Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 39

Obawiając się najgorszego, Nair na wszelki wypadek wysunął nieznacznie do przodu swoją dzidę, albo włócznię i po części halabardę. Niezwykle powoli wychylał się z wąskiego korytarza, który wykonał między uschniętymi krzewami z ostrymi liśćmi. Swoją broń trzymał w dłoniach mocno ostrzem poziomo, energicznie poruszał nią w wolnej przestrzeni w lewo i prawo. Jednocześnie uważałby przypadkowo nie zagłębić w gałęziach, co mogło spowolnić jego ruchy w sytuacji nie tylko niespodziewanej, lecz krytycznej.

Taka taktyka zdaniem strażnika ograniczała jego zaskoczenie atakiem z boku i wyrwaniem oręża szybkim chwytem za ostrzem. Neczeru, swoje rady opierał na doświadczeniach antycznych weteranów walki, którzy byli mistrzami w posługiwaniu się dość podobną bronią. Informacje zostały zebrane i zapisane przez starożytnych naukowców i umieszczone w jego biologicznym komputerze. Komuś nieznającemu realiów tamtego okresu, mogłoby wydawać się dziwne, że dysponowano wiedzą umożliwiającą wysłanie sztucznego satelity w przestrzeń kosmiczną, przy jednoczesnym walczeniem bronią wykonaną z brązu. Zamiast posługiwaniem się bardziej masową i śmiercionośną jak za czasów upadłej wysokorozwiniętej cywilizacji, ponieważ odpowiedz, mogła być tylko jedna. Oni znali skutki używania broni powszechnej zagłady i chcieli takiego nikczemnego doświadczenia oszczędzić swoim potomnym. Pragnęli być lepszymi od swoich przodków i nie dopuścić do tworzenia masowych, bezimiennych grobów. Wałcząc wręcz, musieli spojrzeć przeciwnikowi w oczy i później żyć z wizją wszystkich przeciwników uśmierconych, lecz zapisanych w pamięci. Większość z tych osób śniła koszmary i każdej nocy przynajmniej kilkakrotnie przeżywała zadawane ciosy. Część z nich po kilku latach wolała znaleźć się na miejscu poległych, niż dalej żyć z piętnem zabójcy. Najłatwiej z takimi przeżyciami radzili sobie obrońcy własnej ziemi i rodzin, o ile w podobnych sytuacji, było ich znacznie więcej, ponieważ nie tylko weterani stale wspominali stare czasy.

Nair, spięty i gotowy w każdej chwili do cofnięcia się w miejsce najlepiej nadające się do obrony. Wyszedł za linii krzewów z ostrymi liśćmi i po kilku szybkich obrotach w jedną i drugą stronę. Ujrzał rozległy ubity plac, zatrzymał się mocno zaskoczony. Najbardziej niezwykłym widokiem, byli ludzie, a właściwie mężczyźni, którzy oprócz koloru skóry prawie niczym się nie różnili od niego w obecnej postaci. Między nimi były kobiety i dzieci podobnej karnacji.

Nikt z gromadzonych nie był zaniepokojony, gdy wyłonił się za szpaleru krzewów z ostrymi liśćmi. Zachowywali się tak, jakby od dawna oczekiwali jego wizyty. Kiedy indziej takim widokiem byłby speszony, lecz zachęcony przez strażnika, w mowie mentalnej wypowiedział przyszykowaną kwestię.

- Czy wy jesteście ludźmi, którzy mogą słuchać głosu świętego, jaki wyśledzi wasze myśl, złe uczynki i plany na przyszłość. Ten, kto może patrzeć na wszystkie działa Boże, wie gdzie, jest początek i koniec jego czynu tworzenia. Tam jest tama oddzielająca dobro od zła, a między nimi swoje miejsce znalazł niebyt i czy chcecie, albo pragniecie w tamtym miejscu się znaleźć. Kiedy już tam dobrniecie, nikt nie czerpał będzie korzyści ani chwały.

Zamiast zaskoczenia i lęku, jaki towarzyszył jego podobnemu wystąpieniu w dolinie, u tych tubylców niczego podobnego nie zauważył. Jedynym wytłumaczeniem braku nawet najmniejszej reakcji, mogła być nierozwinięta taka umiejętność w tej grupie społecznej. Jedyną nadzieją na porozumienie pozostawała tradycyjna rozmowa, o ile zachowali taką umiejętność i posługiwali się jakimś językiem. Najbardziej obawiał się mowy ptaków, o jakiej słyszał w poprzednim miejscu, lecz tylko pojedynczymi gwizdami w jego pobliżu się nią posługiwali. Dlatego już po takiej próbce wiedział, że nie potrafi wydać z siebie podobnego dźwięku. Chociaż był w stanie takiej umiejętności, zdaniem strażnika się nauczyć.

Zanim zdecydował się na podejście do któregoś z mieszkańców. Odłożył swoją broń i uspokoił wilczały. Jeleniowiec, nie chciał pozostać sam w towarzystwie wygłodniałych drapieżników i uparł się, że będzie towarzyszył dwunożnemu w tym spotkaniu. Pomimo istnienia realnego zagrożenia ze strony tubylców, którzy mogli również uważać go za smakowity kąsek. Jednak uznał taką opcję za mniej prawdopodobną i wybrał takie wyjście.

Nowy człowiek, przez pewien czas rozglądał i zastanawiał się, kto w tym plemieniu uznawany jest za przywódcę i czy ma posłuch u całości społeczeństwa. Prawie dokonał wyboru i nawet uszedł kilka kroków, gdy go jakaś nieznana siła zatrzymała. Wrażenie było niesamowite, ponieważ w tym celu posłużono się sekretnym imieniem, nadanym jemu przez rodziców tuż ich przed śmiercią. Miało to utrzymać wspólną więź w krainie zmarłych, do której trafiały resztki po rytualnym posiłku współplemieńców. W tym celu wykorzystywano, resztki szybu kopalni, gdzie wrzucano wszystkie obgryzione kości. Tam leżąc na stercie razem z innymi dalej utrzymywały kontakt, aż nie zmieniły się w pył i nie uniosły się nad pustynną krainą, by się ponownie odrodzić.

Przynajmniej jednego był pewny, że w tej społeczności jest ktoś inteligentny, który ma umiejętność sięgania do pamięci i wydobywania z niej sekretów. Natychmiast wzniósł osłony, nie tylko zablokował dostęp do swojego mózgu, lecz zaczął śledzić swoje skradzione myśli. Początkowo był zaskoczony, że nie zmierzały one prosto do celu, tylko były kierowane do kilku różnych punktów, by po wzmocnieniu w końcu trafić do niewielkiego domku zbudowanego z poskręcanych gałęzi. Mieszkańcy unikali lichej chatki i wyraźnie trzymali się od niej z daleka. Musiało coś w niej być niepokojącego albo wywierającego na nich mocny wpływ. Dlatego Nair, a zanim Jeleniowiec zmienił kierunek i skierowali się wprost do niej. Rozbrojenie się i pozostawienia oręża może i nie należało do najlepszych rozwiązań, lecz zabranie jej ze sobą z pewnością byłoby czymś jeszcze głupszym. Jeżeli w środku znajdował się jakiś kacyk z pewnością miał silną ochronę, a ona zaatakowałaby, jeżeli strażnicy wyczuliby jakiekolwiek zagrożenie dla szefa. Jednak idąc tam bezbronny, liczył na przyjazne przyjecie. Niezwykle szybko uzyskał pewność co do kierunku, w jakim zmierzał, ponieważ wcześniej ospali ludzie przestali markować własne zaangażowanie w wykonywane czynności. Niczym na komendę, kolejno odkładali różne przedmioty, uwalniali ręce od klamotów i na stojąco zwracali się twarzą do niego.

Kiedy zbliżyli się do niewielkiej budowli z chrustu i gałęzi, Nair dostrzegł, że za tą fasadą coś większego się kryje. Kiedy podszedł bliżej zauważył jego szary kolor ścian i regularny prostokątny kształt wejścia. Zachowując czujność i polegając na księciu Yai, który w tym momencie był jego oczami i obserwował, to co działo się z tyłu. Dostrzegł wąskie długie schody w dół. On mógł nimi zejść, lecz Jeleniowiec już nie. Zanim zdecydował się na wkroczenie do ciasnego wnętrza, za radą zatrzymał się i prawą pięścią postukał w poskręcany konar. Odgłos, jaki usłyszał w niczym nie przypominał oddawany przez drewno, tylko głuchy metaliczny. Gest powtórzył, tylko po to, by przekonać się, że się nie przesłyszał.

- Uważaj, masz przed sobą wejście do tajnego bunkra atomowego typu „Z”, który został wybudowany przez upadłą cywilizację i ocalał w czasie zagłady.

Głos Anioła Świętego, jaki zabrzmiał w głowie upewnił go, że opiekunowie stale mu towarzyszą i są zainteresowani jego losem. Zanim opuścił zrujnowany podziemny kompleks, niezwykle dużo mu o tamtych czasach opowiedzieli. Teraz słuchając ostrzeżenia, powstrzymał tęsknotę i natychmiast domyślił się, co chciał mu przekazać. Najważniejsza w tej wiadomości była informacja, ile pomieszczeń może się spodziewać po pokonaniu stu czterdziestu stopni. Schrony „Z” z założenia były niewielkimi przydomowymi, które były przeznaczone dla sześcioosobowej rodziny. Zdarzały się warianty rozszerzone mieszczące dwanaście osób. Jednak ich wybudowano zaledwie szesnaście sztuk i tylko w Stanach Zjednoczonych. Jeżeli rozkład pomieszczeń się potwierdzi, przynajmniej będzie to informacja, w jakiej części globy ziemskiego teraz się znajduje. Wtedy Aniołowie, dysponując szczegółowymi mapami Ziemi przed upadkiem, będą w stanie namierzyć po potwierdzeniu równie spektakularnym odkryciem, dokładną lokalizację.

Neczeru, który miał własny priorytet przez cały czas milczał, dopóki jego drogi i cele były wspólne. Gdyby było inaczej odciąłby połączenie ze współczesnym człowiekiem i pozbyłby trzy komputery kwantowe napływu nowych danych.

Zamiast usłyszenia pozwolenia na wejście, po zaawansowaniu się, do uszu byłego łuskowca dotarły odgłosy kroków. Początkowo były niewyraźne, lecz z czasem odróżniał każdy kolejny i po narastaniu dźwięku, wiedział, że idący zbliża się do niego. Informacja była niezwykle istotna, ponieważ pojedynczy osobnik nie mógł stanowić wielkiego zagrożenia, o ile nie jest to uśpienie jego czujności, by zaatakować go z tyłu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania