Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 105

Nowy człowiek, podobnie jak jego partnerka po wysłuchaniu relacji Yai domyślali się, że uszkodzone błędne ogniki nie chcą skrzywdzić ich syna, lecz pragną w tej niegościnnej górskiej krainie, tylko zwrócić na siebie uwagę, a ten desperacki czyn ma wymusić pomoc. Jedynym dla nich ratunkiem wydawało się wytrawienie najgorętszych, następnie najbliższych i to w taki sposób, by nie ucierpiał nikt postronny, lecz zachowując pierwotny rdzeń, ponieważ tam zapisana jest ich własna skra, w postaci błękitu stymulującego gorącą czerwień.

Pospiech w tym przypadku był bardzo wskazany, lecz nierozważne działania mogły jedynie zaszkodzić. Nair, potrzebował wsparcia i z pytaniem oraz przekazem relacji Yai, zwrócił się o pomoc do Aniołów oraz Jajogłowych. Arianie w przeciwieństwie do komputerów kwantowych, przynajmniej częściowo znali temat. Jednak informacje ich były mocno nieaktualne i dotyczyły bezcielesnego inteligentnego błękitnego ludu, żyjącego w nieprzebytych borach dawnej Ziemi i na bagnistych terenach. Sąsiedztwo ich było tak niematerialne, że prawie się nim nie interesowali, oprócz nielicznych nadgorliwców pragnących pozyskać materiał do prac naukowych. Największą przeszkodą była niemożliwość pełnej weryfikacji zgromadzonych danych, z tej przyczyny nigdy nie zostały opublikowane i spopularyzowane.

Odizolowanie i unikanie kontaktów przez błękitne ogniki, w dłuższej perspektywie zniechęciło Arian do nawiązywania bliższych kontaktów oraz współpracy. Dlatego nie potrafili ustalić miejsca ich narodzin i kolebki ich cywilizacji, jaka z pewnością sądząc po śmiałych poczynaniach, istniała.

Trochę mniej od spiczastogłowych do przekazania miał staroegipski sztuczny satelita, który zaraz po wzniesieniu na okołoziemską orbitę, zeskanował całą powierzchnie Ziemi i zebrane dane przesłał do centrum naukowego potocznie określanego jako światło Ozyrysa. Archiwalny przedpotopowy obraz planety, wraz ze spustoszeniami, jakie powstały po przejściu gigantycznych fal po szybkiej zmianie biegunów, oraz z pozostałymi informacjami i najnowsze mapy dostarczył jednym z licznych zasobników przeznaczonych do rzutu nasion. Kiedy tego dokonał, udał się nad miejsce, gdzie prawdopodobnie nadal przebywał Arenga i Or.

Mino, znacznie dłużej od partnera wpatrywała się w wyłuskany z zasobnika materiał, ponieważ nigdy nie uczyła się kartografii i odczytywania użytej skali. Dlatego fotografie powierzchni znacznie więcej jej mówiły niż wyrysowane kreski. Nairowi przychodziło to odwrotnie i zaznaczone linie z wysokościami bardziej wyraźnie wskazywały, z jakim terenem ma do czynienia. Dopiero gdy oboje niczego konkretnego nie wypatrzyli, zwrócili się o pomoc do byłego Jeleniowca, ponieważ wszystkowidzące oko Neczeru nigdzie nie pochwyciło podwyższonej temperatury odbiegającej od otoczenia, a taka tam powinna być, jeżeli ogniki dalej tam wraz ze swoimi więźniami przebywają.

Niespodziewanie zbyt wiele narosło wątpliwości w sprawie zaginięcia Arengi i Or. Początkowo wszystko, co wydawało się w miarę proste i możliwe do przezwyciężenia, nagle okazało się skomplikowane. Tym bardziej że z chwilą zwiększonego zainteresowania oboje rodzice w tym samym czasie utracili poczucie więzi z synem. Coś takiego nigdy się wcześniej nie zdarzyło i mogło równie dobrze oznaczać utratę przez niego świadomości. Jakiekolwiek bardziej drastyczne rozwiązania nie wchodziły w rachubę, ponieważ musiałoby poprzedzać je uczucie bólu albo strachu. Gdyby śmierć Arengi nadeszła błyskawicznie, nie obyłoby się bez echa, uwolniona dusza przed odejściem do ponownego zagospodarowania dałaby rodzicom znać. Jej nie dotyczyły ograniczenia wynikające z czasu, miejsca i odległości, ponieważ ciało astralne nie obowiązywały ziemskie reguły i granice. Nawet poraniona i zmaltretowana wracała do domu dusz, a nieprzerywalny kontakt z nim miała Mino i by wiedziała, gdyby coś złego jej jedynemu synkowi się przytrafiło. Wytłumaczenie niepojętego było jedne i wiązało się z nieznanymi właściwościami ogników. Jedynym sposobem na odkrycie ich mocnych i słabych stron było cofnięcie się do czasu ich powstania.

Podczas analizowania zebranego materiału i burzliwej dyskusji, zbyt często wykraczającej poza wzajemne uczucie miłości i poszanowania oboje złapali za jedną dostępną deskę ratunku, która okazała się ostatecznym buforem przed przekroczeniem Rubikonu wzajemnych relacji. Gdyby do tego doszło, już nigdy nie odbudowaliby wzajemnych relacji. Domysł zamiast pewnych i niepodważalnych faktów musiał wystarczyć i poszlaką do dalszych działań była niematerialna, lecz astralna ich struktura. Rozwiązać ją można było jedynie przez podróż w przeszłość do czasu powstania młodej Ziemi. Tylko zaraz na początku i przez krótki czas nie obowiązywały prawa fizyki, wtedy wszystko było dozwolone i legalizowane, nawet gdy wydawało się zwykłym nonsensem. Znacznie później już nie mogło do tego dojść, ponieważ zasady i obrane prawo było przestrzegane oraz niepodważalne.

Odkształcanie materii i ponowne jej plastyczne modelowanie pierwsza ziemska cywilizacja nazwała złotym okresem. Podczas kolejnej już nie było to możliwe, dawnych mędrców zakwalifikowano jako magów, a ich wyczyny zakwalifikowano jako bajki. Niemniej jednak powołane w tamtym czasie stwory do życia, które przetrwały wojnę magów, funkcjonowały i rozmnażały się pomimo funkcjonowania nowego ładu. Widocznie dążąc do pokoju, zwycięzcy zachowali podstawowe prawa pokonanych i pozwolili im na życie i rozmnażanie się w sposób, do jakiego przywykli. Ciągłość praw była w tamtym czasie nadrzędnym priorytetem i nikomu nie przychodziło do łba, by to zmieniać według własnego widzimisię. Dzięki takiej polityce okres transformacji przeszedł bez kontrowersyjnych decyzji i rozgoryczenia spowodowanych nimi. Najprawdopodobniej wynikało to z uczucia obecności stwórcy, który po powołaniu nowych miejsc do życia wszechświecie, osobiście doglądał powstających z nicości wszelkiej maści organizmów. Przewaga jednych nad drugimi miała zdecydować jaką atmosferę otrzyma młoda planeta. Wydarzenia te miały miejsce przeszło cztery i pół miliarda lat temu. Dlatego z tego okresu nie przetrwały żadne wiarygodne przekazy.

Nair, postanowił z pomocą daru Arian udać się do tamtego okresu i ujrzeć moment powołania ogników do życia. Prawdopodobnie ich korzenie sięgają tamtego okresu, ponieważ tylko wtedy można było otrzymać dar życia bez posiadania ciała. Później nie było to możliwe, a wręcz niemożliwe, by niematerialna istota otrzymała prawo osiedlenia, bez przechodzenia skomplikowanych procedur. Autochtoni zrzeszali się w grupy i modlitwami do stwórcy prosili o spełnienie ich postulatów. Zaledwie nieliczni zachowali w sercach wdzięczność z dar, jakim była Ziemia i to oni dostali ją na własność. Jednak wbrew pozorom nie byli to ludzie, jacy żyli przed upadkiem, tylko dalecy ich krewni. Zanim pojawił się współczesny człowiek, jak nazywano prawie ośmiomiliardową rasę demonów. Władze na planecie Ziemia dzierżyła natura i tylko ona decydowała, kto powinien przetrwać i iść dalej, gdy pozostałym odmawiała prawa do życia. Rozwiązanie takie sprawdzało się przez miliardy lat, a w tym czasie stare niewydarzone gatunki były zastępowane innymi. Dopiero zmodyfikowany przez międzygalaktycznych naukowców człowiek wyłamał się spod przyjętych praw i rozpoczął własną hegemonię. Gdyby nie był to gatunek umiłowany przez stwórcę, z pewnością już na samym początku jego era trwałaby znacznie krócej i nie wyrządziłaby tylu szkód. Tym razem danie komuś szansy, wyrządziło znacznie więcej złego, niż jej pozbawienie.

Dawny Łuskowiec, tak jak wcześniej rozłożył i umieścił na głowie dar Jajogłowych, który umożliwiał podróż w czasie. Zamiast zapoznać się z ostrzeżeniami umieszczonymi w instrukcji obsługi urządzenia, ponownie postąpił irracjonalnie i bez zakotwiczenia ruszył do czasów początków Ziemi. Nawet mu przez myśl nie przeszło, że co jakiś czas i nie cyklicznie następowało alternatywne rozwiązanie. Gdyby o tym wiedział, pozostawiłby znacznik, a nie przekraczał bezmyślnie barierę czasu i przestrzeni. Pośpiech, z niewiedzą i ignorancja tym razem nie podlegały ubezpieczeniu tak jak przy poprzedniej pierwszej wyprawie. Dlatego z chwilą wyruszenia w podróż, dotychczasowy znany mu świat uległ zatarciu. Jakby zostawił marker, miałby do czego wracać, a tak wpadł, jak śliwka w kompot w alternatywne światy. Tam wszystko wydawało się pozornie podobne i tylko szczegóły różniły go od tych, w jakich stworzono Łuskowców, a on dostał szansę przyjścia na świat. Jeżeli by coś takiego nie nastąpiło z pewnością zamiast pustynnego ludu pokrytego łuskami, powstałby inny i być może wegetujący w środowisku wodnym. Najgorsze w tym było spełnienie się największego marzenia Naira, którym było z pomocą daru Arian dotarcie do początku życia na Ziemi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania