Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 34

Chcąc uciec przed niebezpiecznymi Renerami, musieli wszelkie swoje działania podporządkować zorganizowanemu pospiechowi. Inaczej kolorowe czworonogi ich dopadną i wystarczy, że ugryzą, a toksyna zawarta w ślinach dokończy dzieła. Nair, miał jeszcze skromne zapasy uzdrawiającej maści z doliny, lecz dla niewielu rannych ta ilość by wystarczyła.

Nowy człowiek nie tracił czasu na uzgadnianie strategii szyku podczas ucieczki. Wszelkie niedomówienie i nieporozumienie zwalił na barki inteligencji wilczałów i nabytym nawykom w przemieszczaniu się w głębokim śniegu. Jemu wystarczyła tylko chwila, na sprzęgnięcie Jeleniowca do cennego bagażu i pociągniecie go za sobą w kierunku wąwozu. Drapieżniki natychmiast dostrzegły pospieszne oddalanie się prowadzącego z roślinożercą w niebezpieczny rejon, lecz nie protestowały. Zdobyte doświadczenia minionych pokoleń, takie rozwiązanie sugerowałyby za najlepsze. Natychmiast w ślad za prowadzącą dwójką w rzędzie poszły starsze samice. Zaraz po nich matki z młodymi, młodzież, starszyzna, a pochód zamykały najbardziej sprawne fizycznie okazy. Gdyby Nair miał czas na podziwianie ostatnich w ogonku, najprawdopodobniej zdziwiłby się, że są tam też dwie młode samice. Taki wybór był nieprzypadkowy, ponieważ były one niezwykle zwinne i miały predyspozycje do jak najdłuższego unikania zranienia.

Renery straciły sporo czasu na niepostrzegalnym okrążaniu miejsca przebywania ich wrogów i gdy trafiły do opuszczonego, mocno się rozzłościły. Nastąpił chaos w grupie atakującej i musiało minąć trochę czasu, zanim ustaliły, gdzie ich cele się podziały. Najbardziej spostrzegawcze osobniki określiły kierunek, w którym nastąpiła ucieczka. Zwartym stadem zmierzały do wskazanego miejsca i wystarczyło im podejście na skraj wzniesienia, by zauważyć uciekinierów. Wydały odgłos na znak zwycięstwa i bezwładnie ruszyły w pogoń. Chęć bycia pierwszym i mieć późniejszą możliwość chwalenia się sukcesem, spowodowała niesamowity ścisk na przedzie wydeptanej ścieżki. Silne młode osobniki, bardziej bezwzględne od swoich pobratymców, wskoczyły im na grzbiety i przemykały na nich do przodu. Taki manewr tylko przez chwilę był skuteczny, ponieważ te z dołu zaczęły wierzgać i zrzucać z siebie w śnieg. Będące wcześniej na czele, łapały zębami za ogony i szarpały w tył.

Wielobarwne kucyki nie lubiły przegrywać i były zawzięte, wiec zaczęły wałczyć o dominację. Słabsi dość szybko ulegli silniejszym i najmocniejsi pełnym galopem gnali do przodu. Zdobycz była niedaleko, lecz zamiast bezwładnie uciekać, zatrzymała się w jednym miejscu i zaczęła wyć. Odgłos w wąskim, wysokim wąwozie został spotęgowany i tylko na chwilę spowolnił nieznacznie atak. Renery w swoim zapamiętaniu nie dawały za wygraną i łatwo nie rezygnowały. Dlatego nie usłyszały dodatkowego odgłosu, który towarzyszył odrywanym nawisom śnieżnym. Kiedy lawiny z dwóch stron ruszyły, nic nie było w stanie je powstrzymać, zwłaszcza liczne cudacznie ubarwione stado czworonogów.

Hałas rozchodził się krótko, po nim zapanowała niesamowita cisza i gdy wzniesiony śnieg opadł, oczom wilczałów, Jeleniowca i Naira ukazała się bezkresna biel. Nic nie wskazywało, że jeszcze przed chwilą wąwóz wypełniało dziesiątki, albo setki wielobarwnych istot niezwykle pięknych, lecz równie niebezpiecznych.

Nair, postanowił, zanim zapadnie noc obejść wąwóz i po śladach pozostawionych przez Renery wejść do krainy gejzerów oraz gorących źródeł. Tylko tam w mroźnym okresie temperatura była na tyle wysoka, by bez zgromadzonych zapasów i zbudowanego schronienia, mogli przetrwać zimę.

Najwięcej wysiłku kosztowało ich przedarcie się przez głęboki śnieg. Dopiero gdy dotarli do miejsca udeptanego, szło im się znacznie lepiej. Zanim przekroczyli granicę, wyznaczoną przez dźwięk, nowy człowiek zalepił woskiem wilczałom uszy. Podczas swojej pracy wypatrywał miejsca, gdzie dzięki przypadkowi i szczęściu. Atak Expos uległ załamaniu, w wyniku paniki, jaką wywołały, swoim niespodziewanym pojawieniem wilczały, wiele rogaczy padło. Dlatego miał nadzieję, że tam on i drapieżniki znajdą posiłek z mięsa, a Jeleniowiec posili się zieloną trawą.

Miejsce szarży Expos nie było opuszczone tak jak się spodziewał. Wokół padliny kręciły się jakieś dziwaczne istoty. Przypominały tylko go trochę, w jego w obecnej postaci. Tamci mieli pozycje mocno pochylone i przy przemieszczaniu, pomagali sobie rękami. Kiedy dostrzegli jego grupę, zabrali swoje zdobycze w postaci oderwanych kawałków mięsa i niezwykle szybko uciekli. Nikt ich nie gonił, ponieważ sporo zostało i nie było potrzeby odebrać im pożywienia.

Wilczały, podobnie nowy człowiek dopiero po stwierdzeniu przez Naira za pośrednictwem strażnika, że truchła nie zawierają toksyn wydzielanych przez Renery, mogły przystąpić do konsumpcji. Drapieżniki początkowo szybko, a później powoli zaczęły zaspakajać głód. Inaczej było z Nairem, który tylko świeże był w stanie zjeść na surowo, lecz nie leżakujące długo w cieple. Ludy pustynne nadmiar mięsa cięły na cienkie paski i suszyły na słońcu. On, podobnie jak oni nie miał, jak mawiało stare przysłowie wilczego żołądka i był zmuszony jakoś je przetworzyć. Pobliskie oczko termiczne z wrzącą wodą nadawało się do tego znakomicie, tylko musiał z niego ściągnąć potężnego mocno rozgotowanego w części dolnej Expos. Kiedy uporał się z tym zadaniem i oczyścił z grubsza naturalny kocioł. Udał się do miejsca gdzie zalegał śnieg i z zamarzniętego tam roślinożercy, nożem odkroił tylną szynkę. Ilość mięsa, jakie wrzucał po oskórowaniu do wrzątku, wystarczała dla niego przynajmniej na dwa dni.

Posiłek grupy Naira trwał w najlepsze, a w tym czasie sztuczna inteligencja w zrujnowanym podziemnym kompleksie przetwarzała zebrane dane. Ograniczone prędkością łącze mocno spowolniło proces, lecz trwał on na tyle długo, by dokonać wnikliwej analizy.

Neczeru, zarejestrowany obraz postaci określił jako prymitywni ludzie, którzy nie posiadają zorganizowanej społeczności. Wynik nie można było uznać za pewnik, bez pogłębienia badania o ich możliwości intelektualne. Powściągliwość w ocenie powstała po wpadce z Renerami jako niegroźnymi roślinożernymi kucykami, przyjaznymi dla innych gatunków, a nie groźnymi upiorami.

Strażnik, pomimo trudności spowodowanej gęstymi chmurami, z orbity stacjonarnej stale monitorował najbliższą okolicę, w której biesiadował wysłannik sztucznej inteligencji wraz z towarzyszącymi zwierzętami. Odkrycie kilku inteligentnych nieznanych wcześniej gatunków, mocno skomplikowało misję, ponieważ jego dane opierały się na wiedzy zgromadzonej na długo przed powstaniem świata antycznego. Natomiast proces sztucznego tworzenia inteligentnych ras rozpoczął się przynajmniej dwanaście tysięcy lat później i z tego powodu nie znał materiału wyjściowego. Dochodziła do tego jeszcze ewolucja oraz przystosowania do zmieniających się warunków, co spowodowało powstanie dla niego biologicznych barier. Przynajmniej jedno pomimo upływu tysięcy lat nie uległo zmianie, a mianowicie zdolność przewidywania pogody na wybranym obszarze planety. Dlatego z dużą dokładnością uprzedził o nadciągnięciu niezwykle potężnej wichury w miejsce, które go interesowało.

Nowy człowiek, uprzedzony przez strażnika i kierowany przez niego, na długo przed uderzeniem silnego wiatru, ciemną nocą sprowadził wszystkich w dość wąski niezalesiony kręty i długi jar. Jego korzystne położenie do kierunku wichury, zostało dostrzeżone o świcie przy pierwszych podmuchach, a szczególnie jak przerodził się w orkan. Początkowo okazał się niezwykle pomocny, gdy przegonił chmury i umożliwił strażnikowi sporządzenie dokładnej mapy sporego terenu. Skanowanie promieniem sięgało doliny, z której wyruszyli i zataczało koło. Zalęgający śnieg umożliwił wytyczenie granic występowania gorących źródeł i gejzerów. Jednak po chwili niesiony pył, liście, trawy, połamane gałęzie przesłoniły wszystko i ponownie powierzchnia Ziemi z orbity stała się niewidoczna.

Nikt jaru nie opuścił bez pozwolenia, nawet gdy wichura ucichła. Dość szybko okazało się, że instynkt wilczałów o uznaniu Naira za przewodnika, ich nie zawiódł, ponieważ dość szybko ponownie uderzył wiatr z siłą huraganu. Nowy człowiek wcześniej nie wyznaczał dokładnego miejsca ukrycia, lecz tym razem wszystkich zmusił do ściśnięcia się niewielkiej odnodze. Bliskie sąsiedztwo wilczałów najbardziej dokuczało Jeleniowcowi, a szczególnie leżeniu na nim kilku szczeniaków. Jednak gdy nieopodal przeszła trąba powietrzna, która mało nie zabrała kilku malców, ucieszył się ze swojego położenia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania