Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 52

Neczeru, zapytany przez nowego człowieka o radę, dość szybko zasugerował, by dołączył do samic i ich młodych. Jego wybór do końca nie był przeanalizowany, ponieważ bardziej interesowały go osobiste relacje między czteroocznymi niewiastami, niż najbliższa przyszłość Naira, wilczałów i jego rogatego czterokopytnego przyjaciela.

Przedstawiciel Aniołów nie sprzeciwiał się tej decyzji, ponieważ w jego ocenie miała wiele zalet praktycznych. Niespodziewanie otrzymał nowe sojuszniczki w misji, które już na początku znajomości uratowały jego grupie życie. Najbardziej cenne w jego ocenie było jego własne, lecz pozostałych miało nie mniejszą wartość.

Chcąc posuwać się dalej i nie powodować opóźnienia w marszu, bez niepotrzebnych ceregieli, sentymentów, oderwał oś z kołami i umieścił ją na wierzchu skromnego po inwentaryzacji bagażu. Osłabionym Księciem zabezpieczył ją przed zgubieniem i dla osłody oraz w ramach przeprosin pod pysk wcisnął mu garść suszonych owoców z jego rodzinnej doliny. Rogacz tym gestem był tak wzruszony, że nie poczuł, jak jest mu niewygodnie i nie dostrzegł zmieniającego się dookoła niego krajobrazu pokrytego bielą. Długo trwało, zanim zdecydował się zjeść wszystkie owoce i to z wielkim namaszczeniem. Zapach i smak suszu, jaki od dzieciństwa znał, wypoczynek i świeże mroźne powietrze dość wzmocniły jego siły, by mógł samodzielnie kontynuować marsz.

Nair, pozwolił sobie tylko na podobną ilość pokarmu, jaką przydzielił rogaczowi, lecz jego pochodził znad jeziora, które zobaczył po przejściu przez góry jako pierwsze. Wgryzając się w wysuszone na kamień owoce, nawet nie przypuszczał, że z każdym kęsem myślami powróci w tamto, jak się do tej pory okazało jedno bezpieczne miejsce. Wtedy był zafascynowany nadmiarem wody. Przesyt go oszałamiał, a teraz zamarznięta przerażała. Nigdy wcześniej nie doświadczył takiego zjawiska, dlatego dalej czuł się pośród bieli przytłoczony. Gdyby nie strażnik, jego opieka i dobre rady nigdy by nie zanurzył się w krainę opanowaną przez mróz, gdzie żywności było równie mało, jak na pustyni.

Obserwując idące przed sobą samice Sardów i ich potomstwo, które w czasie gdy on był przygnębiony, wydawały się szczęśliwe. Bawiły się beztrosko nie tylko z małymi wilczałami i między sobą, jakby nie były to groźne drapieżniki, tylko przyjazne i miłe stworzenia.

Powoli z przodu zaczęło robić się tłoczno, mogło to świadczyć o jakieś przeszkodzie, lub przewężeniu. Strażnik z orbity niczego niepokojącego nie zauważył, ponieważ widoczność z orbity zasłaniały mu nawisy lodowe i spore czapy śnieżne. Chcąc rozwiązać zagadkę, Nair musiał podejść w pobliże i tam pozyskać jakieś informacje. Największy ścisk panował po prawej stronie, lecz nie mógł dostrzec przyczyny zbiegowiska. Widok zasłaniały mu szerokie barki samic Sardów i białe futra z długim włosiem, które dobrze chroniły przed utratą ciepła. Między biodrami i nogami też nie był w stanie niczego dojrzeć. Zrezygnowany odsunął się i czekał na zaspokojenie ich ciekawości oraz rozluźnienia ciasnoty.

Trochę trwało, zanim był w stanie zobaczyć wypływające źródło ze ściany skalnej pomimo mrozu. Woda nieznacznie parowała i musiała być dość ciepła, skoro dopiero znacznie niżej, była na tyle wychłodzone, że po zetknięciu się z wielką bryłą lodową, powoli ją powiększała. Chcąc przekonać się o trafności swojego spostrzeżenia, musiał podejść, lecz zanim do tego doszło, minęło jeszcze sporo czasu, podczas którego dzieci sardów i wilczały zaspokoiły swoje pragnienie. Samice karnie czekały i gdy mogły już pić, powstrzymały się i gestami zaprosiły jego do wodopoju. Miał spękane usta i wielką chęć, jednak jakiś wewnętrzny przymus powstrzymał go, od rzucenia się i ugaszenia pragnienia. Wbrew pierwotnemu instynktowi zmusił do powiedzenia w języku wspólnym ludów pustyni.

- Panie, mają pierwszeństwo, a ja w tym czasie, pójdę po mojego niedysponowanego przyjaciela. Jemu uzupełnienie płynów jest bardziej potrzebne niż mi, a przy okazji wypłucze zgromadzone toksyny w swoim organizmie.

Doskonale wiedział, że jego słowa były mało zrozumiane, lecz nie potrafił się powstrzymać od takiej wypowiedzi. Wypłukał i napełnił niewielki pojemnik na wodę, który zabrał z opuszczonej siedziby plemienia staruchy.

Idąc do Jeleniowca, czuł palący wzrok samic na swoich plecach. Przez ten krótki czas był niesamowicie dumny z podjętej decyzji, a zwłaszcza wrażenia, jakie wywarł swoją postawą na nieznanych mu przedstawicielkach inteligentnej rasy. Zachował się lepiej niż ich rodacy i już na początku ich znajomości dał im dowód, że on jest zupełnie inny.

Strażnik, podobnie jak przedstawicielki obcego mu gatunku, na chwilę przerwał z nim kontakt, by po konsultacji z komputerami w zrujnowanym kompleksie mu przekazać – z własnej inicjatywy jednym gestem, dokonałeś znacznie więcej niż postępując za radą wszystkich Aniołów. Pochwała, jaka rozbrzmiała w myślach Naira, była w jego ocenie cenniejsza od góry zapasów i niesplądrowanego magazyny upadłej cywilizacji. Dlatego, gdy podszedł do Jeleniowca, podniósł jego głowę i powoli poił, starannie odmierzając ilość, by się nie zakrztusił, lecz większość przez problemy z połykaniem, spływała na śnieg. Kiedy pojemnik był pusty, a nie zaspokoił pragnienia, uniósł go ze śniegu i kolejny raz był zaskoczony jego lekkością. Czterokopytny przypadkowy przyjaciel ponownie znalazł się na skraju śmierci z głodu i wycieczenia. Nowy człowiek czuł z tego powodu żal do siebie i gdyby ktoś zarzucił mu zaniedbanie, z pewnością nie znalazłby argumentów na swoją obronę.

Książę był pozbawiony tkanki tłuszczowej i z tego powodu pozbawiony naturalnej ochrony przed wychłodzeniem, a po leżeniu na śniegu trząsł się z zimna. Jego skóra drgała, jakby dostawała skurczy i pragnęła ogrzania. Dotyk Naira, ciepło jego rąk, a zwłaszcza kontakt z jego futrem dały porcję energii i drgawki ustały. Yai, odprężył się i poddał się woli niosącego, przed którym samice odsunęły się i umożliwiły podejście do źródła. Nair, z wielką troską przysunął rogaty łeb do znacznie cieplejszej od otoczenia wody i z niezwykłą dla siebie troską zaczął poić. Początkowo mocował się z apatią, chcąc wlać w niego, choć odrobinę płynu. Niewielka ilość przedarła się do przełyku i rozgrzała od wewnątrz. Gdy oprzytomniał zaczął pić zbyt łapczywie. Nowy człowiek, widząc to, dla jego dobra był zmuszony ją reglamentować.

Zmagania przy wodopoju wyczerpały resztkę sił Naira, który z niemałym trudem przebrnął przez pierwszy etap, uzupełniania płynów w organizmie Jeleniowca. Kiedy odsunął jego pysk od wypływającego źródła i postawił go na nogi. Zrobił kilka łyków i odsunął się, by umożliwić samicom zaczerpnięcie wody.

- Jesteś inny niż nasi partnerzy – powiedziała dość poprawnie we wspólnym języku ludów pustyni, przynajmniej o głowę wyższa wychudzona czterooka samica.

- Może dlatego, że jestem człowiekiem – odpowiedział i uniósł wzrok, by spojrzeć jej w oczy.

- Nie to chciałam powiedzieć – wtrąciła wyraźnie zmieszana i dodała – my też jesteśmy ludźmi, a przynajmniej przed wiekami nasi przodkowie byli nimi, a teraz prawie nikt w nas ich nie dostrzega.

Były Łuskowiec, dzięki komputerom kwantowym, które przetrwały niemal cudem w pustynnym klimacie i stałemu łączu z Neczeru, sztucznemu staroegipskiemu satelicie, doskonale wiedział, że organizm dawnego człowieka nie przetrwałby nawet kilku minut w warunkach, w jakich oni żyli. Jednak tego głośno nie chciał powiedzieć i wybrnął z niezręcznej sytuacji dyplomatycznie.

- Człowieczeństwo nie jest wynikiem wyglądu, tylko postępowania. Każdy nim jest, jeżeli zachowuje się i postępuje w sposób prawy, szlachetny. Kiedy ma umysł otwarty na dobroć, szlachetność, współczucie czy chęć pomocy słabszym, chorym i wszystkim w potrzebie. Dawna wysoko rozwinięta technicznie cywilizacja upadła, ponieważ ich mottem było tylko zagarnianie do siebie. Gromadzili władzę, wpływy, majątki, których nie potrafili spożytkować, lecz przez swój chory apatyt pozbawiali słabszych szans na przetrwanie. Zniszczyli cywilizację, jej dorobek, w ostateczności siebie i swoich potomków, a w spadku pozostawili im ogromny pas pustyni i krainę lodu. Gdybyście panie żyły w dawnych czasach, lecz tylko w miejscach przyjaznych dla kobiet wiedziałybyście, że to, co was spotykało było przed wiekami udziałem niewiast w wielu regionach kuli ziemskiej.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania