnie z poleceniem, podróż miałem wygodną od Wrocławia zdążyłem się wyspać w sypialnym. Wysiadając z pociągu z bagażem, zobaczyłem na peronie starego podporucznika, on podszedł do mnie.

- Waw jak minęła podróż – powiedział i nie czekając na odpowiedź, dalej mówił.

- Samochód czeka przed dworcem, idziemy – dodał.

Wyszliśmy przed stację, tam czekał na nas wojskowy terenowy Tarpan. Samochód był opancerzony i miał na dachu wmontowany karabin maszynowy. Przy nim był strzelec, z broni zwisała taśma amunicyjna. Rozglądnąłem się w około i zobaczyłem jeszcze cztery takie terenówki z obsadą. Był jeszcze po prawej stronie przy postoju taksówek kołowy transporter opancerzony. Wszystko wyglądało bardzo groźnie, wsiedliśmy do samochodu i pustymi o tej porze ulicami jechaliśmy wolno. Pojechaliśmy ulicą Kolejową obok dworca PKS, dalej Wincentego Pstrowskiego, Lipową do skrzyżowania Małgorzaty Fornalskiej z Koszalińską i przyśpieszyliśmy dopiero za rondem na Koszalińskiej. Jechaliśmy tylko we dwóch, dlatego pozwoliłem sobie zadać pytanie.

- Panie poruczniku proszę mi powiedzieć, co ja właściwie tu robię, skąd zainteresowanie pana i wojska moją osobą.

- Pamiętasz defiladę w Warszawie jedenastego listopada – odpowiedział pytaniem.

- Pamiętam doskonale. Podczas trwania defilady stale zasypywany byłem pytaniami Ścibora, zaczynałem nawet się dziwić jego niewiedzy. Starałem się dokładnie odpowiadać na jego pytania i odpowiadać jak najbardziej szczegółowo na tematy techniczne. Zobaczyłem wtedy pana po raz pierwszy.

- Właśnie, mówiłeś dokładne dane techniczne wojskowego sprzętu, znane jedynie kilku osobą w kraju.

Zamyśliłem się nad słowami podporucznika, tak dojechaliśmy do miejscowości Podczele. Obstawa została na drodze dojazdowej, a my podjechaliśmy do domu sanatoryjno - wypoczynkowego „Podczele” Katowickiego Gwarectwa Węglowego. Zastanowiła mnie lokalizacja i tematyka spotkania na ul. Koszalińskiej. Było już widno jak wysiadałem z Tarpana, weszliśmy do budynku. Zgodnie z poleceniem oddałem mój bagaż szeregowemu w mundurze Wojskowej Służby Wewnętrznej, miał on dostarczyć go do mojego pokoju. Podążając za podporucznikiem, poszedłem na stołówkę. Dziś ona służyła za miejsce spotkania, wypełniona była oficerami różnych rodzajów wojsk polskich i radzieckich. Stary podporucznik powiedział do mnie.

- Zaczekaj chwile muszę coś załatwić.

Następnie poszedł prosto do ustawionej mównicy i powiedział.

- Proszę o ciszę, zanim zaczniemy dzisiejsze spotkanie, proszę wszystkich o udanie się za mną na łąkę pod lasem. Wczoraj zgubiłem tam klucz i teraz pójdziemy tam razem i go poszukamy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania