Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 87

Nasza rasa roślinożerców po zagładzie wysokorozwiniętej cywilizacji – powiedział Yai – zaliczała się do szczęśliwców, ponieważ jako jedni z nielicznych miała wystarczającą ilość pokarmu. Dookoła szalała klęska głodu i walki o wodę pitną. Nas to nie dotyczyło i dostaliśmy czas na przemyślenia, intelektualny rozwój, lecz teraz nowi przywódcy do tego nie dopuszczą. Początkowo by przejąć władzę absolutną, skłócą wszystkich ze sobą i dzięki temu będą w stanie rządzić niepodzielnie. Słowa krytyki i wszelka opozycja zostanie zepchnięta na margines, gdzie czeka ich niezrozumienie, ponieważ ważniejsze stanie się to, co obiecywane.

- Mam nadzieję, że się mylisz – powiedziała do zdetronizowanego króla, Mino.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo pragnę, by tak się stało, lecz pewne rzeczy się nie zmieniają i tego nauczył mnie twój Nair.

Samica z rodu Sardów już ubierała w myślach słowa w przyjazny przekaz, jakimi chciała pocieszyć rogacza, który dokonując wyboru, stracił wszystko, co posiadał i pozostanie sam, o ile Or go odrzuci. Kiedy doszła do takiego wniosku, w jej myślach pojawiła się rozpromieniona twarz ukochanego Naira.

- Szczęście moje przypomnij sobie, jak z nami było, przeznaczenia nie zmienisz, a jeżeli to tylko na tragiczne. Nasz synek już o to zadba, lecz przypilnuj, by Or nie wykorzystywał jako narzędzia, jak było w przypadku węża. Dodał jej otuchy i pewności siebie, by mogła uświadomić sobie swoją wartość – gdy to powiedział, znikł, a ona zamyśliła się nad jego słowami.

Partnerka i zarazem ukochana dziwoląga zaczęła się zastanawiać nad ogromem informacji, jaka przemyka ponad jej zmysłami i nie dociera do niej, o ile nie została dokładnie zaadresowana. Dopiero po przemyśleniach zdała sobie sprawę, że sama sobie jest winna, ponieważ jej wszystkie myśli pochłania troska o syna. Zbytnia nadopiekuńczość matczyna pozbawiała ludzika samodzielności i odkrywania świata jego oczami. Dlatego naśladuje jej poczynania i uczynki, jakimi emanuje, będąc przy nim. Miała nadzieje, że coś nieszablonowego zapewni mu jego nowa opiekunka i nie będzie ona tylko środkiem transportu oraz nieciekawą towarzyszką. Ona jako matka powinna przypilnować, by berbeć bezgranicznie nie podporządkował sobie samicy Jeleniowca.

Łania, nowa towarzyszka ludzika, zanim nastąpiła jej przemiana, już czuła się wyróżniona, gdy zbliżyła się do króla. Wtedy wystarczał przypadkowy dotyk Yai, po którym znikały wszystkie troski i w jej mniemaniu skromnością osiągnęła znacznie więcej, niż jej poprzedniczki. Należała do najniższej kasty i praca na królewskim dworze już była wielkim awansem społecznym. Jednak na nic innego nie mogła liczyć, oprócz dokształcania się na kursach dla służby. Najważniejsze dla niej było niepoddawanie się pomimo wielu trudności i dbanie o samopoczucie oraz przekonywanie się, że pomimo upływu wielu pór i zwiędnięcia młodzieńczej urody ma jeszcze wiele do osiągnięcia. Pozostałe dworskie służki wybrały inny rodzaj kariery i chętnie romansowały z dworzanami, a ona tego nie dostrzegała. Dzięki dochowywania nawet największych tajemnic, wszyscy ją tolerowali i nikt jej wielkiej krzywdy nie robił. Tylko pewnego dnia ziemia ruszyła i pałac legł w gruzach, od tego momentu towarzyszyło jej uczucie upływu czasu, a pod jakiego presją czuła schyłek własnej młodości.

Powoli, lecz nieubłaganie nadchodziła obca dworzanom starość. Kiedy zdała sobie z tego sprawę, dopadało ją poczucie niespełnienia, lecz nagle wszystko, co złe odpłynęło i dosięgło ją ciepło światła emitowanego przez ludzika. Nagle ponownie wszystko mogła i nic przed nią nie było nieosiągalne. Ktoś albo coś cofnęło czas, stała się młoda i piękna. Srebrzysta biel jej sierści jedynie uwidoczniła wspaniałe kształty i zaawansowała na przyszłość coś niezwykłego.

Wszystkie samce z rasy Jeleniowców, zanim z pozostałymi nie odeszli, poczuli silny pociąg fizyczny do niej i by uniknąć natręctw stale musiała przebywać w pobliżu wilczałów, które chroniły siedzącego na jej grzbiecie ludzika. Obarczona maleństwem w otoczeniu drapieżników czuła się znacznie bezpieczniejsze, niż gdy przebywała z początku swojej kariery dworki na niezwykłym dworze przed zmianami biegunów. Tam od początku była tylko przedmiotem, po jaki sięgali możnowładcy, gdy nachodziła ich ochota. Gdyby w tamtych czasach zaszła w ciążę i urodziła choć jedno młode, z pewnością jej kariera dworki dobiegłaby końca. Jednak tak się nie stało za sprawą jej bezpłodności i pomimo licznych pokryć uniknęła wygnania. Nagle i niespodziewanie wraz z przemianą dostrzeżono jej wyjątkowość i została pierwszą damą z rasy Jeleniowców. Jako najpiękniejsza oraz wyjątkowa mogła pozwolić sobie na wybrzydzanie przy doborze amantów. Jednak ona postanowiła bezgranicznie swój czas poświęcić ludzikowi i trwać w czystości do końca swoich dni. Jej pięć minut, jak mawiano w czasach przed upadkiem, dobiegło końca.

Stara przepowiednia przekazywana przez pokolenia Jeleniowców zapowiadała wyniesienie służki do rangi królowej, lecz nikt nie dawał jej wiary, ponieważ najśliczniejsze dworki szybko spotykał tragiczny los. Wpływowi ochmistrzowie często sprowadzali na dwór najpiękniejsze samice, lecz tylko nieliczne i jedynie do haremu królewskiego, gdzie żyły niedużej niż jeden cykl przyrody. Niedoskonałe, niekształtne i z wadami fizycznymi jak Or pomieszkiwały dłużej, zazwyczaj do pierwszego ocielenia. Jałowe mogły liczyć na więcej, o ile były przydatne. Kiedy zmęczenie nadmiarem pracy ich dopadało, wtedy stawały się karmą dla mięsożernych wasali.

Królestwo Jeleniowców swoją potęgę i wpływy zbudowało na niedostatku żywności, jaka stale dokuczała po upadku wysoko rozwiniętej technicznie cywilizacji, wszystkim nieroślinnym rasom w niewielkiej strefie umiarkowanej. Głód był powszechny i chcąc go pokonać, zawiązywano przymierza i skrupulatnie ich przestrzegano. Jakiekolwiek niedotrzymywanie umów w konsekwencji wiązało się z niedoborem i śmiercią z głodu. Dlatego nikt nie ośmielał się podporządkować sobie ras z innych systemów pokarmowych. Znacznie prościej i korzystniej było zachowanie równowagi w przyrodzie, niż zbyt ekspansywne zdobywanie pokarmu, ponieważ wszelkie nadwyżki cieląt i zdeformowane oraz ranne osobniki przeznaczane były do konsumpcji. Nagle po zmianie biegunów przybyło terenów, na których mogły powstać rozległe pastwiska i wszystkie rasy rozumne już z wyprzedzeniem chciały sobie zapewnić rozległe obszary. Dlatego jak najszybciej rozpoczęły wędrówki, by wyprzedzić potencjalną konkurencję. Dość szybko o najlepsze miejsca rozpoczęto zmagania i niejednokrotnie niszczono młodą roślinność, tylko żeby nie dać innym, skoro nie może się samemu z bogactwa skorzystać.

Wkrótce okazało się, że wzajemne waśnie i konflikty zwierząt oraz istot rozumnych o nowe tereny zostały przyćmione pojawieniem się przybyszów z innych planet. Nieproszeni goście z innych układów słonecznych zaczęli porywać potomków pierwszych ludzi, którzy odziedziczyli nieskażoną cząstkę boską. Nieznani obcy w ten nikczemny sposób postanowili przejąć ten niezwykły dar człowieka i wykorzystać go do własnych celów. Mino, nie znała prawdziwych powodów ich ingerencji na Ziemi, lecz lament, jaki wznieśli zjawy ich przodków, po utracie kontaktu z żywymi, skłonił ją do powiadomienia partnera o skali niecnego procederu. Nair, kiedy został przez partnerkę powiadomiony o porwaniach, dość szybko w postaci widma zmaterializował się przy swojej ukochanej w dość sporym towarzystwie.

Najmniej zaskoczony z przybycia osobowości kosmicznych był ludzik, który umieszczony w nosidełku na grzbiecie srebrzystej łani, nakłaniał ją do podchodzenia do niezwykłych gości. Or, podporządkowała się jego pragnieniu i kolejno zbliżała się do widmowych postaci. Kiedy dotykała rogowymi wypustkami widma, osesek nawiązywał kontakt. Dialog prowadzony między obcą formą życia a oseskiem, w niczym nie przypominał rozmowy dziecka z dorosłym, tylko dwóch inteligentnych osób. Gość wciągnięty do rozmowy, a traktujący przeciwnika niczym smarka, dość szybko, bo zaledwie po kilku zdaniach dokonywał przewartościowania swojej oceny i kończył krótkie spotkanie jak równi z równym.

Srebrzysta, nie była wprowadzana w szczegóły, lecz pomimo ustanowienia dla niej barier, rozumiała ogólny sens wymiany zdań. Widmowe postacie przybyszów były wytrawnymi dyplomatami, lecz w konfrontacji słownej z dzieckiem, zbyt często okazywali się najzwyklejszymi amatorami. Najbardziej doświadczeni i wytrwali nie popełniali błędów nowicjuszy i małego rozmówcę traktowali jak równego siebie. Ludzik natychmiast oceniał ich postawy, poruszał nurtujące ich problemy i zapoznawał gości z ziemskim punktem widzenia, na szereg nurtujących ich spraw.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania