Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 108

Przybyszowi z przyszłości, gliniany Mag nie pozostawił czasu, na ochłoniecie po ostrzeżeniu, albo dobrej radzie, jakiej udzielił, tylko ujął niczym najlepszego przyjaciela za ramię. Kiedy zacisnął dłoń, w jednej chwili wydzielone zamglonymi kotarami z większej całości pomieszczenie zdematerializowało się i stanęli w środku sześcioramiennej gwiazdy, zbudowanej z maleńkich kryształów mieniących się tęczowymi barwami w miejscu przeznaczenia. Przybycie niezapowiedzianego obcego, zbudowanego z kości, mięśni i płynów, w których dominowała woda, na przyjęciu w towarzystwie jednego z rodzeństwa, wywołało spore zainteresowanie i masę pytań, o technikę jego ożywienia. Chcąc powstrzymać liczne gratulacje, gospodarz już na wstępie wyjaśnił, że do spotkania w rodzinnym gronie zaprosił, nie dzieło własnego genialnego kunsztu, lecz swojego gościa, jakim jest przedstawiciel mieszkańców Ziemi z odległej przyszłości, gdzie nie ma już magii, a ludność żyje dzięki pracy swoich rąk, zamiast czerpania energii z otaczającej materii.

Oświadczenie wywołało falę niedowierzania i pytań o informacje odnoszące się do niedalekiej ich przyszłości. Nikt podobnie jak tysiące i miliard lat później nie chciał uwierzyć w opisy wydarzeń, jakie mają wkrótce nastąpić. Każdy wolał żyć chwilą obecną i słuchać bajek o nadciąganiu wspaniałych czasów, gdzie czeka go cudowna przyszłość. Najgorsze w ocenie nowego człowieka, było to, że pomimo tak odległego czasu i żadnego pokrewieństwa, akurat to się nie zmieniło. Członkowie pierwszej ziemskiej cywilizacji pozostali głusi na ostrzeżenia, podobnie jak każdej kolejnej.

Nowy człowiek odetchnął z ulgą, gdy goście na przyjęciu przestali się nim interesować i prawdopodobnie powrócili do ulubionego spędzania czasu polegającego na nadmiernym jedzeniu i piciu. Napoje ich inaczej pachniały, lecz podobnie jak alkohol dla człowieka miały jakieś właściwości odurzające. Nawet długo nie trwało, jak gliniane istoty straciły ogładę towarzyską i harmonię ruchów. Zaczęły zachowywać się w sposób nieskoordynowany, nieskolacjonowany i oburzający osobników stroniących od trunków. Jeszcze inni znacznie więcej pochłaniali pokarmu od pozostałych i bez skrępowania go wydalali w dowolnym miejscu, z którego znikał w sposób równie tajemniczy, jak nieskonsumowany, gdy się pojawiał na lewitującej niezwykle gładkiej kamiennej płycie.

Przynajmniej gospodarz, z jakim Nair przybył na przyjęcie, stronił od jednego i drugiego. Zachowywał się, jakby obawiał się cokolwiek nawet spróbować, lecz nie zapominał o swym gościu, któremu starannie dobierał jedzenie oraz napoje. Oferowane mu przepięknie wyglądające potrawy podobnie jak płyny w smaku były mdłe i niedoprawione, widocznie niewidzialny kucharz był pozbawiony węchu i smaku. Wcisnął w siebie zaledwie niewielką porcję dań, choć spróbował wszystkich. Uczucia głodu nie uśmierzył, ponieważ czegoś tak wyjałowionego nigdy nie konsumował i z tego powodu musiał zaprzestać.

Mag, o dźwięcznym imieniu, jakiego Nair nie był w stanie wyartykułować przy swojej budowie gardła, gdy dostrzegł powściągliwość gościa w pochłanianiu paszy przystosowanej do jego układu pokarmowego, powiedział.

- Niepotrzebnie unikasz przeznaczonego dla ciebie jedzenia. Zapewniam, że nikt nie odważy się pozbawić cię nim życia, ponieważ nie tylko mnie naraziłby się śmiertelnie. Może i jesteśmy nie tak cywilizowani, jak twoi współplemieńcy, lecz u nas gość zawsze jest traktowany z najwyższym szacunkiem. Obowiązujące zasady dobrego zachowania pozwalają jedynie na słowną krytykę. Zupełnie odmiennie będzie, gdy zaszyjemy się we własnych siedzibach. Zgodnie z obowiązującym zwyczajem, tylko tam możemy być atakowani i szykanowani, a w zwartym zbiorowisku traktujemy siebie nawzajem z największym szacunkiem. Gdyby do tego nie dochodziło, nasze plenne, lecz unikatowe mioty nie miałyby szansy na dotrwanie do płciowej dojrzałości.

Przerwał, namyślił się i kontynuował – naszą strawę, gdybyś mógł spróbować, z pewnością wyplułbyś ją, zamiast przełknąć, ponieważ jest aż tak pozbawiona smaku i aromatu. Nawet zwykły kamień i zwierzęce odchody z pewnością mają większy bukiet. Przypuszczam, choć nie mam na to dowodów, że twoje tradycyjne jedzenie nie jest pozbawione substancji odżywczych i minerałów. My swoje wywołujemy z próżni, a nie hodujemy w ziemi, z jakiej podczas wegetacji wchłaniałyby mikroelementy. Taki pokarm nawet zbyt mocno przetworzony zachowałby coś z matki natury. Stale nam o tym przypomina, lecz my zamiast wysiłku, wybieramy wygodę.

- O kim teraz mówisz? – zapytał Nair.

- Nie znasz jej? – zapytał Mag mocno zdziwiony.

- Nie i nikt jej nie zna. Ktoś taki nie istnieje i tylko tak się mówi o istocie wszechrzeczy, czyli o czymś globalnym pozostającym poza granicami naszego zrozumienia, widzenia, odczucia.

- Skoro tak twierdzisz, to ciebie do niej zaprowadzę – powiedział i nie czkając na reakcję albo słowa poparcia czy sprzeciwu. Ujął gościa ponownie za ramię i zmaterializował się wraz z nim w miejscu pełnego rozproszonego światła i kakofonii zapachów.

Nowy człowiek, pod wpływem nadmiaru bodźców, padł na kolana i łzy napłynęły mu do oczu, ponieważ w jednej chwili poczuł aromat piasków pustyni, swoich dzieci, Mino, rodziców, rodzeństwa, o jakim zapomniał i wszystkiego na drodze, jaką przez całe życie zmierzał. Zaledwie w jednej chwili przebył ponownie aromatyczne doznania, które towarzyszyły mu od chwil narodzin. Jednak na nich się nie skończyło, ponieważ nawiedziło go uczucie ciepła, dobra, troski, miłości i zapewnienia pomocy w każdym momencie.

Wszystkiego doświadczył wcześniej i jego doznania mogły zostać przywołane pod wpływem pewnych bodźców z pamięci, lecz uczucie dumy z osiągnięć dziecka i miłość matczyna, było całkowicie nieznane. Obecność jej czuł w każdym nerwie, komórce i krwi tłoczonej przez serce. Jego pierwotna postać pokryta łuskami, następnie chirurgicznie zmieniona w podziemnym zrujnowanym pustynnym kompleksie i odmieniona przez siły wyższe, w jednym brzmieniu tętna stała się jednym.

- Matko, dziękuję ci za wszystkie doznania i troskę, jaką nie tylko mnie otaczasz przez wszystkie dni mojego bytu na Ziemi – powiedział z uniesionym sercem.

Nawet się nie spodziewał, że na odpowiedz, nie przyjdzie mu czekać. Otrzymał ją w mgnieniu oka w postaci doznań. Zwłaszcza aromatu domu, który zbudował z ukochaną Mino i wszystkich potraw, jakie spożywał w swoim życiu. Nawet smród zafajdanych pieluch własnych dzieci wydawał się miły i godny powtórzenia o ile będzie jeszcze ku temu okazja. Dopiero teraz miał sposobność doświadczyć zapachu skał i śniegu w wysokich górach, jakie z niemałym trudem półżywy przemierzył.

- Synu mój, jesteś jednym z licznych moich dzieci, lecz jak się okazuje najbardziej wdzięcznym i ukochanym. Tylko ty prawdziwie doceniasz, co zrobiłam dla ogółu i pragniesz lepszego jutra dla wszystkich. Dlatego dostajesz ode mnie wyjątkowy dar, który będzie uzupełnieniem prezentu od ojca.

Matka natura, w czasie ukołysania swojego ulubionego chłopca, by jego podróż przebiegła spokojnie. Nakazała pierwszemu prawdziwemu Magowi, by ten spełnił jego prośbę i odesłał go do kochającej rodziny.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania