Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 11

Łuskowcowi, do wyruszenia w drogę musiały wystarczyć trzy dni i w tym czasie był zmuszony skompletować wyposażenie, oraz dobrze wypocząć. Żal mu było opuszczać podziemny kompleks, gdzie było stale przyjemnie chłodno. Ostatniego dnia na krótko wyszedł na zewnątrz i dość szybko pożałował, że nie nałożył na siebie ochronnego odzienia, ponieważ jego ciało odwykło od palących promieni słonecznych. Zbyt szybko, nie tylko pod wpływem szykowania się do wyprawy, zapomniał, jak niebezpieczne są dla wszystkich organizmów żywych promienie słoneczne i zachował się jak młokos, który nigdy nie był na zewnątrz. Wszechobecny głos jak zawsze o wszystkim pamiętał i myślał za niego. Dlatego po powrocie ponownie przypomniał mu o konieczności stosowania odpowiednich kremów z filtrem UV, nawet dla jego skóry pokrytej łuskami powstałymi w wyniku ewolucji, najprawdopodobniej z tego powodu. Kiedyś przed konfliktem nawet istniał indeks promieniowania ultrafioletowego danego dnia dla określonego miejsca i rozpoczynał się od niskiego po skrajny ekstremalny. Niestety ludzie z wymarłej cywilizacji poeksperymentowali i doprowadzili, że po tysiącleciach tamten ekstremalny jest uznawany za bardzo niski. Przyczyniło się do tego zwiększone docieranie UVB, które zatrzymywała warstwa ozonowa, lecz została mocno zniszczona przez przebijające ją rakiety kosmiczne i balistyczne. Zapracowali pradawni, również na docieranie do Ziemi promieniowania UVC, jakie kiedyś w całości były zatrzymywane przez warstwę stratosfery. Niestety detonacje głowic jądrowych mocno i jej dały się we znaki i od tamtego czasu przepuszcza promieniowanie, wykorzystywane przed wieloma wiekami jedynie jako środek bakteriobójczy.

Kompletowanie potrzebnego sprzętu, było często zakłócane przez siostrę Aniołów, która ciągle pytała, jak się czuje i czy mu coś nie dolega. Przynajmniej kilkanaście razy dziennie zmuszała go do podejścia w pobliże termometru słowami.

- Minęła godzina, proszę mierzyć temperaturę.

Troska jej o jego zdrowie była dla niego dość męcząca i chcąc się jej pozbyć, solidnie przykładał się do pakowania. Kiedy wszystko z listy upchał w swoich bagażach, jeszcze raz z pomocą wszechobecnego głosu analizował wytyczoną przez Neczeru trasę wędrówki. Jego droga się wiła, zakręcała i często prawie wracała, lecz z tej perspektywy, z jakiej ją widział, wydawała się i jemu optymalna.

Wraz z nastaniem nocy Nair opuścił podziemny kompleks, który cudownie ocalał w dniu zagłady prastarej cywilizacji i ciągnąc niczym wymarły koń wózek z wodą, wyruszył w drogę. Przyczepiona do jego dwukołówki płachta materiału dobrze i skutecznie zacierała pozostawione ślady, a wewnętrzny głos pewnie go prowadził prawie w całkowitej czerni. Przewodnik musiał mieć doskonały wzrok, ponieważ ostrzegał o wszelkich przeszkodach i korygował nawet najmniejsze zbaczanie z wytyczonego szlaku. Dzięki jego towarzystwu nie czuł się osamotniony i mógł swobodnie w myślach z nim rozmawiać, jakby szedł obok niego. Kilkakrotnie podczas nocy ostrzegł go o zbliżającym się niebezpieczeństwie i z odpowiednim wyprzedzeniem wynajdywał mu naturalne kryjówki. Wraz ze wschodem słońca skierował go do niewielkiego wąwozu, gdzie wypatrzył dla niego małą skalną nieckę, usytuowaną na północnym stoku. Miejsce nadawało się doskonale na dzienny pobyt dla jednej osoby i jej bagażu. Łuskowiec, po lekkim posiłku mógł w znośnym cieniu wypocząć po całonocnej wędrówce. Kiedy układał się do snu, jego Anioł stróż zapewnił go o dobrym nadzorowaniu miejsca jego spoczynku. Zanim zasnął, usłyszał od Gwiazdy Porannej.

- Wypoczywaj błogosławiony przez dawnych mędrców, oczekiwany przez nienarodzonych i zapowiedziany przez proroków.

Nawet chciał mu odpowiedzieć i zapytać się, co ma na myśli, lecz sen był od niego szybszy i przejął go w swoje posiadanie. Ponownie, jak od kilku dni znalazł się w lesie, do którego zmierzał. Tym razem nie latał nad nim i nie wypatrywał jakieś zdobyczy w dole, tylko szedł między bujnymi roślinami. Gdzieniegdzie rosły tak blisko siebie, że zagradzały mu drogę i nie chcąc ich uszkodzić, kluczył i oddalał się od kierunku, w jakim zmierzał. Widocznie to one wytyczyły mu szlak i kierowały go do miejsca wybranego albo przeznaczonego dla niego. Zanim dotarł, jego opiekun wybudził go ze snu i opowiedział, co przez cały dzień w pobliżu kryjówki się działo. Kilkakrotnie jego Anioł Stróż miał obawy o jego bezpieczeństwo, lecz nie kwalifikowały się do sytuacji awaryjnej albo nadzwyczajnej i najlepszym rozwiązaniem było pozostawienie go śpiącego.

Zanim wyruszył w dalszy etap swojej wędrówki, posilił się i dokonał uproszczonej higieny. Wydalanie z siebie odchodów nie stanowiło dla łuskowca problemu, lecz pozbycie się ich w sposób uniemożliwiający wykrycie już tak, ponieważ każdy pozostawiony po sobie zapach mógł zwabić drapieżniki, a one łatwo nie rezygnowały z polowania. Dlatego ludzie pustyni zbierali pozostawione łajno najbardziej dla nich niebezpiecznych osobników i nim maskowali swoje zapachy. Nair w tym celu został przez wszechobecny głos wyposażony w pradawny chemiczny płyn, który powinien mocno zakłócić system powonienia, a bardziej zdesperowanych doprowadzić nawet do śmierci.

Opuścił kryjówkę dopiero na sygnał Gwiazdy Porannej, który pomimo upływu połowy nocy, nie podjął wcześniej takiej decyzji i zaledwie po godzinnym marszu niespodziewanie zmienił mu kierunek. Łuskowiec był pewny, że prawie się cofa, lecz spostrzeżenie pozostawił dla siebie. Niespodziewanie opiekun zachęcił go do biegu, co w warunkach pustynnych uważane było za szczyt głupoty i niepotrzebną stratę energii. Kiedy tym razem podzielił się swoimi uwagami, usłyszał.

- Wiatr zmienił kierunek i naciąga potężna burza piaskowa.

Lepszej zachęty Nair do biegu nie potrzebował, ponieważ nienaturalna wokoło cisza i panujący bezruch ją zapowiadały. Wystartował niczym sprinter, lecz mocno jego bieg spowalniał ciągnięty wózek. Jednak nie zamierzał go pozostawiać nawet za narażenie życia, ponieważ było tam wszystko, co umożliwiało mu przetrwanie. Drugim niezwykle ważnym powodem do ciągnięcia, była jego niesłychana wartość. Jaka mogła doprowadzić do niejednej wojny klanowej. Łuskowiec zgromadził na nim bajeczną fortunę w postaci prastarego sprawnego sprzętu i narzędzi.

Zanim dotarł do zlokalizowanej przez Neczeru jaskini, uderzył w niego wiatr z piaskiem. Gdyby nie miał na sobie prastarego kombinezonu i hełmu na głowie, z pewnością obdarłby jego ciało do kości. Momentalnie poczuł, jakby uderzył w mur i prawie się zatrzymał. Pozostało mu do pokonania zaledwie kilkanaście metrów, a zajęło mu to w poczuciu upływu czasu wieki. Kiedy przeszedł przez otwór, poleciałby do przodu, gdyby nie wózek. Zaraz za wejściem zaczął oceniać straty, jakie poniósł. Materiał wierzchni jego kombinezonu cały był w strzępach, lecz wewnętrzny przetrwał i w jego ocenie nadawał się do użytku. Jednak najważniejszym dla niego odkryciem było, że jego bagaż najwidoczniej przetrwał w nienaruszonym stanie. Gdy sobie to uświadomił, ucieszył się niczym młokos, po pierwszym zwyciężonym pojedynku, o hierarchię w klanie.

Neczeru, po upewnieniu się, że wybrany na misję łuskowiec jest bezpieczny, nawiązał połączenie z komputerami kwantowymi w zrujnowanym podziemnym kompleksie i przekazał im najświeższe informacje. Najbardziej wartościową wiadomością dla sztucznej inteligencji było, nie chwilowe trudności, lecz możliwość kontynuacji marszu do wyznaczonego celu. Zawdzięczali to nie tylko uporowi nowego człowieka, lecz nadludzkiej sile, jaką ten osobnik posiadał. Największy wkład i zasługę w procesie przekształcania ciała, przypadł w udziale medycznemu, który po wiekach bezczynności ponownie święcił trumfy i nie było to jego przysłowiowe ostatnie słowo.

Wiatr na zewnątrz wiał z potężną siłą, unosząc chmurę piasku, który wciskał się w najmniejsze szczeliny. Opiekun od chwili pojawienia się burzy piaskowej, nie odezwał się i nie było w tym nic niepokojącego, ponieważ jak zapewnił wcześniej, swoją całą uwagę poświęci na patrolowaniu najbliższych okolic. Uwiezionemu w pieczarze Nairowi nic nie doskwierało oprócz nudy. Dwukrotny remanent pośród swoich zapasów przeprowadził z największą uwagą i stwierdził stratę jednego noża. Łatwo nie pogodził się z tym ubytkiem i stale miał nadzieje na jego odnalezienie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania