Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 70

Mam tylko nadzieję, że temperatura sztucznej erupcji będzie wystarczająca do zatarcia wszelkich śladów DNA pająkowego stworka. Jestem zmuszony działać szybko, każda minuta jest cenna i nie jestem w stanie stwierdzić czy któryś z wyeliminowanych naukowców Istot nie miał jakiegoś umówionego spotkania. Jeżeli tak, to powiadomiona ochrona o jego nieobecności zacznie go szukać. Najprawdopodobniej zbudowana góra posiada oprócz głównego wejścia jakieś inne awaryjne lub dodatkowe wejścia i wyjścia. W pierwszej kolejności jestem zmuszony wyeliminować stworka, a wydaje mi się, że to nie będzie łatwe. Najszybciej jak tylko mogę idę do magazynu środków chemicznych, jest tak zapchany rozmaitymi związkami, że dla własnego bezpieczeństwa ubieram kombinezon ochronny. Panujący tam porządek bardzo jest pomocny w poszukiwaniach, wszystko poukładane zgodnie ze stanem skupienia i w alfabecie stwórców. Szybko trafiam na gaz, jakim poczęstuję najnowsze stworzenie Istot. Wybór jest trochę przypadkowy i pada na arsenowodór, moja wiedza o jego właściwościach ogranicza się do lekcji z podstawówki. Wiem o nim niewiele, jest to silnie trujący gaz o zapachu czosnku. Mam tylko nadzieję, że tym to on sobie nie pooddycha, chociaż siarkowodorem i cyjanowodorem potrafi. Dopiero po podłączeniu butli będę to wiedział, tylko nasuwa się następne pytanie czy zawór butli będzie pasował. Zaczynam tracić czas na niepotrzebne spekulacje, więc łapię butlę i tacham do laboratorium. Stworzenie, jak tylko mnie dostrzega, zaczyna miotać się jak szalone w tej swojej śluzie. Kiedy to widzę nie jestem w stanie stwierdzić czy zaniepokoiła go moja nieznana mu osoba, czy może wyczuł nadchodzące niebezpieczeństwo. Swoim gwałtownym zachowaniem niszczy rozdzielające atmosfery przegrody, związki służące do oddychania zostają przemieszane. Prawdopodobnie na zaistnienie takiego przypadku zadziałał jakiś system bezpieczeństwa zamontowany na taką okazję, ponieważ po chwilowej niekontrolowanej szybkiej zmianie głów, przedstawiciel nowego gatunku zastyga w jednej pozycji i patrzy intensywnie na mnie. Pomimo zmęczenia wynikającego z niesienia dużego ciężaru, wyczuwam jego wściekłość i bezsilność. Kończynami górnymi przekształconymi w ręce wali z całych sił w szybę, mam tylko nadzieję, że ona wytrzyma te uderzenia.

Oblany potem, stawiam butlę przy pierwszym stanowisku podłączenia. Nawet na pierwszy rzut oka zawór podłączeniowy nie pasuje, obchodzę, więc wszystkie i żadna końcówka nie jest kompatybilna. Stworek wyczuwa moje rozgoryczenie i zaczyna drwić ze mnie, to jest jego błąd, bo nie przewidział pomysłowości człowieka. Węże połączeniowe są elastyczne, butle nie tylko mają zawór zamykający, lecz posiadają jeszcze kawałek przewodu i dopiero na nim jest zawór połączeniowy. Zaczynam szukać węża o większej, lub mniejszej średnicy. Gdy taki znajduję, działam błyskawicznie, trzy zawory zamykam, staję przy czwartym, tym najbardziej obiecującym i wyciągam nóż, moją jedyną broń. Zanim przetnę przewody nabieram potężny haust powietrza, następnie przecinam szybko oba i wciskam jeden w drugi. Wtedy puszczam arsenowodór, stworek pozbawiony substancji do oddychania, w momencie wyczucia zagrożenia stara się nie oddychać. Trzymam przewody w rękach, ile starcza mi powietrza w płucach. Kiedy muszę zaczerpnąć oddechu, zamykam oba zawory i odbiegam przynajmniej dwadzieścia metrów? Dopiero w takiej odległości odważam się na zaczerpnięcie oddechu, z tej odległości spoglądam na stworka, który stoi bez ruchu i wstrzymuje oddech. Postępuje tak cztery razy i dopiero wtedy dostrzegam, jak nowy gatunek musi zaczerpnąć oddechu. Pierwszy wdech już wywołuje gwałtowną reakcję drgawki, jakie to dziwne on się dusi, a ja triumfuję.

Agonia nie trwa długo, stworek pada, wtedy zachowując ostrożność podchodzę do szyby, żeby się upewnić, czy na pewno nie żyje. Rękami dotykam szyby i wtedy przekonuję się, że to nie jest szkło tylko metal. Dłonie, błyskawicznie jakbym się oparzył, przytykam do siebie. Dotyk nie oszukał moich zmysłów, po raz pierwszy spotkałem się z bezbarwnym metalem.

Błyskawicznie podejmuję decyzję. Jestem zmuszony doszczętnie spalić, lub wysadzić laboratorium. Szybko wracam do magazynu środków chemicznych, ubrany dalej w kombinezon ochronny, ponieważ nie wiem, co tam jeszcze znajdę. Ponownie przeglądam miejsce przechowywania czynników toksycznych, gdzie znalazłem arsenowodór, zaczynając od alfabetycznego początku w języku Istot. Pierwsze są węglowodory aromatyczne, terpentyna, żywice epoksydowe, ksylen, mangan i w końcu znajduję nitroglicerynę, a za nią nitroglikol. Zaczynam sprawdzać nitroglicerynę, teoretycznie zgadza mi się, lecz znacznie bardziej interesuje mnie nitroglikol, który przez nas stosowany jest, jako kruszący materiał wybuchowy, sto siedemdziesiąt procent mocniejszy od trotylu, jest to oleista, bezbarwna lub żółtawa, klarowna ciecz o słodkawym zapachu. Po prawej stronie boksu gdzie postawiono chemikalia dostrzegam piktogramy, z których domyślam się oznaczenia środków wybuchowych. Teraz poszukiwania idą mi znacznie szybciej, po piktogramach odnajduję azotan metylu, jest to bezbarwna ciecz, pentryt i nitro metan. Tym razem niczego nie niosę jest tego taka ilość, że przywołuję platformę transportową. Kolejno ładuję odszukane substancje, oprócz materiałów wybuchowych potrzebuję też ognia o różnej temperaturze spalania. Zaczynam od najniższej i ładuję chlorek litu, chlorek sodu, a następnie chlorek baru, siarczan miedzi. Platforma jest pełna i kolejne związki mogą tylko spaść, gdyby przypadkiem ich pojemniki się uszkodziły, zniweczyłyby cały mój plan. Nadmiar środków chemicznych może też zaszkodzić i ekipę dochodzeniową Istot nakierować, że był to zamach terrorystyczny, a nie nieszczęśliwy wypadek, a właśnie tego bym nie chciał. Najlepiej będzie jak uznają to, za wypadek przy pracy, lub nieszczęśliwy splot okoliczności. Wybuch, a następnie pożar powinien zatrzeć ślady DNA pająkowego stworka i lokatorów schowanych w szafach.

Dookoła laboratorium rozmieściłem materiały wybuchowe i łatwopalne. Przed dokonaniem detonacji, czułem się w obowiązku ewakuować oba nowo skonstruowane statki kosmiczne przez świętej pamięci naukowców Istot. Brakowało mi wiedzy odnośnie ich konstrukcji, jednak wolałem na wszelki wypadek nie pozostawiać ich tutaj. Reakcji mantu się nie obawiałem, lecz bliźniacza jednostka mogła stanowić problem i od niej zacząłem. Komputerowi biologicznemu sterującemu pojazdem opowiedziałem wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, dużą część swoimi receptorami już wcześniej wychwycił i wiedział, co się stało we wnętrzu sztucznej góry. Przyznam się szczerze, że zaskoczył mnie swoim postanowieniem, gotów był zniszczyć wszystko i wszystkich, nawet całą ziemię bylebyśmy się z mantu ewakuowali. Jednak takim działaniem zniszczyłby cywilizację ludzi, która w najbliższej przyszłości miała się rozpocząć. Moje skromne działanie miały jedynie to umożliwić, a nie zaprzepaścić.

Skoordynowałem działania obu pojazdów kosmicznych i w momencie wybuchu, podczas zawalania się sklepienia w centralnym miejscu, oba statki wystartują w kierunku planetoid i tam się niedaleko siebie ukryjemy.

Wybuch i reakcja łańcuchowa powstała po nim były o wiele większe niż mogłem zakładać, związki chemiczne, o których nie miałem pojęcia i zmagazynowane w wielkich ilościach w podziemnym magazynie pod centrum, dobitnie przyczyniły się do tego. Różnokolorowe płomienie, jakie wydostały się z wnętrza sztucznej góry, bardzo przypominały erupcję wulkanu. Tyko nie towarzyszyło temu prawdziwe trzęsienie ziemi, jednak, jeżeli są gdzieś sejsmografy to z pewnością zadziałały od siły wybuchu. Wszystko razem dało doskonałą osłonę odlatującym dwóm statkom kosmicznym przed wzrokiem ochrony i przypadkowych obserwatorów. Zaplanowane miejsce docelowe w kosmosie zajęliśmy bez przeszkód, wtedy przystąpiłem do realizacji drugiej części planu.

Dzięki propozycji drugiego statku wpadłem na doskonały pomysł, nakieruję przelatującą w pobliżu ziemi planetoidę na Atlantyk do Rowu Puerto Rico, tam razem ze statkiem wbije się w dno sięgające prawie osiem kilometrów. Wschodnia część kontynentu Ameryki osunie się w głąb Atlantyku, a zachodnia się uniesie. Zniszczeniu ulegnie Atlantyda i obiekty portowe Istot usytuowane w miejscu dzisiejszego Peru. Wysoka fala tsunami, jaka powstanie, przetoczy się przez cały kontynent i zaleje filię wytwarzającą organizmy rozumne i zwierzęce, obecnie należałoby to umieścić gdzieś na Oceanie Spokojnym (Yonaguni) to gdzieś na Karaibach. Część ludzi niewolników jak usłyszy o zbliżającej się katastrofie, schroni się w podziemnych magazynach ciągnących się kilometrami wzdłuż zachodniego wybrzeża Ameryki Południowej. Liczba ofiar na całym globie i tak przekroczy jakieś sto milionów ludzi, nie wliczając w to pozostałych istot rozumnych. Jednak tym, co przeżyją pozwoli na odrodzenie gatunków, a co później się z nimi stanie, to już nie będę miał na to wpływu.

Tak jak przewidywałem Istoty podobnie jak i ludzie nie przykładają specjalnej uwagi do przelatujących często w pobliżu ziemi planetoid. Wystarczy obserwatorom pierwsze wyliczenie informujące o minięciu ziemi w bezpiecznej odległości i natychmiast tracą zainteresowanie obiektem. Dlatego planetoida kierowana i popychana drugim statkiem dotarła na miejsce przeznaczenia w sposób przeze mnie kontrolowany i skutki uderzenia były lepsze od tych, jakie przewidywałem. Dzięki temu powstało szereg relacji o potopie, jaki nawiedził ziemię.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania