Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 112

Dyplomacja w ocenie nowego człowieka była kunsztowną sztuką, na którą stać było niewielu. Świadomy tego wyzwania przeszedł samego siebie, by sprostać wyzwaniu i osiągnąć mistrzostwo. Jego poświęcenie i wysiłki przyniosły dobry skutek, ponieważ przystępując do wysłuchania petycji i próśb delegatów, po pewnym czasie zdał sobie sprawę, że wszystkich śmiało mógł zaliczyć do przyjaznych mu i gotowych do zaakceptowania nawet nieprzychylonych jego decyzji, które dotyczyły ich rasy i grupy, jaką reprezentowali.

Nair, początkowo nie zamierzał, lecz po przemyśleniach postanowił zrobić audiencje jednocześnie dla wszystkich zainteresowanych. Pragnął w ten sposób uzyskać jak najlepszy efekt dla swojego przekazu. Żyjąc dość długo, poznał swoje mocne strony i wiedział, że najlepiej występuje mu się przed zgromadzoną publicznością. Potrafił szybko nawiązywać kontakt z tłumem i doprowadzać by w masie reagowali na każde jego słowo żywiołowo. Podczas oddziaływania na nastroje słuchaczy niezmiennie dokonywał drobnych korekt we wcześniej zaplanowanej tematyce wystąpienia i modelował prędkość czy głośność wypowiadanych słów w zależności od panującego nastroju oraz targających emocji.

 

Zawsze, zanim zaczął mówić do ogółu, pozwalał innym bardziej odważnym i śmiałym kolejno w ograniczonym czasie wyznać ich troski. Często po wysłuchaniu wystarczało powiedzieć, tak lub nie i problem stawał się mniej ważny albo już nie taki istotny. Tym razem tak jak w wielu podobnych przypadkach był zmuszony uświadomić ogół w konsekwencjach własnych czynów, panujących zasadach i obowiązkach, oraz z nowym przyjętym porządkiem.

- Zastanawialiście się, do czego służy błogosławiona Ziemia, pełna darów Matki Natury, która jest od zarania z nami, swoimi dziećmi – rozpoczął swój przekaz, posługując się pradawnym językiem ptaków, jaki nauczył go pierwszy prawdziwy Mag, ponieważ jedynie on poprzez swój świergot docierał bezpośrednio do świadomości słuchaczy – To ona przekształciła nieurodzajne piaski pustyni w żyzne doliny i urodzajne równiny. Pamiętała też o wzniesieniach, depresjach i korytach rzek oraz obszarach dookoła jezior i lasach. My, choć pozornie różni, jednakowo nie doceniamy jej dobra i obfitości darów. Niewdzięcznym postępowaniem przyczyniamy się, że czuje się niekochana i samotna. Ktokolwiek nie wierzy w moje słowa, niech klęknie i przyłoży ucho do jej córki gleby, rodzącej obficie, gdy jest zadbana. Jeżeli nie może lub nie chce się do niej przybliżyć, niech przytuli się do kory drzewa i poczuje rytm jej tętna. Kiedy i to mu nie sprzyja, to wsłucha się w nurt wody spływającej z gór, albo w szum obfitego potoku, który rozprowadza wody w kilku kierunkach. Jeżeli i jej tam nie dostrzeże, pozostaje poranna i wieczorna rosa, bez różnicy czy południowa albo północna. Kiedyś przedarłem się przez wysokie góry, oddalając się z pustyni, gdzie nie ma pachnących drzew, krystalicznych źródeł, jakie gaszą pragnienie spragnionym. Tam nawet cuchnąca breja jest cennym darem, a źdźbło uschniętej trawy wykwintnym daniem. Gorąco dokucza w dzień, a zimno w nocy. Słonce osusza najmniejszą kroplę potu i czeka się na cud w postaci rosy albo deszczu kropli. Doskonale zdaje sobie sprawę, że większość z was nie weźmie do serca moich słów, cóż najedzony i opity nie zrozumie spragnionego i głodnego. Dlatego proszę was nie dopuście tak jak ludzie z upadłej cywilizacji do dnia, kiedy zabraknie nawet zjełczałego pokarmu i z kałuży wody.

Przerwał i przez chwilę zastanawiał się w jak najlepszy sposób przekazać prośbę Neczeru, a właściwie alert informujący o zaprzepaszczeniu jego wieloletnich wysiłków, spowodowanych podnoszeniem się wód gruntowych. Długotrwałe opady w wielu miejscach Ziemi i stabilizacja stref klimatycznych spowodowałyby wypełnienie naturalnych podziemnych zbiorników wodnych. Służących od początku życia jako rezerwuar wody pitnej, gdzie zawsze znajdowała się najczystsza, najbogatsza w minerały i mikroelementy. Niestety wraz ze zwiększaniem potencjału technicznego upadła ludzkość eksploatowała podziemne zasoby ponad zdolności i możliwości samo regeneracyjne, aż je opróżniła. Pozbawione naturalnego wypełnienia zapadały się w sobie, powodując trzęsienie ziemi, co umożliwiało zakopanym w gruncie toksynom dostawanie się w głąb. Nieprzemyślane działania doprowadziły do destabilizacji środka ciężkości i przyspieszyły naturalną nieznaczną zmianę biegunów. Ingerencja w ruch obrotowy nie wpłynęła gwałtownie na klimat, lecz zapoczątkowała klęski żywiołowe, które stopniowo zwiększały swoją moc i obszar niszczenia. Wstrząsy tektoniczne doprowadzały do uszkodzeń w skorupie ziemskiej i umożliwiały wodzie z powodzi zanieczyszczanie źródeł i podziemnych zbiorników wodnych. Niesłychane skuteczne w niszczeniu infrastruktury krytycznej były gwałtowne tornada, które niszczyły nawet betonowe budowle. Potężne żywioły jako jedyne zjawiska atmosferyczne wymykały się ludziom spod kontroli i bez udziału sztucznej inteligencji rozprawiłyby się z inteligentną rasą szkodników. Nadmierna eksploatacja podziemnych zbiorników pozostawiła trwałe zakłócenie ruchu obrotowego planety i chcąc je ustabilizować, należało wznieść na powierzchni monumentalne budowle. Równomierne rozłożenie ciężaru miało przerwać diabelski krąg i scalić wiele inteligentnych ras w jeden planetarny naród, jaki w niedalekiej przyszłości mógłby godnie na arenie międzyplanetarnej reprezentować Ziemię.

Kiedy uznał, że dał wystarczająco dużo czasu słuchającym jego wystąpienia i na zastanowienie się nad jego przekazem, kontynuował.

- Powinniśmy wszyscy w jedności i zgodzie nie dopuścić zarażonych nienawiścią, chciwością, arogancją do wspólnego stołu. Ponieważ skażone monstra zatrują tak jak kiedyś błogosławiony pokarm, a krystaliczną wodę zamienią w ściek, z którego spragnieni zmuszeni jesteśmy pić, inaczej umrzemy z pragnienia. Kiedyś ludzie z upadłej wysokorozwiniętej cywilizacji z rozmysłem i w zapamiętaniu gładzili nie tylko Matkę Naturę, wszystkich uważanych za obcych, lecz nawet swoich najbliższych dla wątpliwego zysku. Może dlatego, że nie zastanawiali się nad swoim zdrowiem i jakością życia. Dobro ogółu przehandlowali na komfort własnej wegetacji, gdzie otoczeni bogactwem pławili się we własnych nikczemnych osiągnięciach. Skrycie mordowali i okaleczali nieświadomych zagrożenia nawet dzieci, które w dniu swoich narodzin pojawiały się z balastem. Każdego kolejnego dnia ubywało zdrowych, a przybywało chorych, aż pewnego przyszło przesilenie i zmiotło prawie całe ziemskie życie. Nastała długa mordercza noc, zgarniająca obfite żniwo i kiedy przyszedł dzień, już nic nie było takie same. Powstałe i zmutowane rasy zajmowały porzucone miejsca oraz te, jakie w tak tragicznej sytuacji mogły dosięgnąć. Przez wiele pokoleń ocaleni spłacali wygórowaną cenę za możliwość marnej wegetacji, lecz ten czas się skończył i od was zależy czy na zawsze. Dalej pod powierzchnią ziemi czai się zgromadzone zło, które swój początek zawdzięcza nie demonom i szatanom, lecz tłoczonym toksynom. Chemiczne odpady, niechciane pozostałości cywilizacji człowieka, przyczajone czekają na kolejne ofiary. Jednak wspólnymi siłami z pomocą przyjaciół możemy się ich pozbyć i raz na zawsze oczyścić ropiejące blizny naszej Ziemi. Zadbajmy o wspólny nasz dom, ponieważ innego nie mamy i mieć nie będziemy.

Zaledwie niewielka część zgromadzonych zrozumiała i poparła przesłanie, lecz w dalszej perspektywie pod wpływem ciężkiej pracy i licznych wyrzeczeń, prawdopodobnie do pomocy przy uzdrawianiu Ziemi pozostaną wyjątki. Większość odrzucała stałe czy długotrwałe ograniczenia i po krótkim czasie pragnęła bez większego wysiłku posiadać jak najwięcej. Gdyby na to pozwolić i nie trzymać ustanowionych zasad, dość szybko zaprzepaszczono by wcześniejszy dorobek i byłoby jak tysiące lat wcześniej, czyli eksploatacja po kres. Niestety po ostatnim zgotowanym przez upadłą cywilizację Armagedonie, wyczerpał się kredyt dalszej toksycznej egzystencji, która nawet najmniejszego nieskażonego złoża potomnym nie pozostawiła. Tym razem Matka Natura nie jest w stanie zadbać o siebie i należało jej pomóc. Jeżeli nie dojdzie do pospolitego ruszenia i wsparcia przy przywracaniu równowagi nie tylko biologicznej. Pozostanie jej rozwiązanie ostateczne, które zaaplikuje pozostałym najmniejsze jej dzieci. Bakterie, wirusy, mikroby w zwartym szyku zjednoczone w jednym celu i w porozumieniu zaczną dokonywać zmian u najbardziej uciążliwych. Doprowadzi to w ostatecznym rozrachunku albo w dalszej perspektywie do funkcjonowania i prokreacji najmniej uciążliwych. Nowe gatunki miały być posłuszne i niczym mrówki gotowe do największych poświęceń dla dobra ogółu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania