Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 55

Obcy w ocenie samic Sardów musiał mówić prawdę, ponieważ gdy tylko zamieć ustała zaczął drążyć tunel, kilka kroków od wejścia do magazynu. Wybór miejsca był najgorszy z możliwych i zaledwie po kilku ruchach widać było, że na tym się nie zna. Nadrabiał brak górniczej wiedzy i umiejętność kopania, zapałem. Jego determinacja była niewiarygodnie wielka, skoro do cięcia lodu używał podarowanego handżara. Delikatność, z jaką nim się posługiwał, nie budziła wątpliwości, że ostrze z białego metalu jest dla niego niezwykle cenne, a mimo tego go używał. Każdy jego sztych był przemyślany i wykonywany pod odpowiednim kątem, by przy zagłębianiu w bryle zamarzniętej wody nie powodować niepotrzebnych naprężeń ostrza.

Nair, nikogo nie prosił i nie zmuszał do pomocy przy drążeniu lodowego tunelu wytyczonego przez Gwiazdę Poranną. Bezgranicznie ufał strażnikowi i pozostałym Aniołom. Nigdy go nie zawiedli i zawsze służyli pomocą. Nawet zbyt mocno nie oponowali, gdy Ariel, Uriel i ich siostra Gabriela mieli stracić z nim kontakt. Pozostał mu do pomocy, tylko Neczeru, lecz stale czuł przy ładnej pogodzie, a on czuł, nawet gdy nic nie mówił, jego obecność.

Najmłodsze z Sardów jako pierwsze wyrwały się spod opieki matek i nie proszone zabrały się do wynoszenia lodowego gruzu. Matki i bezdzietne samice do udziału w pracach zachęciły pierwsze znaleziska z czasów upadłej cywilizacji. Pordzewiałe przedmioty prawie wszystkie były uszkodzone albo zniszczone, lecz nikt nie tracił nadziei na odnalezienie prawdziwego skarbu. Pierwsze wieści z miejsca odkrywki rozpaliły myśli i stworzyły nadzieje na dokonanie odkrycia dorównującego magazynowi.

Niespodziewane dla największych sceptyków obcy przedarł się do wielkiego pomieszczenia, które dla wyedukowanego w zrujnowanym podziemnym kompleksie Naira, było żelbetonową piwnicą. Budynek, a właściwie sadząc po gabarytach gmach, został najprawdopodobniej uszkodzony podczas wojny i zawalił się pod ciężarem lodu. Rozległe podziemie budowli doprowadziło poszukiwaczy do zasypanego korytarza. Nair, w pierwszym odruchu zamierzał zrezygnować z przedarcia się przez przeszkodę, lecz wystające z dużych brył niewielkie fragmenty metalowych prętów, nakłoniły go do zastanowienia się nad sposobem przedarcia się przez barykadę i przy okazji pozyskanie cennej stali. Zakorzenione w nim od najmłodszych lat zbieractwo, w tej sytuacji nie pozwoliło byłemu Łuskowcowi, na porzucenie bezcennej dla jego ziomków zdobyczy. Najwygodniejszym i najbardziej szybkim sposobem dobrania się do metalu, było rozbicie bloku betonu przy pomocy ładunków wybuchowych. Kilkakrotnie podczas swojej wędrówki w dzieciństwie, natknął się na różnorakie niewypały. Nieumiejętne detonacje dokonywane przez jego współplemieńców przeważnie doprowadzały do tragedii, lecz pozyskanie kilku kilogramów stali, w ich ocenie, było warte wszelkiego ryzyka. Jednak on pod wpływem ostrzeżeń Aniołów porzucił takiego rodzaju praktyki pomimo licznych okazji i nigdy do niewypałów się nie zbliżał. Jednak postawiony w niekomfortowej sytuacji i przyparty do muru, gdzie nie chodziło o bezcenną stal, tylko o jedyne istniejące z pomieszczenia wyjście dające nadzieje na coś więcej.

Tym razem, na przekór wcześniejszych ostrzeżeń i dobrych rad, zaczął czegoś szukać, czym by był w stanie wysadzić jednolity żelbetonowy blok. Najprawdopodobniej przeszkoda ważyła kilkadziesiąt, a może kilkaset ton i ręczne jej usunięcie nie mogło być poważnie potraktowane.

Niczym dawny pies tropiący przemierzał zasypaną częściowo piwnicę dużego bloku mieszkalnego, którą za czasów świetność nazywano parkingiem podziemnym. Dokładnie sprawdzał, milimetr po centymetrze, aż natknął się na to, czego pragnął. Niezdetonowany ładunek umieszczony niedaleko interesującego go miejsca, nie był dla niego żadną niespodzianką, ponieważ podobnych owalnych przedmiotów widział setki. Zaskoczyła go wielkość szpicy głowicy z rakiety i to, że dawno temu przebiła wszystkie stropy i dotarła poniżej gruntu, lecz nie eksplodowała. Gdyby uderzyła w coś wzmocnionego albo otarła się o coś twardego, prawdopodobnie wybuchłaby i nic w tym miejscu nie ocalałoby. Tylko ona natrafiła na materiał ocieplający, później wygłuszający i wytraciła pęd. Utknęła w pełni sprawna w miejscu wyłożonym styropianem i trwała.

Nowy człowiek, wbrew ostrzeżeniom postanowił ją zdetonować, pod wpływem determinacji. W tym celu wykorzystał wiedzę, jaką pozyskał od Anioła Świętego w zrujnowanym podziemnym kompleksie. Intencja nauczyciela była zgoła inna i należało ją potraktować jako ostrzeżenie, żeby tego nie robić. Zwłaszcza zniszczyć za pomocą ognia.

W tym celu zaczął gromadzić pod głowicą wszystkie znalezione palne materiały. Każdy skrawek drewna, płyty wiórowej czy papieru, w jego ocenie był przydatny, lecz jednocześnie skazywał całą grupę na głód w przypadku niepowodzenia.

Gdy sterta pod niewypałem urosła i już nic do niej nie był w stanie dodać, poprosił Sardów, wilczały i Jeleniowca o wyjście z piwnicy i udanie się w najdalszy zakątek skuty lodem. Dokładnego miejsca nie sprecyzował, ponieważ nie chciał, żeby wszyscy zgromadzili się w jednym miejscu, a w przypadku ofiar obwiniali jego.

Kiedy upewnił, że wszyscy wykonali jego prośbę. Podpalił stertę za pomocą iskry wskrzeszonej z arnika i w ukryciu z innymi czekał na wielkie bum. Czas mijał, lecz nic się nie wydarzyło. Część malców zniecierpliwiona przymusowym przebywaniem w bezruchu opuszczała w miarę bezpieczne miejsca i podchodziła do piwnicy niebezpiecznie blisko. Jedynym rozwiązanie na zagospodarowanie ich ciekawości, było zachęcenie do dokonania rekonesansu w odległej części miasta, przykrytego lodowcem.

Inicjatywa Naira tak jak się spodziewał, nie została od razu zaakceptowana i był zmuszony sporo poświęcić czasu na uzasadnienie swojej propozycji. Najmocniejszym argumentem w jego ocenie było realne zagrożenie detonacją głowicy pod wpływem ciepła. Jeżeli ilość zgromadzonego łatwopalnego materiału okazała się niewystarczająca, to i tak pokrywająca ładunek wybuchowy stal jest nagrzana i w każdej chwili może dojść do samozapłonu resztek paliwa w korpusie rakiety, o ile dalej jest przytwierdzony do głowicy. Niestety omawiane zagadnienia konstrukcyjne i niszczycielska siła nie przebijały umysłowych barier przedstawicielek mało rozwiniętego technicznie społeczeństwa.

Argumentem najkorzystniejszym i przemawiającym do wyobraźni wszystkich inteligentnych ras była chciwość i możliwość szybkiego dorobienia się bogactwa albo uzyskania wielkich korzyści. Nowy człowiek postanowił tę małostkowość wykorzystać i powiedział.

- Dla jego dobra, nikomu nie radzę w tej chwili zbliżać się w pobliże magazynu z żywnością. Istnieje realne zagrożenie, lecz najważniejsze jest to, że niczego tam nie ma, co można by było wykorzystać jako źródło ciepła. Dlatego udaję się na poszukiwanie dawnych urządzeń zapewniających stale ogień lub łatwopalnych materiałów.

Natychmiast po zakończeniu wypowiedzi odwrócił się od pozostałych i skierował się w pagórkowate miejsce. Swoim odejściem uniemożliwił nawiązanie jakiejkolwiek dyskusji i wielokrotnego roztrząsania nawet najgłupszych pomysłów. Takie zachowanie najmniej spodobało się największym sekutnicom i gdyby pozostał w granicach słyszalności z pewnością odwiedzałby się o sobie wielu niepochlebnych opinii.

Wysłannik, dzięki znośnej pogodzie mógł być naprowadzany przez Neczeru do obiecujących miejsc. Droga jego wiodła do zabytkowej dzielnicy miasta, z wąskimi ulicami i ciasnymi przejściami. Domy zbudowane z cegieł i drewna podczas konfliktu ucierpiały najbardziej. Czego ogień nie strawił, załatwiła fala uderzeniowa. Pomimo potężnych zniszczeń w tamtym rejonie, miejsce pozostało dla poszukiwaczy znacznie bardziej obiecujące, niż wykonane ze szkła i betonu. Nawet nadpalone belki, połamane meble mogły w tym niegościnnym miejscu być przydatne do grzania, gotowania i zapewniał to długotrwale panujący silny mróz. Dzięki niemu i wąskim zaułkom części ścian nie pokrywał lód i śnieg. Kilka takich miejsc okazało się jedynie wielką stertą gruzu, lecz po długim kluczeniu natrafił na przekrzywioną ścianę z wyrwanym oknem. Zabytkowe drewniane skrzydła były zbutwiałe ze starości i mogły dać niewiele ciepła. W przeciwieństwie do nich połamana podłoga wyglądała na lepiej zachowaną i uzyskać z niej można było o wiele więcej opału.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania