Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 111

Kiedy Nair późnym popołudniem nieopatrznie wkroczył do pierwszej osady inteligentnych stworzeń niesłychanie zabójczych, dla wszystkich organizmów żywych, sadząc po ich falach mózgowych. Wykorzystał moment zaskoczenia, szybko przejął inicjatywę i nie pozwolił im na wymienienie spostrzeżeń o wędrowcu, a zwłaszcza sposobu wykorzystania jego białka. Robale cechowała wielka zwinności, wystarczało im niewiele światła, by widzieć doskonale i niezwykle czuły słuch. Wydawało się wprost niemożliwe, że wcześniej go nie zauważyły. Jedynym wytłumaczeniem ich otępienia było krystalicznie czyste powietrze, silne promienie słoneczne, zwłaszcza doskwierający żar. Dlatego niezwłocznie wykrzyczał mentalnie do wymęczonych warunkami klimatycznymi.

- Przyszedłem z wnętrza Ziemi, gdzie zaledwie na chwilę pozbywałem się złej energii spopielającej wszystkie żywe istoty przebywające w moim pobliżu i udałem się do nieznanego mi sioła. Muszę wam rzecz, że jestem zaskoczony, ponieważ zanim wyruszyłem w drogę, miałem wizję pięknej osady. Gdzie kolorowe domy otaczały pachnące owocami drzewa, lecz pośród nich tylko jedno było wyjątkowe, dlatego tu przybyłem. Roztaczało cudowną woń, jego liście i kwiaty nigdy nie usychały. Orzechy jego dawały uzdrawiający olej, który przytkany do ran zabliźniał je, a spożywany leczył nawet najbardziej chromych. Dlatego pytam, gdzie jest to drzewo, piękne w wejrzeniu, mające przyjemne liście i kształty rozkoszne z wyglądu – i po ostatnim słowie wysłał w ich stronę taką masę nienawiści i złości, że oślepił ich nią przeraźliwym błyskiem i ziemia niedaleko niego się zawrzała.

Stworki mające cechy owadzie, lecz rozwijające się i funkcjonujące indywidualnie, a nie zbiorowo nie okazały strachu. Dlatego by stłumić jakiekolwiek bunt w zarodku, nowy człowiek uderzył kosturem trzymanym w dłoni w ziemię, która pod wpływem dotknięcia, a właściwie dzięki nakierowanemu przez strażnika tym razem silnego promienia lasera, uniosła się wysoko i wznieciła chmurę pyłu, lecz zanim opadła, wykrzyczał.

- Zamiast okazałych siedzib na ziemi, ryjecie tunele w jej wnętrzu, zanieczyszczając jej źródła i tworząc zapadliska, czym wy jesteście przypadkową zbieraniną czy dumną rasą.

Chowacie się przed światem niczym robale.

Nair, miał nadzieję, że w ten sposób połechta ich ego i wytyczy im drogę jako pierwszy kierunek do wywyższenia się nad innymi, z którymi konkurowali. Gdyby to się nie powiodło, z pomocą przyszedłby mu Neczeru, lecz każda skierowana wiązka lasera uszczuplała jego zapas energii. Potrzebnej do przywracania obfitej roślinności i drzewostanu okalającego dawniej planetę.

Tak jak się spodziewał, znalazła się grupa, dla której ważniejsze było doraźne napełnienie brzucha niż przyszłościowy rozwój własnego gatunku. Wszystkich zmierzających do ataku w bezpośredniej bliskości dosięgały precyzyjnie promienie śmierci nakierowane przez strażnika. Przeobrażanie się w obłok przy obcym, robiło diaboliczne wrażenie na oczekujących na swoją kolej. Przełom dość szybko nastąpił, gdy koszt zdobycia pokarmu okazał się zbyt wielki. Łakomczuchy i zbyt pewni siebie zostali wyeliminowani jako pierwsi, pozostali nadgorliwcy woleli uciec, niż podążyć drogą swoich pobratymców. Bilans zysków i strat przy starciu z nieznajomym okazał się zbyt niekorzystny i pozostali woleli przepuścić przez swoje terytorium wędrowca, niż popełnić błąd stając na jego drodze.

Konfrontacja Naira z niebezpiecznymi stworzeniami nie uszła uwadze szpiegów ich wrogów, szczególnie tych, w których kierunku nieznajomy zmierzał. Wędrowiec, kiedy przeszedł przez siedlisko poczwar, zgrabnie omijając wszystkie zdradliwe pułapki, w oczach obserwujących jego poczynania urósł do roli bohatera i demona. Jako pierwszy dokonał czegoś, co wydawało się niemożliwe do osiągnięcia i w pojedynkę swoimi nadnaturalnymi mocami pokonał znacznie więcej stworów niż jakikolwiek inny gatunek podczas licznych wojen. Każdy ich przeciwnik pragnął mieć go po swojej stronie i w kierunku jego słał poselstwa z darami.

Kiedy Nair, przyjmował dary trzeciej grupy wysłanników inteligentnych gatunków jeszcze przed zmrokiem, Neczeru oceniając ich bogactwo, podsumował.

- Widocznie jesteś w czepku urodzony i nieważne jest czy ci pomagam. Zawsze niczym czczony w Egipcie kot, spadasz na cztery łapy. Jeszcze pół dnia temu nie miałeś co jeść i gdzie spać, a nagle masz to wszystko i chętnych tragarzy, którzy będą ci to nieśli, gdziekolwiek się udasz, bo tak kazali im ich władczy. Pokonując jednych, zaskarbiłeś sobie sympatię i podziw innych. Dzięki tobie jestem w stanie utwierdzić moich antycznych twórców w przekonaniu, że mieli rację, mówiąc – wróg naszego wroga jest naszym przyjacielem.

Nowy człowiek nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się do siebie, ponieważ pomimo upadku wielu cywilizacji na Ziemi i w kosmosie istniała wartość stała, lecz nie mająca niczego wspólnego z matematyką i logiką.

- Przyjacielu, gdyby nie ty i pozostali czuwający nad moim marnym bytem Aniołowie dalej tkwiłbym na pustyni uwięziony w łuskach. Ziemia zmierzałaby do nieuchronnej zagłady i pewnego dnia stałaby się martwą planetą. Przynajmniej w tym osiągnęliśmy sukces, lecz proza życia rządzi się swoimi prawami i jedynie co teraz możemy wspólnie, to naprawiać mało ważne globalnie problemy, lecz istotne lokalnie. Nasze działania tragiczne w ocenie jednych są dla pozostałych niegodne uwagi. Podobnie jest, gdy na początku kijem zawracamy nurt rzeki, a gdy to się dokona, budzi podziw i zdziwienie.

Jeszcze na długo przed świtem do prowizorycznego obozowiska Naira docierali delegaci kilku nieznanych mu ras i by nie zakłócać mu snu, rozlokowali się w pobliżu tymczasowych granic, które wytyczyli samozwańczy strażnicy. Działania ich miały złe i dobre strony, ponieważ przynosiły ze sobą porządek oraz wnosiły zasady. Zanim nowy człowiek wstał nakreślone przez innych ramy, objęły również jego. Kiedy uzmysłowił sobie ich obecność, mógł je zaakceptować, lub negować, czy zmieniać, lecz nie mógł przejść obok nich obojętnie. Takie zachowanie przeznaczonych przez przywódców do pomocy mu istot inteligentnych świadczyło o rozwoju cywilizacyjnym ich gatunków i zapewnieniu obecności swoich reprezentantów w jego otoczeniu. Świadczyło to, że sława jego i wieści o wzniosłych czynach znacznie go wyprzedziły. Natomiast szybkość podejmowania decyzji przez starszyznę i przywódców klanowych informowały o powszechnym wypatrywaniu jego osoby. Najprawdopodobniej, gdyby znalazł się niezapowiedziany na drugiej półkuli, równie szybko doświadczyłby podobnego traktowania. Jakaś nieokreślona część populacji pragnęła, oczekiwała i chciała jego porażki, lecz inni zabiegali o jego przychylność i poparcie. Takie postępowanie istot inteligentnych świadczyło o ich gotowości do podporządkowania się władzy centralnej i zbiorowi praw o ile ono będzie chroniło sprawiedliwie.

Pośród wielu przedstawicieli inteligentnych ras jedynie Nair, dostał kredyt zaufania i gdy tylko uzmysłowił sobie o istnieniu jego, zaczął po raz pierwszy w swoim dość długim życiu mieć wątpliwości. Jako wysłannik bogaty w doświadczenia i z anielską pomocą w postaci antycznego komputera biologicznego i kwantowych powstałych niedługo przed upadkiem wysoko rozwiniętej cywilizacji, musiał się zmierzyć z wyzwaniem przekraczającym zdolność pojmowania jego umysłu. Dlatego postanowił przy podejmowaniu decyzji posiłkować się przekazami powstającymi w jego podświadomości.

Wbrew pozorom największa trudność w przystąpieniu do wysłuchania próśb plemiennych delegatów, rozwiązywania lokalnych problemów i porządkowania nadszarpniętych wzajemnych relacji, było przebrnięcie przez poranny posiłek. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów jego śniadanie miało składać się z kilkudziesięciu potraw, uznawanych przez innych za rarytasy i wykwintne. Kolejny raz jego układ trawienny został wystawiony na ciężką próbę, której ze względów dyplomatycznych nie mógł odmówić. Przynajmniej dzięki pomocy Neczeru, był w stanie określić poszczególne składniki przeznaczonego dla niego jedzenia.

Degustację nieznanych potraw przez Naira można było przyrównać, do śmiercionośnego pojedynku szermierczego gdzie jeńców się nie bierze, a o pokonanych szybko się zapomina, po wielkim szyderstwie, jakie gotują zwycięzcy pokonanym.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania