Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 86

Ludzik na długo przed spotkaniem z Jeleniowcami wiedział, że łania, na którą czekał, się zbliża i jeszcze przed zobaczenie jej, w kierunku zlęknionej samicy wyciągnął rączki. Kiedy tak uczynił, wszelka obawa przed nieznanym opuściła ją i przyzywana odeszła od króla. Pierwszy raz ufna do obcych podeszła do niego. Chłopiec na jej widok się rozpromienił i zaczął jaśnieć znacznie bardziej niż zawsze. Bijące od niego światło pośród panującej dookoła ciemności tworzyło enklawę ciepła i dobra. Nieufna obcym Or, zbliżyła się do niego i wilgotnymi nozdrzami dotknęła wnętrza jego malutkich dłoni.

Gdy doszło do kontaktu, ludzik roześmiał się, a gdy jego matka to usłyszała, jej serce z radości i szczęścia mało nie pękło. Uczucie jej musiało być niesłychanie silne i poprzez niewidoczną więź dotarło do partnera. Ojciec dziecka pomimo natłoku ważnych dla ludzkości spraw odebrał przekaz i odpowiedział na niego. Zanim oczy zebranych przystosowały się do rozbłysku intensywnego światła i ktokolwiek ochłonął, pomiędzy nimi pojawiła się widmowa postać Naira.

Król Jeleniowców podobnie jak inni nie dostał czasu, na ochłoniecie i poukładanie w swojej głowie zjawisk oraz obrazów wykraczających daleko poza jego zdolność pojmowania. Zmieniony fizycznie od ostatniego spotkania Nair, wyglądał inaczej, lecz dla jedynego prawdziwego przyjaciela, wewnątrz pozostał taki sam, dlatego rogacz nie był zaskoczony, gdy odezwał się do niego.

- Witaj stary druhu, przebywając tymczasowo w zaświatach, wiele myślałem o tobie i twoim pragnieniu, lecz nie mogę ci tego ofiarować. Dar przeznaczony dla ciebie dotrze do przyszłej królowej, matki twoich dzieci, o ile będziesz ze wszystkich sił tego pragnął.

Kiedy wymówił ostatnie słowo dworka Or, barwę sierści zmieniła na srebrzystą i nie zdając sobie z tego świadomości, odezwała się do dziecka.

- Od pierwszej chwili pokochałam ciebie słodziaku i mam nadzieję, że od tej chwili stale będę ci towarzyszyć.

Jeleniowiec, słysząc te słowa, wymownie spojrzał na Mino, a tanie wiedząc co odpowiedzieć, tylko wzruszyła ramionami i rozpłynęła się w powietrzu. Pragnienie królewskie przekornie zostało zrealizowane, lecz dla Yai dalej było nieosiągalne. Jego przyszłe dzieci mogły odziedziczyć dar po matce, lecz pod warunkiem, że on będzie ich ojcem. Jeżeli do tego nie dojdzie jedynie dworka Or, będzie miała zdolność mówienia, a gdy umrze, lub zginie, jej zdolności otrzymane w darze dla rasy Jeleniowców staną się niedostępne.

Yai od czasu powrotu na dwór nie tylko uzyskał tytuł króla, lecz dorobił się gromady potomstwa i snobistycznie korzystał z władzy. Sielanka trwała do czasu zmiany biegunów Ziemi, w których trakcie jego rodowe ziemie utraciły swoje niezwykłe właściwości i przestały się nadawać do dalszego zamieszkania. Osiedlone tam rozumne rasy wyemigrowały w różnych kierunkach z nadzieją na znalezienie dla siebie nowego domu. Władca Jeleniowców miał ograniczony wybór i musiał podążać szlakiem, jaki wyznaczała roślinność nadająca się na paszę. Nowe przymierze zawarte pospiesznie na szlaku z Kii zapewniły im niewielkie poczucie bezpieczeństwa. Jednak od pewnego czasu czuł, że stwory zamierzają podporządkować sobie Jeleniowców jako stałe źródło świeżego mięsa. Spostrzeżenie zawdzięczał rozmowie z dworką Or i ostrzeżeniu przed ich roszącymi żądaniami. Wtedy poznał jej warunki, jakie postawiła, gdy próbował z nią współżyć, lecz przy okazji otworzyła mu oczy na to, co się dookoła niego dzieje. Teraz po przemianie jeszcze bardziej obawiał się zaostrzenia jej stanowiska niż złagodzenia. Sytuacja stała się dla niego niekomfortowa, ponieważ rada królewska mogła się sprzeciwić tylko jednej królowej, która w przyszłości była w stanie uzyskać znaczne wpływy. Gdyby im się sprzeciwił i zawarł monogamiczny związek, a zwłaszcza podporządkował się jej żądaniom i to samicy z najniższej warstwy społecznej. Wtedy nie tylko musiałby być jej wierny, lecz koronować ją na królową i podzielić się władzą. Nigdy od zarania dziejów i w całej historii monarchii do czegoś takiego nie doszło i królowie posiadali liczne haremy. Prestiż władcy Jeleniowców zależał od tego, ile samic tylko dla siebie posiadał władca. Kiedy ich liczba była mniejsza niż sto, taki król przez poddanych był traktowany jako nieudolny i zniewieściały, a nie silny i potężny władca. Dlatego życiorysy nawet najstarszych jego przodków były podkoloryzowane, a liczebność ich haremów wielokrotnie zwiększana.

Srebrzysta łania Or, wilgotnym pyskiem muskała rozradowanego ludzika i słownie zapewniała go o swojej miłości. Osesek musiał podzielać jej uczucia, ponieważ stale przytulał się do jej pyska i płakał, gdy matka próbowała go od niej odsunąć. Dość szybko, a w ocenie innych za szybko się poddała i nosidełko malca przytwierdziła do grzbietu łani. Samica Jeleniowców z powstałej sytuacji wydawała się zadowolona i była dumna, że chłopczyk obdzielił ją miłością, podobnie jak ona jego. Uczucie było tak silne, że wcześniej płochliwa łania w razie zagrożenia przeradzała się w śmiercionośne narzędzie, które dość szybko zebrało swoje żniwo. Pierwsza ofiarą jej niewielkich rogów, kopyt i zębów stał się jadowity wąż Bragin, który potrafił połknąć znacznie większą zdobycz niż niewielkiego Jeleniowca.

Or wszystkie swoje zmysły i potrzebę matkowania podporządkowała oseskowi. Dlatego jako pierwsza wypatrzyła zagrożenie i nie bacząc na własne życie oraz zdrowe zaatakowała, podskakując przy tym niczym sprężyna. Wąż po błyskawicznym pozbyciu się roślinnego kamuflażu był przyczajony do uległości oraz lęku przed jego zwinnością i masą. Dlatego nie potraktował zbyt poważnie zagrożenia i wkrótce legł martwy pod drobnymi kopytami potencjalnej zdobyczy. Ludzika podskoki nowego wierzchowca rozbawiły i bez najmniejszego lęku przeżył atak niebezpiecznego jadowitego węża.

Mino, uwolniona z ciężaru, jakim było noszenie syna, początkowo nie wiedziała, co powinna zrobić z rękami. Kiedy ból ustąpił, nastąpiła konsternacja czy synek na grzbiecie łani jest bezpieczny i gdzie powinna przy przemieszczaniu znajdować się ona. Jednak podczas konfrontacji z wężem, gdzie strach ją niemal nie zabił, czterokopytna opiekunka udowodniła, jak bardzo potrafi być pomocna i skutecznie ochronić jej dziecko.

Władca Jeleniowców znacznie mniej był zadowolony z wydarzeń, do jakich w jego obecności doszło i zastanawiał się, w jaki sposób ich sukces mógł zaanektować dla siebie i swojej rasy. Jakiekolwiek niepowodzenie nie wchodziło w rachubę, ponieważ kojarzyło się ono z jego porażką, a w czasach zmiany biegunów na coś takiego nie mógł sobie pozwolić.

Najważniejszym dla zachowania władzy był prestiż i bezwzględne posłuszeństwo, natomiast wszelkie inne niepowodzenia wiązały się z anarchią. Chcąc zachować jedność królestwa i wysoki status rasy, na jaką pracowały pokolenia, był zmuszony pomimo trudności scalić jedność i osiągnąć znacznie wyższy poziom zaufanie oraz posłuszeństwa niż wszyscy inni razem wzięci jego poprzednicy. Zgodnie z przesłaniem jego dwunożnego przyjaciela, nie on, lecz jego potomkowie mieli szansę na rozwój poprzez zdolność artykulacji mowy. On jedynie mógł przyczynić się do powstania rasy myślicieli i mówców, którzy słowo przekuwają w czyn i za sobą pociągną miliony kolejnych pokoleń innych ras. Wizja potężnego pierwszego władcy, który przełamał narzucone ograniczenia, zawładnęła jego umysłem i by to osiągnąć, wszystko inne przestało się liczyć. Ryzykując rozłam, zwołał pospiesznie walne zgromadzenie stada i w blasku wstającego słońca oznajmił swoją decyzję. Natychmiast spotkał się z licznymi zarzutami o sprzeniewierzeniu się własnej rasę i ulęgnięciu odmieńcowi, jaki nie ma prawa przebywać pośród prawych i szlachetnych Jeleniowców. Gdy zamilkł, nastąpiło kilka wystąpień jego oponentów, wybranie nowego przywódcy i pozostawienie go samego.

Inteligentne stwory Kii z powstałej sytuacji były bardzo zadowolone i nadskakując nowemu przywódcy, dość szybko ze stadem oddalili się od Mino, ludzika, Or, zdetronizowanego króla i wilczałów. Kiedy zostali sami partnerka Naira podeszła do rogowatego przyjaciela, pogłaskała go po karku i mentalnie powiedziała.

- Szkoda, że tak się stało, będzie ci tego brakować?

- Nie, najbardziej szczęśliwy byłem, gdy wędrowałem z Nairem, a on stał się moim przyjacielem. Wcześniej go nienawidziłem, że mnie zniewolił, lecz w pętach miałem czas zastanowić się nad swoim postępowaniem i ta ocena dla mnie była wyjątkowo niekorzystna. Teraz wiem, że nikogo już nigdy ze swojej rasy nie ujrzę, ponieważ efekt powstrzymania starzenia wraz ze zburzeniem pałacu przepadł, a fałszywi sprzymierzeńcy wkrótce podporządkują sobie wszystkich. Odizolują nowe pokolenie od ich rodziców i nikt nie nauczy osesków mowy mentalnej. Kiedy edukacja młodego pokolenia upadnie, wszyscy zostaną zepchnięci do poziomu zwierzyny łownej, i a by to utrzymać, muszą żyć w wiecznym strachu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • NataliaO rok temu
    Byłam. Czytałam. Urzeka mnie jak zawsze.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania