Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 38

Najbardziej sprawne wilczały rozbiegły się w kilku kierunkach. Najwięcej ich udało się do miejsc, które znajdowały się na wzniesieniach i stanowiły naturalne przeszkody ograniczające widoczność. Postanowiły po ostatnim incydencie, ochronić pozostałych przed niespodziewanym atakiem. Między sobą niezwykle płynnie ustaliły odległość, jaka zapewniała im wzajemną asekurację, a za pośrednictwem młodzików zachowały kontakt z grupą. Zwiadowcy pomimo oszołomienia spowodowanego przez nieznanego wcześniej przeciwnika i braku umiejętności skutecznej obrony przed jego atakami, stale mieli się na baczności. W ten amatorski sposób chcieli w razie konieczności uskoczyć, przed jego jadowitym ugryzieniem. Doskonały zmysł węchu miał im w tym pomóc, ponieważ przy poruszaniu wredne kuce, roztaczały silną woń czerwonych kwiatów. Wydawały jeszcze przy poruszaniu, charakterystyczne odgłosy swoimi parzystymi kopytkami, lecz przez zatkane uszy słyszeli je zbyt późno.

Drapieżniki, podobnie jak nowy człowiek, gdyby wiedziały, w jakim celu genetycy tworzący kolorowe koniki z upadłej cywilizacji i wyposażyły je w kilka umiejętności, mocno by się zdziwili. Podobnie byłoby z zaszczepionym poczuciem rytmu i inteligencją. Wszystkie te cechy i kilka od wieków niewykorzystanych, służyły do zabawiania nie tylko dzieci i utrzymywania czystości. Jednak nie przewidzieli, że na skutek zmiany sposobu zasilania i przejścia tylko na pokarm roślinny, ich organizm chcąc strawić pokarm, zacznie wytwarzać toksyny. Fragmenty pierwotnego układu pokarmowego, jakie zachowały się podczas ich wytwarzania, pozwoliły na przetrwanie i przyswajanie żółtego mchu, jaki wyewoluował na Ziemi na skutek silnego i długotrwałego promieniowania.

Wielobarwne kucyki po wprowadzeniu do sprzedaży, były sterowane popularnymi w tamtym czasie smartfonami za pomocą aplikacji z kodem dostępu. Nabywców najbardziej zachwycała umiejętność stepowania i powtarzanie wystukanych rytmów. Bardziej wyposażone modele były w stanie odtwarzać przesłane melodie, podobnie jak bezprzewodowy głośnik. Jeszcze inne przenosiły na swoich grzbietach małe dzieci niczym prawdziwy kucyk. Niestety zabawki pozbawione stałej kontroli, usamodzielniły się i pod wpływem eksplozji demograficznej rozpoczęły ekspansję. Nair, ze swoją grupą trafił w początkowy okres podporządkowywania sobie wszystkich w krainie gejzerów i gorących źródeł. Zanim do tego doszło dominującym gatunkiem były Expos. Rogacze, atakowane ze wszystkich stron przez wielobarwne stworzenia, pod groźbą całkowitego unicestwienia zaczęły desperacko walczyć. Uciekając przed jednym zagrożeniem, niepotrzebnie atakowały wszystkie inne stworzenia, które w ich chorej wyobraźni, były sprzymierzeńcami Renerów. Straty, jakie ponosiły w tych chaotycznych walkach, przybliżały ich gatunek do wymarcia.

Niespodziewanie dla wędrowców okolica uległa zmianie. Rosnące wcześniej w sposób chaotyczny rośliny, poznane wcześniej jako niebezpieczne, zostały sprytnie uporządkowane na dużym obszarze. Pierwszy szereg stanowiły trujące wysokie krzewy o niezwykle długich ostrych kolcach niczym szpikulce. Między nimi były pozostawione w regularnych odstępach przerwy przy samej ziemi, które umożliwiały bezpieczne przedarcie się na drugą stronę, jedynie w pozycji leżącej. Wszystkie były dorodne i żadna roślina nie wyglądała na podeschniętą. Widocznie ktoś musiał dokonać nasadzeń, formował, regularnie dokonywał przycięć i podlewał. Gdyby było inaczej jakiś krzew usechłby i powstałaby wyrwa w żywej palisadzie.

Najchętniej nowy człowiek pozwoliłby na dokonanie wewnątrz rekonesansu przez wilczały, lecz nie pozyskałby żadnej wiedzy, co znajduje się po drugiej stronie, ponieważ bariery we wzajemnym porozumiewaniu się nie pokonał. Neczeru, również nie mógł przyjść wysłannikowi z pomocą, ze względu na nisko zalegające chmury powstałe na skutek braku silnego wiatru, obfitego parowania i zetknięcia gorąca z zimnymi masami powietrza w górnych warstwach atmosfery. Najwygodniej dla niego byłoby wciśnięcie się do środka i osobiste spenetrowanie, co po drugiej stronie krzewów się znajduje. Tylko tam, zanim wstanie, będzie bezbronny i narażony na atak z góry, jeżeli ktoś tam w zasadzce czeka. Najbardziej obawiał się wrednych kucyków, które z pewnością zaatakowałyby go, jeżeli zauważyłyby przeciwnika, za jakiego uchodził, w tak niekomfortowej sytuacji.

Nair, nie mógł zaryzykować zranienia, ani własnej śmierci, ponieważ czuł odpowiedzialność za wilczały i Jeleniowca. Czując presję na sobie i obarczony ciężarem nadziei na lepszą przyszłość oraz wyjściem z opresji, w jaką wszystkich wpakował, użył do pokonania przeszkody swoją nową broń. Nawet nie był zdziwiony, gdy jego miecz bez najmniejszego problemu odciął świeże i delikatne gałęzie. Kiedy opadły, odsłaniając przejście, delikatnie odsunął nawet pojedynczy odrąbany kolec zawierający truciznę i jako pierwszy pokonał szpaler. Kiedy tego dokonał, natknął się nie na pojedynczy przypadkowy krzak z trującymi kolcami, tylko na kolejny rozplanowany rosnący mur z takich samych roślin. Tym razem nie miał podobnych obaw jak z pokonaniem pierwszego, tylko wyrąbywał w gałęziach przejście. Kiedy pokonał trzeci i wydawało mu się, że kolejny będzie podobny, natknął się na labirynt, ułożony z suchych roślin z ostrymi liśćmi. Wtedy powstrzymał się od ciecia, gdyż uświadomił sobie, że taka taktyka w tym przypadku nie przyniesie pozytywnego rozwiązania.

Pozostały mu dwa sposoby na pokonanie przeszkody, pierwszy polegał na wejściu w wąskie korytarze labiryntu, lecz po natrafieniu na ślepy on i wilczały mogły zawrócić, lecz Jeleniowiec był za duży i musiałby w nim pozostać. Taką opcję natychmiast odrzucił i wybrał drugą cięższą, która polegała na odrzucaniu uschniętych badyli i torowaniu sobie drogi. Takie rozwiązanie nie było idealne i wiązało się z ryzykiem minięcia centrum labiryntu, do którego zmierzał.

Zanim wykonał następny ruch, Nair dokładnie go przemyślał swoje zamiary i doszedł przynajmniej do kilku wniosków. Jego pierwsze posuniecie polegało na wezwaniu na oczyszczony plac, wszystkie wilczały, Tam dzięki wąskiemu wejściu łatwo było mu wszystkich obronić dzięki nowej broni, której ostrość i skuteczność na świeżych badylach poznał. Dlatego, pomimo zmniejszania ochrony, przesuwał się w dłuż trzeciego i przy samej ziemi wycinał kolejne krzewy. Chwytając delikatnie u podstawy, odrzucał je jak najdalej i kierował pomiędzy wyschniętymi, lecz dzięki temu zahaczały się ostrymi liśćmi. Kiedy uprzątnął wąski, długi plac, mogący pomieścić wszystkich. Jedna z młodych samic na jego znak wezwała pozostałych, wykorzystując ultradźwięki. Nowy człowiek, miał nadzieje, że ta częstotliwość przedrze się przez wosk i dotrze do rozproszonego stada na dużym obszarze.

Położenie wędrowców, nawet po dołączeniu reszty stada wilczałów, nie zmieniło się na lepsze. W dalszym ciągu nie dysponowali zapasem wody mi jedzenia. Taki stan nie mógł trwać w nieskończoność i musiał zostać zmieniony.

Wysłannik Aniołów po chwilowym odpoczynku i upewnieniu się, że dołączyło do niego całe stado. Gałęziami jeszcze niezwiędłymi krzewów z kolcami trującymi, zatarasował zrobione przez siebie przejście i po pozostawieniu jednego samca na straży, wyruszył wytyczać nową drogę. Gdyby się przez chwilę zastanowić, to nie powinien znać miejsca, do którego powinien zmierzać, ewentualnie minąć go w bliżej nieokreślonej odległości. Jednak zaprogramowanie podprogowe przez Neczeru, pomimo utraty z nim łączności, przynosiło efekty w postaci doskonałego rozeznania kierunku geograficznego, pomimo ograniczonej widoczności.

Nowy człowiek, po ostatnich wydarzeniach i dzięki swojej obserwacji wyciągnął wnioski, dzięki którym wiedział, w jaki sposób bezpiecznie dla siebie usuwać uschnięte krzewy z ostrymi liśćmi. Dość szybko z grubszych gałęzi krzewów z trującymi kolcami wykonał zabezpieczający tunel, który umożliwił mu, dotarcie do wkopanego pnia krzewu z ostrymi liśćmi. Kiedy docierał do podstawy, unosił je, wyrywając z ziemi i cofał się w miejsce dla siebie bezpieczne. Zaledwie po kilku takich kursach, droga, jaką weszli do środka, stała się nie do przebycia.

Przejście w uschniętych krzewach z ostrymi liśćmi, powoli powstawało, lecz jednocześnie powstawała pułapka dla schronionych w labiryncie. Mogli i czuli się bezpiecznie, a w pewnym momencie nikt nie wątpił, że Renery i Expos nie są w stanie zbliżyć się do nich. Zmierzch i noc przerwała zmagania Naira. Dopiero po rozwidnieniu, głodny i spragniony był w stanie kontynuować wysiłek. Niedaleko południa dotarł do miejsca, które zwiastowało prześwit i koniec gąszczu. Zanim nie pokonał ostatnich uschniętych krzewów z ostrymi liśćmi i nie stanął na nogi, nie wiedział, co tam zastanie.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania