Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 16

Nair, zafascynowany dotykał wnętrza paszczy i uważał, by przypadkiem nie zbliżyć dłoni do któregoś z wielu ostrych niczym igła końców, ukierunkowanych do środka. Cokolwiek żywego do niej wpadało, natychmiast znajdowało się w kolcowej pułapce i nie miało możliwości ucieczki. Niezwykłym dla niego stało się odkrycie, że te igły potrafiły przemieszczać się w sposób harmonijny w głąb stwora. Trochę przypominało to starodawne taśmociągi albo umieszczone na obrazach koła młyńskie, gdy jeszcze te urządzenia napędzane były wodą. Jednak one chowały się w głąb ciała i wysuwały się wyżej pod innym kątem i taki ruch umożliwiał wpychanie zdobyczy do przewodów trawiennych, miażdżących nawet grube skamieniałe kości. Łuskowiec, na samą myśl, co by się z nim stało, gdyby się nie obronił, poczuł ciarki na plecach.

Emocje powoli opadały, a wraz z nimi pojawiało się zmęczenie i poczucie zimna. Nowy człowiek musiał znaleźć, lub wykonać dla siebie schronienie i zabezpieczyć swoje ciało przed utratą ciepła, zanim nadejdzie noc. Dotychczas w pełni polegał na strażniku, lecz ostatnie wydarzenie pokazało, że i on może niewłaściwie ocenić sytuację. Neczeru, podzielał pogląd podopiecznego i nigdy nie powstrzymywał go od wykazywania własnych inicjatyw, wręcz zachęcał do nich. Dlatego poparł budowę legowiska w bliskim sąsiedztwie nieznanego gada. Strach w nieznanych im zwierzętach, jakie monstrum wzbudzało za życia, jeszcze długo powinien się utrzymywać. Przełomem będzie moment gdy ścierwo zacznie się rozkładać i zapachem przyciągnie do siebie padlinożerców, co do rana nie powinno nastąpić. Kilka podciętych ostrym nożem gałązek pobliskiego krzewu i podsuszony mech. W letnią ciepłą noc powinno wystarczyć na posłanie i schronienie przed poranną rosą.

Leśna noc wypełniona była nieznanymi odgłosami, a nasilający się śpiew ptaków przed świtem uniemożliwił długie wylegiwanie się na prowizorycznym posłaniu. Doszło jeszcze zapomniane uczucie głodu, które należało zaspokoić, chcąc kontynuować dalszy rekonesans. Neczeru, wspólnie z innymi inteligentnymi maszynami, po analizie zebranych informacji z dnia poprzedniego, wytyczył najbardziej obiecujący kierunek marszu. Jednak dzień już od godzin przedpołudniowych zapowiadał się z silnymi opadami. Sztuczna inteligencja opracowała kilka wariantów, zdobycia zaopatrzenia i możliwości znalezienia jak najlepszego oraz bezpiecznego schronienia. Najbardziej obiecujące wydawało się pobliskie jezioro i skały go otaczające, gdzie powinna znaleźć się chociaż jedna mała grota.

Nair zmierzał w pobliże niewyobrażalnie wielkiego, dla niego, zbiornika słodkiej wody. Przez ten czas dużo dowiedział się od Anioła o łowieniu nieznanych mu ryb, oraz sposobach ich przyrządzania i jedzenia. Zanim zobaczył jezioro, dookoła niego pojawiła się Szarańcza. Owadów było niesłychanie dużo, a on razem z innymi studentami w pustynnej akademii widział tylko jeden okaz, lecz dzięki temu wiedział o ich właściwościach odżywczych. Niespodziewanie obfity stół zaskoczył go i przez pewien czas zastanawiał się, jak powinien postąpić. Kiedy trochę ochłonął, zaczął łapać i jeść na surowo, jak był od dziecka przyczajony. Tysiące, może miliony łatających stworzeń, nie zwracało na niego uwagi, powoli pochłaniały rośliny i przemieszczały się w przeciwnym kierunku, do jakiego zmierzał. Gdy się najadł do syta, wykorzystał zniszczony z wierzchu kombinezon niczym worek i nawciskał do niego jak największą ilość owadów na zapas. Dokładnie pozabezpieczał wszystkie otwory i dopiero wtedy zaczął szukać miejsca, które zapewniłoby mu schronienie podczas deszczu. Zanim poczuł na sobie pierwsze krople, wypatrzył w starym drzewie wielką dziuplę i do niej wcisnął jako pierwszy swój bezcenny wózek. Sam znalazł w niej tylko częściowo ochronę. Głowa z ramionami w pełni była zabezpieczona, lecz cała reszta została na zewnątrz, podobnie jak prowizoryczny worek z prowiantem, przez część dnia i całą noc mokła. Zimno, wilgoć nie dało mu spać i do rana zdążył solidnie się zmęczyć. Pomimo niewygody i ekstremalnych warunków, do jakich został zmuszony, nie złościł, ponieważ było to jego największe marzenie na pustyni. Gdzie zawsze brakowało wody i jedzenia, a za górami miał wszystkiego pod dostatkiem.

Kiedy deszcz przestał padać i po rozstąpieniu się chmur, zaświeciło słońce. Wraz z nim wróciła też radość z przebywania wśród zieleni i dobry humor. Posiłek był syty i zapewnił sporą porcję energii. Dlatego nowy człowiek, ze swoimi zapasami prowiantu na resztę dnia i bezcennym bagażem udał się w skazanym przez Gwiazdę Poranną kierunku. Idąc między roślinami i wybierając najwygodniejszą drogę, stale coś jadalnego zrywał i przeżuwał. Potrafił już po wyglądzie ocenić smak, więc wybierał tylko ten, na jaki miał w danej chwili ochotę.

Zbiornik czystej wody wraz z dopływami, stanowił idealny wodopój dla wszystkich zwierząt żerujących w okolicy, a jednocześnie grząską pułapkę, która więziła i topiła ofiary. Łuskowiec miał za zadanie dokonanie obserwacji, wszystkich korzystających z jeziora. Komputery najbardziej interesowały sztuczne obiekty pływające, albo jakie powstały w sposób nieewolucyjny. Jakakolwiek obróbka wszelkiego materiału mogłaby odpowiedzieć na pytanie, czy w wysokich trzcinach, gęstym poszyciu albo pod rozłożystymi drzewami istnieją skupiska, albo gromady inteligentnych stworzeń, potrafiących stworzyć zorganizowaną społeczność podobną jak na pustyni. Warunki do przetrwania były na zielonych terenach znacznie lepsze niż w gorących, suchych piaskach, więc i tu coś powinno przetrwać.

Neczeru od dłuższego czasu wypatrywał wzdłuż rzek i w pobliżu zbiorników wodnych jakichkolwiek osad, bądź upraw rolnych czy zorganizowanej hodowli. Niczego z góry nie zarejestrował i jedyną nadzieją do wykluczenia albo potwierdzenia, była misja zwiadowcza.

Nowy człowiek w roli obserwatora mógł się sprawdzić, o ile zamieszka w pobliżu jeziora przez dłuższy czas. Wszystkie zwierzęta do jego zapachu i obecności musiały się przyczaić. Dopiero wtedy można było liczyć na sukces. Pozostając w ukryciu, mógł podziwiać niezwykłe stworzenia. Część gatunków zdaniem strażnika przetrwała dwie zagłady cywilizacji ludzkich, a ich powolny rozwój trwał nawet miliony lat. Inne były rasami młodymi i swoje istnienie zawdzięczali ludziom, którzy poprzez klonowanie czy ingerencje w łańcuchy DNA, realizowali własne koncepcje. Wszelkie jaszczurki czy węże od najmłodszych lat były znane Łuskowcowi i ich się nie lękał. Natomiast nieznane, nawet niegroźne roślinożerne, stanowiły powód do obaw. Nazwy części poznał i razem z ptactwem wodnym miał je uważać jako źródło pokarmów. Najbardziej fascynowały go ryby i ich wydłużone sylwetki, gdy zwabione jego cieniem zaciekawione podpływały w jego pobliże. Najwięcej było najmniejszych, choć zdarzały się okazy bardzo duże, jakich ostre zęby ostrzegały, by trzymać się od nich z daleka. Pierwszą jego zjedzoną rybą stał się okaz, który podczas ucieczki przez podwodnym drapieżnikiem, wyskoczył na brzeg.

Nair zasmakował w rybim mięsie, szczególnie polubił łatwość, z jaką przyszło mu łowienie i odczuwaną radość. Ryby okazały się głupie i zwabiał na niewielkie błyszczące kawałki metalu, do których przyczepiał ostry zaokrąglony kawałek grubszego druta, na jaki nakładał owada. Całość łączył z sobą powiązanymi długimi wąsami pustynnego diabła.

Słońce każdego kolejnego dnia rodziło się później i szybciej się oddalało. Przestało wspinać się wysoko i mniej przypiekało skórę. Bardzo lubił ten okres na pustyni, zwłaszcza gdy nadciągały chmury i z nich spadały krople wody. Tutaj za górami powietrze stawało się powoli zbyt chłodne i za radą Gwiazdy Porannej musiał opuścić teren wspaniałego jeziora i iść szukać schronienia na zimę. Jego wózek gdy ruszał w podróż, był zbyt mocno przeładowany i obciążenie mogło spowodować połamanie kół. Powinien porzucić część zgromadzonych zapasów i wykonanych przez siebie narzędzi, lecz jego wrodzona potrzeba zbieractwa uniemożliwiła mu podjęcie takiej decyzji. Cały dobytek przeglądał kilka razy i w ostatecznym rozrachunku wszystko okazywało się potrzebne. Dlatego z dwóch młodych drzewek, kilkunastu skór upolowanych szczurów, zrobił nosidło ciągnione przez siebie. Oszczędzał w ten sposób koła wózka i mógł zabrać wszystkie zapasy. Jego bagaż strasznie go spowalniał, lecz nie zamierzał z niego rezygnować.

Ciągnął Nair swój dobytek i marzył, by ktoś, albo coś zastąpiło go w tym wysiłku. Wielokrotnie wdział na dwóch reprodukcjach obrazów flamandzkich mistrzów wiszących na ścianie w podziemnym kompleksie, czy kolorowych ruchomych, albo stałych wizjach w miejscach przekazywanych przez Anioła Świętego. Dzięki nim poznał zwierzęta pociągowe od największych słoni po najmniejsze kucyki. Wtedy był przekonany, że wszystkie wyginęły, ponieważ na pustyni wszelką nawet najlichszą roślinność zjadali ludzie, którzy nawet najmniejszą konkurencję skutecznie zwalczali. Teraz za górami, widząc obfitość pokarmu, zastanawiał się, dlaczego oprócz małych gryzoni, ptaków, ryb i niewielkiej różnorodności owadów nie napotkał nawet pojedynczych większych okazów żerujących w dzień czy w nocy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania